IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 Spiralne schody

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Mistrz Gry

Spiralne schody 1ERq90H
Spiralne schody Empty

PisanieSpiralne schody   Spiralne schody EmptyCzw Mar 31 2016, 23:48
Spiralne schody

Niezwykle spiralne schody ze zdobionymi w barokowym stylu balustradami, które przechodzą przez wszystkie piętra budynku i prowadzą do najwyższej wieży w Koldovstoretz. Jak powszechnie wiadomo – są one od lat niedostępne dla uczniów i nie idzie się do nich dostać nawet za pomocą potężnych zaklęć otwierających. Dlatego też aktualnie marmurowe schody, na które można wejść wyłącznie z wirydarza, pełnią funkcję dobrego punktu obserwacyjnego, gdyż widać z nich całą powierzchnię szkolnego dziedzińca. Zimą jednak należy szczególnie uważać, gdyż stopnie często są oblodzone, a przez to bardzo śliskie i zdradliwe – co zwykle kończy się nieprzyjemnym upadkiem.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyWto Maj 03 2016, 00:36
Po spotkaniu z Ulą w salonie

Musiała odetchnąć. Potrzebowała świeżego powietrza i samotności - w salonie zaroiło się od rozchichotanych dziewcząt obgadujących nowych członków grona pedagogicznego. Po rozmowie z Ulianą Aliszka nie była w stanie zmusić się nawet do sztucznego, uprzejmego uśmiechu, kiedy próbowała przeprosić dziewczęta stojące w przejściu. Zarzuciła na siebie swój odrobinę za duży sweter i udała się ze skrzydła dziewcząt w bliżej nieokreślonym kierunku. W jednej z kieszeni jej swetra znalazła sobie przytulne miejsce Klisza - już zaczynała smacznie chrapać, mimo że zbliżała się dopiero dziewiętnasta. Karamazova jej troszeczkę zazdrościła. Też miała ochotę położyć się do łóżka i zasnąć, ale... nie mogła. Mimo że była bardzo zmęczona wczorajszym i dzisiejszym dniem, a ostatniej nocy nie spała zbyt dobrze, mimo że zmorzyca dawała o sobie znać, i mimo że w jej sypialni nie było żadnej koleżanki, nie była w stanie położyć się do łóżka, zakopać w pościeli i odpłynąć w objęcia Morfeusza. Doznała zbyt wielu wrażeń - pierwszy dzień jej siostry w Akademii, wiele niedokończonych rozmów, zrobiła nawet kilka zdjęć z pierwszego dnia w szkole. Podczas przemówienia pani dyrektor Zakharenko również zrobiła kilka fotografii - do kroniki szkolnej. Sama nie wiedziała, kiedy znalazła się w okolicach wirydarzu. Uwielbiała to miejsce. Często tutaj przychodziła, jeszcze w pierwszych latach swojej nauki, aby pobyć w samotności i poobserwować dziedziniec oraz uczniów krążących na dole. Teraz na dziedzińcu nie było nikogo - wszyscy w dalszym ciągu bawili się na uczcie albo w dormitoriach. Tylko Aliszka była teraz sama. Jak zwykle. Przysiadła na chłodnych, marmurowych schodach i skryła się we wnęce, zawijając rękawy czarnego swetra na dłonie, aby nie zmarzły jej jeszcze bardziej. Siedziała tak w milczeniu, pozwalając myślom błądzić. Nawet nie zdawała sobie sprawy, kiedy w jej umyśle zawitał Baryshnikov.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyWto Maj 03 2016, 16:51
Rozpoczęcie roku wiązało się, z przytłaczającą wesołą atmosferą w której Timon tym razem, z tylko sobie znanych względów nie miał ochoty brać większego udziału. Zazwyczaj entuzjastycznie podchodził do sprawy, ale od Kołowianków coś się w nim zmieniło. Wyraźnie ciążyło mu to na duszy. Nie mógł sobie do końca poradzić z niedawno zaistniałymi zdarzeniami. Jedyne, co teraz miał w głowie to wielki burdel którym sam musiał zarządzać – strasznie go to irytowało, dlatego też na zaczepki tego dnia reagował nieco zbyt agresywnie. Opuścił swoich najbliższych znajomych, których była tylko garstka, ponieważ reszta rozeszła się, to tu to tam, aby kontynuować rozsiewanie entuzjastycznych ploteczek o tym co działo się w trakcie minionych czterech miesięcy. Wyszedł długim korytarzem na wirydarz w celu rozładowania emocji - w towarzystwie wdzięcznych mu papierosów. Pomyślał, że Karamazova nie byłaby zadowolona widząc go trującego się czymś takim. Przemknęła mu przez myśli kiedy w pośpiechu rozglądając się na boki zaciągał się. Był na siebie zły. Ruszył w kierunku dobrze znanych sobie schodów, aby zaprzestać stania na wylocie. Trafienie na zbłąkanego nauczyciela na pewno nie skończyłoby się dla Baryshnikova dobrze. Westchnął. Dosyć miał czasem tego czepiania się o wszystko co możliwe. Nie był do tego przyzwyczajony. Jeszcze do niedawna nie musiał użerać się z całą kadrą. Z Komitetem Dyscyplinarnym. Ani myśląc, przysiadł na marmurowym schodku. Wydawało mu się, że nie ma przy nim nikogo. Wokół było bardzo cicho. Pusto. Wszyscy bawili się wewnątrz. Wszyscy, poza nim. Palcami przeczesał jeszcze do niedawna starannie ułożone, na rozpoczęcie włosy. Wdychając ulatujący z papierosa dym, przyuważył kątem oka ruch który od razu go zainteresował. Karamazova tutaj? Niezauważalnie wciśnięta w szczelinę. Skrywająca się, przed całym światem. Zakrztusił się na jej widok. Schował niedawno rozpoczęty niedopałek za jednym ze swoich boków. - A Ty, co tu robisz? - Wychrypiał, nadal speszony jej obecnością. Nic się nie zmieniła. Widzieli się niedawno, a więc jak wielkiej zmiany od niej oczekiwał?
- Co z Twoimi koleżankami? Ostatnio sporo z nich szczebiotało na korytarzach, a Ciebie z nimi nie ma? Ominą Cię najlepsze ploteczki. - Ukradkiem strzepnął na ziemię wypalający się, szary, spadający w stanie dość ciepłym na dłoń tytoń. Nabrał w płuca dymu, ten ostatni raz, a później z bólem w sercu otarł resztkę o schody, powstrzymując się przed dokończeniem. Wypuszczając drażniący kłąb dymu czuł w żołądku ścisk. Pogadanka Aliszy o zdrowiu nadchodziła wielkimi krokami. Łypnął na nią wyczekująco.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyWto Maj 03 2016, 20:14
Zmierzchało. Powoli robiło się chłodno, a deszczowe, ciężkie chmury w dalszym ciągu przysłaniały niebo. Nie padało - przynajmniej chwilowo, co Aliszka planowała wykorzystać, siedząc sztywno na schodach i zajmując swoją głowę ponurymi myślami. Chowała dłonie w rękawach swojego przydługiego swetra, przyjmując dość skuloną pozycję, aby zatrzymać jak najwięcej ciepła. Klisza leżała nieruchomo w jej lewej kieszeni, oddychając miarowo i uspokajając tym oddechem swoją właścicielkę. Nie miała ochoty płakać. Nie miała ochoty się śmiać. Na nic nie miała ochoty - czuła się wyprana ze wszelkich emocji. Odkąd Ula powiedziała jej o zaaranżowanym małżeństwie oraz o tym, że nie może wyjść za Yuriego, do Aliszki dotarła smutna prawda. Jeśli kiedykolwiek zakochałaby się w kimkolwiek, kto nie pochodziłby z rodziny zaprzyjaźnionej z Karamazovami, ojciec zapewne zaaranżowałby jej własne małżeństwo. Teoretycznie dla jej dobra - zapewne aby z poczucia małżeńskiego obowiązku nie uciekła spełniać swoich marzeń. Sytuacja, w jakiej znalazła się Uliana, sprawiła, że Aliszka zdała sobie sprawę ze swojej bezmyślności. Nie mogła skazać żadnego chłopca na miłość do siebie. To bezsprzecznie równało się ze złamanymi sercami obojga. Ukryła twarz w dłoniach i jeszcze bardziej wcisnęła się we wnękę znajdującą się obok schodów. Była tak uczuciowa, a tak wiele w sobie tłumiła. Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później wybuchnie - płaczem, złością, może wszystkim naraz. Jednak była niezadowolona, że nie może wypłakać się teraz, dopóki nikt jej nie widzi i nie musiałaby się znów hamować. Nagle usłyszała czyjeś kroki, całkiem niedaleko siebie - uniosła z zaskoczeniem głowę i spostrzegła... Timona. Och, nie. Owszem, cieszyła się na jego widok, ale wolała nie rozmawiać z nim dzisiejszego wieczoru. To był po prostu zły moment. Na szczęście, nie zauważył jej - cichutko spięła się nawet dwa stopnie wyżej. Poczuła ostry zapach dymu papierosowego. Zmarszczyła nosek, wdychając głęboko powietrze, aby powstrzymać się od kąśliwej uwagi. Timon, myślałam, że już o tym rozmawialiśmy. Ta uwaga wręcz cisnęła się na usta. Myślała, że pozostanie niezauważona, jednak nie. Timon nagle obejrzał się, przez co zarumieniła się, jakby złapał ją na czymś niestosownym. W gruncie rzeczy była tu pierwsza, więc nie wiedziała, skąd taka reakcja. Zmarszczyła brwi, kiedy spytał, co tutaj robi. - Siedzę, nie widać? - odparła, nieco obruszona, ale zeszła powolutku po schodach, aby usiąść obok Baryshnikova. Jej bystrym oczętom nie umknęło otarcie niedokończonego papierosa o schodek. Zmarszczyła nosek. - Znowu palisz - wymsknęła jej się krótka uwaga, która zawierała w sobie mnóstwo wyrzutu i rozczarowania. Nie zamierzała odejmować mu punktów. Był jej przyjacielem. Poza tym rok szkolny nie zaczął się jeszcze na dobre - dzisiaj postanowiła mu wybaczyć, ale z każdym kolejnym razem niewątpliwie ukarze go surowiej niż zwykłego ucznia. - Nie mam nastroju na plotki - dodała ciszej, zwieszając głowę i wkładając dłoń do kieszeni, w której drzemała sobie Klisza. - A ty? Czemu nie świętujesz z innymi? - spytała, spuszczając wzrok na własne buty, które były nieco ubłocone. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i zaczęła je wycierać. Trochę trudno było jej się skupić, kiedy Timon znajdował się obok, dlatego zwykłe czyszczenie butów zajęło jej dwa razy więcej czasu niż zwykle. Poza tym chciała zająć czymś dłonie.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyWto Maj 03 2016, 22:51
Rumieniec naturalnie zwrócił uwagę starszego, ale pomimo przelotnego uśmiechu, malującego się na wargach starał się tłumaczyć sobie, że to tylko najzwyczajniejsze wybryki zbyt wybujałej wyobraźni. Zdarzało mu się, przed zaśnięciem nie raz myśleć o nich nie jako o osobnych, samodzielnie funkcjonujących jednostkach które nie potrzebowały nikogo, żeby poradzić sobie z ciężkim życiem. Postarał się o to, aby udawać zaskoczonego kiedy wytłumaczyła się, że tylko niewinnie tu przesiaduje, nie robiąc żadnych zdrożnych rzeczy. Zaskoczony, że jak to tak taka Karamazova najnormalniej siadała tu tym swoim wypielęgnowanym olejkami, okrągłym ty... Odchrząknął. Wzruszył na jej upomnienie lekko ramionami, starając się nie zrobić miny zbitego psiaka – przybłędy, który przypadkiem pogryzł buty.
- Rak się przecież sam nie nakarmi. - Zażartował. Sucho. Trzymał kciuki za to, że gdzieś tam dzięki tym jego nie wyszukanym żartom, jakiejś starej babci schnęło w mgnieniu oka wywieszone na sznurach pranie w ogrodzie. Przeciągnął się przy niej leniwie. Starał się zbytnio nie myśleć. Próbował odciąć się od nachalnych wspomnień. Wszystkim byłoby wygodnie, gdyby rzeczywiście mu się to udało. Starał się. - A na co masz nastrój? - Podchwycił. Przechylił się nieco. Zawiesił niżej głowę, a później od niechcenia przetarł palcami po obolałym karku, nasłuchując przy tym głośniejszych kroków, które nie miały racji bytu. Upewniał się, że teraz na terenie szkoły, byli bezpieczni. Wyczulił się na to. Ale nie chciał, żeby Karamazova o tym wiedziała. Nie musiała. Wolał, żeby żyła z przekonaniem, że nie przejmował się w jej towarzystwie niczym. - Boli Cię coś? - Zmartwiony ton musiał wkraść się w rozmowę prędzej, czy później nawet jeśli chciał utrzymywać dystans. Trudno mu było być przy niej chłodnym, obojętnym na wszystko Baryshnikovem. Zapatrzył się w jej buty. Śmieszne. Chowała w nich te swoje maleńkie, podatne na łaskotki stopy. Zawsze zwracał uwagę na takie szczegóły, ale kto by się tym przejmował poza nim samym. - Szczerze mówiąc, to nie mam już czego świętować. To będzie nasz ostatni wspólny rok, o ile żadne z nas specjalnie nie obleje roku. Ja powinienem to zrobić, żeby znaleźć się w Twojej klasie. Spisywałbym od Ciebie. - Wypatrywał jej ruchów, a kiedy zaczęła tak starannie czyścić wtrącił się, do wykonywanej czynności.  Podciągnął jej rękawy, na nadgarstkach, żeby przypadkiem nie przybrudziła krańców swetra. Skarcił ją spojrzeniem. Nawet jeśli była teraz bardzo zdezorientowana wychodził z założenia, że nie powinna o tym zapominać. Dziewczyny zawsze nosiły droższe ubrania. Ona tez. Odsunął od niej dłonie. Nie chciał się zbytnio narzucać. - Czyścioch. - Burknął. Pochwalał to, że zawsze starała się utrzymywać nienaganny wygląd, ale nie mógł powstrzymać się, przed dopiekaniem. Obruszyłby się na pewno, gdyby te słowa padły z ust kogoś innego. Czuł się w towarzystwie dziewczyny na zupełnie innych prawach, przynajmniej do czasu.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptySro Maj 04 2016, 11:23
Spiralne schodki na wirydarzu były jednym z jej ulubionych miejsc. Mało osób tutaj przychodziło, kiedy pogoda nie dopisywała - tak jak dzisiaj. Większość uczniów uznawała te schodki za bezsensowne, ponieważ nigdzie nie mogli za ich pomocą dojść. Aliszka zrobiła mnóstwo zdjęć, siedząc tutaj. Wirydarz, niebo, wieże, do których nikt nie miał dostępu, nawet nauczyciele. Czasami zastanawiała się, czy byłaby w stanie otworzyć drzwi prowadzące na jedną z baszt i odkryć ich tajemnice, ale nie mogła zmusić się do złamania zakazu dyrektor Vankhenko. Wiedziała, że jako przedstawicielka Komitetu Dyscyplinarnego nie może sobie pozwolić na żadne wybryki. Musiała być autorytetem, wzorem, przykładem. W ostatnim roku zbytnio jej to nie przeszkadzało - teraz czuła się przytłoczona tą odpowiedzialnością. Przyjrzała się uważnie Timonowi. Widzieli się zaledwie wczoraj, ale według niej minęło o wiele więcej czasu. Jedna noc wystarczyła, aby Baryshnikov zmienił podejście. Dotrzymywał obietnicy. Prawda? Tylko czemu ten fakt ją smucił? Czemu miała wrażenie, że patrzy na nią teraz inaczej? - Rak? Masz kraba? Raka? - spytała Aliszka, zbita z tropu i nieco nieświadoma, czym jest ów rak. Baryshnikov kupił sobie nowe zwierzątko? Nie chciałaby mieć raka w terrarium. Raka nie było jak przytulić, pogłaskać albo ucałować, pewnie musiałaby też uważać, żeby nie uszczypnął jej swoimi szczypcami. Aliszce do głowy nie przyszło, że rak mógłby być mugolską chorobą. Wychowała się w świecie czarodziejów, a nikt nie miał okazji zapoznać jej ze światem mugoli nawet w najmniejszym stopniu. Słysząc pytanie przyjaciela, przechyliła głowę na bok, a ciasno splątany, jasnoblond warkocz opadł jej na ramię. Na co miała nastrój? - Na refleksje...? - bardziej zapytała niż odpowiedziała. Zawiesiła głos i spojrzała niepewnie na Timona, wzruszając ramionami. Nie wiedziała, na co ma ochotę. Najchętniej siedziałaby razem z nim, skoro już tutaj był, w milczeniu, pozwalając myślom błądzić gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie zasady nie obowiązywały. Nagle usłyszała pytanie. Niby niewinne, ale bardzo trafione. Boli cię coś? - Nie - odparła, mimo że doskonale wiedziała, co ją bolało najbardziej. Wspomnienia. - Nawet nie próbuj zawalić egzaminów - zaoponowała Aliszka, czując, jak Klisza wychyla się z jej kieszeni. Podstawiła jej pod nosek swoją dłoń, ale myszka postanowiła zostać w kieszeni swetra. No tak. Tam było o wiele cieplej. - Trudno uwierzyć, że to nasz ostatni wspólny rok... - westchnęła, uśmiechając się smutno. Nagle poczuła, jak Timon podciąga jej rękawy - zastygła na chwilę w bezruchu, nie unosząc głowy, ale już po chwili wróciła do swojej czynności, zmazując błoto z butów dwa razy szybciej niż przedtem. Każdy najmniejszy dotyk Baryshnikova sprawiał, że się denerwowała. Dlaczego? - Zawsze mogę chodzić w ubłoconych glanach i powyciąganych bluzkach, jak Livia albo Vasilija - prychnęła z ironią, posyłając Timonowi dość znaczące spojrzenie. Dawała mu wybór. Jeśli chciał, mógł iść i razem z Livią i Vasiliją błąkać się po błocie albo zostać z nią, z Aliszką, na tych chłodnych, marmurowych schodach. Nie wiązała go na smyczy. Był wolny. Zawsze był wolny. Nie obowiązywały go zasady, relacje. Mógł robić, co tylko chciał.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptySro Maj 04 2016, 14:14
Karamazova również miała ochotę pożartować z raka? Zastanawiał się chwilę, o co chodziło z tym wspomnianym krabem, a później doszło do niego subtelnie, jak spotkanie czoła z cegłą, że należąca do dość wykształconego rodu dziewczyna nie miała tak naprawdę pojęcia o tym, o czym do niej mówił. Dotychczas nie dopuszczał do siebie myśli, że światy w których się wychowywali, były zupełnie inne. Że to tylko dla niego dziwne było latanie na miotle, jedzenie suszonych skolopendr – a to była Aliszowa codzienność. Magia nie wywierała na niej tak dużego wrażenia. - Nie mam. Ale mógłbym mieć. Aliso... Mówię Ci o takiej chorobie. Kojarzysz? Rak to taki nowotwór, który atakuje różne części ciała. W przypadku palenia – byłyby to płuca. - Wyjaśnił, starając się w poważnej sytuacji nie parsknąć podenerwowanym śmiechem. Chłód, który stopniowo do nich docierał zaczynał dawać się we znaki. Dmuchnął w złączone ze sobą dłonie, żeby trochę je rozgrzać. Ostatnimi czasy strasznie marzł. I nie wiedział co było tego przyczyną. Kiedy Alisa znajdywała się niedaleko, zwyczajnie brakowało mu ciepła. Normalnie by się do niej niezobowiązująco przytulił, ale teraz ten ruch wydawał mu się strasznie nieodpowiedni.  - Czasami nie można go wyleczyć. - Dodał, aby uściślić. W końcu miał na ten temat trochę więcej do powiedzenia. Miał z tym styczność osobiście, kiedy pomieszkiwał u ciotki Sławy. Wzdrygnął się, wpatrując w chmurzące się niebo. - Myślisz, że będzie dzisiaj padać? - Wszystko na to wskazywało. Ciepłe Kołowianki teraz zbierały swoje żniwa psującą się pogodą. Rośliny musiały do siebie dojść po tym ciepłym okresie. Czekały tylko, aż spadnie deszcz który zwilży ich zeschnięte pożółkłe listki. - Nudno mi bez Ciebie będzie. - Wyznał. Inaczej nie umiałby powiedzieć tego, że będzie mu jej brakować. Jeszcze nie zastanawiał się nad tym co stanie się z nim po szkole. Gdzie powinien po wszystkim zmierzać? Nie mógł wrócić do normalnego życia, wśród przeciętnych mugoli którzy nie mieli pojęcia o innym świecie. Ale nie mógł też zostawić najbliższej, najzwyklejszej w świecie rodziny, która właśnie tam na niego czekała. - Chowasz tu coś przede mną? - Wskazał na poruszającą się w swetrze kieszonkę, we wnętrzu której, co jakiś czas bezkarnie buszowała maleńka Klisza. Prychnięcie które uleciało spomiędzy jej ust nie zostało przeoczone. Odprychnął, kręcąc w niedowierzaniu głową na jej słowa. Powinna przestać snuć fantazje o tym, może być taka jak pozostałe dziewczyny, niektóre bardziej męskie od niejednego chłopca. Zwady tylko szukały, nadawały się jedynie na przelotne spotkania – bo za bardzo podskakiwały, a Timon tego nie lubił. - A co powiesz na króciutkie, kolorowe spódniczki, dziurawe czarne rajstopy, postawione, farbowane włosy i czerwoną szminkę? To nie są Twoje klimaty, Aliso. Naprawdę, nie wyobrażam sobie Ciebie krzyczącą hasła o równości tuż pod urzędami miejskimi. A Livia i Vasilija niepotrzebnie na siebie uwagę zwracają. - Baryshnikov nie pochwalał tych wszystkich zbuntowanych dziewczyneczek, które kiedy przyszłoby co do czego, na pewno pierwsze uciekłyby z płaczem. Tak jak o Vasiliji wiedział całkiem sporo i mógłby uwierzyć, że nie była tylko zwykłą pozerką, tak Livia wzbudzała w nim mieszane odczucia. Przysunął się odrobinę bliżej. Zawędrował dłonią w kierunku kieszeni, w której drzemało Aliszowe cieplutkie zwierze. O. I dłoń, którą pochwycił.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptySro Maj 04 2016, 17:19
Dla Aliszki latanie na miotle również było dziwnym doświadczeniem. Nigdy nie lubiła latania, zawsze unikała zarówno zwykłych mioteł, jak i tych tradycyjnych, na których przemieszczali się Rosjanie. Nie miała lęku wysokości, ale po prostu nie przepadała za quidditchem - stąd uważała tę umiejętność za bezsensowną. Tak samo było z miotłą jako środkiem transportu. Wolała poświęcić trochę czasu na naukę teleportacji po swoich osiemnastych urodzinach, co było o wiele praktyczniejsze od zwykłego latania. Nie trzeba było pilnować prognoz pogodowych, czy będzie padało, czy będzie wiało, czy będzie grzmiało. Z teleportacją było o wiele prościej - można było teleportować się z jednego pomieszczenia na jednym końcu Rosji w drugie na drugim końcu Rosji, a to wszystko bez wychodzenia na dwór. Zamrugała kilka razy oczętami, słysząc tłumaczenia Timona dotyczące raka. W wyobrażeniach Aliszki rak nadal pozostawał tylko bezbronnym - no, może nie do końca - zwierzątkiem. - Wyciąg z imbiru i żywokostu powinien pomóc. Wspomaga regenerację - uśmiechnęła się Aliszka, wszystko tłumacząc sobie na swój sposób. Pewnie rak to taka mugolska, niegroźna choroba, którą przechodzi każdy w zależności od jego trybu życia. - To nie jest genetyczne, prawda? Jeśli nie jest genetyczna, nie może być śmiertelna. Na przykład zmorzyca jest genetyczna - stwierdziła po chwili, wzruszając ramionami. Zerknęła niepewnie na Timona, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego wygląda, jakby chciał wybuchnąć śmiechem. Spostrzegła, jak chucha w dłonie - na pewno było mu zimno, miał na sobie tylko mundurek. Pewnie wyszedł tylko na papierosa i miał zamiar spędzić na tych schodkach może pięć minut. Jednak widząc Aliszkę, postanowił z nią porozmawiać. To była ich pierwsza okazja do rozmowy sam na sam, odkąd rozstali się wczorajszego wieczoru. Z jednej strony Karamazova nie mogła doczekać się takiego momentu, a z drugiej... bała się. Nie wiedziała, na co może sobie pozwolić, a na co nie, co obraziłoby Timona, a na co zareagowałby z entuzjazmem, dlatego postanowiła być ostrożna. - Nudno? - zaśmiała się, otwierając szeroko swoje brązowe oczy. - Jak już odejdziesz... Wątpię, czy będę się nudziła, w końcu będę się uczyć do egzaminów ostatecznych, ale... będę bardzo tęskniła - stwierdziła Aliszka, nie owijając w bawełnę i spuszczając główkę w dół, na swoje świeżo wyczyszczone buty. Na jej twarzyczce znowu pojawiły się rumieńce. Nadal nie wiedziała, dlaczego. Uniosła nieznacznie głowę, kiedy Timon wskazał na jej kieszonkę. - Nic nie chowam, to tylko Klisza - wzruszyła ramionami. Spojrzała na niego spod oka, kiedy prychnął - doskonale wiedziała, co miał na myśli, ale nie uspokoiło to jej obaw. Takie dziewczyny jak Livia albo Vasilija po prostu brały, kiedy czegoś zapragnęły - pewnego dnia mogłyby wziąć na cel Timona. Nie wiedziała, jaka relacja łączy obie z dziewcząt z jej przyjacielem, ale nie zamierzała pytać, nie chciała być wścibska. To było jego życie. Powinna już dawno nakreślić oczywistą granicę pomiędzy nimi, między nią a Timonem, zamiast pozwalać na ciągłe zacieśnianie ich sympatii, ale... nie potrafiła. Miała do Baryshnikova dziwną słabość. - Widzę, że ty wiesz lepiej, jakie są moje klimaty - powiedziała z przekąsem. Westchnęła. Nie lubiła być ograniczana, ale dobrze wiedziała, kto - jako jedyny - stawia jej warunki. Ona sama. Drgnęła, gdy Timon przysunął się bliżej. Odruchowo chciała przesunąć się w drugą stronę, ale jedno z jej ramion już stykało się z lodowatym murem. Patrzyła, jak dłoń Timona powoli zagłebia się w jej kieszeni. Poczuła, jak łapie ją za dłoń. Odruchowo zacisnęła palce na jego palcach, nie potrafiąc odrzucić tego gestu. Dzisiaj miał chłodną dłoń, prawie tak chłodną jak jej. Nagle Klisza wychyliła łepek i zaczęła wspinać się po ramieniu Timona - nie pierwszy raz. Aliszka zaśmiała się i zaczęła obserwować swoją myszkę, która uporczywie starała się dostać za kołnierzyk Baryshnikova.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptySro Maj 04 2016, 22:43
Uśmiechnięta Aliszka na pewno miała bardzo dobre intencje, ale Timon nie do końca mógł wyobrazić sobie, że wyciąg z imbiru i żywokostu rzeczywiście mógłby wstrzymać rozwijające się, poważne choroby. - Zapomniałaś o małych, ciepłych okładach z rumianku na czoło. - Uśmiechnął się z rozczuleniem, mimo wyraźnej zadry w sercu. Śmiertelność mugoli była zdecydowanie wyższa od śmiertelności czarodziei, którzy chociaż ginęli wdychając nieświadomie opary trujących roślin, wypijali źle uwarzone eliksiry, a czasem z pomocą różdżki robili sobie jeszcze większą krzywdę, niż to się w głowie mogłoby pomieścić – mimo wszystkich tych czynników trzymali się latami. Starzeli się, a przy tym zazwyczaj nie tracili ważnych organów, ani rąk. Ani nawet ucha.  - Powiedziałbym, że to choroba dziedziczna. Predyspozycje do pojawienia się raka, mogą występować u nawet dziesiątego, nowego pokolenia. Najczęściej chorują na to starsze kobiety, ale młodsze też się zdarzają. Rak lubuje się, w atakowaniu piersi – które przeważnie trzeba całkowicie wyciąć, a czasami wybiera macice. - Baryshnikov kiedy o tym wszystkim opowiadał Aliszy, nie był tak bardzo zawstydzony, jak gdyby mogłaby właśnie być rozmówczyni. Co tu dużo mówić, także była pełnoprawną kobietą która mogła, ale przecież nie musiała spotkać się, w przyszłości z taką właśnie diagnozą. - Ale nie martw się. Wszystko co we wnętrzu nas, a czasem nawet i na wierzchu mogłoby zostać zaatakowane. Leczenie zazwyczaj na kilka lat wstrzymuje stan rzeczy, ale skutkami ubocznymi jest wypadanie wszystkich włosów. Słabość. Mdłości. Chudnięcie. - Wyliczał kolejno na palcach, aby niczego nie zapomnieć, a przecież tyle było Aliszy do opowiedzenia. Starszy nigdy nie miał odwagi, żeby podzielić się z nią przemyśleniami na temat Sławy. Przygryzł wnętrze własnego policzka, kiedy pomyślał, że na pewno nie interesowała się tym tematem. A on nieumyślnie próbował przerzucić na nią swoje troski. Wystarczyło, że osobiście zmagał się, z krytycznymi myślami na temat całej choroby, okresu rekonwalescencji.
- Mógłbym Cię o coś zapytać? Powiedz mi, jak Ci się żyje ze zmorzycą? Co tak właściwie się z Tobą dzieje, kiedy... No wiesz. I czemu to akurat musiałaś być Ty?  - Żal mu było tej małej Aliszy, która tak zupełnie niepotrzebnie musiała męczyć się, kiedy zmartwieniem innych dziewcząt było jedynie to, w jaki sposób spiąć dzisiaj włosy. Kieszonka w której wylegiwała się Klisza była już nagrzana obecnością śpiącego weń truchełka. Właścicielka wspomnianego dłonie miała dosyć chłodne, jak to zwykle w jej przypadku bywało. Ale tym razem nie przeraził się, kiedy także te Timonowe były wyczuwalnie zmarznięte. Przychylił się. Trącił bladym policzkiem jej ramię, kiedy tak uparcie trzymał za dłoń. Wyobrażał sobie za dużo. Ale nie mógł inaczej, skoro jawnie mu na to pozwalała.
- Chciałbym zabrać Twoją zmorzycę na siebie. - Wyszeptał. Trudno mu było z tym, że tak naprawdę, w porównaniu z nią mógłby nazwać się zdrowym. Nie licząc pewnych zabawnych mankamentów układu trawiennego, który nie lubił z nim współpracować. A Baryshnikov przecież oczami zjadłby wszystko – a w szczególności lody, latem. Kremówki. Pan Brzuszek miał jednak inne zdanie o takich smakołykach. Uśmiechnął się kącikiem ust, nie mogąc zapomnieć komentarza jednego kolegi, który prześmiewczo zażartował, że pewnego dnia jeśli dziewczyna zaprosi Timona na lody, Timon w pierwszej kolejności powie, że nie, bo będzie go ten nieszczęsny, skołowany brzuszek bolał. - Powinienem namówić Kliszę, żeby pisała mi listy o tym, że nie bawisz się z chłopcami kiedy mnie przy Tobie nie ma. Czy Cię nie wydali za kogoś. O Twoich ocenach też by mi opowiadała. - Spojrzał porozumiewawczo w małe, kaprawe oczka szybko wpinającej się Kliszy, którą próbował pochwycić. Zmierzył Alisę spojrzeniem, szepcząc zaraz konspiracyjnie, że dobił z myszą targu – teraz będzie miała rozmówczynie na oku. Wąsikami będzie mu przekazywać ściśle tajne informacje, w zamian za nasionka i suszoną żurawinę.
- Nieee. Zaraz sobie ten Twój osesek przyniesie małe narzędzia i wybuduje na mnie kurort dla myszy. Pomóż Aliso. Pomóż. - Poprosił, nie mogąc powstrzymać rozbawionego parsknięcia, kiedy maleństwo wdrapywało się na niego tymi niemożliwymi równie małymi łapkami. Pochwycił w końcu futrzaną kulkę, która najwyraźniej sytuację traktowała jako dobrą zabawę. Pomiział Kliszę, zaraz nieudolnie kiedy trzymał ją w dłoniach wygiętych w łódeczkę, chowając za nią twarz – co z tego, że w tym momencie wyglądał jak ostatni idiota. - Aliso. Aliso. Czemu ostatnio nie dajesz mi podwójnej porcji pestek dyni? Tylko Ci książki w głowie, a co z jedzeniem? Widzisz przecież, że jestem za chuda. - Baryshnikov starał się udawać, że to Klisza przemawiała do Aliszki swoim zwierzęcym, wątłym głosikiem. Maleństwo nieświadome tego, co tu się właśnie wyrabiało zerkało tylko na okolicę, wywąchiwało zaróżowionym nosem chłodnego powietrza.
- Proszę natychmiast mnie podrapać za uszkami. I wymiziać mi cieplutki brzuszek, panno Alisko. - Szczerząc się głupio, w końcu ostrożnie włożył Aliszce w nadstawione dłonie myszaste, które przyzwyczajone do charakterystycznego zapachu blondynki, zaczęło się bezkarnie mościć.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyCzw Maj 05 2016, 00:56
Aliszka została wychowana w świecie czarodziei. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że istnieją choroby, na które można zachorować zupełnie przez... przypadek. Przez złe środowisko, używki, nieaktywny tryb życia. W jej mniemaniu chorobami były groszopryszczka, mrówczyca, napływka albo smocza ospa - zwykłe przeziębienia, skurcze mięśni albo wysypki. Żadna z tych chorób nie powodowała amputacji, tracenia włosów, mdłości, chudnięcia. Dlatego patrzyła na Timona z lekkim przestrachem w oczach, po prostu bojąc się nieznanego. - Więc tak umierają mugole? - spytała cichutko, z każdym kolejnym słowem przyjaciela otwierając oczy coraz szerzej. Kiedy wspomniał o tym, że na raka chorują zwykle kobiety, zacisnęła palce na jego ramieniu, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Zaczerwieniła się leciutko, kiedy wspomniał o piersiach albo macicy - z żadnym chłopcem nie rozmawiała na takie tematy, a teraz Timon opowiadał jej o tym jak o pogodzie. - Timon - usiłowała przywołać go do porządku, ale na nic zdały się jej ostrzeżenia. Chłopak kontynuował swój wykład na temat tej okropnej choroby, a Aliszka kuliła się coraz bardziej. Nie tylko ze wstydu, ale również strachu. - Właściwie... skąd tyle o tym wiesz? - spytała w końcu, przechylając głowę na bok. Rzadko opowiadali sobie o swojej rodzinie, kiedy byli razem. Aliszka wiedziała, że mama Timona nie żyje, ale nic więcej nie zdołała z niego wydusić - tak samo jak ona niechętnie opowiadała o swoim bracie-bliźniaku albo surowym ojcu, który przewyższał życie innych chłopców nad dobro swojej córeczki. Kiedy spędzali wspólnie czas, bardzo zwinnie i subtelnie omijali ten drażliwy dla nich obojga temat, znajdując wiele innych punktów zaczepienia, na których się skupiali. Szkoła, nauczyciele, oceny, koledzy, kultura. Wyprostowała się powoli, kiedy Timon spytał ją o zmorzycę - chorobę, która towarzyszyła jej odkąd skończyła czternaście lat. Nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć. Definicję? Czy może kiedy dowiedziała się o swoim piętnie? - Spójrz na mnie. Jestem wiecznie blada i chłodna, zauważyłeś, prawda? To wszystko jest spowodowane przez niedobór krwi - zaczęła, pokazując mu swoje jasne, zimne dłonie. Dotknęła przelotnie jego policzka. - Czujesz? - uśmiechnęła się leciutko, po czym zabrała rękę z powrotem, kładąc ją na swoich kolanach. - Co jakiś czas, kiedy się bardzo zdenerwuję, robię się zmęczona i osłabiona, ale nie jestem w stanie zasnąć. To dość uciążliwe - dodała, wzdychając cichutko. - Jak myślisz, dlaczego prawie cały czas noszę przy sobie esencję dyptamową? - spytała po chwili, zastanawiając się, czy chłopak jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Przyjrzała mu się uważnie. Była nieco zaskoczona tym, że tak nagle Timona zaintrygowała jej choroba. Nigdy przedtem nie wydawał się być zainteresowany zmorzycą, a teraz... chciał wiedzieć wszystko. - Dlaczego to byłam ja? - powtórzyła pytanie, ściskając nieco mocniej jego dłoń. - Cóż. Zmorzyca to choroba przekazywana przez matki, najczęściej córkom. Moja mama odziedziczyła tę chorobę po babci, a moje ewentualne dzieci odziedziczą ją po mnie. Zmorzyca jest w naszej gałęzi drzewa genealogicznego od lat - wytłumaczyła powolutku, zataczając niewielkie kółeczka na zewnętrznej części dłoni Timona. Nie wiedziała, czy jej się jedynie wydawało, ale czy ich dłonie robiły się cieplejsze? Kiedy trącił policzkiem jej ramię, uśmiechnęła się, i gdy tylko wrócił do poprzedniej pozycji, oparła główkę o jego ramię. Tłumaczyła sobie, że tak będzie cieplej. Wcale nie robiła niczego niestosownego. Jedną z dłoni ciągle zataczała kółka na ręce Baryshnikova. - Nie chciałbyś. Zresztą, nie pozwoliłabym ci na to, nawet gdyby coś takiego było możliwe - rzekła głośno i stanowczo, tonem, którego zwykle używała, gdy karała uczniów większych od siebie. Miał w sobie coś specyficznego i nieznoszącego sprzeciwu. Słysząc jego kolejne słowa, uniosła do góry brwi. Czy kiedykolwiek bawiła się z jakimikolwiek chłopcami? Przecież Timon powinien wiedzieć najlepiej, kto był jedynym chłopcem, z którym jakkolwiek się bawiła. - Jeśli tylko nauczysz Kliszę pisać, zaopatrzę ją w pergamin i dobry atrament. A dlaczego nie wolno mi się bawić z innymi chłopcami? - spytała, uśmiechając się leciutko. Ciągle opierała głowę o ramię Timona. Było jej tak wygodnie, że mogłaby zasnąć w tej pozycji. - Przeszkadza ci? - zapytała znowu, dość rzeczowo, kiedy usłyszała wołanie o pomoc z ust przyjaciela. Zaśmiała się na wzmiankę o mysim kurorcie, ale ostatecznie nie zrobiła nic. Niech Timon radzi sobie z Kliszą sam, o. Obecność Baryshnikova powoli koiła jej niespokojne myśli, pozwalając na chwilę beztroski. To w nim uwielbiała najbardziej. Beztroskę. Tak jak teraz, kiedy zaczął mówić cichutkim, piskliwym głosem, usiłując udawać mysi głosik Kliszy. Znowu zaśmiała się dźwięcznie, wychylając się nieznacznie i całując niczego nieświadomą Kliszę w pyszczek, zupełnie niechcący obdarowując pocałunkiem również jeden z palców Timona. - Jak tylko wrócimy do dormitorium, dostaniesz wszystkie pestki, jakie dla ciebie kupiłam - rzuciła z uśmiechem, znowu układając wygodnie główkę na ramieniu Timona. Czy spoufalała się za bardzo? Chyba nie. A co jeśli tak? - Kto się domaga tych pieszczot? Ty czy Klisza? - spytała, śmiejąc się pod nosem, ale zaraz poważniejąc. Nie powinna zadawać tego pytania. Nie zmieniając jednak pozycji przejęła myszkę z rąk Timona i pozwoliła jej krążyć po ramionach, dłoniach i kieszeniach.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyCzw Maj 05 2016, 22:53
Timon w pewnym momencie potwierdził niepewnym skinieniem głowy. W gruncie rzeczy, nie mógł jednoznacznie zgodzić się z tym, że tak naprawdę umierali wszyscy. Chorób, które panoszyły się, od tak niepamiętnych czasów na tym smutnym, mugolskim padole nieszczęśników na pewno było bardzo dużo. Może nawet odrobinę więcej, niżeli w świecie w którym zamienienie się schorowanych, ludzkich nóg w prawie, że mityczny, wężowy ogon zaliczane było do sytuacji przeciętnych. Nieświadomie wprawiał dziewczynę w zakłopotanie. Wstrzymał się, przed zdradzaniem bardzo pikantnych szczegółów, kiedy rozmówczyni wypowiedziała jego imię, dając mu jasno do zrozumienia, że mógłby trochę uważać na słowa. Skinął nań przepraszająco. Zastanawiał się nad odpowiedzią. Chociaż dobrze wiedział, co mógłby powiedzieć, zdradzanie wszystkiego za pierwszym podejściem trochę mijało się założeniem, że nie musieli sobie wszystkiego opowiadać. Ale... Niestety, był Aliszy dłużny, zważywszy na później zadane pytanie, nad którym gorąco kontemplował. - Kiedy chodziłem do trzeciej klasy... Ciotka wyznała matce, że zachorowała na tę chorobę kilka miesięcy wstecz. Terapie były bardzo drogie. Ojciec w pewnym momencie nie chciał wysyłać pieniędzy na leki, a rak w końcu zagnieździł się w niej na dobre. Tam...Wiesz. Zmieniła się. Wszystko wycinali, żeby chociaż trochę zdrowiała. - Spuścił wzrok z zaskoczonej, delikatnej twarzy, zawieszając niepewne spojrzenie kolejno na przybrudzonych schodach. Później, niby to zupełnym przypadkiem na dziewczęcych łydkach starając się godnie przełknąć myśli o tym, że rodziny do których należeli były w wyraźny sposób wybrakowane. A oni nosząc w sobie takie, a nie inne geny, stwarzali jednocześnie ryzyko. Dzieci mogłyby urodzić się bardzo słabe. Chociaż miał zaledwie osiemnaście lat – martwił się o takie sprawy, nawet jeśli to nie z Karamazovą widział się, za następnych dwadzieścia. Ani myślał, żeby powstrzymać się, przed wtuleniem własnego zawstydzonego sytuacją policzka w przeciwległą przychyloną dłoń. Mogliby mieć przez takie czułości niemałe kłopoty, ale skoro Alisa ryzykowała nie chciał zostawiać jej w tym samym. Gotów był na to, żeby w porę przyznać się, że to wszystko jego wina byleby nie poniosła kary, za bratanie się z typowym brudasem, jak to zwykł mawiać na wszystkich tych, którzy nie mogli poszczycić się wspaniałym rodowodem.
- Myślę, że mógłbym zaradzić coś na Twoje zmęczenie. Co Ty na to, żebym kiedyś przy Tobie został kiedy będzie Ci źle? Matka zawsze przy mnie była, kiedy nie mogłem spać.- Ugryzł się w język. Oszukiwał się. Chciał pod pretekstem zadbania o Alisę, zostać przy niej jeszcze dłużej. Baryshnikov dostrzegłby wtedy uległość w oczach wspomnianej, a to tylko skłoniłaby go do wykonania jednoznacznego ruchu który mógłby ich w tym momencie kruchutką relację diametralnie zmienić. Kłamał. Wmawiał sobie uparcie, że po prostu chciał spędzić przy jej boku spokojny, leniwy wieczór w trakcie którego przeczesywałby palcami jej kosmyki. Tak jak robił to teraz, kiedy wsparła głowię o jego ramię. Bił się z myślami. Rozum podpowiadał mu co innego niżeli serce, a to co znajdywało się jeszcze niżej serca – tym to nie powinien myśleć w ogóle! Nigdy. Przytulił ją. Bawił się warkoczem.
- Mylisz, że bym się Ciebie o pozwolenie zapytał? Ukradłbym Ci zmorzycę, a że nie jestem takim delikatesem jak Ty, znosiłbym wszystko dzielnie. A później... Opracowałbym na to leki, które musiałbym testować na sobie. - Planował. Zdawał się wierzyć we wszystko o czym opowiadał. O konsekwencjach teraz nie myślał. Zawsze miał predyspozycje do tego, żeby kiedy tylko nadarzyła się okazja chylić się ku rewolucji, która zmieniłaby losy wszystkich znanych mu osób. Chciałby, naprawdę bardzo by chciał przyczynić się do tego, aby Alisa pstryknięciem palców przynajmniej na kilka miesięcy ozdrowiała. - Możesz. Powinnaś jednak zwracać uwagę na to, czy robisz to z odpowiednimi osobami. Chłopcy w Koldovstoretz często zmieniają dziewczyny, jak rękawiczki. Ty to się musisz szanować. Żaden nie może za Ciebie decydować. Ani mówić Ci przykrych rzeczy. Powinien Ci podawać do łóżka ciepłą zupę, przynosić miękkie froterowe skarpetki, a jeśli zajdzie potrzeba to wieczorami okrywać dodatkowym kocem. - Zarządził. Poważny Timon stawiał wymagania wszystkim potencjalnym, przyszłym partnerom Alisy. Nie pozwoliłby jej na szwendanie się, z pierwszym lepszym, wymuskanym czyściochem który miał do zaoferowania tylko dźwięcznie brzmiące nazwisko. Maleńki, nieśmiały pocałunek urzekł go do tego stopnia, że na nowo w okolicy serca, a może bardziej we wnętrznościach zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Myśl o tym, że rozmówczyni skusiła się na ucałowanie myszki świadomie wywołała rozciągający się, bardzo zadowolony uśmiech. Kiedy zadała bardzo banalne pytanie, zabrakło mu powietrza. Zachłysnął się nim. - Oczywiście, że Klisza razem ze mną. - Wykrztusił pół żartem-pół serio jeszcze trochę speszony nachalnie wdzierającymi się zewsząd myślami. Aby ukryć trochę fakt, że Karamazova porządnie go zagięła postanowił uciec się do intrygi. Palcami odszukał wrażliwych na łaskotki miejsc na jej ciele. Dobrał się do boków. Zaatakował. - Powinienem być Twoim pierwszym, wyrośniętym myszem w kolejce. Przynajmniej, jeśli chodzi o karmienie pestkami!  - Zaśmiał się, zaraz charakterystycznie 'prukając' ustami w Aliszową ogrzaną oddechem szyję.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyPią Maj 06 2016, 00:15
Słuchała w milczeniu krótkiej opowieści Timona o jego ciotce. Nie unosiła głowy, patrzyła jedynie brązowymi oczami na palce, które splatali ze sobą od dłuższego czasu. Zerkała na zewnętrzną stronę jego dłoni. Przyglądała się miejscom, po których jeszcze przed chwilą nieustannie krążyła swoim zgrabnym paluszkiem. Z każdym kolejnym słowem Baryshnikova jej wodzenie kciukiem po jego dłoni stawało się coraz wolniejsze, aż w końcu ustało zupełnie. Nawet nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, w jakiej znalazła się ciotka Timona. Nie wyobrażała sobie, że cokolwiek w jej drobnym ciele mogłoby zostać wycięte, a Sława - bo tak się nazywała jego ciotka, prawda? - musiała nie tylko zgodzić się na taki zabieg, co było jednoznaczne z tym, że już nigdy więcej nie mogła mieć dzieci, ale też żyć w takim stanie od kilku lat. Zmorzyca w porównaniu ze straceniem możliwości posiadania synka albo córeczki była niczym. Aliszka nie wyobrażała sobie życia bez małego brzdąca, który w przyszłości na pewno będzie wychowywał się u jej boku. Pytanie tylko, czy będzie wychowywała go w pustym, lodowatym zamku swoich rodziców albo swojego przyszłego męża, czy zdecyduje się na poważny krok i zapewni nie tylko sobie, ale również swoim dzieciom przytulny, skromny kącik u boku kochającego męża. Naprawdę starała się wierzyć, że małżeństwo z arystokratą mogłoby być oparte na miłości, ale kiedy siedziała w ławce, uporczywie starając się słuchać słów nauczyciela, nie mogła pozbyć się wrażenia, że dorastała wśród pokolenia egoistów i marionetek w rękach nestorów. Nie chciała być marionetką. - Wszystko z nią w porządku, prawda? - spytała w końcu Aliszka, unosząc głowę i zerkając w oczy Timona. Były speszone czy smutne? A może zatroskane? Nie była w stanie tego określić, ale patrzyła mu prosto w te brązowe oczęta przez długi czas, nie potrafiąc się oderwać. Znowu ją zaczarował? Użył zaklęcia? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Był tak blisko, jednocześnie będąc tak daleko, poza jej zasięgiem. Nie zareagowała, gdy przytulił swój gorący policzek do jej chłodnej dłoni, mimo że przeszedł przez nią przyjemny dreszcz. Uznała ten gest za dobrą oznakę - w końcu gdyby coś między nimi się diametralnie zmieniło, Timon na pewno nie pozwoliłby sobie na coś takiego. A przynajmniej taką miała nadzieję. Nagle do jej uszu dobiegło kolejne zdanie Timona, przez które na jej pełnych usta zawitał delikatny uśmiech.  Myślę, że mógłbym zaradzić coś na Twoje zmęczenie. Wytężyła słuch i uważnie wysłuchała, co miał do powiedzenia. Zaśmiała się pod nosem. Trudno jej było wyobrazić sobie maleńkiego Timona w objęciach matki, który nie może zasnąć. Zapewne uporczywie trzymał wtedy krańce kołdry swoimi drobnymi rączkami i ledwo wychylał zza niej nos, dopóki nie poczuł na czole uspokajającego dotyku matki. Timon musiał być uroczym urwisem. A nawet jeśli nie był, Aliszka nie wyobrażała go sobie inaczej. - Więc zostań ze mną - stwierdziła nagle cicho, znowu patrząc mu prosto w oczy. Mówiła poważnie. Była gotowa zostać w tym miejscu, u boku Timona, o ile on się na to zgodzi. Chciała się do niego przytulić, poczuć obejmującą ją dłoń i zamknąć znużone już powieki, ale choroba jej na to nie pozwalała. Jeszcze podczas obiadu oddałaby wszystkie skarby świata, żeby nie spotkać się dziś z Timonem sam na sam, ponieważ nie byłaby w stanie spojrzeć mu w oczy po wczorajszych wydarzeniach, jednak teraz pragnęła jego obecności zupełnie tak samo jak powietrza. Nie sądziła, że kiedykolwiek w tak krótkim czasie uzależni się od czyjejś obecności. Najgorsze w tym wszystkim było to, że naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, dlaczego tak było. Przymknęła oczy, kiedy zaczął owijać sobie wokół palców jej jasny warkocz. Zaczynało robić jej się cieplej. - A może chcesz testować na mnie? - spytała nieco sennie, nie otwierając oczu. Zacisnęła mocniej dłoń na jego palcach, tym samym dając mu znak, że oczekuje szczerej odpowiedzi. Zawsze powinien taki być - szczery. Nie powinien niczego przed nią ukrywać, w jej mniemaniu tak zachowywali się przyjaciele. - Nie wszyscy zmieniają dziewczyny jak rękawiczki. Ty nie zmieniasz - zauważyła trafnie Aliszka, uśmiechając się z pewną satysfakcją. Jeśli było inaczej, Timon bardzo starannie ukrywał swoje domniemane towarzyszki przed Aliszką. Nie wiedziała, co byłoby gorsze - wieść, że Timon znalazł sobie inną przyjaciółkę czy fakt, że w przeszłości miał takich przyjaciółek aż nadto. - Timon? Czy ja się szanuję? - spytała nagle Aliszka, marszcząc brwi jak mała dziewczynka i posyłając mu dociekliwe, pytające spojrzenie. Baryshnikov wspomniał o szacunku w tak dziwaczny sposób, że aż zasiał w niej wątpliwości; czy według niego Aliszka się nie szanowała? Czy robiła coś, co uwłaczało jej imieniu? A może... a może to przez to, że się do niego teraz jawnie przytulała? Na szczęście, Timon prędko przerwał jej rozmyślania, zaczynając ją łaskotać w okolicach łopatek i talii. Aliszka drgnęła, nie mogąc opanować głośnego chichotu. Miała ogromne łaskotki i Timon o tym doskonale wiedział, a teraz wykorzystywał tę wiedzę przeciwko niej! Trwało to do czasu, dopóki Aliszka nie złapała Timona za obie dłonie i nie splotła jego palców ze swoimi, z trudem łapiąc oddech. Kiedy musnął ustami jej szyję, wydając przy tym dość charakterystyczny dźwięk, zaczerwieniła się. To była granica. Przysunęła się do niego bliżej i objęła go, skutecznie zabierając mu dostęp do jej szyi. Na policzkach znowu pojawiły się rumieńce, co na pewno bardzo zabawnie kontrastowało z jej bladą karnacją. - Wątpię, czy zadowoliłbyś się pestkami - stwierdziła nagle pół żartem, pół serio, wtulając twarz w jego biały kołnierzyk. Serduszko nadal biło jej niespokojnie, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Próbowała też uspokoić oddech, ale jej starania stanęły na niczym. Wsłuchała się w bicie serca Timona - czy on naprawdę był taki spokojny jak jego tętno...?
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyPon Maj 09 2016, 23:55
Przeczuwał, że to pytanie w pewnym momencie będzie musiało się pojawić, a więc skrupulatnie skłamał skinieniem głowy. Zaczarował Alisę uśmiechem, malującym się niepewnie w kącikach ponadgryzanych w nerwach ust. Powstrzymał się, przed tłumaczeniem wszystkiego uznając, że to mogłoby tylko zepsuć ich przypadkowe, całkiem przyjemne spotkanie – w końcu tematy nie należały do najłatwiejszych. Chociaż bardzo chciał się przy przyjaciółce wykazywać opanowaniem w sprawie, niestety nie miał serduszka z kamienia – niektóre tematy wzbudzały w nim niepokój. Wewnątrz niespokojnie wszystko czasem drgało. - Zostanę. Wystarczy, że mi na to pozwolisz. - Odpowiedział. Wydawał się być przy tym naprawdę przekonujący, sympatyczna Baryshnikova mordka tylko umacniała wrażenie, że zachowywał się w stosunku do dziewczyny bardzo troskliwie. Zależało mu na niej. Chociaż trochę się bał, ale nie konsekwencji swoich działań, a pretensji Alisy, której nie chciał nigdy przenigdy skrzywdzić nieodpowiednimi gestami. Wyprostował ich dotychczas bawiące się ze sobą palce, aby położyć sobie zgrabną, dziewczęcą dłoń na własnej, smukłej. Przypatrzył się w międzyczasie temu, jak bardzo się wtedy różnili. Pochwycił kolejno wspomniane paluszki. I trzymał. Ogrzewał.
- Na Tobie? Wiesz, że nie wybaczyłbym sobie gdyby coś Ci się przez to stało. - Obruszył się. Ostatnie swoje słowa zwieńczał pewnego rodzaju wyrzutem, skierowanym w stronę rozmówczyni. Nie godził się na sprzeciw. Myśl o tym, że mogłoby im się udać była zdecydowanie słabsza od tego, że mógłby nieświadom własnych działań otruć tę, na której w tym momencie zależało mu najbardziej.
- A... A Ty skąd wiesz? Zresztą. Ty też nie rozdajesz na wszystkie strony miłości. Naprawdę nie wiem, jak niektórzy znajomi mogą tak szybko się odkochiwać. - Skrobał opuszkami palców po ramionach tej, której pytania nigdy nie miały końca nie kusząc się, mimo chęci na przewędrowanie wzdłuż całej sylwetki. Przyciągnął ją za talię, bliżej siebie. Żaden chłód tego dnia nie mógł być im już straszny. Przeciwległe serduszko biło zdecydowanie żywiej. Nadrabiało wiele Timonowych braków. Sprawiało wręcz, że rytm który toczył się, w jego wnętrzu samoistnie dostosowywał się do tego nasłuchiwanego. Uspokajała go, a zaraz później sprawiała jednym ruchem, że nie mógł utrzymać się na miejscu, kiedy przy niej siedział. - Szanujesz. Czemu miałabyś nie? - Zaskoczony tym pytaniem zmrużył podejrzliwie oczy, próbując nieskutecznie znaleźć w zachowaniach lub chociażby samym wyglądzie zdrożności wskazujące na to, że była dziewuszką bardzo lekkich obyczajów która tylko dobrze się ukrywała. Żeby wszyscy myśleli, że takie z niej przykładne Karamazove Alisątko. Zakołysał dłońmi które splatały się, ponownie, w jednym uścisku. Zamierzał znów w najbliższej przyszłości zaatakować ją łaskotkami. Wyzywający wzrok dawał jasno do zrozumienia, że zabawy z nią nie prędko mogłoby mu się znudzić. Granica. Naruszał ją regularnie. Wchodził na jej kraniec butami, chybotał się pomiędzy jedną z drugą stroną. A później zawsze lądował w bezpiecznej strefie, dzięki uważnie baczącej na sytuację dziewczynce która w porę zrzucała go długim kijem – aby nie posunął się dalej.
- A ja wątpię w to, że dotknęłabyś mojego brzucha. - Zażartował, mniej więcej w ten sam sposób co ona. W rzeczywistości nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Znaczy. Wyobrażał, ale nie dopuszczał do siebie możliwości przełożenia fantazji na rzeczywistość. Alisza odebrałaby mu mowę. Odwagę. Wszystko. Wtulali się tak w siebie, zupełnie nieświadomi zagrożeń, których sami mogliby być sprawcami. Starszy trącał co jakiś czas czubkiem nosa jasne włosy, znajdujące się na czubku Aliszowej głowy, czasem coś tam mruknął niewyraźnie o tym, że bardzo z niej był sympatyczny osesek. Przymrużył oczy. Starał się przynajmniej przez chwilę nie myśleć, że to nie było w porządku. Próbował bezinteresownie cieszyć się obecnością towarzyszki. Wydawało mu się, że właśnie to nazywało się miłością platoniczną. Wierzył w to, że z daleka wyglądali jak para – którą nigdy nie byli.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptySro Maj 11 2016, 00:45
Lubiła ten uśmiech Timona - niepewny, ledwo zauważalny, czający się w kącikach ust jak złodziej, który za chwilkę planował ukraść jej serduszko. Przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, ile dziewcząt oczarował już w ten sposób. Czy była jedyna? Czy tylko dla niej tak się uśmiechał, czy tylko ona odwdzięczała się tym samym? Przyjrzała się jego ustom - nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy przez głowę przemknęła jej myśl, jakie mogą być w smaku. Czy są gorące? Na pewno. Cały Timon był gorący. Zbeształa siebie w duchu za te rozmyślania. Nie mogła. Obiecała. Znowu spąsowiała, zadowolona, że słońce w końcu zaczęło znikać za horyzontem i powoli nastawała noc. Wiatr nadał wiał, szarpiąc bezwładnie zbłąkanymi kosmykami jej włosów, a na niebie ciągle tkwiły granatowe chmury. Tej nocy będzie padało. O wiele mocniej niż podczas obiadu rozpoczynającego rok szkolny. - Zostań, Timon - powtórzyła dobitniej, mając ochotę przewrócić oczami. Czy nie pozwoliła mu na to? Czy nie pozwoliła zostać mu z nią, wypowiadając ostatnie słowa? Wyraziła się jasno - zostań ze mną. W gruncie rzeczy nie zdawała sobie sprawy, że te trzy słowa mogą znaczyć dla Baryshnikova o wiele więcej niż znaczyły dla Aliszki. Była realistką, dawno zapomniała o drugich dnach, przy niej należało mówić prosto z mostu, nie metaforami. Pozwoliła, aby przykrył jej dłoń swoją, przy okazji ją ogrzewając - ponownie się uśmiechnęła. Bliskość, jakiej doświadczała z Timonem, zaczynała jej się podobać. Wszystkie gesty przychodziły jej bez trudu i głównie dlatego wydawało jej się to atrakcyjne. Swoboda. Podobno doświadczało się swobody tylko przy osobach, które darzyło się dużą sympatią. - Nic gorszego spotkać mnie nie może, pociesz się tą myślą - zaśmiała się nieco chmurnie, zaciskając rękę w piąstkę i nadal pozwalając Timonowi ją ogrzewać. Nie rozumiała, dlaczego Timon tak bardzo się nią przejmuje, nie rozumiała też wyrzutów, które kierował w jej stronę. Zasugerowała tylko, aby Baryshnikov wypróbował na niej kilka mikstur własnej roboty. A co jeśli któraś z nich okazałaby się lekarstwem na zmorzycę? Ukrywałby ją przed światem, aby Aliszce nie stała się krzywda z powodu braku testów? Powinien postawić wszystko na jedną kartę; tutaj ważyły się losy Aliszki. - Miłość to duże słowo, Timon - spostrzegła Alisza, spuszczając głowę i uśmiechając się troszeczkę tajemniczo. Zerknęła krótko na palce, którymi wodził po jej wątłym ramieniu - z każdym kolejnym dotykiem zostawiał po sobie przyjemny dreszcz w okolicach karku. Nie protestowała, kiedy przyciągnął ją bliżej; zamiast tego wtuliła się w niego, opierając jedną z dłoni na jego klatce piersiowej i słuchając bicia jego serca. Było miarowe. Takie, jakie powinno być. - Nie wiem... Może robię coś niewłaściwego? - bardziej spytała niż odpowiedziała na pytanie o szacunek, unosząc w końcu główkę i posyłając Timonowi poważne spojrzenie zza wachlarza swoich gęstych rzęs. Na policzkach ponownie pojawił się pąsowy rumieniec. Westchnęła cichutko. Nie rozumiała swoich reakcji, nie wiedziała, dlaczego nie panuje nad swoim ciałem, nad drżeniem, nad przyśpieszonym biciem serca i oddechem, nad różową barwą swoich policzków. Troszeczkę ją to irytowało - nigdy przedtem nie zachowywała się w ten sposób. A ja wątpię w to, że dotknęłabyś mojego brzucha. To zdanie wkradło się do jej umysłu i spowodowało małą burzę. Uśmiechnęła się do niego wyzywająco. - Ach, tak? - upewniła się, naigrywając się z niego troszeczkę. Nagle uniosła dłoń i nie podwijając przydługich rękawów swetra zbliżyła ją do brzucha Timona. Ułożyła na nim rękę, ledwo muskając cienki materiał jego koszuli. - Nigdy we mnie nie wątp - dodała nieco ciszej, ciągle nie zabierając dłoni z powrotem. Ułożyła ją twardo, nieprędko planując się wynieść z tego miejsca. Nawet brzuch Timona był ciepły. Liczyła na to, że go zaskoczy, dlatego patrzyła na niego z wysoko uniesionym podbródkiem i widocznym wyzwaniem w oczach. Wymyśl dla mnie coś jeszcze, Timonie. To właśnie mówiło jej spojrzenie.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyCzw Maj 12 2016, 00:08
Powinien natychmiast opuścić dziewczynę, ruszyć w znanym tylko sobie kierunku nie oglądając się za siebie z wyjaśnieniem na ustach, że ni stąd ni zowąd przypomniało mu się, że przecież spieszył się niemiłosiernie na spotkanie. Winien w stosunku do rozmówczyni robić jeszcze wiele innych rzeczy, których teraz po prostu nie był w stanie wykonać, kiedy wspomniana Alisa wiernie przy nim trwała. Łudził się, że może zmieniła nieco nastawienie do drobnych gestów jakie latami skrupulatnie dawkował – ostatni rok miał być zapowiedzią prawdziwego przełomu ich relacji. Wisiała nad nimi realna myśl o tym, że Baryshnikov będzie musiał pożegnać mury szkoły, zostawić Pszczółkę samą sobie. - Zwariowałaś. - Uśmiechnął się do niej ciepło, kiedy wypowiadał właśnie te słowa. A chociaż bardzo rozczulała go Ona w swojej niewiedzy, nie mógł w pełni przyzwolić sobie na zaakceptowanie nierozsądnej propozycji. Udał, aby ta się nie obraziła śmiertelnie, że jeszcze nad tym pomyśli. Leczenie zmorzycy, kosztem rewolucjonizowania świata. Kosztem zdrowia Alisy, która nawet w tym momencie chociaż zdawała się być silna – w rzeczywistości w każdej chwili mogła poczuć się gorzej, a Timon był niestety, świadomy potencjalnego wypadku który mógłby nastać w trakcie nielegalnej schadzki. - Rabarbar to też duże słowo. Słyszałaś kiedyś, żeby nim wzgardzano? Oczywiście, że nie. Nie ma miłości bez rabarbaru. Czasami najpierw przychodzi rabarbar, a czasami miłość. A kiedy ma się jedno i drugie, to wtedy, można zrobić ciasto. -  Zdarzało mu się traktować całe życie jak jedną wielką metaforę, w której trudno było odnajdywać się wszystkim – tylko on nie miał problemu ze zrozumieniem własnych, wymyślnych określeń na podstawie których mógłby książki fantastyczne pisać. I wydawać. Wzbogaciłby się, a wtedy mógłby kupić do kolekcji przedmiotów niecodziennych - prawdziwy sierp południcy. Pomiędzy nim, a Alisą nie było właśnie tego rabarbaru. Szukali. Ale jeszcze nie wiedzieli w którym miejscu wspomniany niepozornie leżał. Oddychali miarowo. Pomyślał nawet, że może tym samym powietrzem, skoro znajdywali się naprawdę blisko siebie. Wymieniali się nim. Łapczywie spijali niewidzialne oddechy, które ulatywały w górę, w przestrzeń w której żadne nie mogłoby przeciwległego pochwycić. Czas im się dłużył. W końcu dotychczas wszystko rozwijało się bardzo leniwie. Ale nie wiadomo dlaczego, nagle wspólnymi siłami zaczęli nadrabiać wszystkie możliwe zaległości - spiesząc się, we wszystkim. Każdy, nawet najdrobniejszy wykonany przez nich gest rodził pytanie, czy aby na pewno ten właśnie moment był na to odpowiedni. Nikt nie pozwolił im jednak dłużej się nad tym zastanawiać.
- Wszystko w Tobie dzisiaj jest niewłaściwe. - Wychrypiał, ale dało się w jego głosie wyczuć nutę satysfakcji która tylko zapewniała w tym, że nie przeszkadzał mu taki stan rzeczy. Nie teraz. Nie w tym momencie, w którym miał ochotę zrobić tak wiele. A Ona. Ona skutecznie nieświadoma własnych działań rozpalała Timona tym swoim zadziornym spojrzeniem niefrasobliwej dziewuchy, która się po prostu w poważnym tangu dwójki ludzi nie cackała. Figlarnym spojrzeniem. Filuternym. Odruchowo wsparł dłoń na tej, która jeszcze niepewnie wędrowała w stronę ciepłego brzucha. Uśmiechnął się do niej. Uniósł z niedowierzaniem brwi, kiedy świadomie przytrzymywał jej nadal lekko chłodną rękę w tamtej okolicy. Uczucie, które temu zjawisku towarzyszyło przypominało rozchodzące się dreszcze, a zaraz później narastające, niestety nie w serduszku, a powiedzmy, że we wnętrzu duszy ciepełko umacniające myśl, że była z niej naprawdę miła dziewczyna. Oznaczał się w ten sposób, nieco nieumiejętny. wszystkimi możliwymi zarazkami Karamazovej. Uznawał to za element wręcz niezbędny.
- Myślisz, że ujdzie Ci to płazem? - Skradał się ku niej. Z myślą o niej zaniżał nieco głos. A kiedy tak niepozornie przyzwyczajał ją do swojej obecności, drobnymi muśnięciami w okolicach ramienia, prędko zmyślnym ruchem przewędrował opuszkami palców wzdłuż Aliszowej sylwetki. Musnął w zaczepnym geście jej odsłonięte, wyłaniające się ze spódnicy kolana. - Teraz też się będziesz śmiać? - Uśmiechnął się chytrze, od razu mimochodem wypatrując malującego się na jej twarzy, kwitnącego rumieńca który zazwyczaj  pojawiał się w takich sytuacjach. Opuszkami, w ramach niecodziennej zabawy pogładził jedną z jej łydek, a później z powrotem wrócił w okolice kolana, przyciętymi paznokciami skrobiąc o skórę, która znajdywała się nieco nad wspomnianym. - Założe się, że nie spróbujesz policzyć wszystkich moich żeber. - Nic mu lepszego w tym momencie na myśl nie przychodziło. Zauważył, że przyjaciółka zdawała się być zainteresowana takim pogrywaniem. Pomyślał, że był to dość dobry sposób, na prawdziwe poznanie swoich granic. Oczywiście, mógłby od razu zainsynuować, że Alisza nie miałaby pojęcia gdzie daje się pięć podstawowych pocałunków, a może jeśli by się Baryshnikovi poszczęściło to może skłoniłby ją do bardziej obscenicznych gestów – ale z tego młodzieniaszka był podstępny szczur! Czasami nic nie mógł na swoje zachowanie poradzić.
- I że nie rozpuścisz warkocza, Roszpunko. - Wtrącił, ot. Brakowało mu widoku rozwichrzonych pasm, wpadających niedbale na oczy, kiedy się przychylała nad własnymi butami.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyCzw Maj 12 2016, 21:49
Obruszyła się troszeczkę i odsunęła, kiedy usłyszała z ust Timona to jedno, dość dobitnie brzmiące w jej uszach słowo. Zwariowałaś. Ona? Alisza? Zwariowała? Zacisnęła paluszki na dłoni przyjaciela, zmarszczyła brwi, spochmurniała, spojrzała na niego spod oka. Chciał jej pozwolenia, więc je dostał - a teraz? Teraz twierdził, że zwariowała. Miała ochotę pokazać mu język jak mała dziewczynka, krzyżując ręce na piersiach i obserwując dokładnie jego reakcję. Kiedyś, kilkanaście lat temu, zachowała się w ten sposób w stosunku do Aleksa, swojego brata. Wystawiła koniuszek języka i spojrzała na niego prowokująco, a on poszedł na skargę do ojca - Melor po raz pierwszy i ostatni uderzył Aliszkę w ramach kary, co zapewne zapamięta do końca życia. Ot, kilka uderzeń linijką w dłoń. Nic takiego. Nie wiedziała już, dlaczego zachowała się w ten sposób ani dlaczego ojciec zareagował tak ostro - powód mógł być błahy. Jednak od tamtej pory Alisza zaciskała ząbki za każdym razem, kiedy Aleksander ją zdenerwował, nie pozwalając sobie na dogryzanie mu. Była twarda. Teraz też mogła być. Ale... - Odmawiasz mi? - spytała władczym tonem, przechylając głowę na bok. Nie spuszczała z niego wzroku, odezwały się w niej maniery. Wyprostowała się, opuściła dłoń z brzucha Timona na swoje kolana, jakby chciała pokazać mu swoją pozycję - zrobiła to nieświadomie. W końcu nie chciała się wywyższać, ale - nie ukrywajmy - Timon znajdował się o wiele niżej w hierarchii społecznej. Kiedy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała, spuściła głowę i spłonęła rumieńcem. Baryshnikov pewnie uznał ją za egoistkę. Westchnęła. - Jestem taka jak wszystkie - westchnęła cichutko. Miała na myśli arystokratki. Była zupełnie taka sama. Należała do nich. Nagle zaczęły do niej docierać wszystkie różnice, jakie dzieliły ją i Timona. Pochodzenie, nazwisko, wychowanie. Coraz trudniej jej było zaakceptować wszystkie bariery, coraz częściej zapominała, z kim ma do czynienia - czy to dobrze? Dobrze, że zapominała o obowiązkach? Dobrze, że wystawiała honor swojej rodziny na próbę? Znowu rozpoczęła się w niej wewnętrzna walka, dokładnie taka sama jak wczoraj wieczorem, podczas Kołowianek. Nie byli dla siebie dobrym towarzystwem, ale nie chciała rezygnować z kogoś takiego jak on. Był wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. Daleko mu było do jakiegoś Walewskiego albo innego niewychowanego chłopca. Maniery miał nawet lepsze niż jeden arystokrata - a ciągle nie potrafiła odnaleźć z nim jednej płaszczyzny. Rabarbaru. Nie zrozumiała jego wypowiedzi zbyt dobrze, ale nie planowała się w to zgłębiać. W jej mniemaniu miłość i rabarbar nie miały ze sobą nic wspólnego, dlatego zaśmiała się pod nosem, słysząc tłumaczenie Timona. - Robiłeś już kiedyś ciasto? - szepnęła prosto do jego ucha, co zabrzmiało dość dwuznacznie. Nie przejmowała się tym. Rok szkolny jeszcze nie zaczął się na dobre. Żałować będzie jutro. Prawda? Znowu zaczęła wodzić paluszkiem po żebrach Timona. Spodobało jej się to. Chaos w głowie, rozpalone policzki, coraz cieplejsze dłonie. Nawet przeszła jej ochota na sen. Kiedy usłyszała, że wszystko jest w niej tego dnia niewłaściwe, parsknęła cichutkim śmiechem. - Co niewłaściwego robię? - spytała całkiem poważnie, troszeczkę się pesząc. Chciała być nienaganna, a tu proszę - osiągała efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego. W dalszym ciągu wodziła palcami po jego torsie, nawet nie zdając sobie sprawy, jak na niego działa. Była niedoświadczona i na pewno wiedział to od bardzo dawna. Wiecznie schowana w książkach, nie miała czasu dla chłopców. Teraz też nie miała, ale jednak siedziała tutaj i bawiła się z Timonem w nielegalne gry, których zapewne oboje będą żałować. Jutro. Wszystko planowała na jutro. Dlaczego nie potrafiła postanowić sobie czegoś teraz? Miękła. Serduszko zabiło jej szybciej, kiedy Timon zbliżył się do niej jeszcze bardziej i przejechał dłonią po jej ramieniu. I niżej. Po talii. Udzie. Zatrzymał palce na jej kolanie. Spojrzała na niego niepewnie. Musnął dłonią jej łydkę. Na buźce Aliszy znowu pojawiły się rumieńce. Pytanie, które jej zadał, puściła mimo uszu. Miała wrażenie, że trąciła kostkę domina i wywołała reakcję łańcuchową. Kostki opadały, jedna za drugą, coraz szybciej i szybciej. W milczeniu obserwowała poczynania Baryshnikova, nie rozumiejąc swoich uczuć - chciała, żeby to robił? Czy wolałaby, aby przestał? Nie potrafiła się zdecydować. Dlatego pozwoliła, aby zatrzymał rękę na jej kolanie, muskając je paznokciami. Położyła dłoń na jego ręce. - Porwiesz mi rajstopy - stwierdziła dość rzeczowo, śmiejąc się troszeczkę nerwowo. Oddech znowu jej przyśpieszył, a przecież... przecież nic się nie działo. A może jednak działo? Założę się, że nie spróbujesz policzyć wszystkich moich żeber. Prowokował ją, prawda? Jednak nie chciała, aby uszło mu to płazem. Chciała mieć ostatnie słowo. Utkwiwszy wzrok na jego klatce piersiowej, zaczęła wodzić dłonią po jego żebrach, nic jednak nie mówiąc. Liczyła w myślach. Jedno, drugie, trzecie... Zaczęła od dołu, skończyła na górze. Posłała mu spojrzenie. Skończyła. Policzyła. Chciał czegoś jeszcze? Nie rozpuścisz warkocza, Roszpunko. Zmarszczyła brwi i przeniosła dłoń na ramię Timona, obracając go leciutko w swoją stronę. - Spróbuj - rzekła, unosząc wysoko podbródek. Wyzwanie. Dość niewinne. Jak wszystkie. Prawda?
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyWto Maj 17 2016, 20:19
Starał się. Naprawdę. Robił wszystko, żeby przypadkiem nie parsknąć rozbawieniem, zaraz po zasłyszeniu pytania. Ugryzł się w sam kraniec zaróżowionego od regularnego podgryzania języka, kiedy kąciki ust uleciały mu wyżej. To zdradzało podejście Baryshnikova na takie zagrania. Uwielbiał wszelkiego rodzaju niewinne prowokacje z udziałem płci przeciwnej. Ale te najbardziej przemyślane, budziły w nim największe emocje. Dziewczyna zawsze zastanawiała się nad tym gdzie porządnie ukłuć. A kiedy takie słowa padały właśnie z ust najlepszej przyjaciółki - były nie do opisania. Bawiły. Intrygowały. - A co zrobisz jeśli powiem, że tak? - Próbował wyglądać na równie władczego wyprostowując się nieco. Kiedy uniósł własny podbródek wyżej, chociaż nie dzieliła ich duża różnica wzrostu starał się przynajmniej raz spojrzeć na nią z góry. A później się poddał. Niezobowiązująco, puścił po tym skromne oczko. Ot. Wierzył w to, że dzięki temu gestowi Karamazova nie uzna jego słów za stu procentowo poważne. On niestety teraz nie traktował Alisy, którą znał już latami jak wytworną szanowaną, starszą Panią, której słów nie można było podważać. Musnął ciepłymi opuszkami palców jeden z zarumienionych policzków. Skóra w tym miejscu była bardzo napięta. W końcu młode ciało nijak miało się do tych wszystkich pulchnych, czerwoniutkich policzków małych dzieciaków – ale poradził sobie dzielnie. Dotknął czubka jej nosa, a później spokojnie wycofał dłoń od tamtej okolicy. To nie do pomyślenia,  że jeśli poznaliby się, przynajmniej osiem lat później to nie mogliby spoufalać się ze sobą w ten sposób. Oboje mieli w najbliższym czasie przygotować się, na twarde spotkanie z rzeczywistością. Tamtejsza rodzina Timona która nic nie miała wspólnego z rodami bogaczy, na pewno pukałaby się w głowę. W końcu która dziewczyna z dobrego domu w ogóle rozmawiałaby z takimi przeciętniakami jak Baryshnikovie. Zaś z drugiej strony, to rodzina Alisy miała skutecznie odseparować wspomnianego chłopaka od wspomnianej. Groźbami. Przemocą. Ożenkiem. Musiałby wtedy trzymać się od niej z daleka. Inaczej mężczyzna, którego niesprawiedliwie przydzieliliby w ramiona młodej towarzyszki zmiótłby go z powierzchni ziemi w trybie natychmiastowym. Serce niestety wiedziało, że musiałby pomimo zarzekań walczyć do ostatniego oddechu o to, żeby wciąż przy Alisie trwać – nawet jeśli miałby być tylko pomywaczem w wielkum domu Karamazovów. Przecież nie wyobrażał sobie przyszłości bez okresowych spotkań z nią. - Aliso. Przestań. Pamiętaj, że mimo wielu zalet masz jeszcze coś czego inne dziewczyny nigdy mieć nie będą. - Zastrzegł. Zmartwiony był trochę, ale tylko odrobinę – nie mógł się tak przy niej troskać jednak myśl o tym, że samoocena rozmówczyni w mgnieniu oka przez takie drobnostki zaniżała się, sprawiała, że jemu również robiło się na duszy źle.
- Mnie. - Trzymał ją w niepewności dość długo. Aż w końcu dokończył. Chciał zapewniać ją o tym, że w każdym calu dla niego była idealna. Nawet jeśli kiedy jemu zdarzało się jeść niektóre dania rękami - kiedy nie patrzyła – Alisie zdarzało się regularnie kroić wszystko na małe kawałeczki. Chociaż Timon nie pochwalał takich nawyków, a przecież były one chwalebne uważał, że wszystkie te „mankamenty” były tylko małą częścią dziewczyny, które musiał zaakceptować. I akceptował. Zamruczał na zadane pytanie, a później zrobiło mu się trochę głupio. Mruczeć tak do przyjaciółki? Toż to nie przystoi. Ale przy niej miał ochotę nie tylko mruczeć, a wyć z tęsknoty jak ten pies kiedy odchodziła po każdym spotkaniu.  Ostatnio nie wiedział co powinien myśleć o ich relacji. A teraz. Teraz był w tym wszystkim po prostu zgubiony.
- Szukasz kogoś, kto Cię nauczy? - Wypsnęło mu się z ust kiedy przymrużając oczy, naznaczał opuszkami ścieżki na bladym karku stopniowo badając pewne reakcje, którymi wciąż nieświadomie się wykazywała. Spojrzał kątem oczu na jej nadgarstki. Szukał na nich jakiekolwiek drobnej bransoletki. Ostatnio myślał o tym, że powinni nosić coś charakterystycznego. W rzeczywistości nie mieli ani jednej wspólnej „rzeczy' namacalnej, jak chociażby najzwyklejsza spinka ściągnięta z włosów czy oderwany guzik, który przypominałby o pewnych zdarzeniach. Listy, tego akurat było najwięcej. Wypożyczane wzajemnie zeszyty, stracone długopisy, wytarte starawe gumki o różnych kolorach i kształtach.  
- Powiedzmy, że mnie właśnie dotykasz. I mi też na to teraz pozwalasz. - Wyjaśnił z wciąż utrzymującym się na ustach uśmieszkiem. Zdarzało mu się być odważnym. Czasami jednak tracił trochę głowę, nie rumienił się co prawda jak Karamzova ale chociażby to, że trzęsły mu się dłonie utwierdzało w przekonaniu, że nie był pewny co do zamiarów dziewczyny. Wzrokiem zdarzało mu się ją wymijać. Błądzić. Oko nie wiedziało na czym mogłoby się zawiesić. Oddychał trochę niespokojnie. A czasem całkiem oddychać przestawał. W końcu nigdy przedtem nie pozwalała sobie na taką bliskość.
Zaufała mu? - W porządku. To nic złego. - Powiedziałby podstarzały mężczyzna do dziewczynki, którą prowadził do piwnicy, żeby pokazać jej kotki. Ale Baryshnikov nie był podstarzały. Do piwnicy szkolnej nie mieli nawet kluczy. A kotki się w najbliższej okolicy nawet nie kręciły. Przestał na moment zaczepiać w zniecierpliwieniu o rajstopy, które czasami wydawały charakterystyczny chrupiący odgłos.
- Przyniósłbym Ci nowe. -  Obiecał. A tak naprawdę, nawet nie wiedział czy te całe rajstopy miały jakieś rozmiary. Musiałby zasięgnąć się porady jakiejś koleżanki. Ale jak to tak dziewczynę pytać o to, gdzie się rajstopy kupuje. Zawędrował krańcami palców nieco wyżej na udo. I wyżej. Stopniowo naruszał granice bezpiecznego terenu. Zakradał się w okolice, w której w ogóle nie powinno go być. A później nagle się wycofał. Spokojnie. Grzecznie. Budował napięcie, a teraz nagle się wystraszył? Nie. Tym razem to nie o to chodziło. Pozwalał jej na to wszystko, na liczenie w pośpiechu. Gubienie się. Pogładził ją uspokajająco pomiędzy łopatkami. Zaskoczyła go. Znowu. Ona też miała ochotę na stawianie wyzwań.
- Spróbuję. - Przyjął. Tylko się ze mnie nie śmiej. Przysunął się do niej odrobinę, aby dłońmi – niestety, obiema – sięgnąć starannie zaplecionego warkocza. Starał się zrobić jej jak najmniej krzywdy, kiedy zmagał się ze ściągnięciem zaplecionej w końcówkę włosów gumki. - Boli Cię? - Mruknął. Niewinne pytanie zadane w nieodpowiedniej chwili? Czasami ich twarze znajdywały się na tyle blisko, że czuł wydychane przez nią ciepłe powietrze. To było przyjemne. Starał się nie patrzeć na bystre oczy przyjaciółki, kiedy wręczał jej wyplątaną zdobycz. Przewędrował palcami wzdłuż jej boków, ani chwilę nie zastanawiając się nad stosownością – za mocno mu już namieszała w myślach.
- Jakie są Twoje następne życzenia? - Stopniowo rozplątywał związane ze sobą grube pasma. On się przy tym nie spieszył. Chciał dać Alisie trochę czasu, na porządne zastanowienie się. Pozbywał się warkocza. Rozbrajał go. A później warkocz znikł. I nie było już nic co świadczyłoby o tym, że Karamazova uwielbiała utrzymywać  wszystko w wielkim porządku. - Ładnie Ci tak. - Palce wplótł w gęste, rozpuszczone włosy dziewczęcia dokładnie masując jej głowę. Tworzył tym samym chaos, porównywalny do tego który kłębił mu się w miejscu potencjalnych myśli. Oczywiście, że wszystko to było w nagrodę za to, że w końcu dała mu się na szaleństwo namówić.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyPon Maj 23 2016, 17:24
Zmrużyła swoje brązowe oczęta i posłała mu spojrzenie, któremu daleko było do rozbawionego. Lubiła się z nim droczyć, to fakt, ale kiedy ktoś podważał jej pozycję, co właśnie w tej chwili robił Timon, czuła się nieco zagrożona. Nawet jeśli według niego były to tylko niewinne żarty. Cóż, Aliszka zbytnio na żartach się nie znała - wychowywali ją Anna oraz Melor, dyplomatka i tradycjonalista, trudno, żeby w ich towarzystwie tryskała dobrym humorem. Skrzyżowała ręce na piersiach i zacisnęła usta w wąską kreseczkę. - Nie waż się - mruknęła pod nosem, ucinając w ten sposó temat i prostując się nieświadomie, kiedy zrobił to również Timon. Była od niego niewiele niższa, ale kiedy stali obok siebie, mało kto dostrzegał tę różnicę. Dlatego usiadła schodek wyżej, teraz górując nad nim te kilkanaście centymetrów. Znowu miała pokazać mu język jak mała dziewczynka, jak kiedyś pokazywała język Aleksowi, kiedy nie widział, ale wrodzone maniery zabroniły jej tego. Wrodzone maniery zabraniały jej wielu rzeczy. Żyła w cieniu, po cichu. Do tej pory jej to odpowiadało. Do tej pory nie czerwieniła się w byle jakim momencie, co teraz następowało bez przerwy. Do tej pory uważała Timona tylko za przyjaciela. Przyjaciele nie dotykali się w ten sposób, nie pozwalali sobie na aż tak czułe gesty; przyjaciele nie czerwienili się w swoim towarzystwie, ponieważ znali się jak łyse konie. Czy w takim razie Baryshnikov przestał być jej przyjacielem...? Potrząsnęła delikatnie głową, sprawiając, że dłoń Timona ześlizgnęła się z jej policzka nieco szybciej niż planował. Spojrzała na niego z góry, po czym oplotła jego szyję ramionami, bez zastanowienia, i przytuliła policzek do jego włosów. Tak było zdecydowanie lepiej - czuła się o wiele bardziej komfortowo z myślą, że Timon nie widzi jej twarzy, jej reakcji, tych nieszczęsnych, różowych polików. Uśmiechnęła się, wdychając zapach jego włosów. Zwykle nie zwracała uwagi na takie rzeczy, ale skoro już miała okazję, nie chciała jej przepuścić. Nadstawiła uszu na kolejną wypowiedź Timona. Posiadała coś, czego nie miała żadna inna dziewczyna? Cóż to takiego? Opatuliła go nieco mocniej ramionami, czekając w napięciu na odpowiedź, a kiedy już ją otrzymała - parsknęła perlistym śmiechem. Jego? Timona? - Ale ty jesteś skromny - prychnęła, ale ton miała bardzo delikatny i wesoły. W kącikach jej ust ciągle krył się uśmiech. Jedną dłonią zaczęła bawić się ciemnymi włosami Timona, drugą muskała jego ramię. - Każda może cię mieć - dodała po chwili. - W końcu nie należysz tylko i wyłącznie do mnie, nie jesteś moim niewolnikiem - stwierdziła, uśmiechając się nieco chytrze. Cóż, z Timona byłby świetny niewolnik. W gruncie rzeczy większość obowiązków niewolnika wypełniał już - nosił jej torbę, zajmował miejsce na posiłkach i pomagał z pracą domową z alchemii. Brakowało jedynie codziennego sprzątania jej sypialni i ścielenia łóżka. Gdyby Aliszka nie była taka przykładna, sumienna i obowiązkowa, może zleciłaby tę pracę krasnoludkom, ale dopóki miała obie ręce i obie nogi sprawne, mogła pościelić swoje łóżko samodzielnie. Nie wspominając już o utrzymywaniu porządku w szafie, kufrze i pod łóżkiem, pod którym gromadziła swoje najcenniejsze skarby, i pod którym spoczywała klatka Kliszy. Niestety, Klisza wolała spać we wnęce na parapecie albo pod poduszką Aliszy. - Naucz mnie - mruknęła w końcu Alisza, prosto do Timonowego ucha, ciągle zawijając sobie jego włosy na palce i rozplątując te sploty jednym, delikatnym ruchem. Robiła to prawą ręką, na której miała bransoletkę - drobną, złotą, gdzieniegdzie zwisały z niej małe rubiny. Dostała ją od matki na piętnaste urodziny. Niestety, jej nadgarstków nie zdobiło nic innego. Jeszcze w trzeciej klasie na jeden z palców wkładała sygnet z herbem rodu, ale potem przestała. Pierścień leżał nietknięty w jej sypialni w Kazanie, w jednej ze szkatułek, w których trzymała biżuterię. Nigdy nie traktowała biżuterii jako amuletu, który mógłby połączyć dwójkę osób pałających do siebie sympatią - nie wierzyła w żadne rytuały ani moce, które rzekomo mogłyby sprawić, że dopóki bransoletka będzie noszona, dopóty sympatia będzie trwała. Głupie zabobony. Aliszka należała do osób twardo stąpających po ziemi i nic nie mogło tego zmienić. Timon też nie mógł, mimo że teraz mącił jej w głowie jak nigdy. Dotykał ją tam, gdzie nigdy wcześniej nie miałby odwagi tego zrobić. Nie wiedziała, co spowodowało u niego taką pewność z siebie. Z jednej strony bała się, że te niewinne gesty doprowadzą do końca ich przyjaźni - o ile jeszcze to nie nastąpiło - a z drugiej chciała więcej. Chciała odkrywać nowe rzeczy, do tego była stworzona, do okrywania, do uczenia się. Była ambitna, pragnęła wiedzy, nowych doznań. Nawet takich. Przygryzła wargę, nic nie odpowiadając na wzmiankę o dotykaniu. - Nic złego? - spytała trochę ciszej, przypominając sobie ich wczorajszą, kołowiankową rozmowę. Pokazała mu wczoraj, co uważała o takich gestach, co uważała o niczym złym. Nie zapamiętał. Złapała go nerwowo za dłoń, kiedy znalazł się pod jej spódniczką. Jej wzrok mówił stanowcze nie, ale Timon nie mógł tego widzieć, w końcu siedziała za nim. Odwróci się? Spojrzy w jej oczy? Zrozumie? - Timon... Tu wcale nie chodzi o rajstopy i dobrze o tym wiesz - dodała po chwili nerwowo, ciągle ściskając jego palce. Odwróciła usłużnie głowę, czując, że dziwne uczucie niezręczności powoli ją napełnia. Pozwoliła Timonowi na zdjęcie gumki z jej jasnych włosów i delikatne rozplątanie ich. Nic nie odpowiedziała, gdy spytał, czy ją boli - gdyby bolało, i tak by nie powiedziała. To byłoby nietaktowne. Żałowała, że nie ma przy sobie szczotki - Timon za pomocą palców stworzył na jej głowie małe tornado, które perfekcyjnej Aliszce nie odpowiadało. Zmarszczyła nosek, słysząc komplement. Znowu utkwiła głowę w jego czuprynie. - Wcale nie ładnie - stwierdziła z przekąsem, wzdychając ciężko. - Nie rób mi tak - zaprotestowała po chwili, wyplątując jego palce ze swoich włosów i opierając policzek na karku chłopaka. Odetchnęła głęboko. Tak było bezpiecznie. Pytanie, co jeszcze strzeli Timonowi do głowy? Nie miała ani siły, ani odwagi, aby wydusić z siebie jedno, proste słowo. Przestań.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Spiralne schody Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptySro Maj 25 2016, 22:09
Każda może Cię mieć. Zabrzmiało to w pierwszej chwili, a także w tej ostatniej tak, jak gdyby był naprawdę łatwym chłopcem, który poszedłby do łóżka z każdą. Wystarczyłoby, że zamrugałaby odpowiednio czarnymi rzęsami. Zabolało. Powstrzymywał się jednak przed powiedzeniem jej prawdy, uśmiechając się jedynie skromnie na myśl o tym, że rzeczywiście momentami nie znaczył więcej, niżeli prosty sługus z klapkami na oczach, którym w przypadku relacji z Karamazovą był. Przycichł. Najwyraźniej zabrakło mu słów wystarczająco odpowiednich dla nastawionych arystokratycznych uszu.
- Nauczę. - Wobec niej mimo wszystko bywał bezsilny, więc pomimo narastającego żalu, a także dławionej irytacji szeptał ku niej następne obietnice zarzekając się, że nigdy więcej nie wróci do nich myślami – miejsca na nie nie było, a ona przepełniona strachem nie miałaby na tyle odwagi, aby rzeczywiście Baryshnikovi zaoferować wszystko co miała. Zdawał sobie sprawę, z powagi sytuacji ale stopniowo starał się wspomnianą przeistoczyć w coś rozsądniejszego. A szło mu to bardzo topornie, kiedy tak wątpił w zawziętość swojej małej miodnej pszczółki.
Nieszczególnie mądrze się w ten sposób ranił, dla tej Alisy, która na pewno nie zastanawiała się ani razu dlaczego tak bardzo się zmienił. Chciałbym mieć siłę, żeby Cię ochronić przed samym sobą. Ile w ciągu wakacji błędów popełnił, by ze spokojnego, nieszczególnie rozchwytywanego chłopaczka wystraszonego światem zmienić się, w coś czym w tym momencie był. - Przepraszam. - Otrzeźwiał. Wydawało mu się, że kiedy tylko wypowie te słowa wszystkie kłopoty, jakich narobił w związku z dziewczyną znikną. Wszystko nadal wyglądało tak samo. A on już nie wiedział jaką drogę powinien obrać. Tak Cię lubię. Dlaczego? Gubił się, w spojrzeniu rozmówczyni. W delikatnych gestach, którymi czasami przypadkiem go obdarzała. A przede wszystkim, niezmiennie gubił się, w sprzeciwach którymi ta się wykazywała. - A kto Ci tak będzie robić, jak nie ja? - Starał się obrócić to w żart. Zrobiło mu się jednak ciężej na duszy, na myśl o tym, jaki był z niego czasami samolubny potwór myślący o sobie. Powstrzymał się, przed robieniem czegokolwiek co mogłoby ją urazić. Oboje musieli trochę ochłonąć. Chcę Cię dla siebie. Aliso. Zaszli tak daleko. A to było tak niebezpieczne, że brakowało nie raz woli, aby się powstrzymać. Uciekłby z nią kiedyś pod osłoną nocy, żeby wrócić dopiero o świecie. Ale nie teraz. Teraz wisiała nad nimi kotara niepewności. Zmagali się z tym, co powinni w takiej sytuacji zrobić – a przecież żadne nie miało pojęcia, nawet wygadany Timon nie wiedział jak funkcjonował świat.
- Krzywdy bym Ci nigdy nie zrobił. - Zmrużył oczy, kiedy wtulała się w jego włosy. Czuł się przy niej wystarczająco bezpiecznie, aby nie szukać oparcia w osobie trzeciej. Bał się jednak o to, że ona z jego strony wyczuwała zagrożenie. Gdyby zaistniała taka potrzeba, zapewniałby ją po stokroć, że nie ma wobec niej złych zamiarów. A w rzeczywistości... Och. Zabiłby się, gdyby tylko przyznała mu, że wykorzystał wszystko co w niej najlepsze drzemało.
- Powinniśmy wrócić. Chyba nie chcesz się przeziębić? - Wypowiadał to zdanie niechętnie, w końcu najchętniej trzymałby ją przy sobie naprawdę bardzo długo – nie chciał jednak wyjść na zdesperowanego potrzebą ciągłego kontaktu. Chwilę temu nie potrzebowali słów, wystarczała im bliskość, a teraz? Kiedy ta tak na niego z góry spoglądała, on zerkał na nią ukradkiem z dołu. Przyciągnął jeden z jej nadgarstków ku sobie, wtulając w niego swój ciepły policzek. Wystarczyło im eksperymentów, przynajmniej na tym jednym spotkaniu.
- Odprowadzić Cię do dormitorium? - Głupie pytanie, ale chciał się upewnić, że nie będzie po spotkaniu z nim szlajała się z kim popadnie. Pozwól mi. Mogłaby równie dobrze wrócić do reszty, która pewnie nadal świetnie się bawiła, ale podejrzewał, że wolałaby w końcu porządnie odpocząć.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody EmptyCzw Maj 26 2016, 22:28
Timon nie był łatwy, broń Welesie. Jednak niemal każda dziewczyna w Koldovstoretz miała o wiele lepsze predyspozycje do posiadania go - były ładniejsze, pewniejsze siebie, nie posiadające skrupułów, zasad albo rodziców, którzy gotowi byliby zrobić wszystko, aby zniszczyć domniemany związek córki. Alisa często czuła się gorsza. Od dawna miała problemy z pewnością siebie, od dawna ojciec dawał jej do zrozumienia, że jest istotką drugiej kategorii. Nigdy pierwszej. Nikolai, Kasjan, wszyscy kuzyni - oprócz Saszy, ponieważ w oczach ojca był bękartem - byli w oczach Melora diamentami. Do szlifowania. A Aliszkę należano porzucić w kąt, bez obróbki, jak pęknięty kamień szlachetny. Co z tego, że była szlachcianką, skoro i tak w oczach własnej rodziny nie znaczyła nic? Zauważyła, że Timon przycichł, ale nie robiło to znaczącej różnicy. Często milczeli, oboje, po prostu siedząc obok siebie i wpatrując w zamkowe mury, niebo albo siebie nawzajem. Kiedy Baryshnikov stwierdził, że ją nauczy, uśmiechnęła się. Pod wpływem impulsu pocałowała go we włosy, raz wyżej, a potem niżej, nad uchem. Policzki znowu jej poczerwieniały, ale czuła, że nie zrobiła nic złego. Gładziła go po włosach, emocje opadały powoli, odetchnęła głęboko. Teraz ogrzewała jego kark swoim oddechem - tak trzeba. Miała wrażenie, że zrobiła coś nieodpowiedniego i musiała zrekompensować Timonowi swoje słowa. Kiedy przeprosił, stropiła się lekko, ale nie przerywała swojego zajęcia. Mogłaby tak spędzić wieczór. Nie zastanawiała się, skąd w Timonie tyle odwagi albo... ciekawości. Ciekawości na jej reakcję. Chciwości zarejestrowania każdego jej spojrzenia, rumieńca, uśmiechu. Nie wiedziała i na razie wolała, aby tak pozostało. Nie była gotowa na to, aby zacząć się zastanawiać, wysnuwać wnioski, a następnie okłamywać siebie samą. Gdy starał się obrócić wszystko w żart, zaśmiała się pod nosem troszeczkę gorzko. Wtuliła nos w jego szyję. Teraz, kiedy wypowiadała słowa, jej usta muskały lekko szyję Timona. - Tylko ty, masz rację - zaśmiała się pod nosem, oplatając Baryshnikova ramionami. Skoro to wszystko było żartem, to mogła sobie na to pozwolić, prawda? Wiedziała, że Timonowi spodoba się jej zachowanie, ale nie robiła tego tylko i wyłącznie ze względu na niego. Ona również potrzebowała spróbowania czegoś nowego, ale powoli. Bez pośpiechu, z jakim chciał wszystko robić Timon. Według Aliszki był w gorącej wodzie kąpany i nie miał za grosz cierpliwości. Na szczęście posiadał wiele innych zalet. - Wiem, że nigdy mnie nie skrzywdzisz - wyszeptała w końcu, wypuszczając go z objęć i znowu siadając obok niego, jak równy z równym. Z jej policzków nie znikły rumieńce, ale na pewno czuła się swobodniej. Przytuliła się do jego ramienia, a następnie jęknęła, słysząc propozycję dotyczącą powrotu. - Już? - westchnęła ciężko, po czym wstała i podała Timonowi dłoń. Również wstał. - O mnie się nie martw, biorę dużo witamin, jedyną chorobą, z jaką kiedykolwiek będę się borykać, jest zmorzyca - uśmiechnęła się, przechylając głowę na bok. Uplotła wysokiego koka, próbując uporządkować nieco swoje rozwiane przez wiatr włosy. Sprawdziła, czy Klisza ciągle drzemie w kieszeni jej swetra - drzemała. Przespała całą tą sytuację. Szczęściara. - Jeśli tylko chcesz - odparła na wzmiankę o odprowadzeniu. Kiedy zeszła ze schodków, przystanęła na chwilę. Poczekała na Timona. Ujęła go za rękę, a potem mocno się do niego przytuliła. - Cieszę się, że cię mam - szepnęła prosto w jego sweter, a następnie z uśmiechem na ustach, nie puszczając jego dłoni, pociągnęła go w kierunku wejścia do zamku. Puściła jego dłoń dopiero, gdy znaleźli się na korytarzu na trzecim piętrze.

[zt oboje]
Powrót do góry Go down
Spiralne schody Empty

PisanieRe: Spiralne schody   Spiralne schody Empty
Powrót do góry Go down
 
Spiralne schody
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Schody


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: