IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 É i V widzą neony, marzec 1991

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Élodie Osyena

É i V widzą neony, marzec 1991 C0611ae4f07fc9fa2bd96a2304d714f1

tu i tam

czysta

26 lat

ubogi

pielęgniarka
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieÉ i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 EmptyNie Lip 03 2016, 22:26
Trzy miesiące temu skończyłam dwadzieścia lat
Pełne dwa zero, czy to jakaś cezura? Moment żeby się zatrzymać? Usiąść? Zastanowić?
Nie pamiętam trzech dni przed i dwóch po trzydziestym pierwszym grudnia. Tylko przebłysk piasku pod stopami, kolorów przed oczami i ciężar butelki w ręku. Mam dwadzieścia lat i po raz pierwszy w swoim życiu jestem całkowicie wolna.
Spędzam dni tańcząc. Spędzam dni uciekając. Spędzam dni skacząc. Pływając w krystalicznie czystej wodzie, jedząc owoce prosto z drzew, a czasem nie jedząc, bo kto pamiętałby o zapełnianiu żołądka kiedy wokół tyle się dzieje.
Jestem wolna.
Z dala od zimnej Rosji, z dala od śniegu przez trzy czwarte roku, z dala od deszczu, szarości, pluchy, życia w monochromie. Moje życie płynie w technikolorze.
Czasem tylko, nawet na końcu świata, doganiają mnie. Wspomnienia. Niepokoje. Robi się ciężko na żołądku, niedobrze, wymiotuję żółcią równie jaskrawą jak kolory dookoła, głowa ciąży, nie mogę się skupić. Potrzebuję znowu się zapomnieć, potrzebuję neonów.
Wtedy wracam.
Najpierw kradnę Brożka ze szkoły i zabieram go do najbardziej ekstrawaganckiej knajpy na jaką mnie stać. A kiedy już, po całym popołudniu śmiechu, odstawiam go do szkoły, kieruję kroki tutaj.
Nie ma cię w domu, ale nie jest ciężko znaleźć klucz. Po co klucz, nie zamykasz nawet drzwi.
Przyjdź wreszcie.
Znajdź mnie.
To nie jest trudne. Od progu prowadzi szlak moich ubrań, jak okruchy chleba, najpierw ten irracjonalnie wielki płaszcz. Potem sprana koszulka z logiem garażowego zespołu. Ubrudzone białe trampki. Przetarte w kilku miejscach jeansy. Na końcu ja.
W wannie. Kiedy wreszcie mnie znajdujesz całe zdenerwowanie zdążyło się już rozpuścić w gorącej wodzie, a denerwujące myśli uciec na trzeci koniec świata - Przywiozłam tequilę z Meksyku - nie podnoszę powiek, głową wskazuję nieco opróżnioną butelkę - I coś specjalnego prosto z Brazylii - obok butelki foliowa saszetka, w środku kilka kolorowych tabletek. Jedna rozpuściła się już na moim języku.
Świat zwolnił. Kolory, nawet w tej szarej, burej i ponurej Rosji, się wyostrzyły. Puściłam głośno muzykę, możemy tańczyć nawet tutaj. Nawet teraz.
Odpuszczam. Całkowicie kontrolę odpuszczam.
Powrót do góry Go down
Vit Halíček

É i V widzą neony, marzec 1991 Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500

