Zrobisz to, co konieczne.
Chcąc w pięciu słowach lub mniej podsumować trzydzieści sześć lat jednego życia, właśnie to należało by powiedzieć. Lub jeszcze krócej:
Obowiązek.
Jesteś już duża, musisz wiedzieć, co wypada.Oto, co wypada: siedzieć prosto. Mówić: dzień dobry, Panie Ojcze i dobranoc, Panie Ojcze. I nigdy, przenigdy nie patrzeć w te zmrużone gniewnie oczy. Nie dać po sobie poznać, jak bardzo się boisz wziąć głębszy nawet wdech. Dzień dobry, Pani Matko. Nigdy za głośno, nigdy swawolnie. Bo musisz też wiedzieć, co nie przystoi. Nie przystoi mlaskać przy jedzeniu, zakładać nogi na nogę, nosić spódniczki przed kolano.
Nie przystoi to, do kurwy nędzy, mieć córki za więźniarki.
Jesteś już duża, opatrzysz małej Tamarze kolanka. I nauczysz ją, żeby już nigdy nie łamała zasad.
Jesteś już duża, chcesz nosić piękne stroje - musisz ponosić też odpowiedzialność.Nie było „błędów młodości”, nie było szaleństw i zabaw. Były wymagania, książki i pięć sióstr, każda po kolei przychodziła z płaczem po pociechę.
Lidka, bo Pan Ojciec-
Cicho, cśś. Nie było rozwiązania. Było zaciskanie zębów i dalsze przestrzeganie zasad. Nie było wycieczek do zoo, nie było zbytków, choć za Panem Ojcem zawsze niosło się pobrzękiwanie monet. Były palce połamane od linijki, gdy się krzywo postawiło literkę.
Aż w końcu były dziesiąte urodziny, pierwszy od dawna spokojny sen. Była wolność, nieposkromiona ciekawość, był pierwszy rok bez sióstr. Ona jedna wie, jak to jest, być sama, bez nich. Była pierwsza i chociaż to jej się z tego tytułu należy, za te trzy lata więcej kar i strachu.
Im dłuższy był pobyt w Akademii, tym cięższe były powroty do domu. Coraz trudniejsze były miesiące spędzane w domu, mozolne zdawanie Panu Ojcu raportów z własnych postępów, odpowiadanie za świadectwa i nigdy niewystarczające oceny z egzaminów.
Jesteś już duża, musisz dorównać swemu nazwisku.Kiedy siostry witały się z nią w bramie posiadłości, każdej z nich do ucha mówiła:
w szkole jest inaczej. Ten świat poza domem jest inny. Większy. Nie ma czego się bać, tam nikt nie każe wam już żyć przez tydzień o chlebie i wodzie za plamy od trawy na koszuli.
Zwłaszcza Olgę trzymała kurczowo w objęciach. Wiedziała o wszystkim, ona jedna, że Olga też widzi te straszne duchy. Trzymała ją i nienawidziła ojca, matki i babki i wszystkich innych.
Kiedyś się uwolnimy od tego wszystkiego, zobaczycie; zgrywała silną, żeby siostry miały na coś nadzieję.
Jesteś już duża, musisz szanować dobre imię rodziny.Miała szesnaście i pół roku, były letnie wakacje. Zakochała się w chłopaku ze szkoły, dorastała, i była bezpieczna, bo cała uwaga Pana Ojca była skupiona na Oldze i jej przeklętym „darze”. To były jej najlepsze wakacje. Do dnia, w którym zamachnęła się kryształowym wazonem na głowę miotającego się w amoku ojca.
Wszystko odbyło się bez słów.
Wcześniej było słychać hałasy, czuć swąd dymu i kadzideł. To nie było nic nowego, ojciec parał się ciemną magią i nic nie wolno było zrobić, nic powiedzieć. Tylko bać się, aż w końcu coś silniejszego od jego oszalałego umysłu przejmie kontrolę.
Prawie jakby była na to przygotowana. Wystarczyły dwie rzeczy, obie przez długie lata studiowania okultyzmu (żeby wiedzieć, przed czym przyjdzie im się bronić), wbite trwale w jej pamięć. Zamglone oczy i nieludzkie dźwięki. Nadmierna siła. Ona pierwsza dała o sobie znać, gdy najmłodszą z sióstr, wtedy zaledwie kilkuletnią cisnął o ścianę.
Więcej nie czekała. Zadała jeden cios, ojciec się zatoczył.
Wcześniej, już od roku lub dwóch, mówiła Oldze:
kiedy coś się stanie, musisz mi pomóc.I Olga pomogła; wszystkie pomogły.
Wtedy trzeba było podjąć najtrudniejszą w życiu decyzję. Wziąć fiolkę z eliksirem, wrzucić do niej włos i wypić.
Nie martwcie się, mówiła.
Nie pozwolę nas rozdzielić.Jesteś już duża, musisz opiekować się siostrami.Przez to półtora roku nienawidziła ich. Każdy wycierany przez nią nos, każda cerowana w rajstopach dziura, każde trudne pytanie bez odpowiedzi i każdy uciszany płacz kłuły stokrotnie dotkliwiej, gdy trzeba było przełknąć ohydną miksturę, wyjść z pokoju i powiedzieć: Grigory Aristov, witam, zapraszam.
Ale robiła co trzeba, dla nich. Dla swoich małych siostrzyczek, które nie miały innego wyboru jak tylko mocno ją kochać.
Nie było trudno udawać ojca. Ktoś, kogo się nienawidzi staje się, czy tego chcemy czy nie, bliższy niż największa miłość. Łatwo chodzić jak on, mówić jak on, zupełnie jak on wzbudzać strach i obrzydzenie.
Przez pierwszy miesiąc za każdym razem, gdy piła eliksir wielosokowy, wymiotowała żółcią i płakała.
Miały już być wolne.
Już niedługo, mówiła sobie, już niedługo.
W dzień po osiemnastych urodzinach wystąpiła o opiekę prawną nad siostrami. Matka była już daleko. Zawsze była daleko od niej. Najstarsze dziecko kocha się najbardziej tylko do momentu, w którym pojawi się młodsze i bardziej bezbronne.
Jesteś już duża, musisz znaleźć swoje miejsce.Najchętniej spaliła by ten okropny dom i one wszystkie mogły by odetchnąć. Ale pewnych rzeczy nie da się wykorzenić. Jesteśmy Aristovny, tak myślała, nie możemy zaprzepaścić opinii. Skończyła szkołę z honorami i nigdy nigdzie nie wyjechała. Trzeba było czekać, aż wszystkie skończą szkołę, znajdą pracę.
Wybrała się do Ministerstwa. Dobre nazwisko, pracowitość, karność – oto idealne cechy pracownika. Szybko wspięła się w górę po szczeblach kariery, mogłaby dużo zrobić dobrego dla międzynarodowych relacji w szkolnictwie. Ale jak tylko siostry podjęły pracę w Koldovstoretz, i ona poczuła – mimo własnych marzeń – że musi tam być, znowu się nimi zająć. Od lat Minister posyłał do Akademii coś na kształt nadzorcy, żeby wizytował lekcje, prowadził szkolenia, w skrócie: trzymał rękę na pulsie.
Zgłosiła się do pełnienia tej funkcji. Uwielbia szkolne mury, uwielbia wolność, z jaką jej się kojarzą.
Jesteś już duża. Kim jesteś?Nigdy nie pozbędzie się obrzydliwego uczucia, którego nie umie nawet opisać, które towarzyszyło jej w każdej minucie spędzonej w skórze ojca. Nigdy nie zapomni o wyprostowanych plecach, o nienagannej dykcji.
Każda jedna z sióstr Aristov jest chora, najwyższa pora, by choć ona zdała sobie z tego sprawę. Ostry zespół stresu pourazowego, na który nie ma lekarstwa. Jest tylko niepohamowana potrzeba ucieczki. W cokolwiek, w nakładanie masek, w alkohol, w pracę, w zabawę i przelotne związki, których w młodości było tak mało.
Siostry czasem patrzą na nią i mówią ze strachem w oczach:
nie wolno, przecież nam nie wolno.Ona już nigdy więcej nie chce strachu. Już jest wolna. Może wszystko.