|
| | | Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) | |
|
Petersburg, Rosja półkrwi 18 lat VIII klasa przeciętny Świtezianka, Werniks, rozgrywający i kapitan w Zmorach
Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Czw Maj 19 2016, 20:16 | | |
Czerwiec 1996 Sankt Petersburg, zaplecze Teatru Marińskiego. Prawdziwa sztuka w teatrze dzieje się od strony tych tylnych drzwi: nie tylko w godzinach przedstawień zza nich właśnie dochodzą najróżniejsze dźwięki: strojenie tuby (nigdy w życiu nie przyszło mi na myśl, że tuby się stroi), rozgrzewanie tenorów i altów, udawane eksplozje, nieudawane sprzeczki. Na tych też tylnych drzwiach rozwieszane są ogłoszenia, bo wstyd by był, gdyby piękną fasadę szpeciły anonse o pracy na sezon. Wolontariuszy na festiwal im. Gogola, statystów, technicznych, operatorów świateł poszukujemy. Ledwie obdrapane drewno widać spod wszystkich nieskładnie przyklejonych kartek. W tych drzwiach jestem również ja, bo mateńka, nawet gdy nie jest ciałem obecna za kulisami, fuka na mnie ustami wszystkich postronnych, gdy zapalam fajkę i na dwór wygania. Sportowcy niby nie powinni tak się truć, zwłaszcza tak obiecujący jak ja, ale w wakacje się nie liczy. Wakacje to taka przerwa w życiorysie, nic ważnego się nie dzieje. Jednocześnie dzieje się wszystko. Cały upaprany jestem farbą, bo na sezon wszystko trzeba odmalować, a kto się do tego lepiej nadaje niż uwolniony ze szkolnego kieratu syn kostiumografki-szwaczki. Nieważne, co tam się rozpada, a co rdzewieje, wszystko musi lśnić na pierwsze pokazy tego lata. Nieważne, że na zewnątrz gorąc i dusza się rwie na zewnątrz, na powietrze. Rubelki same się nie zarobią. |
| | | |
brak stałego brudna 31 przeciętny wolny strzelec
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Pią Maj 20 2016, 18:26 | | |
Powrót do Petersburga. Wiele się zmieniło, wiele zapewne jeszcze odkryje a lata miną równie szybko co podczas podróży. Jednak praca zawsze będzie potrzebna, trzeba coś jeść, znaleźć dach nad głową. Luksusów nigdy nie szukał, wystarczy ciepło i by nie padało mu na głowę. Mag a taki prosty w obsłudze. Daj jeść, miej gdzie spać i co robić. Wchodząc w wąską uliczkę za teatrem dostrzegł chłopaka, młodzieńca z fajką. Zainteresowanie swoje skierował na obdrapane drzwi, przeczytał, postukał w nie palcem. -Potrzebujecie kogoś do roboty? Młody wyglądał jakby właśnie w tym miejscu robił, powinien wiedzieć. Lyov miał gdzieś czy to robota tymczasowa, czy na stałe. Potrzebował po prostu zajęcia. |
| | | |
Petersburg, Rosja półkrwi 18 lat VIII klasa przeciętny Świtezianka, Werniks, rozgrywający i kapitan w Zmorach
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Pią Maj 20 2016, 23:11 | | |
Petersburg tętni życiem zawsze, nawet za Dostojewskiego w pochwałach odosobnienia ulice wciąż były pełne. Co więc można powiedzieć o mieście, gdy zaczyna się lato i trwają wakacje? Od drugiej strony teatru na pewno tłum, na razie turystów; goście, których stać na bilety schodzą się dopiero pod wieczór w swoich futrach i długich sukniach. Po tamtej stronie, od pięknego wejścia, od schodów, po których konno można wjechać. Tutaj jestem prawie sam, ani śladu splendoru, nikt się nie interesuje zapleczem. Do czasu jednak. Ogłoszeniami na drzwiach tuż przy mnie zainteresował się jakiś pan, którego - bez urazy, drogi panie - nie podejrzewał bym o pasję dla sztuki. Ciekawe, czy mnie się podejrzewa na pierwszy rzut oka. Też przecież nie wyglądam jak typowy pretendent do obcowania z małym światkiem teatru. Zwykle przychodzą rozchichotane dziewczęta marzące o stadzie amantów, zgarbieni chłopcy z nosami w książkach, którzy boją się wyjść spod klosza. Ale mam już dość tego malowania, nikt inny się nie garnie, ludzi brakuje. - Człowieku, z nieba spadasz. Witam się z nim uradowany i zaraz częstuję papierosem. Czuję się jak pan na włościach, ktoś, kto wie o teatrze rzeczy, ktoś kto przynależy. - Umie pan spawać? Słyszałem nie dalej jak trzy godziny temu jak sam dyrektor Marińskiego darł się: niech ktoś w końcu przyprowadzi spawacza do tego gówna! Nie wiem, o co chodzi, ale jak mu przyprowadzę, to mnie ozłoci. |
| | | |
brak stałego brudna 31 przeciętny wolny strzelec
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Sob Maj 21 2016, 14:41 | | |
Pokręcił głową odmawiając poczęstunku. Nie przepadał za tytoniem, zdecydowanie wolał jak coś napić się dobrego piwa lub czegoś mocniejszego. Odziany był w wojskowe spodnie, trepy, zwykła koszulka i kurtka parka na grzebiecie, do tego plecak z całym dobytkiem. -Umiem to co potrzeba do roboty. Wystarczy sprzęt. Złota rączka, facet do wszystkiego. Ludzie czasami zastanawiali się jakim cudem żadna go jeszcze nie zgarnęła. Kran naprawi, samochód, lodówkę, wszystko, a do życia wiele mu nie potrzeba. Proste to w obsłudze jak budowa cepa. -A co trzeba do kupy złożyć? Dobrze jest wiedzieć takie rzeczy, ocenić ile pracy wymaga zajęcie i jak to wygląda w stosunku robota- cena. Podrapał się po brodzie, dłonie wsadził w kieszenie spodni. Na oko po trzydziestce był. |
| | | |
Petersburg, Rosja półkrwi 18 lat VIII klasa przeciętny Świtezianka, Werniks, rozgrywający i kapitan w Zmorach
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Sob Maj 21 2016, 15:50 | | |
Nie, nie, nieznajomy zdecydowanie nie wyglądał na bywalca przybytków kultury. Wygląda jakby właśnie przeszedł ze trzysta kilometrów piechotą i wcale nie miałby problemu z przejściem kolejnych trzystu. Nietutejszy, ale z drugiej strony, kto w takim wielkim mieście wygląda na tutejszego? Wielkie miasta mają swojego ducha tylko w danym miejscu i w danym momencie, nie sposób go uchwycić, a co dopiero wynieść poza granice. Dopiero spędziwszy całe życie na jego uliczkach, mostach i wylotówkach można miastem nasiąknąć. Mam nadzieję, że ja nigdy nie nasiąknę. Kocham jak głupi tę uliczkę i kocham nawet małe mieszkanko o dziesięć minut drogi stąd, chociaż jest stare i zagracone i z kanapy, na której śpię, wystają sprężyny, ale Petersburg to dla mnie za mało. Czekam, aż komuś rzucę się w oczy i ten ktoś powie: chodź ze mną, sceny Mediolanu cię pokochają, oszaleją za tobą stadiony Manchesteru. - To pan poczeka, zawołam majstra. Majster się tylko nazywa majster, bo jest jakimś trzeciej linii kuzynem właściciela i tylko do wydawania komend się nadaje. Nawet jak próbował mi pokazać, jak się maluje rusztowanie pod sceną, narobił zacieków. Ale nakaz jest, że każdy nowy musi się pokazać majstrowi. W międzyczasie wyrzuciłem już papierosa i zaplamioną rękę podaję gościowi. - Mam na imię Anton, dobrze, żeby pan wiedział, bo będę sławny. Każdemu tak się przedstawiam, a już zwłaszcza w teatrze. Majster przyczłapał na szeroko stawianych nogach, zmierzył przybysza wzrokiem, powiedział: nada się, pokaż mu co i jak - i odczłapał, bo ma teraz przerwę na kawę. Dla majstra przerwa na kawę to świętość. - Ma pan teraz czas, żeby obejrzeć? Pewnie pan prosto z drogi z tym plecakiem. |
| | | |
brak stałego brudna 31 przeciętny wolny strzelec
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Sob Maj 21 2016, 19:41 | | |
Wyciągnął dłoń nie zwracając uwagi na to, czy ta chłopaka jest brudna czy też nie. Lyov nie obawiał się pracy, brudu, ciężkich podróży, po ukończeniu szkoły nigdy nie zaznał luksusu. Oczywiście, z własnej woli. Jak powiadają "Człowiek szczęśliwszy jest mając mniej". -Lyov... Miło poznać Antonie, który będzie sławny. Nie kpił z niego, choć uśmiechnął się wypowiadając te słowa. Ścisnął dłoń młodzieńca, mocno i pewnie. Wtem pojawił się kierownik i jak to kierownik powiedział co miał i poszedł. To się chyba nigdy nie zmieni, traktowanie tych pod sobą jak nic nie znaczące mrówki, robotnice. -Zawsze jestem z drogi, Antonie. Prowadź.
|
| | | |
Petersburg, Rosja półkrwi 18 lat VIII klasa przeciętny Świtezianka, Werniks, rozgrywający i kapitan w Zmorach
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Nie Maj 29 2016, 15:11 | | |
O! Od razu polubiłem gościa - przyjął zapowiedź mojej wielkiej sławy absolutnie, ze spokojem, z jakim przyjmuje się fakt, że we wtorek rano świeciło słońce, ale w środę już padało: taka jest kolej rzeczy, krąg życia, a wszystko i tak rządzi się przypadkiem. Może i człowiek jest szczęśliwszy, gdy ma mniej. Nie miałem w życiu za dużo, ale też nie za mało, więc do końca nie wiem, jak to jest. Ale wiem, że na razie chcę więcej. I to zarówno więcej pieniędzy jak i więcej powietrza w płucach, więcej spokoju, gdy stanę w promieniach słońca i stopniowo, stopniowo czuję, jak przyjmuje mnie otoczenie. Więcej. - Skąd pan idzie? - pytam, bo tego też chcę więcej. Kilometrów: tych przebytych i tych do przebycia. Na wschód i na zachód, w górę i w dół i nie wiem, dokąd jeszcze. Marzy mi się sama podróż, a nie żaden cel. I niech mówią, co chcą, że nic z tego nie będzie. Wprowadzam Osokina przez garderoby aż do stelażu, na którym trzyma się jeden z reflektorów. - Lampę trzeba zdjąć, a żelastwo pospawać, bo się rozleci przy pierwszej okazji. |
| | | |
brak stałego brudna 31 przeciętny wolny strzelec
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Sob Cze 18 2016, 17:12 | | |
Zaśmiał się, chłopak miał zabawną minę pytając. Skąd? Dokąd? Czy to ważne? Lyov był zdania, iż jest tylko tu i teraz. -A ważne to? Chyba ważniejsze to co teraz. Ale niech Ci będzie, z różnych miejsc, z zachodu, z północy, jak kto woli. Klepnięcie w ramię miało być przyjacielskim gestem, a zarazem pokrzepieniem chłopaka. -Sprzęt macie? Spawarki nie noszę w plecaku. Spojrzenie mężczyzny utknęło na stelażu, wysoko ponad sceną. Linę chyba miał, czasami w podróży się przydawała, ryzykować przecież nie warto. Złamania ciężko się leczą bez pomocy odrobiny magii. -A może Ty chcesz się młody nauczyć? Hmm? |
| | | |
Petersburg, Rosja półkrwi 18 lat VIII klasa przeciętny Świtezianka, Werniks, rozgrywający i kapitan w Zmorach
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Nie Cze 19 2016, 20:36 | | |
Owszem, święta racja drogi panie: tu i teraz. A jednak więcej można z teraz wyciągnąć i więcej wokół zobaczyć, gdy się już przy okazji licznych podróży nauczy patrzeć. Sam wolę myśleć o przyszłości, prawda, przeszłość zostawiając na opowieści przy ognisku, głównie przywoływanie wariackich przygód, niekoniecznie pamiętanych z pierwszej ręki. Bo jeszcze nie wiem, co to znaczy wziąć po prostu plecak na plecy i pójść, z różdżką, ubraniami, wziąć dla zasady trochę pieniędzy. Ta szkoła to jednak człowieka ogranicza. - Teraz to wakacje są, najważniejszy czas w roku, ma pan rację. Jak nie chce powiedzieć, niech nie mówi, umiem ludzi zostawić w spokoju, zwłaszcza takich co bez problemu mogliby spuścić mi nie lada łomot. A ja muszę mieć nienaruszoną twarz, skoro już w najbliższym przesłuchaniu chcę zaklepać jakąś rólkę. A chcę wkręcić się do chóru ptaków w Dziadach. Śmieję się poczciwie, w ogóle przybysz cały jakiś taki poczciwy się zdaje. Jak nic nada się na towarzystwo do piwa po pracy. Jak już przestanie być taki skryty i przerażający. - Pewnie jest gdzieś, zapyta pan majstra za chwilę, co? Ja naprawdę nie wiem. Nie. Nie-nie-nie. - zaprzeczam od razu, unosząc w obronnym geście ręce, z których jedna nadal trzyma pędzel. - Ja tam się nie nadaję do takich precyzyjnych spraw. |
| | | |
brak stałego brudna 31 przeciętny wolny strzelec
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) Wto Lip 19 2016, 17:59 | | |
-Ciesz się chłopie wakacjami póki możesz, życie dorosłe nie jest cudowne... Ale do zniesienia.- Lyov nie narzekał, raczej śmiał się z tego jak to wszystko się potoczyło. Gdyby mu ktoś za młodu powiedział, że ukończy akademie magiczną a po niej będzie podróżował, śmiałby się w głos. On? Dzieciak z wioski? Anton został obdarowany uśmiechem, szczerym, takim, który nie często pojawia się na twarzy dorosłych. -Precyzyjnych? Ha! Toć masz podejście! Nadasz się, tylko o spawarkę zapytaj. Pokaże Ci co i jak, mężczyzna powinien znać się na takich sprawach. Na magi nie da się zawsze polegać, trzeba sobie radzić w normalny sposób, gdy żyje się w normalnym świecie. |
| | | |
Re: Złota rączka (Anton Valeriev, Lyov Osokin; czerwiec 1996) | | |
|
| | | | |
Similar topics | |
|
| Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
|
|
|