Petersburg, Rosja

czysta

26

zamożny

Saper
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieRe: É i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 EmptyPon Lip 04 2016, 20:10
Cała kamienica należy do młodej pary, mugole niewiele starsi do Vita, ona odziedziczyła budynek po babci, on, z tego co zdążył Vit zauważyć, całymi dniami siedzi w domu, wymykając się nocami do pubu naprzeciwko, kilka razy proponował już przecież kolejkę Vitowi, ale jeszcze się nie zgodził. Nie dlatego, że nie chciał, ale zawsze gdzieś biegł, zawsze gdzieś jechał, zdzierając sobie hamulce rowerowe i kolana przy upadkach. W kamienicy wciąż mieszka wielu starszych ludzi, a mieszkanie, które wynajmuje Vit jeszcze niedawno do jednej z tych przemiłych emerytek należało. Podłoga wyłożona ciemnym parkietem na igiełkę, na którym za każdym razem stuknięciem odbija się każdy krok. Meble, na wysoki połysk, na patyczakowych nóżkach, komoda oczywiście przeszklona, szafa, dwa fotele i wersalka. Długie, karmelowe zasłony powieszone na karniszach prawie w ogóle nie przepuszczają światła, wprowadzając w mieszkaniu ciepły, senny, klejący się klimat. Babcine mieszkanie. Podobno pierwsze, w którym mieszka się na własną rękę zapada w głowie do końca życia, a to Vit miał z pewnością zapamiętać na zawsze. Rower wnoszony szybko na górę stuka pedałami co kilka schodków na klatce, zaburzając spokój, razem z brzęczącymi kluczami, dopóki Vit jak huragan nie wpakuje się do mieszkania. Otwarte. Przecież zamykał. Huragan ma na głowie, bo długie, blond włosy wymykają się z spiętego niedbale koka. Huragan na podłodze, nie należący do niego, chociaż właściwie trochę tak, trochę jego. Obserwując ścieżkę z ubrań zamyka drzwi, rzuca klucze na półeczkę pod lustrem, rower ustawiając pod ścianą, plecak ciężko ląduje na podłodze. Nie przypomina sobie, aby komuś, którejś dawał zapasowy klucz do mieszkania, ale to nie jest ważne. Przecież to ten wielki płaszcz. Brudne, kiedyś białe adidasy lądują obok tych twoich trampek, a Vit śladami podąża do łazienki, stając w progu. Naga i mokra, z kropelkami potu na czole od gorąca, taka, jaką zawsze ją chciał, taka, jaką lubił ją mieć przy sobie. Choć nie najbardziej, przecież w każdym wydaniu lubił najbardziej. Lustro zaparowało, nie widzi więc nawet jak wygląda, po całym dniu pracy, ale przecież nie spoglądałby na swoje odbicie, kiedy może na nią. Tequilla z Meksyku, specjalny prezent z Brazylii, Elodia z podróży, w wannie, nie było lepszego scenariusza na dzisiejszy odpoczynek. Ściąga kurtkę i rzuca ją na ziemię, siadając na brzegu wanny, sięgając po butelkę, kto myślałby w tym wieku o obiedzie. Zresztą żadnego porządnego i tak nie miał, najpewniej zjadając kalarepę na surowo. Jakie piękne ma te pełne usteczka, rozchylone, na których Vitek kładzie kciuk i znaczy ścieżkę, w linii prostej przez brodę i szyję, do której przykleiły się wilgotne kosmyki. Przez klatkę piersiową i brzuch, zanurzając rękę coraz głębiej w wannie, w tej wodzie gorącej, która już zaczyna go piec. Pociąga łyk z butelki i odkłada ją na miejsce, odsuwając się.
- Zrób mi miejsce. – Macie całą noc aby tańczyć. Swoje ubrania upycha bosą stopą pod umywalkę, kafelki są zimne, nieokryte żadnym babcinym dywanikiem, takich rzeczy poprzednia lokatorka nie zostawiła mu w spadku. Rzucając gumkę na stos ubrań rozpuszcza włosy, przeczesując je dłońmi i wchodzi do wanny, siadając naprzeciw, z nogami zgiętymi w kolanach, bo chociaż wanna nie jest mała on sam ze swoim długim ciałem nigdy nie mieści się w niej cały. Sięga do foliowego woreczka wyciągając dla siebie jedną ze zgrabnych tabletek, uważając, aby nie zmoczyć reszty, szkoda by było.
- Obserwowałaś wczoraj pierwszą kwadrę księżyca? – Wyciąga dłonie, łapiąc Elodię w pasie, aby przyciągnąć ją do siebie. Przecież nie będzie pytał o podróż, o to jak minęła i kiedy się skończyła. Przecież to w ogóle nie pasuje. A księżyc w kształcie litery D był jego ulubionym, pełnia nigdy go nie zachwycała, była taka nudna.
Powrót do góry Go down
Élodie Osyena

É i V widzą neony, marzec 1991 C0611ae4f07fc9fa2bd96a2304d714f1

tu i tam

czysta

26 lat

ubogi

pielęgniarka
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieRe: É i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 EmptySro Lip 06 2016, 14:49
Miła ta kamienica.
Schody przyjemnie trzeszczą kiedy wspinam się na piętro, drzwi skrzypią, nienaoliwione. Emerytki z ciekawością wyglądają przez Judasze, jutro będzie gadane. Znowu przyszła ta dziewczyna. Znowu będzie głośno. Wstydu nie ma.
Nie mam. Tyle emocji kłębi się w mojej głowie, na zażenowanie nie ma już miejsca. Tyle myśli - na wypada czy nie nie mam ochoty. Konwenanse - odpowiedzi na pytania kto to tak widział. Chodzić po chłopakach. Skakać. Tańczyć. Hałasować. Zbyt głośnej słuchać muzyki, jeszcze głośniej się śmiać. Krzyczeć. Unosić.
Wznosić.
Miłe to mieszkanie. Ciemny parkiet przyjemnie skrzypi pod nagimi stopami, przypominam ducha odbijając się w przeszklonej komodzie. Najbardziej lubię te ciężkie zasłony - kiedy nad ranem wpada przez nie pierwsze światło, otula nas sennie, czas zwalnia. Wtedy mogę ułożyć się wygodnie przy bądź na tobie i zasnąć. Tak po prostu. Spokojnie. Bez snów rozsadzających moją głowę.
- Czemu tak długo? - musiałam czekać, pytam od razu gdy pojawiasz się w progu. Opowiedz mi skąd wracasz? Co widziałeś dzisiaj? Czy samą magię czy jedynie szarości? Dobrze się bawiłeś - a może wynudziłeś? Możesz też nie mówić nic, oddech poświęcić mnie, jeszcze mi wszystko opowiesz, jeszcze znajdziemy na to czas. Wiesz jak bardzo lubię historie dnia codziennego. Szczególnie w środku nocy, leżąc w miejscu przypadkowym, patrząc w niebo, czasem w sufit, najczęściej w sufit. Lubię urywane wątki i płynące leniwie słowa układające się w typową historię bez spektakularnego zakończenia. Opowiesz mi dzisiaj takich kilka.
Wcześniej będą neony.
Ale teraz…
- Nie - droczę się, przygryzam twój kciuk, rozpływam, odpływam, odczuwam wszystko ze zwiększoną siłą. Włosy masz dłuższe ode mnie, swoje ścięłam kilka dni temu. Chciałam zobaczyć czy zrobi to na mnie jakiekolwiek wrażenie, czy poczuje żal, może ekscytację… Nie poczułam nic. Obserwowałam jak kolejne złote pasma spadają na ziemię, twarz w lutrze nawet nie drgnęła. Nie poczułam się też lżej.
Mam dość obojętności - Uciekłam przed nocą - mruczę w kącik ust twoich. Uciekłam, tak po prostu, w Brazylii był poranek kiedy pakowałam swój plecak, tutaj był poranek kiedy niecierpliwie kopałam kamyk czekając na brata. Teraz też się niecierpliwie, jestem głodna - głodna wrażeń. Drżenia, wznoszenia, krzyków i zadrapań. Opadania i wzbijania, to wszystko w kolorze neonów, w zwolnionym tempie, we mgle stłumionych zmysłów.
Chcę odpłynąć.
Powrót do góry Go down
Vit Halíček

É i V widzą neony, marzec 1991 Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500

Petersburg, Rosja

czysta

26

zamożny

Saper
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieRe: É i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 EmptyCzw Lip 28 2016, 13:34
Miła ta kamienica. I sąsiadki też są miłe. Nigdy nie mówią przykrości wprost, tylko szepczą między sobą, za plecami. Znowu dziewczyna przyszła. Znowu będzie hałas. Znowu ta przyszła. A skąd wiesz, że ta? No przecież widzę. No ale po czym je poznajesz? Cisza. A bo ja wiem? A bo ona wie? Wszystkie takie podobne przecież. Wszystkie wpisują się w schemat gustu młodego Halićka. Długie nogi, długie włosy. Wszystkie piękne. Wszystkie różne, chociaż z powodzeniem mogłyby być swoimi dublerkami. Dwoiłyby mu się w oczach. Troiły. Trzy Elodie, tylko która ta prawdziwa, ta jedyna? Trzy to za dużo. Jedna by odpłynęła w końcu, drugą mógłby zostawić sobie, ale po co? Przecież wystarczyła mu ta, którą miał raz na jakiś czas, tak intensywnie i głośno odbijała mu się potem przez kilka dni, że aby zmyć ją z siebie do następnego razu potrzebował kolejnej. Kolejnej dziewczyny, kolejnej tabletki, kolejnej butelki. Kolejnych plotek na schodowej klatce. Skraplały się jedna za drugą, jak stalaktyty, zakończone ostro kły, górne trójki widoczne za każdym razem, gdy się śmiał. Wcale nie długie kły, wcale nie takie, które bez wysiłku mogłyby przebić skórę ludzką. Bardzo przeciętne, człowiecze kły, które jednak z odrobiną wysiłku potrafiły zostawić po sobie czerwone ślady, dwa dołki, które po jakimś czasie znikały.
Kręci głową z dezaprobatą, zanim odchyli ją do tyłu, aby oprzeć o brzeg wanny, bo znowu zrobiła mu na złość, na pewno tak właśnie było. Na pewno uciekała specjalnie, aby móc mu teraz zagrać na nosie, nie mogąc przyznać racji, że księżyc jak zwykle dobrze się spisał i wymienić tymi barwionymi na kolorowo myślami, które akurat przepływały przez głowę, wymienić bez słów w tym wszystkim, wlać sobie tylko w usta i wlewać tak aż nie nastanie świt. Wlewa, wylewa. Woda się z wanny wylewa, kiedy odrywa od oparcia plecy, podrywa w górę głowę, może za bardzo dłonie zaciskając na talii Elodii, na jej żebrach twardych, jakby i z nich, jak z gąbki, chciał wycisnąć kolorowe wyznania. Z wilgotnych włosów ściekają strużki wody drobną ścieżką po plecach tonąc wodzie, jak on tonął w niej.
Jesteś głodna? Nakarm się jego urywanymi wątkami z całego dnia, urywanymi oddechami i opuszkami palców, póki są gładkie jak wymówki, póki za długie siedzenie w wodzie nie wydrąży w nich kanalików.
Raz, dwa, trzy, pierwszy neon z tęczówek wpływa do źrenic, które pochłaniają tak wielką powierzchnię gałek.
Cztery, pięć, sześć, drugi neon odbija się w wilgotnym śladzie na twojej szczęce, który Vit wyznaczył językiem. Neon, czy ślad? Chyba wszystko już jedno, chyba wszystko jest już jednością.
Siedem, osiem, dziewięć, cała paleta barw wypływa z zanurzonych w wodzie pasm jego włosów, jak końcówki pędzla zanurzone w farbie, przyłożone do gładkiej powierzchni kartki wyznaczając abstrakcyjne wzory.
- Czemu tak długo? - Przecież to ciebie nie było tak długo, wcale nie jego.
Powrót do góry Go down
Élodie Osyena

É i V widzą neony, marzec 1991 C0611ae4f07fc9fa2bd96a2304d714f1

tu i tam

czysta

26 lat

ubogi

pielęgniarka
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieRe: É i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 EmptyNie Sie 07 2016, 23:54
Kiedy byłam młodsza takie kamienice kojarzyły mi się z Domem. Miejscem wyśnionym i bajkowym,    ciepłym, upragnionym. Skrzypiące schody i podłogi, otynkowane ściany. Sąsiadka której pomaga się wnieść zakupy, cynowy garnek na gazowej kuchence. Zapach świeżego ciasta w powietrzu, na ścianach zdjęcia. Uśmiechnięte twarze. Miękkie poduszki na wielkim łóżku, gramofon, a obok pokaźna kolekcja płyt. Fortepian, nie wiem dlaczego, ale czuję, że bez fortepianiu nie ma prawdziwego Domu. I regału uginającego się pod stosem książek.
Szkoda, że nie masz takiego regału.
Przyciąga mnie to miejsce, chociaż sąsiadka z dołu już nie odpowiada na moje dzień dobry. Przyciąga mnie tutaj prędzej niż później, zawsze, z każdego zakątka świata, by wysłuchać wszystkich kolorowych myśli kłębiących się w twojej głowie. By na ciele zostawić ślady czerwone, kilka zadrapań, kilka ugryzień, każde przypieczętowane gorącym oddechem. Wlej we mnie opowieści pourywane, ułożę je wszystkie w jedną całość. Tytuł: Vit, a w treści fazy księżyca, wybuch i urwany łańcuch roweru. Kilka blondynek, dwie brunetki. Kalarepa na obiad, kok, wódka w pobliskim barze. I ja przewijam się przez twoją historię jak przebłysk światła neonów, pojawiam się nagle, zmieniając cały obraz, wywracając świat na drugą stronę. Przynoszę ci wszystkie kolory wschodu i zachodu, wszystkie kolory świata, weź je wszystko, weź co tylko chcesz - Byłam w Brazylii - cicho rozpoczynam opowieść urywanych oddechów, kolorowa woda wylewa się poza krawędź wanny kiedy unieruchamiasz moje dłonie, kiedy tworzysz nowe ślady na mojej skórze. Ciało plastycznie odpowiada twojemu, wznosi się i opada, opada i wznosi, zgodnie z rytmem, zgodnie z kolorem, tworząc coraz wyższe i wyższe fale, opada i wznosi, wznosi i opada  - Tańczyłam w pełnym słońcu, pływałam w księżycowym świetle, sok świeżych owoców brudził mi palce - szepcę prosto do ucha melodię słów. To nie odpowiedź, to nie opowieść, to prośba - wręcz rozkaz. Szybciej. Mocniej. Bardziej. Wiecej.
Szybciej. Mocniej.
Bardziej.
Więcej.
Brakuje mi czucia, brakuje doznań. Mogę, wolna całkowicie, stąpać po najbielszych piaskach świata, a i tak towarzyszy mi otępienie. Potrząśnij mną mocno, wybudź z marazmu, nie pozwól już zasnąć. Potrzebuje emocji, potrzebuję kolorów, potrzebuję czuć.
By móc wrócić w miejsca pełne światła. Miejsca pełne słońca. Ciepła. Przejść kolejne setki kilometrów. Przecież zostać nie mogę - nie potrafię, potrzebuję ruchu. Nieprzerwanego ruchu, nie znosię postoju. Stałości. Zbyt wiele się we mnie kotłuje, zbyt wiele mnie blokuje. Muszę biec, kierunek nieważny. Przód, tył, nieistotne. Liczy się tylko ruch.
Nigdy nawet nie spytałam czy potrzebujesz bym zatrzymała się na dłużej. I wdzięczna jestem, że nie chcesz, nigdy nie prosisz zostań.
Ja za to błagam. Szybciej. Mocniej. Bardziej.
Więcej.
Powrót do góry Go down
Vit Halíček

É i V widzą neony, marzec 1991 Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500

Petersburg, Rosja

czysta

26

zamożny

Saper
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieRe: É i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 EmptyCzw Lis 03 2016, 22:49
Przyciąga cię to miejsce. Sąsiadki, niewidoczne neony, skrzypiąca podłoga, otynkowane ściany. Przyciągałoby cię też, gdyby jego tu nie było? Pewnie tak, przecież to nie on cię przyciąga, tylko te chwile z nim. Wszystkie wyjątkowe, wszystkie piękne i wciągające, ale jakie nużące byłyby zestawione w całość, gdybyście mogli zerknąć do albumu z kolekcjami waszych spotkać, zawsze pełnych wrażeń, w całości nie udźwignąłby tego nikt, od nadmiaru wszystkiego, znużylibyście się w końcu, postanawiając, że następne spotkanie będzie zupełną odwrotnością, albo nie będzie go wcale. Może to nie jest takie złe rozwiązanie? Co by się stało, gdyby to były wasze ostatnie. Ostatnie pocałunki, ostatnie westchnienia, ostatnie wylewające się fale. Powracalibyście potem do tego wspomnieniami, do małego mieszkania, do materaca, do starych mebli, do świeczek, do firan i małego balkoniku, zapewne mijając się czasami gdzieś w miejscach, które odwiedziliście razem, ale zupełnie nie przecinalibyście swoich osi czasu.
Padałaby deszcz, a wasze włosy mokłyby, bez ochrony parasolki, wspominając strużki wody ściekające między łopatkami.
Dosyć już tej wody.
Może się poślizgniecie, może nie, to chyba nie ma aż tak ogromnego znaczenia, skoro potrzeba ci wrażeń. Zauważyłabyś, gdybyś teraz przypadkiem łokieć sobie rozcięła? Może nie, a może tak, ale nie przejęłabyś się tym wcale, nad ranem dopiero zauważając przepiękny, krwawy tatuaż rozciągnięty na twojej ręce, aż szkoda byłoby go zmyć. Potrzeba ci doznań, jak więc piszesz się na to spotkanie rozgrzanej skóry z zimnymi kafelkami na ścianach i wilgotnymi pocałunkami na brzuchu, dopóki przestrzeń nie wypluje was, przesunie za drzwi, zaskrzypi parkiet, tam dalej, coraz szybciej, mocniej, bardziej i więcej. I goni was czas i goni was świt.
Aż w końcu nastanie głęboka noc, gdy włosy zdążyły już przeschnąć, a prześcieradło w kolorowe kwiatki zmięte jest do granic możliwości, wetknięte gdzieniegdzie w nierozerwalne sploty nóg i reszty ciał.
Na płatku ucha osiada wilgotny oddech. Na smukłej talii koścista dłoń. Godzina kontrastów.
- Zjadłbym cię, gdybyś była z marmolady. – Nie jest na pewno, przed chwilą spróbował przecież i smakuje mu bardzo, choć trochę kwaśna, a jemu teraz słodyczy potrzeba. Dosłownie. Może jednak coś czai się w spiżarce? Może mogliby znaleźć coś bez wychodzenia, bez wyczłapywania się z tych połaci pościeli. Byłoby szkoda, jest tak ciepło i miękko. I wszystko świeci się dokładnie tak, jak powinno i deszcz zbyt słabo uderza w szyby, aby móc zwrócić uwagę, a jednak komponuje się z otoczeniem dokładnie tak, jak powinien. Światło lampy odbija się pomarańczowym blaskiem od sufitu, na który Vit podnosi wzrok odrywając go od czoła Elodii. W źrenicach jak w ciemnej misie pływają ulotne wspomnienia, okraszone kolorami, których tam w rzeczywistości być nie powinno. Co jest, Vituniu? Wszystko jest realne i nierealne w takim samym stopniu?
Chciał o coś zapytać, ulotniło się całe zdanie, jakby wcale nie było istotne, jakby nie powinien był rozmawiać wcale, a jednak coś ciągle, ciągle cisnęło się na język, nie przybierając żadnej konkretnej formy. Okropne uczucie co? Mierzyć się z ciężką próbą powiedzenia nie wiadomo czego. Zmieszane z alkoholem tabletki urządzały sobie w jego świadomości bezczelną fiestę.
Powrót do góry Go down
É i V widzą neony, marzec 1991 Empty

PisanieRe: É i V widzą neony, marzec 1991   É i V widzą neony, marzec 1991 Empty
Powrót do góry Go down
 
É i V widzą neony, marzec 1991
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: