Siedzę sam już ponad dwie godziny w tym ohydnym barze w centrum Petersburga, w którym zawsze bywam w wolnej chwili po całym dniu pracy. Mam przecież swoje stałe przyzwyczajenia jak każdy człowiek. A dziś kolejny wieczór w towarzystwie głośnej muzyki, najobrzydliwszej na świecie rosyjskiej wódki, niedopalonych papierosów mugolskich i przypadkowo spotkanych ludzi. Możesz się dosiąść, śmiało, opowiem ci coś o sobie. Nie spodziewaj się jednak opowieści wyssanych z palca – nie koloryzuję, nie owijam w bawełnę, nie jestem żadnym mitomanem i bohaterem z pierwszych stron magicznych szmatławców. Szczerość to podstawa. Na każdej płaszczyźnie życia. Zapamiętaj to. Bo nie lubię używać nagminnie swojej pięści.
Jestem Borislav, ale mów mi Boris. Tak jest znacznie krócej i wygodniej. Boris Drasković. No, to nie jest nazwisko, które mógłbyś skojarzyć z kimkolwiek znanym na zawołanie – całe szczęście, rzygać mi się chce, jak patrzę na tych wszystkich wyglancowanych buców z wysoko postawionych rodów, myślących, że wiedzą, co to jest prawdziwe życie, a tak naprawdę nie mają o nim bladego pojęcia. Pochodzę z północno-wschodniej, rosyjskiej części Azji – to właśnie tam się urodziłem i mieszkałem przez dość długi okres. Byłeś kiedyś w Pietropawłowsku Kamczackim? Jeśli nie, to powinieneś przyjechać. Chociażby dla najlepszej pieczeni z reniferów na świecie. A tak poważnie, to prawdziwa oaza spokoju, przykład uczciwości i ludzkiej pracowitości. Tego brakuje w innych zakątkach świata – szczególnie w Petersburgu. A już zwłaszcza tutaj, w tej pieprzonej melinie. W Pietropawłowsku nie liczy się, ile rubli masz w kieszeni, skąd pochodzisz, jaka krew płynie w twoich żyłach. A podejdź tutaj, do kogo zechcesz – zobaczysz, ilu zaraz z diabelskim uśmiechem na ustach splunie ci na twarz i spróbuje wymierzyć sprawiedliwość siłą, gdy dowiedzą się czegoś, co nie odpowiada ich osobistym poglądom. Chciałem po prostu powiedzieć, że najważniejsze to po prostu być człowiekiem – w pełnym tego słowa znaczeniu. A wbrew pozorom, trudno o to w dzisiejszych czasach. Mnie mój ojciec w dzieciństwie nauczył szacunku do drugiego człowieka i tego, że równość jest najważniejsza. Pewnie nawet go skojarzysz, jeśli cię naprowadzę. Tak, tak, to ten stary, dobry Abram Drasković – jeden z najlepszych milicjantów, jakich świat widział, który walczył o to, aby żyło nam się lepiej. I co mu teraz z tego zostało, skoro wszystko znowu zmierza w niewłaściwym kierunku? Wiem jednak, że równość musimy sobie wywalczyć – w końcu nie spada z nieba jak deszcz. Trzeba ją złapać i utrzymać, a to nie takie proste, jakby się mogło wydawać.
Długo nie potrafiłem znaleźć swojej ścieżki życiowej, byłem tylko gówniarzem z kilkoma zasadami wyniesionymi z domu, któremu i tak wydawało się, że jest ponadto wszystko i nic nie musi. Irytowało mnie to, że zawsze byłem w cieniu mojego starszego brata
. Ruslan to, Ruslan tamto, a ja? Nic. Nadszedł wreszcie moment, w którym zwyczajnie zachciałem być lepszy od niego, choć wiedziałem, że dla ojca nigdy nie będę na równi z Ruslanem. To normalne, w końcu zawsze przychodzi taka chwila, kiedy ma się dość bycia na drugim planie. A wtedy niewiele brakowało, bym został bratobójcą – przecież i tak byłem czarną owcą Draskoviców. No, całe szczęście, nie zrobiłem tego, ale nasze relacje z Ruslanem cholernie się pogorszyły. Z perspektywy czasu wiem, że potrzebowałem kogoś na zastępstwo ojca, kto pokaże mi co i jak, kto pomoże ugryźć życie od właściwej strony. Nie miałem tak dobrze jak Ruslan, mnie nie udawało się wszystko i nie miałem pieprzonego szczęścia. Nie uczyłem się zbyt dobrze w szkole, w sumie to ledwo ją ukończyłem. Więcej mnie w niej nie było niż byłem, a w dodatku preferowałem przecież wysiłek fizyczny bardziej niż psychiczny. Przez jakiś czas po przebrnięciu przez etap szkolny nie miałem pojęcia, co zrobić ze swoją przyszłością. Nie interesowałem się wieloma rzeczami – przynajmniej nie takimi, z którymi mógłbym zacząć robić coś na poważnie. Aż pewnego dnia ojciec niespodziewanie zapoznał mnie z Vitalim Gagarinem, jego starym przyjacielem. Wciąż nie wiem, dlaczego to zrobił – chciał się mnie pozbyć, oddać mnie pod czyjeś skrzydła, bo nie potrafił sobie ze mną poradzić? Ale wówczas to on stał się dla mnie wzorem, autorytetem do naśladowania. Pokazał mi świat od innej strony. Był moim mentorem. Nauczycielem. Oparciem w chwilach słabości. Vitaly mnie zachęcił, by zostać milicjantem, choć przysięgałem, że nigdy nie pójdę śladami ojca. To była bez wątpienia długa droga, która kosztowała mnie wielu wyrzeczeń, ale nie żałuję. Właśnie dzięki niemu jestem teraz w tym miejscu. Dobra, teraz jestem w barze i czuję się lekko podchmielony, ale chyba wiesz, o co mi chodzi. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Pamiętam mordercze treningi przez kilkanaście miesięcy w różnych warunkach. Pamiętam, ilu ludzi musiałem zabić – ale nigdy bez powodu. Wszystko pamiętam. Tego się nie zapomina. Ich twarze błagające o litość, przerażające krzyki… Zasłużyli sobie na taki los. Ale to właśnie mnie zahartowało. Myśl, że kogoś zabiłeś towarzyszy ci do końca życia, więc nie możesz być miękki i przejmować się każdą ściętą głową, inaczej daleko nie zajdziesz. Dlatego też stałem się silny, twardy, gruboskórny, nie tylko fizycznie. Potrafię sobie poradzić w wielu sytuacjach, na różnych płaszczyznach, w których normalny, przeciętny człowiek nie miałby szans na przeżycie. No, chciałbym być nie do złamania, ale to niemożliwe. Jestem tylko człowiekiem i mam swoją granicę wytrzymałości. Jak wszyscy. Vitaly nagle został zabity. Później zniknął mój brat, Ruslan. Do tej pory nie wiadomo co się z nim stało, choć ojciec uważa, że to moja sprawka. Nie zmienia to faktu, że szukam zemsty – i wiem, komu mogę ją wymierzyć. Straciłem najważniejsze dla mnie osoby i nie pozostawię tego bez reakcji. A ja nie lubię, jak coś mi się zabiera.
No, dość już tego smętnego pierdolenia. Nie jestem jakimś gburem. Co prawda większość życia spędziłem sam, mimo że kobiety do mnie lgną – ale chyba tylko na jedną noc, co chyba już mnie tak nie satysfakcjonuje jak kiedyś. W dodatku nie mam szczęścia do ludzi. W ogóle. Czasem zastanawiam się, czy jestem tak kurewsko pechowy i naiwny, by trafiać tylko na tych, którzy chcą mnie tylko zostawić i wykorzystać. Nie wiem, czym sobie zasłużyłem. W każdym razie, przeżyłem wiele. Widziałem jeszcze więcej niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Dotarłem do zakątków, o których świat nie ma najmniejszego pojęcia, co nie mieści się w ograniczonych głowach ludzi. Ale nie jestem żadnym pieprzonym moralizatorem – nie będę ci przecież mówił, co jest dobre a co złe. Tylko daj mi więcej wódki, bo aż mi zaschło w gardle od tego paplania.