Constantino przyjechał do Rosji zaledwie kilka dni temu. Nie widział się jeszcze z Anną, nie odwiedził rodziny w Kaliningradzie, za to postanowił zrobić sobie przerwę między rozpakowywaniem rzeczy w nowym domu i spotkać się z Umut. To w końcu ona była jedyną osobą, która przez cały ten czas wiedziała, gdzie się znajdował i nie wydała go nikomu – przynajmniej w takim przeświadczeniu do tej pory trwa Wroński. Jest jej za to niezmiernie wdzięczny, że całkowicie uszanowała jego wolę, choć doskonale zdaje sobie sprawę z bliskich relacji rodzinnych łączących Surhet-u i Lefèvre. Mimo to, Umut go nie zdradziła. Z tego też powodu chce ją dzisiaj odwiedzić, w końcu przywiózł jej kilka drobiazgów kupionych na ostatnią chwilę w Algierii. Co prawda Constantino absolutnie nie zna się na kupowaniu prezentów, ale przyjął jedną zasadę: skoro drogie, to musi się spodobać. W końcu kobiety lubią drogie rzeczy.
- Och, Umut – mówi od wejścia z lekkim uśmiechem na twarzy, gdy tylko otworzyła mu drzwi, po czym wchodzi śmiałym krokiem do jadalni z prezentami. – Może powiesisz ten perski dywan tutaj? – zachęca po arabsku, co chwilę zapominając, że przecież może już rozmawiać po rosyjsku. Ale Constantino odzwyczaił się od wszystkiego. Od chłodu. Języka. Ludzi. Jedzenia. Nie chce jednak żałować, że wrócił do domu; przecież nie zrobił tego bez powodu. Zostawił tutaj Annę, którą musi teraz odzyskać. – Zaczynam już tęsknić za słońcem, teraz w Rosji jest tak potwornie zimno – dodaje z niezadowoleniem w głosie, wzdrygając się na samą myśl i czekając aż Umut za moment przyjdzie do jadalni.