IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 Koce

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry

Koce 1ERq90H
Koce Empty

PisanieKoce   Koce EmptyWto Kwi 19 2016, 18:16
Koce

Na obrzeżach polany rozłożono wiele różnokolorowych koców, które zostały przystawione kamieniami – można spokojnie na nich przysiąść i obserwować cały festyn. Wieczorem kamyki jarzą się ciepłym światłem, co pozwala siedzącym widzieć siebie wzajemnie, zachowując jednak odrobinę prywatności. Bardzo romantyczny zakątek, nierzadko wybierany przez młode, zakochane pary.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyCzw Kwi 21 2016, 23:35
Jest pusto. Widocznie wszyscy postanowili żywiołowo uczestniczyć w obchodach Kołowianków pozostawiając koce na późniejszy czas odpoczynku lub wieczorne schadzki. To dobrze, niech bawią się i cieszą z tych ostatnich wolnych chwil przed powrotem do szkoły. Niech panuje gwar, hałas, chaos czy inne barwne przymiotniki. Niech robią co chcą, im większe zamieszanie tym bardziej my jesteśmy niewidoczni.
My, oczywiście, zawsze obecna liczba mnoga. Nie, nie narzekam, ani trochę. Gdyby nie on włóczyłbym się tutaj prawdopodobnie sam albo nawet nie zaszczyciłbym tego miejsca swoją obecnością. Dlaczego? Nie lubię takich spędów, chociaż nie mam nic przeciwko znajdowaniu się w tłumach ludzi to to święto ma do siebie, że przychodzą tu najczęściej młodzi z rodzicami. Doskonale pamiętam więc poprzednie festyny, kiedy jako trochę mniejszy chłopiec zdarzało mi się tu być. O ile staram się jawnie nie eksponować swoich uczuć to wtedy na pewno można było czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Takiej pełnej jednej, konkretnej emocji - zazdrości. Nie mogłem oderwać spojrzenia jasnych oczu od obrazka ojców z synami, jak ci kibicują swoim pierworodnym w czasie wyścigów czy podczas strzelania z łuku. Przy mnie nigdy nie było nikogo. Matka tylko plotła te cholerne wianki.
Nie myślę jednak o tym teraz. To nie jest odpowiedni czas ani miejsce. Wyciągam się na kolorowym niczym moje ubranie kocu, rozprostowuję plecy, a moje spojrzenie wbija się w błękitne niebo. Słońce przyjemnie świeci, a szum barwnego tłumu stanowi idealnie dobrany podkład. Podoba mi się tutaj, mógłbym tu leżeć całkiem długo, zwłaszcza, że czuję na sobie ciężar spojrzenia Snowida. Cieszy mnie fakt, że jest tuż obok, a ja nie muszę się o nic martwić. Co prawda nigdy nie kazał mi się o siebie martwić, ale robię to samoistnie, gdy tylko nie ma go w pobliżu. To cholernie głupi mechanizm, chociaż zdążyłem się do niego przyzwyczaić, a nawet polubić. Uśmiecham się pod nosem i przymykam powieki. Jestem zadowolony, że jednak zdecydowałem się włożyć to, co przygotował dla mnie Wroński, bo jasne materiały o wiele lepiej przepuszczają ciepło niż zwyczajowe ciemności. Niesamowite jak bardzo jest on utalentowany, a to co teraz mam na sobie to doprawdy małe dzieło sztuki. Frak w kolorze królewskiego błękitu przetykany złotą nitką, która tworzy małe wrony łopoczące w pośpiechu skrzydełkami pozwala mi trochę poczuć się Wrońskim, chociaż nigdy nikomu bym tego nie przyznał. Dlatego też najbardziej chwaliłem koszulę w kolorze dojrzałych zbóż z małym liskiem śnieżnym wyhaftowanym na kieszeni. Doprawdy nie mam pojęcia, kiedy on to zrobił.
- Chcesz gdzieś iść? - pytam, chociaż nasza samotność bardzo mi odpowiada. Jeśli jednak będzie chciał zakosztować pełni smaku Kołowianków to nie będę oponował.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPią Kwi 22 2016, 11:57
To już nasz ostatni raz. Dziwne, jak ten czas szybko zleciał. Wydawałoby się, że zaledwie wczoraj przekraczałem mury Akademii. Zlękniony, pełen obaw, a jednocześnie przepełniony obojętnością. Żałoba nie nastawiała mnie zbyt optymistycznie do zmiany otoczenia. Mimo że szybko odnalazłem swoje miejsce, na parapecie mojego pokoju, to wtedy nie czułem jakiegokolwiek przywiązania do szkoły. Obecnie miałem mieszane odczucia. Zdążyłem się przyzwyczaić do tej niewinnej monotonii związanej z życiem ucznia. Jednocześnie nie mogłem się doczekać tego, co nastąpi po dziewiątym roku nauki. Chociaż miałem plan, wszystko mogło się jeszcze zmienić. Zaledwie rok dzielił mnie od spełnienia marzenia, które nie tak dawno temu odkryłem. Nie musiałem martwić się o moją przyszłość, jedyne co pozostawało pod znakiem zapytania to moja relacja z Kasjanem. Nie rozmawialiśmy o tym, unikałem niewygodnego pytania, a on sam nie rozpoczynał tej rozmowy. Ale nie pora na takie nieprzyjemne myśli. Przyszedł czas radości, końca wyjątkowo długich wakacji. Niedługo rozpocznie się ciężka praca, Egzamin Ostateczny to nie przelewki. Będę musiał przyłożyć się w tym roku do nauki. Mówię, jakby miał z tym jakiś problem...
Z rozmyśleń wyrwało mnie delikatne łaskotanie, rozchodzące się po mojej brodzie oraz szyi. Nie potrafiłem powstrzymać śmiechu, który chciał wydrzeć się z mojego gardła. Całkowicie zapomniałem o obecności tego małego łobuza, który wylegiwał się pod moją ekstrawagancką koszulą, a przynajmniej tak by ją nazwał ojciec. Istna feeria barw, rozchodząca się po morzu fałdek, chyba nie było żadnego, prostego fragmentu na mym odzieniu. Czerwień, pomarańcz, żółć, biel, srebro i na koniec czerń. Wszystkie kolory, którymi dysponował mój nowy zwierzak. Tańczące liście, taki motyw znajdował się na mym ubraniu. Lekko falujące, mieniące się w słonecznym blasku, a to za sprawą sprytnie wplątanych złotych nici. Niestety nie mogłem zaszaleć ze strojem. W końcu pomysł zrodził się w mej głowie kilka dni temu, po prostu nie wyrobiłbym się w czasie z wykonaniem go.
Uniosłem rozbudzonego lisa nad głowę i trzymałem go tam przez dłuższą chwilę, zachwycają się barwą jego futra. Niezwykłe, ponoć w całości naturalne. Sprzedawca zapewniał mnie, że nie wykorzystano na nim żadnego zaklęcia. W momentach takich jak te, ciężko było mu uwierzyć. Wszystko to dzięki mojemu towarzyszowi, który wypatrzył go w nieciekawej witrynie sklepu. Chyba powinienem mu podziękować, jeszcze raz. Aby to zrobić, całkowitym przypadkiem oczywiście, moje ręce się załamały, a lisek wylądował na leżącym nieopodal Kasjanie. Och, przecież wcale nie zamierzałem wplątać w jego ciemną czuprynę swoich dłoni, ani tym bardziej delikatnie pomuskać jego policzek moimi zagubionymi palcami. Czekałem, aż oszołomiony zwierzak wróci do mnie, nigdzie się nie ruszając.
- Nie, nie chcę - odpowiedziałem lekko rozbawiony, przyglądając się jak szczeniak niepewnie wtula się w Karamazova, mały zdrajca.
Nie nazwałem go jeszcze, po prostu nie miałem żadnego, ciekawego pomysłu. Może jakiś mnie trafi, w końcu by wypadało. Zawsze może pozostać lisem, prawda?
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPią Kwi 22 2016, 17:04
Nie myślałem o tym co ma być, o decyzjach, jakie przyjdzie mi podejmować, o przyszłości, które ma stać się moją teraźniejszością. Nie odrzucałem tego, bo czułem się przytłoczony. Byłem już wszak doskonale oswojony z taką koleją rzeczy, po kolei ojciec i wuj uczyli mnie tego. Chodziło raczej o nadchodzącą świadomość trudnych, nieodwracalnych zmian oraz konieczność odnajdywania odpowiedzi na niewiadome, z którymi było mi póki co całkiem wygodnie. Tak samo jak w naszym małym układzie, nie do końca wypełnionym słowami. Bez kłamstw, bez niedopowiedzeń, po prostu trwaliśmy jak nam było wygodnie. Chociaż ostatnimi czasy nabierałem podejrzeń, że tylko mnie jest tak wygodnie. W końcu z jakiegoś powodu rumienił się tak nagminnie z powodu każdej rzeczy, prawda? A może to lekka paranoja i on po prostu ma tak od zawsze, niezmiennie? Być może to moja nie do końca zrozumiała burza emocji wywołuje we mnie takie rozważania.
Jednak to nie jest odpowiednia pora na nie. Teraz zarówno ciałem jak i umysłem znajdowałem się przy Snowidzie. Jego śmiech sprawił, że sam bezwiednie wygiąłem wargi w lekkim uśmiechu. Nie umiałem tego wyjaśnić, ale jego radość automatycznie poprawiała nastrój mnie. Jak gdybyśmy to my byli bliźniakami, a nie on z nią. Svietlana najpewniej kręciła się gdzieś tutaj korzystają z uroków pięknego dnia, ostatniego dnia totalnej wolności, ale nie była teraz z bratem. Nie sądzę, żeby nawet trudziła się zapytać brata czy chce jej towarzyszyć. Przecież Wroński nigdy by nie zapytał w swoim dziwnym poczuciu wstydliwości nie zechciałby się jej narzucić. Nie mogłem się nadziwić faktowi, że ona nie szuka żadnego innego kontaktu.
Z tych rozważań wyzwala mnie niespodziewanie dziwny, miękki ciężar lądujący na mojej klatce piersiowej. Raptownie rozchylam powieki, żeby ujrzeć tuż przed swoją twarzą znajomy ryjek wyjątkowo kolorowego lisa. Nie do końca rozumiałem, dlaczego zabrał go ze sobą, ale trzeba przyznać, że stworzonko nie było specjalnie irytujące, więc nawet mi nie przeszkadzało. Uniosłem dłoń, aby przeczesać nią jego futerko, kiedy inna ręka dla odmiany przeczesała moje włosy. Potem druga musnęła mój policzek. Przekręciłem lekko głowę, aby na niego spojrzeć. Chciałem się rozejrzeć jeszcze, ale moja szybka kalkulacja sytuacji oraz otaczających dźwięków stwierdziła, że nie jest to konieczne, bo póki co jest bezpiecznie. Dłoń, która wędrowała w kierunku zwierzątka raptownie zmieniła swój kierunek znajdując się błyskawicznie na policzku Snowida. Przekręciłem jego głowę w swoją stronę i przysunąłem się, aby nie dając mu najmniejszej chwili na zastanowienie wpić się w jego wargi. Ot, tak po prostu, miałem taki kaprys. Chciałem poczuć jego miękkie usta na swoich, tę bliskość, której do końca nie całkiem rozumiałem, ale pragnąłem. Trwało to może całą sekundę, po czym odsunąłem się jak gdyby nigdy nic i skupiłem się na układającym na mojej piersi zwierzątku. Ułożyłem na nim obie ręce z ciekawością badając palcami miękkość jego niecodziennego futerka.
- Więc ten lis ma jakieś imię? - pytam pogodnym tonem, chociaż nie jestem w stanie powstrzymać się przed oblizaniem ust, chcąc zagarnąć resztki tego pocałunku, jego smaku.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySob Kwi 23 2016, 12:07
Zauważyłem, że wyrwałem go z jego rozmyślań, a właściwie to nie ja, a mały futrzak, który teraz wtulał się w niego. Nie do końca wszystko poszło z moim planem. Zwierzak miał wrócić do mnie, ale to najmniejsza wtopa. Całkowicie nie spodziewałem się tego, co Kasjan sobie wymyślił. Nie, zapewne w ogóle tego nie przemyślał. Delikatne muśnięcie, mógłbym powiedzieć, że odwet za to, co sam zrobiłem. Ale... Pocałunek? W takim miejscu? Chciałem oderwać się od jego ust, a może raczej powinienem? Nie zrobiłem tego jednak, nasze wargi spotkały się zaledwie na krótką chwilę, zanim udało mi się wyjść z szoku wszystko już się skończyło. Dopiero po chwili moje ciało zareagowało. Do twarzy napłynęła mi krew, znów zmieniając jej odcień na krasny rumieniec, tym razem dosięgnął nawet moich uszu. Poderwałem się do pozycji półsiedzącej. Mimo że nie chciałem, wręcz mimowolnie spojrzałem w jego stronę. Świetnie widziałem ten bezczelny, tryumfalny wyraz jego twarz oraz całkowitą ignorancję. Miał zamiar udawać, że nic się nie stało? Przecież gdyby nas ktoś zobaczył! Nie mogłem pozbyć się wzburzenia, które ogarniało całe moje ciało. Byłem gotów na niego krzyczeć, ba!, nawet uderzyć, lecz nic z tego. Naturalny nieśmiałość powstrzymała mnie przed tym. Siedziałem tam, bezwiednie dotykając swojej wargi. I to pytanie, naprawdę? Dopiero jego prowokacyjne oblizanie się wyrwało mnie z tego dziwnego paraliżu.
- Nie - głos mi lekko drżał, ze złości oczywiście.
Ciekawe, czy to usłyszy czy jednak za bardzo zainteresował się ospałym zwierzakiem, żeby zwrócić na mnie uwagę. Dobry nastrój prysł, niczym bańka mydlana. Teraz już przez cały czas będę się zastanawiał, czy ktoś nas zauważył. Głupi Kasjan i te jego nastoletnie hormony, z których nie udało mu się jeszcze wyrosnąć! Jakby to, co zrobiliśmy w domu tego ranka mu nie wystarczyło... Na samom myśl o tym pąsowiałem jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle możliwe.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySob Kwi 23 2016, 15:35
Czy byłem nieodpowiedzialny folgując sobie tak w tym miejscu? Myślę, że nie. Wydać by się mogło, że ten drobny pocałunek był czymś niezwykle spontanicznym. Trochę owszem, ale przecież nie do końca. Nie zrobiłbym tego w każdym miejscu, o każdej porze, pod wpływem każdej chwili. Przecież nie bez powodu wybrałem miejsce póki co najbardziej wyludnione, wolne od wścibskich spojrzeń, które tymczasowo były zajęte śledzeniem czego innego. Ten spokój dawał nam trochę więcej swobody niż poruszanie się w radosnym, ale wciąż sztywnym tłumie. Czy Snowid sądził, że tak po prostu narażę nas na odkrycie? Być może to tylko jego nieskończone pokłady wstydliwości bały się zaufać mi do końca. Nie miałem mu tego za złe.
Co więcej, spodziewałem się mniej więcej takiej reakcji. Nie było co się oszukiwać, że szturchnie mnie rozbawiony w ramię rzucając prowokującym tekstem o tym jak mogłem się bardziej postarać. I tak było dobrze, nie uciekł nagle ode mnie ani nie schował się pod koc. Obserwowałem go czujnie kątem oka od momentu, kiedy poczułem jak rusza się obok mnie. Nie uszło mojej uwadze jak muska swoje wargi, ale niestety nie potrafiłem rozszyfrować, co niesie ze sobą ten gest. Nie mógł dać wiary temu, co przed chwilą miało miejsce? Wydawało mu się to snem i teraz sprawdzał, czy to aby na pewno jawa? Może to tylko zwykłe zaskoczenie? Albo rozmarzenie. Nie wiedziałem, a nieświadomość jak zwykle mnie irytowała.
Nie dałem jednak tego po sobie poznać, nie chciałem mu dać w tym momencie satysfakcji. Tym bardziej, że słyszałem w tym jednym, króciutkim słowie całą wycelowaną we mnie irytację. Uśmiechnąłem się wesoło, ale nie odwróciłem spojrzenia, cały czas obserwując ułożonego na mojej piersi lisa. Niespotykanej maści zwierzątko, dziwnym trafem to samo, które gościło w moim rodzinnym herbie. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu zadowolenia wynikającemu z faktu, że Wroński posiada coś związanego ze mną. Oczywiście nie mówiłem mu tego, jak zwykle.
- Fantastyczny pan lis - mruczę pod nosem muskając palcami kolorowe futerko. Odrywam jednak wzrok od małego ssaka, aby odchylić głowę i przyjrzeć się zarumienionemu Snowidowi. Na widok jego różowych uszu uśmiecham się jeszcze szerzej. - Nie bądź zazdrosny. Lisa ciągnie do lisa - mówię z rozbawieniem udając, że kompletnie nie wiem, z jakiego powodu jest taki zawstydzony.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySob Kwi 23 2016, 18:22
Co miało oznaczać to dotknięcie wargi? Sam nie wiedziałem. Byłem w szoku, to jedno. Na pewno chciałem się upewnić, że to co się przed chwilą wydarzyło na sto procent miało miejsce. Może to jakiś nowy objaw mojej choroby, niedotleniony mózg sprawia mi figle, mam omamy związane z niespełnionymi snami. Nie, przecież moje potrzeby, jakiekolwiek by one nie były, zostały zaspokojone dzisiejszego poranka. Mógłbym to uznać za rozmarzenie, a raczej wspominanie. Szybkie zetknięcie się naszych warg przypomniało mi naszą nieudaną przymiarkę strojów, w końcu ledwo co do niej doszło, bo ktoś był zbytnio rozbudzony. To nie tak, że miałem coś przeciwko pocałunkowi. Sam w sobie mi nie przeszkadzał. Tylko dobór miejsca był fatalny. Tyle, aż a może jedynie? Oczywistym było, że Kasjan się o tym nie dowie! Wystarczy mi w zupełności to, w co się wpakowałem wcześniej! Nie muszę dodatkowo powiększać jego ego, które i tak ma problemy ze swoimi rozmiarem.
Ten nieodpowiedni całus nie był jedyną rzeczą, która mnie rozzłościła. Śmiał mnie przecież ignorować, udając że nagle go interesuje niespodziewanie przyjacielski lis! Jak tak, to nie zwracała na niego w ogóle uwagi, a teraz stali się największymi przyjaciółmi! Nie, to zupełnie nie tak, że byłem zazdrosny o jakiegoś zwierzaka, szczególnie mojego. Nie ja w tej relacji byłem tym zaborczym. Chyba że ta cecha jest zaraźliwa, wtedy staje się to wielce prawdopodobne.
- Pff! - bąknąłem pod nosem, kiedy usłyszałem wypowiedź dotyczącą lisa. Zacząłem nerwowo skubać niewinną trawę, która nieszczęśliwie rosła tuż obok koca. Cóż, wszystko żeby nie patrzeć w te jego rozbawione oczy oraz przyglądać się temu zbyt szerokiemu uśmiechowi. - Więc może Ci go oddam? - rzucam z lekkim oburzeniem, nie przemyślawszy swojej wypowiedzi. Zupełnie nie potrafiłem udawać zadowolenia. Niby nie mówiłem wprost, iż coś mi się nie podoba, ale chyba nie powinien mieć problemu z rozszyfrowaniem mojego zachowania. Sam chciał mnie rozdrażnić, dobrze o tym wiem, ale co miałem poradzić? Udało mu się.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySob Kwi 23 2016, 22:45
Jak mógł tego nie wiedzieć? Przecież zawsze, gdy byliśmy razem moja uwaga orbitowała tylko i wyłącznie wokół niego. Nie potrafiłem przecież inaczej, instynktownie się na nim skupiając. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi już od niemałego czasu, a nie wytrwałbym tyle, gdyby Snowid był nudnym, mdłym człowieczkiem, który zlewał się z tłem. Na pierwszy rzut oka mógł sprawiać wrażenie niepozornego, ale mieszkaliśmy przecież pod jednym dachem. Nawet jeśli nie chciałem to poznawałam go kawałek po kawałeczku aż do tamtego pamiętnego momentu, kiedy znalazłem go podczas ataku. Owszem, czułem się za niego odpowiedzialny, ale przecież to w żaden sposób nie stanowiło czynnika trzymającego mnie przy nim. Po prostu go polubiłem, a odkrywanie kolejnych warstw tego niezwykle nieśmiałego człowieka było niezwykle fascynujące i absorbujące. Później już nie zwracałem uwagi dlaczego. Po prostu staliśmy się nierozłączni, a od pewnego czasu zagarniał jeszcze więcej mojej uwagi. Uznałbym to za niebezpieczne, gdyby nie fakt, że widocznie on sam w ogóle tego nie dostrzegał.
Mogłem więc bawić się przednio z jego niezorientowania, chociaż z drugiej strony chciałem, żeby wiedział. Może ta świadomość mojej niezachwianej uwagi zmieniłaby coś w naszej relacji? Może nie byłby tak strasznie nieśmiały i skrępowany nawet w stosunku do mnie. Póki co nie nadszedł jeszcze czas na uświadamianie. Teraz należała nam się lekkość myśli, oddalanie od wszystkich problemów. Przynajmniej mnie udzielała się atmosfera Kołowianków, bo moja mała wrona nie wydaje się zbytnio rozluźniona. Powstrzymuję się przed parsknięcie śmiechem, kiedy burczy niezadowolony pod nosem. Czy to moja wina, że jeszcze nie wymyślił imienia dla swojego zwierzątka? Na początku sam nie wiedział, co chce kupić, poza tym, że ma być puszyste. Później to ja zauważyłem lisa na wystawie, a on nawet nie wie jak go nazwać? Posiada niezwykłe pokłady kreatywności, kiedy chodzi o tworzenie, haftowanie czy inne rękodzieło, ale w tej kwestii widocznie nie był najlepszy.
Jego pytanie sprawia, że moje brwi podjeżdżają do góry. Czyżby Snowid Wroński był zazdrosny o lisa? Moja uwaga miała wyłącznie zabarwienie humorystyczne, a tymczasem okazuje się całkiem prawdziwa. Doprawdy niezwykłe. Przytrzymując zwierzątko jedną ręką unoszę się na ramieniu i odwracam lekko ku nie mu. To jak znęca się nad niewinną trawą tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu.
- Wiesz - rzucam lekkim, niezobowiązującym tonem. Aby nie wywierać na nim presji przeciągam spojrzeniem po otoczeniu. - Wolałbym ciebie.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyNie Kwi 24 2016, 09:54
Odpowiedź była prosta, nie nazwałem go, ponieważ nie miałem pomysłu, ot, koniec filozofii. Nie wiem czemu, ale taka była prawda. Normalnie pewnie miałbym całkowicie odwrotny problem, wymyśliłbym za dużą ilość potencjalnych imion. Obecnie moją głowę wypełniała pustka. Chciałem, żeby było to coś wyjątkowego, bądź co bądź lisek praktycznie był prezentem od Kasjana, a każdy z nich był dla mnie niezwykle cenny. W ogóle nie chodziło o jakąś artystyczną blokadę. Ładne brzmienie czy zabawne przesłanie, to mogłem osiągnąć bez problemu. Tym razem jednakże miało to być od serca, coś co od razu przywoła mój wesoły uśmiech. Najlepiej z jakimś sekretnym znaczeniem, żeby miało jakieś specjalne znaczenie, którego nikt poza nami nie zrozumie. Jak ciężko było mi spełnić narzucone przez samego siebie kryteria. Nie chciałem go prosić o pomoc, przecież takie zadanie potrafię wypełnić samodzielnie. To on już znalazł oraz wybrał dla mnie liska, z nazwaniem go sam sobie poradzę. Chociażby miało to trwać nawet i miesiąc! Najwyżej pozostanie kolorowym albo panem puszystym, a ja będę udawał, że taki był mój zamiar. Wtedy tylko my dwaj będziemy znali prawdę, a to zawsze coś, prawda?
Wciąż wyżywałem się na całkowicie niewinnej trawie. Nie chciałem zmierzyć się z tą jego beztrosko, nonszalancką postawą. To że on nie przejmował się naszym otoczeniem, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał, nie musiało oznaczać od razu, że ja mam takie samo podejście. Dobrze zdaję sobie sprawę z naszych różnic. Niby Kasjan był tym obcym, lisem rzuconym na pastwę wron, ale to on lepiej odnajdował się wśród mojej rodziny, niż ja. Adorowany przez kuzynki, niewyśmiewany przez kuzynów, tylko ciotki krzywo patrzyły, nie rozumiejąc według nich dziwnego zachowania ojca, który zgodził się na przyjęcie pasierba. Ludzie byli gotowi przymknąć oko na jego nie zawsze odpowiednie zachowanie. Ze mną było zupełnie inaczej. Wolałem uciec, izolować się, przecież dobrze o tym wie. Więc dlaczego taką radość sprawia mu wprowadzanie mnie w zakłopotanie? Skoro chciał mnie pocałować, mógł to zrobić w bardziej odpowiednim miejscu, dyskretniej. A jak już do tego doszło, to nie musiał udawać, że nic się nie stało... Dlaczego on to musiał tak komplikować?!
- Dziwnie to okazujesz - odburknąłem, dalej wpatrując się intensywnie w obiekt, na którym postanowiłem się wyżyć. Cóż, już taki jestem, o wiele lepiej mi się myśli, kiedy moje ręce są czymś zajęte. Chociażby czymś tak błahym jak skubanie trawy.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyNie Kwi 24 2016, 16:21
Chciałem wyciągnąć go z tego jego skorupy. Nie dla świata, nie miałem zamiaru zrobić z niego nagle duszy towarzystwa. Jestem egoistą, nie ukrywajmy tego. Chciałem, żeby się otworzył, ale przede mną, dla mnie. Nie przeszkadzało mi to, że tak często się rumienił i zawstydzał, przecież tak jak teraz lubiłem się z nim podrażnić. Tylko czasem miewałem wrażenie, że tworzy to między nami jakąś blokadę, utrudnia szczerą komunikację. Jak gdyby już sama w sobie nie miała jakichś niejasnych elementów. Ja byłem jednym z nich. Nigdy nie umiałem nazywać tego, co czułem. Do pewnego momentu wychowywany głównie przez ojca nabrałem szorstkości, typowo męskiego podejścia do strefy uczuciowej. Później jeszcze bardziej rozeszły się moje drogi z matką i już nikt nie umiał mnie tego nauczyć. Nie umiałem wprost powiedzieć Snowidowi, że naprawdę go lubię. Wyznawałem więc nieco mało praktyczną zasadę kto się lubi ten się czubi.
Nie sprawdziła się, zostałem przez niego zbyt parsknięciem. Widocznie nie docenił mojego poczucia humoru, udawania, że nic się nie stało. Przecież naprawdę nie było to nic wielkiego. Nie całowaliśmy się w końcu po raz pierwszy. Dlatego zastosowałem drugą taktykę, która niestety także okazała się być niewypałem. Chyba nigdy nie powiedziałem mu czegoś tak otwartego. To była szczera deklaracja. Owszem, w jakimś tam sposób już go posiadłem. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi z pewnymi korzyściami, znaliśmy się na wylot, chyba nie było drugiej osoby, która wiedziała o mnie tyle, co on. Ale może wyobrażałem sobie mimo wszystko za dużo.
Snowid nadal nerwowo skubał trawę, a jego słowa uderzyły w moją czułą strunę. Dziwnie. Próbowałem robić to właśnie tak jak umiałem, ale widocznie kompletnie nic nie umiałem. Irytowało to moją perfekcjonistyczną część, która zawsze dążyła do bycia najlepszym we wszystkim. Dlatego podnoszę się do pozycji siedzącej i łapię lisa, który jest widocznie niezadowolony z tej nagłej zmiany miejsca. Kładę go pod dłonie małej wrony. Skoro tak bardzo mu tęskno do niego to proszę bardzo. Nie powstrzymuję się przed odgarnięciem mu włosów z oczu, ale zaraz odsuwam się na bezpieczną odległość. Krzyżuję nogi, aby usadowić się w wygodniej pozycji do obserwowania go.
- W takim razie powiedz mi co robić - rzucam wesołym tonem. Ciekawe, czy znów wybiję go tym z rytmu. Bardzo prawdopodobne. Jednak tym razem robię to, bo naprawdę chcę wiedzieć. Chcę się nauczyć, zlikwidować te bariery. Może warunki festynu nie należą do najbardziej sprzyjających, ale niestety cierpliwość również nie należy do mojego zestawu cech.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPon Kwi 25 2016, 08:43
Zwróciłem na niego uwagę dopiero, gdy przy moich dłoniach wylądował lis. Wcześniej nie przyglądałem mu się, specjalnie tego unikałem. Nie zauważyłem, kiedy znalazł się tak blisko mnie. Spodziewałem się, że przyszedł do mnie, aby wykonać jakiś kolejny, szalenie nieodpowiedni plan. Miałem ochotę zdzielić go po tej rozczochranej, ciemnej czuprynie. Oczywiście, że tego nie zrobiłem. Siedziałem, jak skamieniały, czekając na nieuniknione działanie Kasjana. Odgarnął jedynie włos. Jakoś nie mogłem powstrzymać westchnięcia, które wręcz samo wyrwało się z moich ust. Tylko tyle? Uśmiechnąłem się niemrawo, widząc jak się odsuwa ode mnie. Czemu on nie potrafił zrozumieć tej prostej różnicy? Przecież nie będę się złościł za takie gesty. Czym innym były zbłądzone palce, które wylądowały na jego policzku, a czymś zupełnie innym zagubione wargi, które wylądowały na moich... Nic nie poradzę, że nie jestem tak odważny, nie tak jak on. Nie potrafiłem zaryzykować, przynajmniej nie w takiej sprawie. Mogłem pozwolić sobie na sprzeciwienie się ojcu w sprawie mojej kariery, byłe w stanie założyć odważny strój na rodzinne święto, mierząc się z krytycznymi spojrzeniami krewnych czy słownymi prztyczkami, ale to? Nie, pewne sprawy wykraczały poza moją granicę, a właściwie to było ich całkiem sporo.
Delikatnie przeczesywałem miękkie futerko lisa, który zaskakująco dobrze adaptował się do zaistniałych sytuacji. Teraz leżał bezpośrednio pod moim dłońmi, nie przejmując się w ogóle swoim otoczeniem. Nie będzie to zaskoczenie, jak powiem, że jego nagła zmiana mnie zaskoczyła. Tak, odnosiłem się do zachowania Kasjana. Chciał być szczery? Więc czemu teraz, a nie w jakimś ustronnym miejscu? Dlaczego on zawsze musi robić rzeczy na opak. Kiedy jesteśmy sami, gdy mogę czuć się swobodniej... to jedno mu w głowie. Nie chodzi o to, że mi się nie podobało, ale czy on celowa chce wymuszać na mnie odpowiedzi, których nie znam czy po prostu ma fatalne wyczucie czasu oraz miejsca?
- Ja... - przecież już wspomniałem, że nie znam odpowiedzi! Potrafiłem jedynie rzucić nieartykułowanym bełkotem, jakbym kłócił się sam ze sobą i to jeszcze w jakimś niezrozumiałym języku bąknięć oraz pomruków. - Niee-e... - ach, jakbyśmy po prostu nie mogli poleżeć, ciesząc się ostatnimi dniami wolności oraz ukradkowymi, niezauważalnymi gestami! - Po prostu... - naprawdę, czy ja prosiłem o aż tak wiele? Wykraczało to poza jego, nasze umiejętności? - ... mnie kochaj. - rzuciłem bez myślenia.
Dopiero po chwili zorientowałem się, co wyskoczyło z moich ust, kiedy zajęty byłem bitwą z samym sobą. To koniec, moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, podsyłając mi wizję uciekającego Kasjana, który przestraszył się moich słów. Instynktownie skuliłem się, układając się dookoła lisa, chowając w jego kolorowym futerku moją twarz.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPon Kwi 25 2016, 09:57
Nie rozumiałem. Najpierw moja bliskość była niewskazana, wręcz naganna, a teraz wzdycha jakby było mu mało?! Gdybym cały czas muskał jego twarz czy włosy to już w ogóle wydawałoby się to nienaturalne. Dlaczego nie potrafiliśmy znaleźć złotego środka, czegoś, co usatysfakcjonowałoby nas obu? Może powinniśmy zerwać się już z tej imprezy skoro i tak zaczęło się robić między nami niezręcznie. Tyle sprzecznych sygnałów sprawiało, że moja niepewność tylko wzrastała, burzyła całą pewność siebie, którą miałem, ale mimo to próbowałem grać. Do końca. Przecież Karamzovie nie przegrywają, nigdy.
Widocznie zwierzątko podziałało na niego kojąco. Wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w jego dłoń muskającą wielobarwne futro. Było w tym geście coś uspokajającego, odrywało mnie to od tego całego kotła, który się między nami gotował, od kiedy odważyłem się go pocałować. Być może uśpiło to moją czujność, a na pewno nie przygotowało na to, co miało na chwilę nastąpić. Nie spodziewałem się jednej, rzeczowej odpowiedzi. Wiedziałem, że moje pytanie było trochę jak strzał kulą w płot. Nie na miejscu, powinienem poczekać, ale z drugiej strony przecież nie pytałem do końca poważnie. Drażniłem się z nim trochę, jak zwykle z resztą. Założyłem, że w takich kategoriach właśnie to potraktuje. Jednak Snowid pozostał sobą i jak zwykle wziął wszystko serio. Niezwykle serio.
Ja. Tak, ty, przecież Ciebie pytam. Mam ochotę go pogonić, ale jedyne co robię to pukam palcami w kolano. Trochę nerwowo? Skąd, ja się nie denerwuję. Nie mam przecież czym. Nie. Co nie? Czemu zaprzeczył, co wykluczył? Dlaczego nie powiedział tego na głos? Nie racz mnie cząstkowymi informacjami, doskonale wiesz jak mnie to drażni, jak urąga mi wszelka niewiedza. Po prostu. Po prostu co? Wyduś to z siebie, nie jestem pieprzonym jasnowidzem. Moje spojrzenie wwierca się w niego, chociaż on uporczywie unika mojego. Teraz moje place wystukują wręcz marsz, marsz potępieńca, bo nienawidzę niewiedzy.
Mnie kochaj.
Słowa odbijają się od mojej czaszki. Początkowo ich znaczenie pozostaje dla mnie niezrozumiałe. Przyjmuję je do wiadomości. O co tyle krzyku? Bolało? Dopiero po chwili mój mózg dodaje dwa do dwóch, wyłuskuje sens. Kochaj. Przecież go kocham, jest moim bratem, moją bratnią duszą. Uzupełnia mnie, moje cholerne przeciwieństwo. Ale zaraz. Kochaj? O jakie kochaj mu chodzi? Nigdy nie zastanawiałem się nad drugą stroną medalu. Byliśmy razem, także jeśli chodzi o kontakt fizyczny, ale nigdy się w to nie zagłębiałem. Jak już mówiłem, emocje nigdy nie były moją mocną stroną. Gdyby można to jakoś obrazowo uchwycić to można rzec, że jestem mniej więcej na poziomie dziecka. Sam nie wiem, co czuję.
Dlatego teraz mam pustkę w głowie, przyglądam się tępym wzrokiem jak Snowid kuli się na kocu. Jest taki kruchy, taki delikatny. Czemu tak reaguje? Tak mało wiary ma we mnie? Czy dałem mu do zrozumienia jak wielkim ignorantem jestem, jak zimny i pozbawiony emocji? Czy zobaczył prawdę i teraz żałował pochopnie rzuconych słów? Zmieniam pozycję, przyklękam na obu kolanach, aby móc pochylić się w jego stronę. Łapię za ramiona i sadzam z powrotem.
- Patrz na mnie - mówię. Powinienem go teraz pocałować, chcę go pocałować, ale nie mogę. Nie zrobię mu tego. Pieprzone konwenanse. Łapię jego oczy spojrzeniem moich. Powinienem coś powiedzieć, tylko za cholerę nie wiem co. Jest zagubiony, idiotyczne duże dziecko. Mogę zamienić puchar w szczura i odwrotnie, ale nie wiem, co czuję. Debil. - A ty? - Ty co? Co ty próbujesz powiedzieć Kasjan? Rzuciło ci się na mózg? Może próbuję odwrócić medal, zrzucić wszystko na drugą szalę. Chcę wiedzieć, co czuje on. Może powinienem już wiedzieć? Ale nie wiem, jak zwykle nic nie wiem. Jak dziecko.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPon Kwi 25 2016, 16:18
Leżałem, ot, tak po prostu, czekając na nieuniknione efekty moich słów. Tych, których nie zdążyłem przemyśleć. Dobrze wiedziałem, że mogły mnie one słono kosztować. Było tyle możliwości, tak wiele opcji. Przecież nie bez powodu unikałem tego tematu, nie potrafiłem zdobyć się na żadne wyznanie. Cierpiałem, to fakt. Chyba tylko Kasjan był albo mógł być zadowolony z naszej niejasnej relacji. Kim dla siebie byliśmy? Braćmi, przyjaciółmi, kochankami, dziwną mieszanką tego wszystkiego? Znałem swoją stronę, wiedziałem, co ja czuję. Nie tak dawno temu zdałem sobie z tego sprawę. Wyrzucając uczucia na papier, najzwyczajniej w świecie o tym napisałem. Rzucone słowo przemija, może zranić, ale nie cofnie się, jedynie ma możliwość wyblaknąć. To zapisane? Niby jest trwalsze, lecz nawet ono nie potrafiło sprostać spotkaniu z ujarzmionym ogniem kominka. Chociaż zapisane zdania uciekły z dymem, świadomość tego co napisałem pozostała. Co czuła moja druga połowa, ta, która niby do mnie należała, ale jednocześnie była mi tak obca. Czasami żałowałem, że nigdy nie podjąłem nauki legilimencji. Wszystko byłoby wtedy łatwiejsze, nieprawdaż? Oszukiwałem sam siebie, znałem go na tyle dobrze, potrafiłem domyślić się odpowiedzi, a raczej tego, że nie istniała. Zapewne nawet o tym nie pomyślał, nigdy. To ja byłem tym, który zawsze rozmyśla, zamknięty okowami własnej nieśmiałości. On działał, nie przejmował się, często zapominał, że ja tak nie potrafię. Powolne, wręcz żółwie tempo, to mnie charakteryzowało. Wszystko musiało być zaplanowane. Potrzebowałem tygodniowych przygotowań, a czasami i całych miesięcy. Nie działałem spontanicznie, więc czemu tym razem wypaliłem coś takiego? Najpewniej zaprzepaszczając całe lata starań. Wystraszyłem go, już sobie poszedł? Nie miałem wystarczającej odwagi, aby wyjrzeć poza moją bezpieczną strefę.
Chciałem krzyknąć. Buńczuczna krew wrzała w moich żyłach, niebezpieczna mieszanka złotych bluźnierców oraz wojowniczych morderców. Oczywistym było, że tego nie zrobię. Dziwne, zawsze mnie to zastanawiało. Jak przyszedłem na świat, cóż ze mnie za niecodzienna mieszanka. Miałem wszystko, czego było trzeba, a wyrosłem na coś tak mizernego. Jak to możliwe, że nie potrafiłem skorzystać z takiego dziedzictwa? Sarna, piękna, lecz płochliwa, kpina losu.
Wpatrywałem się w niego, a oczy szkliły mi się od łez, co nieco utrudniało to zadanie. Nawet tego porządnie nie potrafię zrobić! Przynajmniej nie uciekł, jakiś plus?
- Ja, co? - jakoś wyrzuciłem z siebie zachrypniętym głosem.
Nie, nie zrozumiałem go. Niby co ja? Tak trudno jest sklecić jedno, sensowne zdanie? Abym nie musiał się dopytywać? Doszukiwać ukrytych znaczeń oraz motywów. Czemu on zawsze musi zmuszać mnie do podjęcia decyzji? Burzyć mój wygodny, starannie zbudowany świat. Nie zrobi nic, o co sam bym nie poprosił, a jeżeli już tak postąpi, to tylko aby mnie podrażnić. Chociaż całkowitym przypadkiem, zrobiłem coś, do czego nie chciałem dopuścić, to on dalej musi się ze mną bawić? Wystarczyło powiedzieć jedno słowo, tak lub nie. Czy on zawsze musi pytać się o to, jak mocno czy z której strony?
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPon Kwi 25 2016, 20:11
Myślałem o tym, o nim. Zdecydowanie więcej niż normalnie człowiek myśli o przyjacielu, o bracie. Jednak nigdy nie dodawałem dwa do dwóch, nie czułem potrzeby. A może udawałem, że tak będzie lepiej. Po prostu brnąłem do przodu, nie dbając o przyszłość, zostawiając wszystko w rękach losu, który przecież nie istniał. Ten układ spełniał swoją rolę całkiem nieźle. Nie musiałem podejmować trudnych decyzji, zagłębiać się w tę część siebie, której nie rozumiałem. Być może spokojny, zamyślony Snowid, który miał wcześniej tak wspaniałe stosunki z matką czuł się w tej kwestii o wiele swobodniej. Prawdę mówiąc zazdrościłem mu tego, że tak bardzo była obecna w jego życiu. Nauczyła go haftowania, zostawienia po sobie czegoś trwałego, pięknego. Automatycznie przypomniałem sobie o wiecznie obecnej w mojej kieszeni chustce. Miałem ochotę zacisnąć na niej dłoń, poszukać wsparcia w tej niepozornej rzeczy, ale nie odważyłem się. Nie drgnąłem od chwili, w której ująłem jego ramiona. Bałem się, że jeśli puszczę to go stracę. Potrzebowałem tego kontaktu, był moją kotwicą, utrzymywał mnie w rzeczywistości. Nie tylko teraz, ale cały czas, dopiero to do mnie docierało.
Nie przejmowałem się już, że jesteśmy na Kołowiankach i prawdopodobnie każdy, kto zatrzyma się chociaż na chwilę zatrzyma się w miejscu może uznać nasze zachowanie za nietypowe. Miałem w kieszeni różdżkę, chyba byłem gotów w tym momencie trzasnąć zaklęciem każdego, kto spróbuje przerwać to, co się działo. A może powinien to zatrzymać? Póki co robiłem z siebie tylko kompletnego kretyna. Przed chwilą usłyszałem prośbę, której podświadomie cały czas pragnąłem, a zachowałem się jakby pod moją czaszką nie znajdowały się nawet resztki mózgu. Bo tak naprawdę było. Nie umiałem się samemu określić, zdecydować, ale widocznie w środku wiedziałem już od dawna. W końcu nawet nie byliśmy prawdziwymi braćmi. To tylko moja matka nie była dostatecznie usatysfakcjonowana ze swojej sytuacji majątkowej i życiowej. Jak mój ojciec raczył umrzeć? Nie powiem, że dzięki niej się poznaliśmy, bo prawdopodobnie nasze drogi i tak by się kiedyś zderzyły. Już mówiłem, że nie wierzę w przeznaczenie, prawda?
Zraniłem go, zraniłem siebie. Jego łzy w tej chwili oznaczały moją zupełną porażkę, byłem beznadziejny. Dlaczego w tej jednej rzeczy nie mogłem być dobry? Owszem, normalnie nie zależało mi w żaden sposób na opinii innych, nie liczyli się, jeśli nie przynosili mi specjalnego pożytku, ale on? Przecież zawsze był ważny, najważniejszy. Kiedy cierpiał to cierpiałem z nim. Każdy siniak na jego szyi po ataku choroby wywoływał moją bezsilną wściekłość. Teraz też byłem wściekły, przecież mogłem sprowokować kolejny atak kurzego płucka. Wszystko przez moje głupio dobrane do sytuacji pytanie. Po raz pierwszy moja przypadkowa prowokacja obróciła się przeciwko mnie.
- Ty nie wiesz? - rzucam cicho, słowo wolno przedostają się przez moje gardło, jak gdyby nagle wyrosła mi w nim utrudniająca mówienie gula. - Przecież robię to cały czas - tym razem nie zostawię niedopowiedzenia. - Kocham cię cały czas.
Puszczam się mojej kotwicy, opuszczam dłonie na swoje kolana. Albo wypłynę na powierzchnię, albo utonę.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyWto Kwi 26 2016, 13:09
Walczyłem z samym sobą. Wewnętrzny spór toczył się w mojej głowie. Silne ramiona Kasjana utrzymywały mnie w pionie, powstrzymując mój jakże naturalny odruch. Uciec, schować się. Tylko tego pragnąłem w tym momencie. Cóż, byłem tchórzem, nie ukrywam tego. Przecież zdawał sobie z tego sprawę. Wolałbym wskoczyć pod koc, wrócić do mojej naprędce wymyślonej, ale i tak bezpieczniejszej pozycji. Mocny uścisk zmuszał nie do czegoś innego, jednocześnie dodając mi siły. Czegoś, co normalnie nie towarzyszyłoby mi w takiej sytuacji. Dzięki niemu mogłem sprostać temu wyzwaniu, jakie samu sobie zgotowałem. Mogłem się nie odzywać, byłoby lepiej, prawda? Łatwiej. Pojedyncza wypowiedź, zaledwie tyle wystarczyło, aby mój świat zachwiał się u podstaw. Sam sobie to zgotowałem, więc wypadałoby, żebym zmierzył się z konsekwencjami moich czynów. Nic nie mogłem poradzić na to, że nie chciałem tego. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, odbąknąłbym wtedy niezrozumiale oraz częściowo zignorował tę jego prowokację. To nie tak, że nie chciałem mu tego powiedzieć, że nigdy nie kusiło mnie, by spytać go o uczucia względem mnie. Kim jesteśmy? Co nas w ogóle łączy? Chciałem wiedzieć, lecz jednocześnie obawiałem się usłyszeć odpowiedzi. Lękałem się tego, co mógłbym usłyszeć. Dobrze wiedziałem, że to nie on zrobi pierwszy krok. Nie spodziewałem się jedynie, że nagromadzone we mnie emocje wezmą górę. Po raz który w moim życiu? Mniej niż pięć, tak mi się wydaje. Moje wyczucie było po prostu perfekcyjne, nie będę tego ukrywał.
Oczekiwanie mnie dobijało. Krucha odwaga, która pozwalała mi spojrzeć mu w oczy, z biegiem czasu zanikała. Nie byłem pewien, ile wytrzymam. A nawet jeżeli doszłoby do wyczerpania jej, to co wtedy? Dobrze zdawałem sobie sprawę, że nie dam rady wyrwać się z jego uścisku. Niby jak? Mógłbym spróbować zaklęcia, ale przecież nie byłem w stanie podnieś ręki na cokolwiek, a już w szczególności na Kasjana... co dopiero różdżki. Tylko złość była w stanie doprowadzić mnie do takich czynów, a teraz bliżej było mi depresji, niż temu.
W głowie mi szumiało, nie byłem do końca pewien, czy to co słyszę to nie jakieś omamy. Wytwór mojego spanikowanego umysłu. Tym razem miałem ochotę się rozpłakać, ale nie ze strachu czy smutku, ze szczęścia. Nie zrobiłem tego, przynajmniej nie od razu. Kiedy jego chwyt ustąpił, opadłem niemal bezwładnie na jego kolana. W głowie mi się kręciło, nagle zrobiło mi się jakoś słabo. Czy to przez te wszystkie niekontrolowane wybuchy emocji, a może choroba dawała o sobie znać. Zawsze istniała opcja, że to oba te czynniki miały taki wpływ. Gdy wylądowałem na nim, nie potrafiłem już powstrzymać wstrzymywanych łez. Mam nadzieję, że nie przemoczę mu za bardzo spodni. Nie, kogo oszukuję. Nie obchodziło mnie to, właściwie to wszystko już miałem gdzieś. Nawet to, czy ktoś nas nie zobaczy w tym momencie. Zawsze mogłem wytłumaczyć się atakiem choroby, nikogo to nie zdziwi. Chciałem znaleźć się bliżej niego, zarzucić mu ręce na szyję, dopytać, przekonać się, czy naprawdę tak myśli czy to wytwór mojej wyobraźni. Nie miałem sił, więc tylko zacisnąłem dłonie na jego spodniach.
- Zawsze... - wychrypiałem, najwidoczniej nie tylko moje kończyny pozbawione były sił, bowiem to jedno słowo ledwo przecisnęło się przez moje ściśnięte gardło.
Ciekawe, czy mnie usłyszał?
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyWto Kwi 26 2016, 16:57
Bałem się.
Ja, niezłomny Karamazov z domieszką matczynej krwi Oneginów, bałem się. Cholernie się bałem. Dłonie drżały mi niekontrolowanie na kolanach, jak gdybym sam na coś chorował. Oddech przyspieszył niebezpiecznie, aby w nieregularnych odstępach urywać się nagle, niespodziewanie. Klatka piersiowa unosiła się i opadała spazmatycznie. Głowa okropnie mi ciążyła, nie byłem zdolny do uniesienia jej do góry. Nie mogłem wytrzymać tej niepewności, krótkiej chwili panującej ciszy, po której miał nastąpić ostateczny wyrok.
Powinienem spodziewać się odpowiedzi, być jej niezbicie pewny. W końcu nawet nie zadałem pytania. Stwierdziłem fakt, odpowiedziałem na jego wcześniejszą prośbę. Jednak w tym momencie całe moje pokłady pewności siebie wyparowały niczym kałuża w upalny dzień. Nie wiedziałem dlaczego. Czy zależało mi aż tak mocno, tak bardzo? W końcu to, co działo się między nami było kwestią przełomową. Albo nasze drogi splączą się razem doszczętnie albo już nigdy nic nie będzie takie samo. A ja nie umiałem wyobrazić sobie już mojego życia bez Snowida. Wpadł w nie trochę przypadkowo i stał się jego częścią, całkiem możliwe, że elementarną. To dzięki niemu moje życie ruszyło po stracie, wypełzłem z mojej jamy, w której się ukryłem po stracie ojca. Był jednym człowiekiem, z którym rozmawiałem bez żadnych oporów. Dla reszty żal było mi strzępienia języka, ale z nim nigdy. Uwielbiałem z nim mówić tak samo jak milczeć. Po prostu potrzebowałem jego obecności. Nie wiem, co miałbym robić, gdyby nagle mi jej zabrakło. Boję się więc. Nie karmię się żadną nadzieją, panuje w mojej głowie doskonała cisza. Oczekiwanie.
Pierwszy był dotyk. Drobny ciężar, upragniona bliskość. W polu mojego widzenia pojawiła się ciemnowłosa głowa mojej małej wrony. Nie uciekł, chociaż teraz miał ku temu doskonałą sposobność. Został ze mnę, skrócił dystans. To dobry znak. Jednak wilgoć, która opadła na moją dłoń zaraz potem wprawiła mnie w skonfundowanie. Dlaczego płacze? Co się stało? Czy ja mu coś zrobiłem? Jakieś słowo z mojego starannie dobranego wypowiedzenia okazało się niefortunne? Ale potem do moich uszu dotarło to pojedyncze, wychrypiane słowo. Miałam już wprawę w słuchaniu go, znałem jego głos na pamięć, więc nie było mowy o pomyłce.
Nie utonąłem.
Uczucie nieskończonej ulgi przelało się przeze mnie całego. Wszystko było w porządku. Zawsze było, ale teraz nie było niejasności. Przynajmniej na tę chwilę. Miałem ochotę przyciągnąć go do siebie, objąć, ale mój umysł zaczynał już działać jak powinien. Zamiast tego musiało mi więc wystarczyć wplecenie palców w jego włosy i okazjonalne muśnięcie policzka. Postronni mogą co najwyżej mogą pomyśleć, że uspokajamy brata, który przecież jest chory.
- Już dobrze - mówię cicho głaszcząc jego głowę. - Teraz już wszystko dobrze.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySro Kwi 27 2016, 10:44
Pozwoliłem sobie na to niekoniecznie odpowiednie ujście emocji. Gdzieś miałem, czy ktoś nas zobaczy. Dziwne, prawda? Jeszcze niedawno, dosłownie chwilę temu, trząsłbym się ze strachu na samą myśl o tak otwartym okazywaniu naszej bliskości. Teraz? Nie interesowałem się tym. Mój umysł wypełniony był po brzegi radością, która za nic sobie miała rozsądek czy możliwie prawdopodobne obawy. Obecnie bardziej zainteresowany byłem cieszeniem się tą chwilą, przyjemnym zapachem, który wyczuwałem przez materiał jego ubrań. Nawet coś takiego jak to specyficzne uczucie, spodni, które będąc całkowicie przemoczone od moich łez, przyklejają się do mojego policzka, sprawiało mi swoistą przyjemność. Wiedziałem, że nie możemy pozwolić sobie na nic więcej. I tak już balansowaliśmy na cienkiej granicy, nie powinniśmy jej przekraczać. Nie ważne, jak bardzo chciałem go w tej chwili pocałować czy chociażby przytulić.
Dlatego też się wystraszyłem, kiedy wyczułem, że jego dłonie się przesuwają. Zręczne palce wplątały się w mojej zmierzwione włosy. Okazjonalne muśnięcie policzka, dokładnie takie same, jak te którymi ja go przed chwilą potraktowałem. Potrzebowałem więcej, chociaż nigdy nie przyznałbym się do tego. Wrodzona nieśmiałość zmuszała mnie do milczenia, do wysłuchiwania uspakajających słów. Przynajmniej do czasu, aż coś nie przerwało tej naszej sielanki. Ruch, szybki oraz podirytowany. Coś siłą podniosło moją brodę, wciskając się nieubłaganie na kolana Kasjana, zastępując tam moją głowę. Spojrzałem na kolorowego liska zmieszany. Z jednej strony miałem ochotę go zrzucić, a z drugiej roześmiać się rozbawiony. Najwidoczniej komuś nie spodobała się zbyt długa nieuwaga. Wygrało to drugie. Głownie dlatego że szorstki język szczeniaka zaczął łaskotać moją twarz, zlizując słonawe ślady pozostawione po łzach.
- Ale z ciebie nieład... - powiedziałem dalej zachrypniętym głosem, głaskając go po niewielkiej, bardzo barwnej główce.
Cóż, nie do końca potrafię to opisać. Zwykle używa się do tego sformułowań typu: "niczym grom z jasnego nieba!". Niby pasuje, niebo rzeczywiście było jasne, a pomysł całkowicie niespodziewany, chociaż niecierpliwie wyczekiwany. Tak, wpadłem na imię dla tego zabawnego lisa. Wspominałem, prawda? Czekałem na przypływ twórczej weny, oto i jej efekty. Postanowiłem również skorzystać z nadarzającej się okazji. Przecież nikt nie zauważy, że moja dłoń lekko zbłądziła i wylądowała na nodze Kasjana, gdzie kreśliła jakieś dziwne, zapewne bardzo oryginalne wzory.
- Nieład - powtórzyłem, sprawdzając czy aby na pewno brzmienie tego słowa mi odpowiada.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySro Kwi 27 2016, 12:55
Nic dzisiaj nie było takie jak myślałem, że będzie. Mój genialny w swej prostocie plan lenistwa w ostatnich wolnych chwilach przed ciężkim, ostatnim rokiem nauki, nie wypalił. Co prawda początek był niespodziewanie przyjemny to później coś poszło nie tak. Od jednego słowa do drugiego tym razem moja błyskotliwość zbytnio sobie pofolgowała. Drażniłem się z nim praktycznie, od kiedy się znaliśmy, a nasza gra nabrała na ostrości od tamtego pamiętnego lata, ale nigdy nie przekroczyłem tej niewidzialnej granicy. Nawet nie przypuściłem, że mogę się do niej zbliżyć, a tu niespodziewanie - stało się. Może musiało, napięcie, które uporczywie ignorowałem, narastało systematycznie, widocznie potrzebowało w końcu ujścia. To powinna być dla mnie nauczka. Ukazanie, że moje podejście do życia nie jest do końca tak doskonałe jak sobie wyobrażałem. Ale nie będzie. Wszystko potoczyło się dobrze, wspaniale nawet. Zyskałem coś, o co nawet nie śmiałem prosić.
No i nie myślałem teraz o tym wszystkim z takiej strony. Byłem daleki od wszelkich logicznych dywagacji, analiz tego, co miało miejsce. Nie liczyło się nic prócz tego, że miałem go w tej chwili blisko siebie i musiałem walczyć z instynktem, aby się na niego nie rzucić. Nie dosłownie, przecież nie chciałem go skrzywdzić. Chciałem się zbliżyć, skrócić tę odległość, która w moim mniemaniu była wciąż zdecydowanie za duża mimo moich palców w jego włosach. Potrzebowałem bliżej, mocniej, bardziej, ale siedziałem naprawdę grzecznie niczym wzorowy szlachcic. Przy okazji potoczyłem spojrzeniem po wirującym w oddali tłumie. Nikt nie zdawał się poświęcać nam specjalnej uwagi, zbyt zajęci sobą.
Ja też nie zauważyłem, gdy nagle coś nowego znalazło się na moje kolana. Zdezorientowany opuściłem głowę, aby ujrzeć wpychającego się między nas lisa. Parsknąłem śmiechem na widok zazdrosnego zwierzątka. Niesamowite, jaki pan taki kram. Jeszcze przed chwilą Snowid naburmuszył się z powodu mojego zbytniego zaoferowania lisem, a teraz on był niepocieszony, że za bardzo skupiłem się na Wrońskim. Uśmiechnąłem się słysząc, co mówi. Rzeczywiście, jego maść była dosyć nieuporządkowana, jak gdyby jakiś artysta przypadkowo upuścił na niego kleksy kolorowej farby.
- Nieład? - powtarzam za nim, ale zaraz potem przygryzam wargę, gdy czuję co też sobie wyprawia. Świadomość faktu jak zręczne posiada dłonie naprawdę niczego mi nie ułatwiała. - Pasuje do niego. - Niby całkowitym przypadkiem kładę swoją dłoń na jego, aby ukrócić tę wędrówkę, próbując całkowicie zignorować fakt gdzie to zdążył zabrnąć jego palce. - Patrząc na niego przypomniało mi się, że chyba powinienem spróbować złapać tego kłobuka. - Zmień temat, zmień temat, zmień temat, nie myśl o tym.
Powrót do góry Go down
Snowid Wroński

Koce ATZCaGP

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Odrodzenie, Werniks
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySro Kwi 27 2016, 18:40
Właściwie to nie zwracałem uwagi na Kasjan. Co zrobić? Już tak miałem, że jak mój umysł znajdował się pod władzą twórczych myśli, to przestawał mnie obchodzić cały świat. Mogło się palić, dach mógłby się na mnie walić, a ja i tak nie przejmowałbym się. Niby jedynie wymyślałem imię, ale to też przecież tworzenie, w jakimś sensie. Ot, taki ze mnie Wroński, nawet pierun mi nie straszny, kiedy siedzę na swoim metaforycznym drzewie. Ironia losu, prawda? Zazwyczaj dąb z naszej dewizy był porównywany do bardzo ważnych wartości, którymi mój ród uwielbia się chełpić. Wolność, swoboda, odwaga, niezawisłość, mordowanie braci, o, takie przywary ich interesowały. A ja co, używał naszej chluby do opisania swojej weny, mych ekstrawaganckich myśli artysty. Toż to świętokradztwo! Jakie szczęście, że żaden nie potrafił czytać moich myśli. Do czego zmierzam, przecież to proste.
Ruch ręką był całkowicie nieprzemyślany. Cóż, może z początku chciałem dać upust swoim emocją. Tej dziwnej, nienaturalnej dla mnie chęci, potrzeby, nagłego kontaktu z Kasjanem. Chociażby w taki całkowicie niewinny sposób. Szybko przestałem o tym myśleć, pozwoliłem, aby palec samodzielnie wybierał kierunek, jak i trasę swojej wędrówki. W końcu sam nie wpadłbym na taki pomysł, prawda?! Zorientowałem się dopiero, kiedy jego dłoń wylądowała na mojej. Jak na zawołanie zaczerwieniłem się. Chciałem zabrać swoją rękę z jego... nieodpowiednich dla tego miejsca oraz czasu rejonów. Dziwny przypadek. Niby próbował mnie powstrzymać, a jednocześnie uniemożliwił mi wycofania ręki. Ciekawe, czy zdawał sobie z tego sprawę? Czy może  to powrót do normy, zamierzone działanie, nowy sposób na podręczenie mnie? Nie zrozumiałem z początku jego słów, zbytnio byłem zajęty swoją nieuwagą oraz jej fatalnymi skutkami, które teraz wyczuwałem swoją ubezwłasnowolnioną ręką. Zszokowany odsunąłem się, nie zważałem na mocny uścisk, ani na wylęgującego się lisa. Po prostu szarpnąłem. Najwidoczniej miałem szczęście, a może to wzburzona krew, niespodziewanie podniesione ciśnienie dodało mym mięśniom, haha, siły. Dobrze wiedziałem, że to moja wina, ale i tak byłem wkurzony. Nikt nie kazał mu przecież tak reagować!
- Tak, lepiej idź! - rzuciłem bardziej do koca, w który usilnie się wpatrywałem, chcąc wywiercić w nim swoim spojrzeniem dziurę. - A ja zrobię wianek... czy coś - dodałem niepewnie, na wypadek gdyby nagle zmienił zdanie i wolał zostać.
Byłe zły, to fakt, ale nie do końca było prawdą to, na co się złościłem. Nie powinien się tak łatwo cieszyć na zwyczajny gest, a ja nie powinienem się tak z tego ucieszyć.
Powrót do góry Go down
Kasjan Karamazov

Koce 1BtEuNG

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

majętny

Czarcie włócznie, Odrodzenie
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptySro Kwi 27 2016, 22:01
Tym razem nie miałem na myśli żadnej nieczystej zagrywki. Zadziałałem instynktownie, kierowany zwykłym odruchem, pewną formą obrony. Chciałem zatrzymać tę wędrówkę wścibskiej dłoni zmierzającej w jednym, wyjątkowo konkretnym celu. Nie tutaj, nie teraz. Nie moją winą było, że zareagowałem na to właśnie tak, a nie inaczej. Ta cała sytuacja, kiedy już się wyjaśniła, zadziałała na mnie iście odurzająco, a zarazem ożywczo, żeby nie rzec pobudzająco. Wszystkie te bariery, które dotychczas między nami stały znikły jakby za sprawą magii, a nie kilku gorączkowo wypowiedzianych słów. Okazało się, że Snowid potrafił wyzwolić we mnie rzeczy, o jakich posiadanie nigdy sam siebie bym nie oskarżył. Przede wszystkim emocji. Byłem przekonany, że nie jestem w stanie odczuwać ich tak jak inni, poprawnie. Tymczasem okazało się, że moje raczej skamieniałe serce posiada rzeczywiście ludzkie odruchy. Nie mogłem się nadziwić jak rozbudzał we mnie te pozytywne przedmioty. Kiedyś mu podziękuję, chociaż nie wiem czy to bezpieczne, bo mógłby spłonąć pod wpływem swoich rumieńców.
Bezmyślnie trwaliśmy w tej dosyć niefortunnej pozycji. Ciepła dłoń w mojej byłaby naprawdę w porządku, gdyby nie fakt jej pozycji. Widocznie mój umysł był tym wszystkim chwilowo zamroczony, bo to nie ja pierwszy zareagowałem. Z ust wyrwał mi się zagubiony oddech, gdy raptownie wyrwał się z mojego uścisku, który musiał być bardzo delikatny skoro tak łatwo mu to poszło. Leżący na moich kolanach lis poruszył się niespokojnie czując ten nagły ruch, ale zaraz znów się uspokoił. Doprawdy mało ruchliwe było to zwierzątko. Wyjątkowo podobne do swojego właściciela. Jedyną różnicą było to, że mimo wszystko ode mnie nie uciekł. Szeroki uśmiech rozjaśnił moją twarz, gdy dodałem sobie dwa do, dwóch dlaczego to uciekł ode mnie jak oparzony, a jego spojrzenie wywiercało dziurę w kocu. Postanowiłem jednak nie męczyć go dziś więcej. Chyba obaj przeszliśmy już sporo. Przełknąłem więc uwagę na temat tego, dlaczego tak nagle chce się mnie pozbyć.
- W porządku, ale Nieład idzie z tobą. - Zdejmuję lisa ze swoich kolan i kładę obok niego. Ignoruję fakt, że wyciągnął pazurki, aby wbić się nimi w moje spodnie. Cóż, aż tak go chyba nie kochałem. - Jeszcze mnie oskarżą o nieczystą grę. - Uśmiecham się do niego pogodnie, chociaż nadal mnie nie widzi. Wykorzystuję ten moment, aby podnieść się z kolan i wyciągnąć koszulę ze spodni. Być może psuję trochę swój nienaganny wizerunek, ale wolę tę alternatywę. Nie mogę się jednak powstrzymać przed pochyleniem do jego ucha i rzuceniem: - Niedługo pocałuję cię porządnie.
Ciekawe jak długo utrzymają mu się rumieńce.

|zt x2
Powrót do góry Go down
Tatiana Kuryakina

Koce Tumblr_ngz400bXBP1qhkkp7o4_400

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

32 lata

zamożny

nauczycielka warzelnictwa eliksirów
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyCzw Kwi 28 2016, 20:51
Kołowianki. Czy to jeszcze nauczycielski przywilej czy może już obowiązek? Nie była pewna. Nieobecność członka kadry na wydarzeniu bezpośrednio poprzedzającym rozpoczęcie roku szkolnego była uznawana za niegrzeczną. Oczywiście nikt by jej nie zlinczował, gdyby nie przybyła na miejsce imprezy. Nie obniżyliby jej za to pensji ani nie wpisali tego do akt jako wykroczenia. Ale to po prostu nie wypadało. A ona przecież tak bardo starała się wpasować! Akademia Koldovstoretz była teraz jej domem. Bezpieczną przystanią, miejscem do którego chętnie wracała po wakacjach. Nie chciała na początku roku szkolnego zmierzyć się z pełnymi niechęci spojrzeniami współtowarzyszy nauczycielskiej niedoli. Wszyscy mieli tu być i łączyć się w świętowaniu (lub opłakiwaniu) ostatnich dni wakacji. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - albo coś w tym rodzaju.  
Dlatego trzeci rok z rzędu pokonała swoją niechęć do obchodów końca lata i dołączyła do tłumów zgromadzonych na Kołowiankach. Mało tego! Miała nawet wianek - upleciony z nieco już przywiędłych polnych kwiatów - który wręczyła jej z samego rana jedna z jej najmłodszych uczennic. Tatiana podziękowała dziewczynce ciepłym uśmiechem i poufałym całusem w policzek. Miała szczególną słabość dla tych uczniów, którzy przybyli do szkoły równo z nią i mieli teraz zacząć trzeci rok nauki. Nigdy nie patrzyli na nią przez pryzmat poprzedniego nauczyciela alchemii i to w jakiś dziwny sposób czyniło ich niezwykle istotnym elementem szkolnej rzeczywistości. Byli jej uczniami, bardziej niż cała reszta. Miała szczerą nadzieję, że uda jej się doprowadzić ich do końca nauki. Najpierw ich, a potem kolejne pokolenia młodych czarodziejów. To w gruncie rzeczy był całkiem dobry plan na przyszłość! Lepszego nie umiała sobie wymarzyć. Już nie.
Przez kilka godzin spacerowała pośród zgromadzonych ludzi, wymieniając pozdrowienia z uczniami i rozmawiając z nielicznymi napotkanymi znajomymi. Niestety nigdy nie mogła poszczycić się wielkim gronem przyjaciół, a teraz nie miała ich już wcale. Zerwała wszystkie kontakty wyjeżdżając z Rosji lata temu. Chyba dlatego tak niechętnie myślała o kolejnych Kołowiankach. Bez rodziny i przyjaciół, którzy mogliby umilić jej czas czuła się osamotniona w tłumie. Pod wieczór zapewne dołączy na chwilę do innych nauczycieli. Będzie trzymać się blisko sióstr Aristov, a potem szybko wróci do domu, by dopakować kufer przed wyjazdem. Ale zanim to nastąpi, poczeka sobie tutaj. Wokół panował względny spokój. Nieliczni ludzie znajdowali się w zasięgu wzroku, ale nie na tyle blisko, by musiała słuchać ich rozmów. To dobre miejsce, by odpocząć. - uznała, sadowiąc się w słońcu. Zdjęła sandały i wyciągnęła przed siebie zmęczone bezsensownym łażeniem nogi. Poprawiła jeszcze brzeg sukienki - intensywnie niebieskiej, bo to przecież jej ulubiony kolor - i przymknęła leniwie oczy. Oparła się na przedramionach, przybierając niemal półleżącą pozycję i wystawiła twarz do słońca. Jeszcze tylko kilka godzin i będzie po sprawie.
Powrót do góry Go down
Skandar Lazarev

Koce OLXcZz9

brak stałego zam.

błękitna

33 lata

przeciętny

łowca niebezpiecznych stworzeń, US
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyCzw Kwi 28 2016, 23:04
Przy brzegu samej Łagody, nieopodal mało komu znanej mieściny Storozhno, o której istnieniu tylko dla samej ciekawości wartało wspomnieć, dogonił ostatniego przed przybyciem do Petersburga wilkołaka. Jeszcze tej samej nocy, wyplątawszy się ze szponów wiszących nad ziemią bagiennych gałęzi, nie tracąc czasu na zastanowienia, udał się w podróż, a towarzyszył mu wierny przyjaciel. Wątpliwie przyjemne uczucie w nadwyrężonych wysiłkiem kościach. Za każdym razem dawało to bezsprzeczny dowód, dla którego nie porzucił swojej nowej doli.  
W pierwszych stronicach książki, którą zabrał ze sobą tego dnia na polanę, schowane były lubczyk i lawenda. Rozglądając się po rozlanej zielenią przestrzeni uśmiechnął się do własnych myśli, łagodnie, z nostalgią. Starał się wypatrzeć w tłumie kogoś siostrze znajomego. Przeczuwał i nie mylił się, że w tym miejscu Iskierki nie zastanie. Miał się już odwracać na pięcie, odchodzić w inne miejsce, lecz nagle zamarł w bezruchu. Ciało i zmysły odmówiły posłuszeństwa. To nie on, nie z własnej woli, jakby za zaklęciem, poruszył się do przodu, ku leżącej na trawie kobiecie. Obszedł ją zawczasu tak, żeby nie przysłaniać słońca. Zbędny to był gest, ale z takich poniekąd ludzie słynęli.
- Mam wrażenie, że skądś panią znam. – zabrzmiał znajomy głos gdzieś nieopodal Tatiany. Stał niedaleko niej, w ciemnych spodniach, jasnej, przydługiej koszuli z rękawami podwiniętymi do łokci. Zanim rusałka zdołała cokolwiek odpowiedzieć, przesunął się i zasłonił promienie padające na jej twarz. Potężne tomisko powędrowało z ręki do ręki. Zabrakło lawendy, której fioletowy kwiat obracał teraz Skandar między palcami.
- Jakby mi się pani kiedyś śniła. - mówił spojrzeniem stopionym z kolorem jej oczu. Skupiona, skamieniałą prawie twarz, miała się wnet rozpogodzić. Ukucnął na trawie, wyciągnął przed się rękę i spoglądając na własne palce, między którymi przesmykiwał kwiat lawendy, nie mógł tak po prostu odejść. Lawenda lepsza była teraz od lubczyku.
Powrót do góry Go down
Shoshana Aristova

Koce W7gAR9h

Sankt Petersburg, Rosja

błękitna

medium

26 lat

bogaty

stażystka w Hotynce
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyCzw Kwi 28 2016, 23:58
Mnogość ludzi, uczniaki, uczniaczki z każdej strony, tłok, cepeliada. A ona buty, pantofle miała nowe, które właśnie brudziła. Odziana w swoją niezawodną, elegancką i drogą (to, że nawet bardziej drogą niż elegancką, to było widać już z daleka) czerń przemierzała tereny festynu z zamiarem odnalezienia sióstr. Nawet nie chciała myśleć o tym, że te paskudne wywłoki mogłyby bawić się lepiej od niej - a ona się właśnie nie bawiła tutaj wcale a wcale. Skwaszona w duchu, na twarzy przybrała jeden z najsympatyczniejszych uśmiechów na jakie było ją stać. I ja, i ty, drogi czytelniku, między Bogiem, prawdą a zuzannymi podwiązkami wiemy, że męczyła się przy tym przeokrutnie.
W dłoni trzymała szklankę z lemoniadą, którą kupiła przy jednym ze stoisk. Specjalnie zapłaciła więcej, choć wcale tyle nie wypije. Weszła gdzieś pomiędzy koce, zagajniki, chruśniaki malinowe. Gdzieniegdzie obściskiwały się zakochane pary, których widok przyprawił Zuzannę o mdłości. Unosiła właśnie dumnie podbródek gdy zauważyła znajomą - choć wcale nie tak dobrze, bardziej z opowieści, ze zdjęcia jakiegoś, które ktoś jej pokazał, sylwetkę. Uśmiech jej się poszerzył, gdyż tym razem poczuła faktyczną satysfakcję. Jednym bowiem z ulubionych czynności Zuzanny Aristovej (poza patrzeniem w lusterko i obrażaniem Tamary) było przypominanie buńczucznym klientom o przysługach, do których się zobowiązali. Rzec trzeba, że ludzie przychodzili do niej dość chętnie- cóż żądać mogłaby przecież od nich młoda, głupiutka Aristovna?
Brata/siostry kucającego właśnie Lazareva nie mogła znaleźć. Postanowiła się więc przypomnieć bratu starszemu swojej młodej klientki (albo klienta, wszak postaci jeszcze na forum nie ma!).
- Pan Lazarev? - trąciła go czubkiem buta w zadek.- Tak, to na pewno musi być pan. Proszę pozdrowić siostrę/brata.
Uśmiechała się serdecznie, ale miała ochotę w swej złośliwości kopnąć tak, by się przewrócił i uderzył nosem w trawę.
- Będę panu wdzięczna przeogromnie.
Zamrugała, zachichotała i odeszła dalej, zaciskając chude palce na szklance. Teraz musiała znaleźć swoje kocmołuchowate siostry.

zt
Powrót do góry Go down
Tatiana Kuryakina

Koce Tumblr_ngz400bXBP1qhkkp7o4_400

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

32 lata

zamożny

nauczycielka warzelnictwa eliksirów
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPią Kwi 29 2016, 00:37
W tym sierpniowym słońcu, gdy wokół pachniała trawa, a twarz od czasu do czasu muskał powiew wiatru - było jej błogo. Nogi przestały boleć, a samotność jakoś tak mniej dokuczała. Na chwilę była tylko ona i rozlewające się po skórze ciepło słonecznych promieni. Pogrążona w jakichś bliżej nieokreślonych, sennych myślach, rozkoszowała się tym wszystkim. Głowa zaczęła jej nawet trochę ciążyć i może wkrótce zaczęłaby rozważać złożenie jej na kraciastym kocu. Zanim jednak ta myśl, o rozciągnięciu się w wygodniej pozycji, mogła zaświtać jej w głowie, dotarły do niej słowa. Dotąd słyszała jedynie odległy szmer prowadzonych w okolicy rozmów, które z łatwością przyszło jej zignorować. Teraz jednak słowa rozbrzmiewały tuż obok, bardzo głośno i wyraźnie. Mimowolnie zmarszczyła jasne brwi, bo wydawało jej się, że zna skądś ten przemawiający do niej głos. Nie umiała jeszcze wytłumaczyć czemu serce nagle zabiło jej szybciej, ale to wystarczyło, by poczuła niepokój. Lodowatą falą rozlał się po ciele i słońce nie było już wystarczającym źródłem ciepła. Może dlatego, że ktoś rzucał na nią długi cień? Uchyliła lekko powieki, ale pod światło nie była w stanie dostrzec rysów stojącego przed nią mężczyzny. Czy rzeczywiście potrzebowała oczu by go rozpoznać? Oczywiście, że nie. Miała ochotę roześmiać się gorzko, gdy w ułamku sekundy poskładała w całość wszystko co właśnie się wydarzyło. Oto głos, którego nie słyszała od lat, ale wciąż potrafiła bezbłędnie odtworzyć w myślach sposób w jaki układał usta wymawiając jej imię. Tysiące rzeczy zapomniała w czasie ich rozłąki, ale miliony wciąż nosiła w pamięci i pozwalała, by nie dawały jej nocami spać. Osiągała mistrzostwo w samoumartwieniu, szydząc przy tym z samej siebie. Bo przecież po tym wszystkim, po całym tym czasie on z pewnością poszedł dalej. Ona też powinna! Tylko zupełnie nie potrafiła...
Powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Podciągnęła kolana do piersi i oparła na nich jedno ramię. Drugą dłoń wyciągnęła powoli przed siebie, przerażona tym jak bardzo drżą jej palce. Ostrożnie ujęła ususzony kwiat lawendy, uważając by nie dotknąć przy tym jego skóry. Czy to jeden z tych, które przed laty z takim upodobaniem wciskała między stronice wszystkich jego książek?
- Może spotkaliśmy się kiedyś. - odpowiedziała cicho, ze smutnym uśmiechem błądzącym po ustach. - Bardzo dawno temu. - dodała jeszcze cichszym szeptem, obserwując kwiat, bo to było łatwiejsze niż spojrzenie mu w oczy. Boże, ależ ona się tego bała! Tego, że kiedyś niespodziewanie staną naprzeciw siebie i w jego oczach będzie widziała tylko obrzydzenie. Była pewna, że nie zdołałaby tego przeżyć. Dlatego tak długo uciekała.
Nim zdołała się zdobyć na cokolwiek więcej niż wpatrywanie się w fioletowy kwiat, w zasięgu słuchu pojawiła się kolejna osoba. Młoda kobieta, w której rozpoznała kolejną z sióstr Aristov, choć zgadywała to jedynie na podstawie rodzinnego podobieństwa. Impertynenckie zachowanie pannicy skwitowała lodowatym spojrzeniem i cichym prychnięciem. W ułamku sekundy jej niepokoje zbladły, ustępując miejsca irytacji.
- Bezczelne stworzenie. - skwitowała, oddając mu jednocześnie kwiat lawendy i ośmielając się zerknąć w jego oczy. Jeśli wcześniej serce biło jej szybko, to teraz na moment zamarło. Patrzenie na niego sprawiało jej niemal fizyczny ból, gdy był tak blisko, a jednocześnie od lat całkowicie poza jej zasięgiem. Kto by pomyślał, że rusałka taka będzie stała w uczuciach?
Powrót do góry Go down
Skandar Lazarev

Koce OLXcZz9

brak stałego zam.

błękitna

33 lata

przeciętny

łowca niebezpiecznych stworzeń, US
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce EmptyPią Kwi 29 2016, 09:54
Świat się czasem wywracał do góry nogami. Śmierć w kartach nie była tylko tarotem naiwnych, odpustowych wróżek. Śmierć w gwiazdach, nie trawestowała zaledwie drogi między jedną konstelacją, a inną mleczną bajką północnego nieba. O ludziach się nie zapomina. Nie o Tatianie. Mógłby przejść Placem Dumy i rozpoznać ją w tłumie przypadkowo napotkanych osób.
Odgłosy zabawy docierały i tutaj. Wypełniały przestrzeń, a letnie, ciepłe powietrze mieszało się z chichotami czarodziejów w różnym wieku. Przewracali się z boku na bok leniwi adiutanci nowej i starej magii. Sielskość miał na wyciągnięcie ręki. Dopiero wyszedł z bagien, ha! Dopiero co ręce zanurzały się w ciepłej, zakrwawionej sierści likantropa. Jaka to śmieszna była sytuacja! Nie widzieli się szmat czasu, mijając wzajem gdzieś na ścieżkach losu, aż w końcu jeden drogowskaz stanął ponad ich czołami. I jak tu reagować? Przez niewiedzę został zdruzgotany.
- Tak właśnie myślałem. – uśmiechnął się. Odsunął dłoń, odsunął wzrok. Wiatr zakołysał zamkniętym między stronicami lubczykiem. Nic o niej już nie wiedział, poza jedną rzeczą. Nie mógł się powstrzymać. Minęło tyle lat. Może to tylko kolejne zaklęcie.
Nie słyszał kiedy pojawił się ktoś jeszcze. Poczuł lekkie, niegroźne uderzenie, po którym zmarszczył brwi i zadarł głowę pod światło. Zerkając na nieznajomą z ukosa próbował połączyć twarz z imionami, jakie przychodziły mu na myśl, ale nie podołał. Wpatrując się w Shoshanę podarował jej oślizgły uśmiech.
- Musiałbym wiedzieć od kogo te pozdrowienia. – odparł zanim odeszła w swoją stronę. Jeszcze przez chwilę zerkał na oddalającą się postać i zarys wątłych pleców. Nie odpowiedziała mu, więc pytający wzrok skierował na Kuryakinę.
Pokręcił głową. Jedno z jego kolan opadło na podłoże. Niepewnie spojrzał tam gdzie ostatni raz widział czarną wiedźmę i skubiąc kawałek trawy w zamyśleniu, uniósł dłoń z odzyskaną lawendą.
- Kto to był? – zapytał wprost pozostawiając roślinę na kocu obok Tatiany. Książka, którą przyniósł dla Iskry leżała na trawie, tuż obok koca. Wyglądało na to, że zaraz odejdzie i wróci do swoich poszukiwań zostawiając czarodziejkę samej sobie. Miał tyle pytań, ale większości nawet nie wypadało zadawać.
- Nie zmieniłaś się, Tatiano. - wtrącił w końcu coś, co chciał od początku powiedzieć. W gruncie rzeczy była to zwykła iluzja czasu, sprawcy wszelkich rzeczy.
Powrót do góry Go down
Koce Empty

PisanieRe: Koce   Koce Empty
Powrót do góry Go down
 
Koce
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: