IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 Drewniane ławy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Mistrz Gry

Drewniane ławy 1ERq90H
Drewniane ławy Empty

PisanieDrewniane ławy   Drewniane ławy EmptyWto Kwi 19 2016, 18:14
Drewniane ławy

Drewniane ławy ustawiono w kilku miejscach ogromnej polany. To miejsce idealne dla wszystkich tych, których dopadło zmęczenie wielogodzinną zabawą, można bowiem przy nich usiąść, aby na chwilę zaczerpnąć tchu lub w spokoju zjeść posiłek serwowany przy ognisku. Dębowe stoły o grubym blacie oraz szerokie siedziska wbrew pozorom okazać się mogą zbawienne, niezwykle wygodne i relaksujące po tańcach, śpiewach i zmaganiach w zawodach.
Powrót do góry Go down
Erdene Vankeev

Drewniane ławy 100

Tobolsk, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

zamożny
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptySro Kwi 20 2016, 21:41
Kołowianki miały to do siebie, że nawet tacy Vankeevowie, nie biorący aktywnego udziału w życiu społecznym, czasami znajdywali czas i chęć do pojawienia się nich. Dzięki temu też, Erdene po raz pierwszy na festynie była jeszcze jako dziecko. I pomimo że aktualnie znajdowała się w wieku uznawanym za dorosłość, pozostało w niej ta dziewczynka, która z zafascynowaniem obserwowała kolorowo ubranych ludzi konkurujących między sobą, celebrując zakończenie się lata.
Sama Erdene nie brała udziału w żadnym z konkursów. Nawet gdyby chciała, to nie posiadała potrzebnych do tego umiejętności. Z łuku nigdy nie potrafiła strzelać, polowanie było w większości przeznaczone dla płci męskiej, a nawet gdyby spróbowała swoich sił to skończyłoby się to zapewne porażką, a wianki...Z wiankami była grubsza sprawa. Nie chodzi o to że Erdene nie potrafiła ich robić. Wszakże uczyła ją tego matka, formułkę miała wyrytą w pamięci i tysiące razy widziała jak wykonywały je inne dziewczęta. Jednak gdy sama zabierała się za splecenia jakiegoś, wszystko wydawało się o wiele trudniejsze. Tak jak początek szedł jej jako tako to później następowało pewne niewyjaśniane dla niej zagubienie, które powodowało zepsuciem się wianka. Więc może tak naprawdę Vankeev nie wiedziała jak upleść wianek, jednak na głos za pewne by się do tego nie przyznała.
Nie uczestniczenie w żadnej konkurencji, nie było jednak powodem aby dziewczyna nie mogła wesoło spędzić festynu. Zaraz po przybyciu na miejsce zabawy zahaczyła o namiot z kostiumami. Zabrała stamtąd wianek, w który wplecionych było kilka orli piór i trochę zbyt dużą skórzaną kurtkę z wymalowanymi kwiatami i liśćmi. Przebieranie się w Kołowianki miało dla Erdene swój własny urok.
Spędziła trochę czasu krążąc wpośród ludzi, co jakiś czas witając się z dawno nie widzianymi znajomi. Pooglądała trochę wyczyny konkurujących i z lekka dowiedziała się czym można w tym roku nacieszyć się na dorocznym festynie. Gdy dotarła do miejsca gdzie porozstawiane były drewniane ławy, nie myśląc wiele usadowiła się na jednaj z nich. Nawet ona potrzebowała chwili odpoczynku. Z lekkim uśmiechem, rozglądała się wokół przyglądając się biesiadującym i poszukując wśród nich jakiejś znajomej twarzy.
Powrót do góry Go down
Andriej Walewski

Drewniane ławy QNhbl

Wilno, Litwa

brudna

19 lat

IX klasa

przeciętny

Świtezianka, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptySro Kwi 20 2016, 22:25
Kołowianki. Tegoroczne nosiły znamiona tragedii, ale w ten dzień Andriej był dobrej myśli. Każdego roku przybywał na festyn w towarzystwie rodziny, która nie kryła podziwu dla magicznych świąt. Tym razem pojawił się w Petersburgu z młodszą siostrą i nadzieją na spotkanie nie tylko z Ulianą ale i przyjaciółmi. Nie otrzymał listu zwrotnego od Erdene, więc przewidywał, że znajdzie ją przy jednych ze straganów. Znali się już na tyle, aby wiedzieć co wzajemnie lubią, a czego się wystrzegają. Dlatego minął konkurs na wianek, konne wyścigi i strzelających z łuków adeptów. W połowie drogi stracił z oczu siostrę, która umknęła w tłum rozchichotanych koleżanek. Beztroska godna pozazdroszczenia. On sam czuł się spięty i jednakowoż podekscytowany. Ostatni dzień z Ulianą, a zarazem nerwowość w wyczekiwaniu Gardonyiów. Znał jej młodszych braci, ale reszta pozostawała tajemnicą i może dobrze bo spędziłby ten dzień jako jedno wielkie kłębowisko nerwów.
Zdawał sobie sprawę, że Ula będzie pilnowana. Dlatego musiał znaleźć Erdene lub Maxa i poprosić o przysługę. W namiocie z kostiumami spędził niemalże godzinę szukając tej samej kurtki ze smoczych łusek, którą zakładał już dziewiąty rok z rzędu. Zgarnął też wianek z czerwonych maków i ze stoiska obok dwa olbrzymie szaszłyki. Z tak przepysznymi zapasami począł szukać miejsca do spokojnej konsumpcji. Przy olbrzymich drewnianych ławach dostrzegł znajomą sylwetkę przyjaciółki więc jak kot zaczął się skradać. Skąd miał pewność, że to Erdene? Nie miał ale co szkodzi sprawdzić.
- Mam nadzieję, że Fraszka żyje i brak odpowiedzi i spotkania nie jest spowodowany twoją obawą jak przekazać mi smutną nowinę - obszedł ławę uśmiechając się ze swojego nosa do właściwiej osoby. - Szaszłyka? - wyciągnął w jej kierunku patyk z kawałkami warzyw i mięsa. W drodze wianek z maków zdążył się przekrzywić, ale mu to nie przeszkadzało.
Powrót do góry Go down
Erdene Vankeev

Drewniane ławy 100

Tobolsk, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

zamożny
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 21 2016, 17:24
Miejsce, gdzie siedziała Erdene okazało się bardzo dobre do obserwowania dziejących się wokół rzeczy, a przynajmniej byłoby, gdyby wokół nie było tak wielu ludzi. Kołowianki zawsze cieszyły się wielką popularności i co roku pojawiało się na nich coraz więcej uczestników. Wielokulturowość jaką można było tu spotkać była wręcz imponująca. Czarodzieje o rożnych statusach krwi i pochodzeniu. Ich rodziny w tym nawet mugole. Rożnego rodzaju kucharzu czy producenci chcący dzięki swoim daniom czy trunkiem zdobyć uznanie lub rozgłos. Oczywiście dziewczyna nie łudziła się że każdy czystokrwisty od razu zbrata się z mugolakiem, czy też nie każda dynastia będzie zadowolona z obecności innej. A jednak już same umieszczenie tu wszystkich razem wydawało się godne podziwu.
Zamknęła oczy wystrajając twarz w stronę słońca, chłonąc jedne z jego ostatnich promieni. Niedługo będzie ono towarzyszyło mroźnej pogodzie, tracąc swoje ciepło na kilka ładnych miesięcy. Z zamkniętymi oczyma wsłuchiwała się w radosny gwar rozmów wymieszany z śpiewanymi gdzieś na boku pieśniami i powiewającym lekko wiatrem.
Od razu rozpoznała głos, który rozległ się za jej plecami. Po jej twarzy przebiegł uśmiech, gdy usłyszała jego słowa.
-Gdyby tak się stało, to byłaby to wyłącznie twoja wina. Biedny ptak dotarł do mnie dopiero kilka dni temu.- Odpowiedziała otwierając jedno oko.- Nie martw się. Stwierdziłam że powinna odpocząć i się najeść za nim ją nakarmię. Za to moje ptaszysko najwyraźniej obraziło się za dokarmianie Fraszki zamiast jego i nie chciało nawet na mnie patrzeć.- Westchnęła teatralnie jeszcze raz zamykając oczy aby po chwili wyprostować się i otworzyć je.
Przyjrzała się swojemu przyjacielowi z uśmiechem. Kłamstwem byłoby stwierdzenie że nie zauważyła trzymanych przez niego smakołyków. Wszystkie te zapachy jedzenia i zmęczenia szybko sprawiły że dziewczyna zaczynała być głodna. Tym bardziej ucieszyła się gdy Andriej wyciągnął w jej stronę jednego z szaszłyków.
-Jeszcze pytasz?-Poklepała miejsce koło siebie na ławie, w geście zaproszenia. -Dziękuję.- Uśmiechnęła odbierając o przyjaciela szaszłyka.- A więc jak minęły wakacje w Wilnie? Gdyby Fraszka doleciała szybciej zapewne zjawiłabym się tam u ciebie. Ten tajemniczy skarb bardzo mnie zaciekawił.- Mówiła pomiędzy przegryzaniem kolejnego kawałka jedzenia. Mówiąc o rodzinnym mieście Walewskiego, Erdene jak gdyby coś sobie przypomniała. Rozglądała chwilę wokół, po czym spojrzała z powrotem na przyjaciela
-A gdzie zgubiłeś rodzinę?- Zapytała, praktycznie pewna że Andriej przybył na Kołowianki zresztą Walewskich. Przecież robił tak co roku.- Niedawno pewien facet otworzył nowy lokal w Tobolsku i serio ma talent kulinarski. Jest dziś tu, chcąc się zareklamować i jako że na pewne przysmaki zrobione na podstawie przepisów pochodzących z terenów Syberii, chciałam zabrać tam twoich rodziców.- Powiedziała praktycznie tak szybko jak katarynka. Tak jak rodzice Andrieja z zafascynowaniem spoglądali na magiczny świat, tak Erdene spoglądała na nich i ich świat. Tak więc lubiła spędzać czas w ich towarzystwie mogąc do woli wymieniać się doświadczeniami.
Powrót do góry Go down
Andriej Walewski

Drewniane ławy QNhbl

Wilno, Litwa

brudna

19 lat

IX klasa

przeciętny

Świtezianka, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 21 2016, 18:54
Z entuzjazmem usiadł obok Vankeev ciesząc się jej obecnością. Łuski na kurtce zaszeleściły barwiąc się na piękne, tęczowe kolory. Co było w tym ubraniu, że co roku na nie polował? Zdjął makowy wianek z głowy mierzwiąc włosy, aby pozbyć się potencjalnych ździebeł traw i pyłków. Cieszył się, że Fraszka dotarła zdrowa do celu. Nigdy nie posądziłby się o przywiązanie do ptaka, ale orlica w tym świecie wydawała się inna. Na pewno była rozumna, bo gdy na nią krzyczał za znoszenie półżywego jedzenia do mieszkania potrafiła się nie tylko obrazić ale i zaskrzeczeć z oburzenia. Osiem wspólnych lat wytworzyło między nimi więź, której koniec z pewnością przypłaciłby smutkiem. Na słowa o wakacjach i rodzicach, uśmiech Andrieja zrzedł, a on sam powiódł wzrokiem za przechodzącą obok parę starszych czarodziejów. Stracił nieco na humorze, ale w odpowiedzi wzruszył ramionami zatykając buzię kawałkiem duszonej papryki i mięsa. Co miał powiedzieć? Prawdy rzec nie mógł, nawet jej.
- Nie miałem czasu sprawdzić. Praca w księgarni mnie pochłonęła, ale możemy to sprawdzić jeszcze przed rozpoczęciem roku, albo podczas ferii. - odpowiedział przełykając kęs - Podobno potwór z bagien pilnuje cennego skarbu. Są to mugolskie przesłanki, datuje się je na czasy Pierwszej Wojny Światowej, więc mogą to być bujdy lub prawda. Nie szukaj ich - dodał widząc jak się rozgląda - Przyjechałem tylko z siostrą, która gania teraz te swoje przyjaciółeczki z arystokracji robiąc za ich podnóżek. Może z nią porozmawiasz, żeby nie robiła z siebie idiotki. Nic do niej nie dociera. Masz pozdrowienia od rodziców, są w odwiedzinach u babci. - oblizał palca z tłuszczu, może mało kulturalne ale był wśród swoich, a nie na balu. - Nic straconego, dostałem listę co mam wziąć - uśmiechnął się bo rodzice pomimo letniego wydarzenia chcieli się pojawić na Kołowiankach. Dniami wybijał im to z głowy, aż stanęło na tym, że przywiezie im wszystko co się da. Może nawet będzie musiał skorzystać z pomocy Erdene w transporcie. - A ty gdzie zgubiłaś Zhu Zhu i resztę?
Wstyd, ale kojarzył wyłącznie jej siostrę, a braci mylił nie pamiętając imion. Znał sytuację przyjaciółki i szczerze powiedziawszy nie potrafił tego zrozumieć. W końcu Zhu Zhu wydawała się w porządku, trochę takie ciche widmo. Sam poznał rodziców bliźniaczek i dziadka, ku swojemu zaskoczeniu nie było dziwnie, a właściwie miło. Po części była w tym zasługa Pani Walewskiej, która potrafiła pokonywać bariery w relacjach. Czarodzieje wykazywali się dystansem, ale któż odmówiłby sobie komplementów i podziwu? Andriej bardziej panikował niż rodzice. Ojciec na początku nieufnie łypał na Czingisa i Seniora, ale jak temat zszedł na broń to przesiedzieli większość festynu razem dywagując co jest lepsze. Panie z kolei powymieniały się przepisali kulinarnymi i potem Andriej zostawał królikiem doświadczalnym.
Powrót do góry Go down
Erdene Vankeev

Drewniane ławy 100

Tobolsk, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

zamożny
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 21 2016, 21:56
Erdene nie umknął wybór stroju przyjaciela. Noszona od tylu lat ta sama kurtka z smoczych łusek, która w wyjątkowy sposób mieniła się kolorami, była jego charakterystycznym znakiem podczas każdych Kołowianek. Dziwiła się że nie przyszło mu nigdy do głowy wzięcie jej ze sobą, a przynajmniej nie potrafiła sobie wyobrazić go w czymś innym.
Vankeev znała Andrieja na tyle dobrze że nie umknęła jej zmiana w jego nastroju. W końcu co byłaby z niej za przyjaciółka, gdyby nie potrafiła zauważyć pewnych rzeczy. Przechyliła głowę lekko na bok, przyglądając się mu uważniej. Chciała coś powiedzieć jednak w ostatniej chwili zrezygnowała wzdychając lekko. Andriej nie był zobowiązany do mówienia jej wszystkiego, jak każdy mógł mieć swoje tajemnice. W końcu gdyby byłoby toż coś ważnego, to powiedziałby jej prawda?
Pozostawiając na razie ten temat, wróciła do planów wyprawy
-Potwór z bagien tylko jeszcze bardziej zachęca mnie do sprawdzenia plotek. Nawet jeśli nic nie znajdziemy, to może być ciekawie.- Powiedziała pełnym werwy głosem. Podróże w nieznane zawsze ją ciekawiły. Nie bez powodu posiadała pięknie zdobiony magiczny globus.
-Szkoda. Dopilnuje żebyś wszystko dla nich zabrał. No i także ich pozdrów.- Była zawiedziona z powodu nieobecności państwa Walewskich, jednak nie mogła przecież nic na to poradzić. Uśmiechnęła się za to chytrze w stronę przyjaciela.
-Jesteś pewien, że chcesz bym zaczęła jej dawać rady?- Zapytała dźgając go lekko patykiem od szaszłyka.- Nie boisz się, że sprowadzę twoją siostrę na złą drogę?- Powiedziała zaczepnym głosem, jednak w jej oczach można byłoby wyczytać, że spróbuje porozmawiać z młodą Walewską, gdy będzie mieć czas. W końcu od czego są przyjaciele.
Już zamierzała skierować w jego stronę jakąś uwagę o byciu nad opiekuńczem bratem, gdy nadeszła pora by to jej zszedł uśmiech z twarzy.
-Gdzieś tu się kręcą...raczej.- Odpowiedziała trochę niepewnie, przenosząc swój wzrok na tłum ludzi, w którym jednak nie dało się wypatrzeć nikogo z jej rodziny. - Przybyłam tu szybciej i nikt nie miał nic przeciwko.- Wzruszyła lekko ramionami. Schodzenie na temat rodzinny nigdy nie był najprostszy dla Erdene. Tak naprawdę zapewne nawet ona sama nie wiedziała do końca o co chodzi z tym całym jej zaplątanym konfliktem. Przecież to nie tak że nie lubiła swojej rodziny, bo było przeciwnie. Ale lubienie nie wykluczało jednocześnie czucia niejakiego wyrzutu bądź żalu. I do tego było to jeszcze zależne o kim w jej rodzinie była mowa. Na przykład Erdene zawsze imponował stary Fidryg i to jak według plotek sabotował zawody łucznicze. W końcu jeśli była to prawda to musiał robić to w tak niezawodny sposób, że nikt nigdy nic mu nie udowodnił. Do tego uznawała to za ciekawą zabawę, którą zapewne będzie musiała kiedyś na starość sama zastosować.
Jednak gdy mowa chodziła o takie ojca czy dziadka, to chyba nawet sam Andriej miał z nimi lepszą relacje niż sama Erdene, a przynajmniej w jej mniemaniu. Z Zhu Zhu za to sprawa była o wiele bardziej zagmatwana i pewna niewiadomych.
Powrót do góry Go down
Andriej Walewski

Drewniane ławy QNhbl

Wilno, Litwa

brudna

19 lat

IX klasa

przeciętny

Świtezianka, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyPią Kwi 22 2016, 00:04
Kto wie, może obecne Kołowianki skończą się spektakularną kradzieżą tęczowej kurtki? Na pewno po Wilnie w takiej by nie chodził, ale w domowym zaciszu… Doświadczenie nauczyło go wiedzy co może zainteresować Erdene, a co na pewno odpada w przebiegach.
Przez osiem lat wspólnej nauki mogli pochwalić się pokaźnym zbiorem przygód i pamiątek.
Andriej na przykład przytulał się z biesem co zaowocowało blizną na plecach. Najwidoczniej stwór wolał kobiety, bo Vankeev włos z głowy nie spadł. Nie zawsze bywało tak beztrosko, ale nawet spotkanie twarzą w twarz z wąpierzem lub inną gadziną nie nawróciłoby ich na drogę cnoty. Adrenalina oraz żądza przygód napędzała ich życie. Przy Ulianie nieco przystopował, ale wakacje i tak spędzali w znacznej części osobno więc bez przeszkód pożytkował ten czas z przyjaciółką. Czy dokonali jakichś odkryć? Trudno orzec, bo choć ekscytowali się skarbami to tak naprawdę cieszyły ich same wyprawy z dreszczykiem.
Przy dźgnięciu patykiem skrzywił się teatralnie jakby trafiła w samo serce. Czy się bał? Wolałby mieć taką siostrę jak Erdene niż to z czym dzisiaj przybył. Zero asertywności i idiotyczne przekonanie, że błękitnokrwiści czarodzieje są lepsi. Czuł się za młodą odpowiedzialny, zawłaszcza przed wzgląd na ostatnie wydarzenia. Zauważył niepewność Vankeev, jaką zawsze wykazywała się w stosunku swojej rodziny. Nigdy nie wygłaszał jej żadnych morałów i peanów na cześć świętości jaką jest familiada, a po prostu próbował nakłaniać ją małymi kroczkami do zmienienia nastawienia. Nawet jako przyjaciel nie czuł się dobrze w roli moralizatora, nie uważał siebie za mądrzejszego i co najważniejsze nie mieszkał w Tobolsku, aby mieć dokładny pogląd na sytuację. Mógł wypowiadać się tylko ze stanowiska obserwatora. Przeniósł wzrok z dziewczyny na zielone warzywo przypominające brokuł. Zdjął je z patyka i wyrzucił za siebie nie dbając w co trafił.
- To już ostatni rok Erdene. Nie chcę brzmieć jak dziadek Andrzej, ale być może to twoja jedyna szansa na poprawę relacji z Zhu Zhu. Potem wszystko się rozjedzie.
To była troska. Walewscy się kochali i byli wzorową rodziną, dlatego trudniej było mu zrozumieć wszelkie rodzinne nieporozumienia. Miałby nie gadać z siostrą? Obrazić się na babcię? O nie, nie.
- Nie szkodzi spróbować. Przecież cię nie zje i w Koldovstoretz będziecie tylko we dwie. – poruszył brwiami porozumiewawczo ale też zaraz dodał nie chcąc jej osaczać rozmową na niewygodny temat:
- Pomożesz mi wywabić Ulianę z rąk jej rodziny?
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 28 2016, 00:23
Odeszli od Nikolaia, który w wolnych chwilach wolał zadowalać się towarzystwem nie ludzi, a małych zwierząt. Musieli pożegnać się, ponieważ kultura tego wymagała także z nieznajomym mężczyzną który niestety imienia swojego nie zdradził. A upierał się przy tym, że zamierza uczyć wszystkich znajdujących się, w wyimaginowanym kółku adoracji  - do którego praktycznie wstęp mieli jedynie Alisza i Timon, nie oszukujmy się - niczego innego jakoby najprawdziwszego czytania ze skomplikowanych starych map. Timon nie do końca wierzył w umiejętności zasmuconego mężczyzny. Zdarzało mu się oceniać niektórych ludzi bardzo powierzchownie, chociaż sam nie należał do chłopców idealnych. Oczywiście, też miał wady. A jedną z nich był charakterystyczny, cięty język. Towarzyszkę zapewnił w porę, że wszystko u niego w porządku chociaż nie było to najprawdziwszą prawdą. Cieszył się, że nie musiał obiecywać dziewczynie na tak zwany mały palec – który w obiecankach był prawdziwą świętością! W drodze nie mógł powstrzymać się, przed spojrzeniem za jedno ze swoich ramion, aby upewnić się, że z Nikolaiem znikającym coraz to z biegiem kroków dalej, wszystko było w jak najlepszym porządku.
Pravy nieszczególnie zachęciła go do bliższego poznania. Ale nie miał tego zwierzęciu za złe. Zdarzało się, że miał do futrzaków pecha. Pomyślał o tym chwilę, a wtedy przypomniała mu się historia którą przeżył nie tak dawno. Kiedyś, kiedy poruszał się w okolicy stadniny koni ugryzł go najbardziej wychudzony kucyk, któremu z powodu choroby, widać było wszystkie żeberka. Postanowił wtedy, że nigdy więcej nie zaufa jakiemukolwiek kucykowi. I trzymał się od nich z daleka –  wybierał mniejsze zło.
- Trapi Cię coś, Aliso? - Kiedy ich oczom ukazały się znane wszystkim drewniane ławki, na których miejscami można było spostrzec mieszane pary przyjaciół, a może nawet przedstawicieli bardziej zażyłych relacji skinął głową w kierunku tej, wokół której nie było tłoku. Poczekał na moment, w którym dziewczyna usiądzie pierwsza, a wtedy on także w wystarczającej odległości, aby nie czuli się przytłoczeni swoim towarzystwem usadowił się na ławce. Ostrożnie umieścił torbę pomiędzy nimi, aby przypadkiem nie została porwana przez jakiegoś nadwornego żartownisia.
- A może... A może Ty chcesz mi powiedzieć o jakimś Twoim sekrecie? - Zainteresowany życiem Aliszy, uśmiechnął się rozbrajająco jakoby to dziewczę, które tylko czekało na pikantne ploteczki o koleżankach, które zakładały swoje spódnice tył na przód. Nadstawiał uszu, uzbrajał się w cierpliwość ale nie szło mu to zbyt dobrze. Zabawnie poruszył brwiami, chcąc skłonić rozmówczynię do wypowiedzenia się o tematach które miał nadzieję, miały być przyjemnymi.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 28 2016, 01:30
Po spotkaniu przy zagrodzie

Przez całą drogę do najbliższej drewnianej ławy, przy której - aktualnie - nikt się nie znajdował, milczała. Szła obok Timona w ciszy, ramię w ramię, pozwalając mu nieść własną torbę i dając odetchnąć myślom. Teraz, kiedy nie znajdowała się w towarzystwie nowego nauczyciela geografii i kuzyna, czuła się nieco swobodniej, umysł jej się rozjaśnił. Panika, która pojawiła się zaledwie kilkanaście minut temu, całkowicie zniknęła. Czyżby to wszystko było spowodowane groźbą... przyłapania Aliszki? Tylko na czym? Przecież ona nie robiła nic złego - a tak przynajmniej jej się wydawało. Z drugiej strony w jej głowie ponownie zapaliła się czerwona lampka. Chwilowa nieobecność kuzyna nie gwarantowała jej, że nikt się nie dowie o spotkaniu z Baryshnikovem. W ten sposób nie ucieknie od plotek. Wystarczyło, żeby rozpoznała ją jakakolwiek ciotka i puściła w obieg kilka słów; tyle wystarczyło, aby kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego otrzymała karcący za jej karygodne zachowanie list od rodziców. No cóż. Nie ma co się martwić na zapas. Jeśli tak się stanie, to będzie tylko i wyłącznie jej winą.
Przysiadła na ławce obok Timona, zadowolona, że przestrzeń między nimi zajęła płócienna torba pełna skarbów - to dało jej pewną gwarancję, iż nie będzie próbować takich sztuczek jak niedawno. Pięć sekund, pięć pocałunków. Wspomnienie nadal paliło, nadal czuła gorące usta Timona na swoich chłodnych palcach i nadal w jej głowie kłębiły się pytania. Oparła łokcie na stole, a podbródek na łokciach. Zamarła w tej pozycji na kilka minut, zapominając, że to ona zaproponowała tę rozmowę. Siedziała, sztywno wyprostowana, co jakiś czas poprawiając sukienkę, jakby bała się, że jest za krótka. Opatuliła się szczelniej beżowym sweterkiem, bojąc się zerknąć w stronę przyjaciela. Chciała wyjaśnić tę sytuację z Timonem, ale nie wiedziała, od czego zacząć; a przecież to była idealna sytuacja do rozmowy, bez żadnej groźby, że ktoś im przeszkodzi. Wszyscy wokoło byli zajęci sobą, zabawą, słodkim czekaniem na ognisko. A Aliszka? A Aliszka się martwiła. Przejmowała. Jak zwykle. W końcu z pomocą przyszedł jej Timon. Trapi cię coś, Aliso? Chciała kiwnąć głową, potwierdzić. Naprawdę chciała. Zamiast tego odwróciła głowę w jego stronę, zerknęła w jego oczy i zamarła w tej chwili na kilka sekund.
- Nie. Tak. Ja... - wyrwało się z jej ust, a na policzkach ponownie pojawił się rumieniec.
Jeszcze godzinę temu, widząc Timona, przytuliłaby się do niego i stwierdziłaby, że miło go widzieć. Następnie spytałaby, jak minęły mu wakacje i cierpliwie, z ciekawością, wysłuchałaby całej historii, w odpowiedzi nie chcąc powiedzieć nic o swojej czteromiesięcznej przerwie. A teraz? Teraz nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego...? Przecież właściwie nic się między nimi nie wydarzyło. A jednak... napięcie. Chwila. Odwaga. Tchórzostwo. To wszystko kumulowało się nie tylko w Aliszce, i była tego pewna. Myślała gorączkowo, od czego zacząć, jak przekazać Timonowi swoje obawy, czy w ogóle to zrobić? Kolejne pytanie zbiło ją początkowo z tropu, ale potraktowała to również jako szansę, kotwicę, której kurczowo się uchwyciła. - A może ty masz jakiś sekret, Timon? - odparła twardo, nie odwracając wzroku od jego spojrzenia. Odważnie. Z podniesioną głową. Chciała wyjaśnić sytuację. Nie lubiła niejasnych sytuacji. - Wtedy... przy zagrodzie... - zaczęła, ale od razu urwała, przenosząc wzrok na swoje palce. Rany zdążyły się już zagoić. Ot, niesamowita moc esencji dyptamowej. Jednak Aliszka miała dziwne wrażenie, że na jej palcach pozostały pocałunki Baryshnikova, jak znamiona - palące, gorące, łatwe do zauważenia przez każdego. Dlatego schowała dłonie pod wielki, podłużny, dębowy stół i w zamyśleniu zaczęła skubać swoją złotą bransoletkę, nie potrafiąc odnaleźć właściwych słów i dając Timonowi czas na przejęcie kontroli nad sytuacją.
Niemądrze, Aliszko.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 28 2016, 19:54
Wyprostował się. Najwyraźniej tym razem nie miał ochoty przekazywać informacji Aliszy. Raczej nastawiał się, ze względu na zaproponowane przez nią wspólne odłączenie się, z zamiarem przeprowadzenia poważniej konwersacji - na wsłuchiwanie się, w drażniące uszy w przyjemny sposób wypowiedzi uczennicy Koldovstoretz. Oczywiście, że w porównaniu do niej znajdywał się, w bardzo komfortowej sytuacji. Wokół nie było kontrolujących go starszych. Nie było też jakiejkolwiek rodziny, z którą przyjemnie mógłby spędzić czas. Musiał martwić się sam o sprawy moralności. Wystarczająco dorosły, na pewno nie zniósłby posłusznego przytakiwania głową na wymyślne uwagi starszego pokolenia. Nieprzystosowywanie się do pewnych reguł sprawiało, że Baryshnikov - chociaż uważało się, że był typowym, komunikatywnym człowiekiem nie szukającym większej zwady, sprawiał momentami problemy wychowawcze pewnymi skandalami związanymi chociażby z bawieniem się, na wszelakich możliwych zabawach. Bankiety były dla niego czymś nieosiągalnym. Dlatego teraz nie w głowie było mu kulturalne upijanie herbaty, odchylając najmniejszy z palców przy trzymaniu za uszko.
Zawiodłabyś się na mnie. Wpatrywał się w przypudrowaną twarzyczkę, która nadal miejscami nosiła na sobie wyraźne znamiona dziecięcej delikatności. Jednakże nie zachowywał się w stosunku do Aliszy tak nachalnie, jak chwilę temu tuż przy zagrodzie. Starał się o to, aby dyskretnie spoglądać na wyraźnie zaróżowione, a niegdyś pobladłe policzki. Wprawiały zapatrzonego w nią chłopaka w nie miałą fascynację.  Zachwyt. Ona wyglądała jeszcze piękniej, kiedy zachowywała się tak skromnie w chwili, w której na skórze wykwitały jej kwiaty. Wszystkie niby nic nie znaczące gesty, teraz wydawały mu się mieć ważniejsze znaczenie. Doszukiwał się tego. Czuł, że nieprzyjemnie napięta atmosfera jeszcze się ich trzymała. Spoważniał. Starał się o to, aby nadal sprawiać wrażenie wiecznie, nawet teraz bujającego w obłokach czystego pozytywizmu, ale w tym momencie nie wychodzło to biednemu Timonowi najlepiej.
- Wolałbym słuchać o Twoich sekretach. Wierzę w to, że moja się do Twoich nie umywają. - Przeszedł mu wzdłuż karku dreszcz. Syknął. Może w końcu postanowiła odwiedzić go stara kostucha? A może to tylko wiatr który ostrym podmuchem wywołał skrywany grymas. Ciekawił się czasami co działo się w trakcie przerwy u Karamazovej. Może wyjechała w dalekie podróże, o których nie miała ochoty mu opowiadać, żeby nie zrobiło mu się przykro, że największymi podróżami w życiu Timona było udanie się najwyżej do sąsiedniego miasta. Wstrzymywał się jeszcze, przed zadaniem tego pytania chociaż cisnęło mu się ono na zaciśnięte w wąską linię usta. Idąc jej tropem, w pewnym momencie od niechcenia wsparł łokieć o drewniany stół, a później niespiesznie podparł jedną z dłoni policzek. Zawiesił na niej wzrok. Różnili się. Pochodzili z zupełnie innych światów, a mimo wszystko coś w jakiś sposób ich ze sobą łączyło. Parsknął w duchu, kiedy pomyślał o tym, że może sposób w jaki się dzisiaj ubrali. On w nieco wymiętej białej koszuli, w której w ciągu dnia łatwo było go w tłumie znaleźć – wieczorem już trudniej, kiedy zlewał się z innymi młodzieniaszkami, nie mającymi na siebie większego pomysłu. Ona zaś w tej sukience, na którą nie mógł się napatrzeć kiedy to właśnie Ona ją na sobie miała. Wierzył w to, że wszystkie inne dziewczyny na pewno wyglądałyby w niej źle. - Powiedziałem coś nie tak? Przepraszam... Pewnie zrobiłem Ci przy Nikolaiu wstydu. Wtrąciłem się w wasze rozmowy. Prawda? - Przerwał. Wydawało mu się to wystarczającym usprawiedliwieniem. Myślał, że chodziło właśnie o kontakty z kuzynem Aliszy, który z tego co zdążył zauważyć, nie był zadowolony ze zjawienia się przy ich boku. Analizował. Zastanowił się, kiedy wzrokiem mimowolnie uciekł na okolice jej odsłoniętych nóg, a zaraz po tym tych delikatnych palców które wkładały tyle wysiłku w każdą wykonywaną czynność. Prowokowała. Starała się o to, żeby naciągnąć ją niżej. W końcu doszło do niego, że to najprawdopodobniej nie o Nikolaia chodziło, a o niego. - Nie powinnaś zaprzątać sobie tym głowy. Wiem, że Twoi rodzice byliby źli o to, że się ze mną zadajesz. Ale... Teraz nas nie widzą. - Przygryzł wnętrze swojego policzka, a jako, że po prostu jeszcze nie wiedział jak mógłby sensownie wytłumaczyć się, z troski o nią - zaczepił o jej dość małego buta własnym. Raz. Drugi. A kiedy doszedł do razu trzeciego, zerknął na nią wyczekująco. Skrywała się w tym wzroku także nuta wyzwania. On także miał doświadczenie w prowokowaniu. Spędzaniu na niewłaściwą drogę. Świadomie chciał z grzecznej Aliszy wykrzesać drzemiącą w nią lisicę. Podstępną.Zwodniczą. Stawiającą zawsze na swoim.  
- Zresztą. Nie robimy niczego złego. - Wymamrotał. Nigdy nie miał okazji na dłużej porozmawiać z rodzicielami rozmówczyni. Cieszył się z tego. Zdawał sobie sprawę, że musiał być w ich założeniu nikim, chociaż pochodził z całkiem jak na rosyjskie standardy pracowitej rodziny. Dotknął jednym palcem jej boku, w miejscu w którym zawsze szukało się łaskotliwych miejsc. Mruknął na nią, z lekkim przekąsem utwierdzając ją trochę w przekonaniu, że cztery miesiące naprawdę nie zmieniły go diametralnie.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyCzw Kwi 28 2016, 22:11
Zmierzchało. Słońce powoli chowało się za drzewami, ostatnie promienie padały na stół, na trawę, rzucało złote refleksy zza liści, z miejsc, przez które udało mu się przebić. Aliszka patrzyła prosto w czerwone słoneczko, którego większa część była schowana za wysokimi sosnami rosnącymi w oddali. Czekała, aż na niebie pojawią się gwiazdy, księżyc, aż Timon nie będzie mógł dostrzec rumieńców na jej twarzy, aż wieczór ją ośmieli. Chciałaby rozmawiać milcząc, chciałaby robić zdjęcia Timonowi, kiedy tak zabawnie unosił jeden kącik ust w górę. Chciałaby kucnąć obok ławki i nakarmić okruszkami, prosto z dłoni, małe smędy błąkające się w krzakach. Chciałaby się odezwać, chciałaby zażartować, chciałaby, żeby Timon całą swoją uwagę poświęcił właśnie jej. Jednak... nawet się nie poruszyła, nie pisnęła słowa, jedynie myślała, myślała, myślała, nie dając chłopcu nawet szansy na poznanie jej najskrytszych myśli. Siedziała w bezruchu, z rękoma złożonymi na kolanach, zerkała na niego ukradkowo, na jego koszulę, włosy, oczy, obserwowała uważnie, jak zmienia pozycję, jak unosi się i opada jego klatka piersiowa, gdy wdychał i wydychał powietrze.
- Nie mam sekretów - zaczęła powoli, spuszczając wzrok na swoje jasne dłonie. A może miała? Wydawało jej się, że Timon wie o niej wszystko, jednocześnie nie wiedząc nic; wiedział dokładnie tyle samo, co jej kuzynka - i najlepsza przyjaciółka - Slava. Z jednej strony ufała jej najbardziej na świecie, a z drugiej nie chciała obciążać niewinnego, beztroskiego dziewczęcia swoimi problemami. Chciałaby opowiedzieć Timonowi o wszystkim. Chciałaby opowiedzieć mu o bracie, o jego przedwczesnej śmierci, o tym, że zawsze była traktowana jak piąte koło u wozu, o swoich porażkach, o balecie, o tym, jak bardzo uciążliwa jest zmorzyca i o jej wieczornych atakach, przez co prace domowe musiała odrabiać rano. Chciałaby mu powiedzieć, jak bardzo za nim tęskniła przez wakacje, ale nie potrafiła znaleźć żadnych słów. Nie potrafiła rozmawiać. - I tak dużo wiesz... - zauważyła nagle, uśmiechając się do niego leciutko. Spostrzegła, jak Timon się wzdryga i nawet nie zauważyła, kiedy skróciła nieco dystans między nimi. Siedziała teraz o wiele bliżej, ale torba skutecznie ich rozdzielała. Czy Timon położył ją tutaj umyślnie? Troszeczkę ją to dekoncentrowało. - Zimno ci? - spytała cichutko, patrząc na niego swoimi brązowymi oczętami. Jej nie było zimno, mimo że dłonie i policzki miała chłodne. A może przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy? Pewnie przestała już zwracać uwagę na temperaturę swoich rąk. W gruncie rzeczy nie tylko na to przestała zwracać uwagę. I wtedy się zaczęło. - Nie chodzi o to, że nam przeszkodziłeś, nie musisz przepraszać - odparła niepewnie, bojąc się, że jedno słowo za dużo wystarczy, aby spłoszyć albo urazić Baryshnikova. A tego nie chciała. Starała się ostrożnie dobierać słowa, ale znowu uniosła główkę i natrafiła na jego spojrzenie, przez co wszystkie mądre sentencje, jakimi chciała podsumować ostatnią sytuację, wyleciały jej z głowy. Zająknęła się kilka razy - ona, z rodu Lazarev! - zanim w końcu wydusiła z siebie to, co miała mu do przekazania. - Bardziej chodzi o to, co zrobiłeś. Przy nim. To było... - zawiesiła głos, gryząc się w język. Niemądra Aliszka. Jeszcze chwila, a powiedziałaby, że to, co zrobił Timon, było niesamowite. Większą ignorantką być nie mogła. - ... niemądre - dokończyła zamiast tego, znowu pąsowiejąc i rzucając chłopakowi szybkie spojrzenie, jakby chciała wybadać, czy wie. Czy wie, że planowała powiedzieć coś zupełnie odwrotnego, czy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jej zaimponował, gdy nie przejmował się osobami, które były w pobliżu, konsekwencjami. Teraz zastanawiało ją, gdzie uciekła jego śmiałość, z którą jeszcze kilka minut temu dawał upust emocjom. Teraz był taki spokojny, ułożony, z jednej strony ją zagadywał, a z drugiej... och, zerkał ukradkiem na jej opalone nogi. A więc to tak. Znowu pociągnęła za rąbek sukienki, chcąc przykryć kolana, ale materiał był nieubłagany i nie dawał się rozciągnąć. Uporczywie starała się wydłużyć sukienkę, nie mogąc jednak nic wskórać, kiedy nagle usłyszała pewne cztery słowa z ust Baryshnikova.
- Timon! - zaoponowała troszeczkę pytająco, a troszeczkę oskarżycielsko, odwracając się nagle w jego stronę i puszczając sukienkę. Więc wiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że jej rodzicom może się nie podobać ich znajomość, wiedział, ale... nie obchodziły go konsekwencje. Teraz nas nie widzą. Te cztery słowa odbijały się echem w jej umyśle, otwierając pewną furtkę. Furtkę do świata, który do tej pory był dla Aliszki światem zakazanym. Teraz nas nie widzą. - Oni nie, ale inni tak. Każdy może im powiedzieć o wyczynach córki, dlatego... powinniśmy być ostrożni... - powiedziała bez specjalnego przekonania, próbując obudzić swój rozsądek, z pewnym rozczarowaniem zdając sobie sprawę z tego, że przegrała. Nie lubiła przegrywać, nie potrafiła. A Timon po prostu przyszedł i wystawił dłoń po wygraną, nie dając Aliszce najmniejszych szans w tej rozmowie. Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, gdy poczuła, jak trąca swoim butem jej sandałek. Rzucał jej wyzwanie? Trąciła go leciutko w odpowiedzi, zastanawiając się, czy tego właśnie oczekiwał. Kiedy Baryshnikov stwierdził, że nie robią nic złego, parsknęła cichym, odrobinę prześmiewczym śmiechem. Zdenerwował ją, dlatego postanowiła mu pokazać, co to znaczy bawić się czyjąś prywatnością. W jednym momencie przeniosła torbę na swoją drugą stronę i przysunęła się do niego. Stykali się teraz nie tylko ramionami, ale również udami. Uniosła dłoń i zatrzymała palec wskazujący na jego ustach. - To nie jest nic złego? - spytała z wyrzutem, przesuwając przez chwilę palcem po ciepłych wargach Timona. Kilka sekund później opuściła rękę na jego ramię i zaczęła wodzić palcem coraz niżej, wzdłuż łokcia, przedramienia, nadgarstka. - To też nie jest nic złego? - powtórzyła, dotykając jego dłoni w dość znaczący sposób. Robiąc to wszystko miała na policzkach nie tylko wstydliwe rumieńce, ale również te ze złości - sprowokował ją do czegoś, czego robić nie chciała. - To też? - dodała na koniec, przysuwając swoją dłoń do twarzy i składając krótkie pocałunki na każdym z koniuszków swoich pięciu palców. Nie byłaby w stanie ująć ręki Timona, nie miała śmiałości. Czy była tchórzem? Nie. Zachowywała resztki swojej godności. Nic nie powiedziała, kiedy musnął palcem okolice jej talii. Po prostu patrzyła mu w oczy i czekała, aż cofnie rękę. Po jej krótkim występie powinien zrozumieć - o ile nie uzna słów i gestów Aliszki za coś zupełnie odwrotnego niż było w rzeczywistości - że istnieją pewne granice. Westchnęła ciężko. Nie chciała być dla niego... taka. Taka surowa, ostra. Jednak nie pozostawiał jej wyboru, a ona nie mogła pozwolić sobie na takie zachowanie. Nie lubiła jednorazowych przygód. To zawsze psuło relacje. Poza tym... Timon był jej przyjacielem. Noszącym książki i wręczającym słodycze, kiedy była okazja. Dlaczego chciał to psuć?
Rozejrzała się nagle dookoła, próbując znaleźć wzrokiem kogoś znajomego. A raczej kogoś, kto mógłby donieść jej rodzicom o jej niezbyt grzecznym zachowaniu.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyPią Kwi 29 2016, 12:54
Baryshnikov jeszcze kilkanaście miesięcy temu sprzedałby duszę samemu diabłu, żeby właśnie w tym dniu Karamazova spojrzała na niego inaczej, niźli na jednego z przyjaciół którzy zawsze stanęliby po stronie dziewczyny. Znaczenia nie miało to, że mógłby wypiąć się na nią cały świat. Starszy nie mógłby pozostawić rozmówczyni na pastwę losu. Dziewczyna nigdy nie pogrywała sobie z uczuciami Timona. Oniemiał, kiedy zebrała się na odwagę. Na naznaczanie palcami niepojętych jeszcze, zakazanych ścieżek prowadzących do strefy, z której niestety nie byłoby już odwrotu. Stworzenie z Alisą stałego związku nie mieściło mu się w głowie. Męska natura jednak czasami głupio podpowiadała mu co innego. Wierzył w to, że to tylko diabelskie podszepty, próbują wtrącić się, w przebieg sytuacji.
Zarzekał się, że mieściłby się w normach partnera prawie, że idealnego który poświęcałby swój wolny czas na pielęgnowanie relacji. Ścisnęło go w sercu. - Trochę. - Tak naprawdę, trudno byłoby mu wytrzymać w naprawdę poważnym związku dłużej, niż rok. Karamazova zawsze traktowana była bardziej jakoby młodsza siostra, na którą musiał bezwzględnie mieć oko. Wszystkie wspólnie spędzone wolne chwile, wszystkie sytuacje na myśl których na sercu robiło się ciepło – naprawdę nie miał prawa do tego, żeby nierozważnie zniszczyć wszystko to, co wypracowali wspólnymi siłami. Wyrzeczeniami.
- Aliso. Ugryź się w porę w język. Kiedy mówisz mi o tym, że powinniśmy uważać to tak jakbyś zarzekała się, że rzeczywiście chciałabyś, żeby między nami działy się takie rzeczy. - Baryshnikov musiał zwrócić nieszczególnie subtelną uwagę, na wypowiadane przez nią słowa chociaż sam nie zachowywał się, w stosunku do niej w porządku. Chociaż teraz miał jej trochę za złe to, że nie potrafiła jednoznacznie powiedzieć mu, żeby w porę się opamiętał. Wypowiadał zdania wyraźnie, głosem wystarczająco spokojnym, okraszonym przejściowym, niskim zachrypnięciem.
- Naprawdę, nie mam Ci tego za złe. Wiemy, w którym momencie powinniśmy przestać. Tak? Wspaniała z Ciebie dziewczyna. Ale... Przyjaźnimy się. - Z trudem przechodziło mu to przez zaciśnięte gardło. Dlaczego... W końcu skutecznie wydusił z siebie wszystko to, co winien w tym momencie wydusić. A mimo tego, czuł w stosunku do siebie jakiś narastający żal. Zdawało mu się, że to zbytnia wylewność w stosunku do nasłuchującego słów dziewczęcia w tym momencie im zaszkodziła.
- Twoi rodzice już zaplanowali Ci życie. Nawet nie mogę przez nich odwiedzić Cię w Twoim domu. - Uśmiechnął się. Zażartował. A kiedy się tego dopuszczał, starając się sprawiać wrażenie nie przejmującego sytuacją, zawarta we wnętrzu Baryshnikova dusza mimowolnie schodziła na samo dno Bajkału które sama stworzyła w trymiga. Musiał odsunąć palce od talii Aliszy. Chociaż zarzekał się, że nie widział w niej nikogo więcej niżeli tylko przyjaciółkę to nie mógł powstrzymać się, przed zadośćuczynieniem za wcześniej wyrządzone szkody. - Zapomniałaś o tym. - Skrócił jeszcze bardziej odległość która ich dotychczas nadal trochę dzieliła. Skutecznym, szybkim ruchem pochwycił ją za podbródek który przyciągnął ku sobie, wtedy, kiedy rozglądała się, w poszukiwaniu znajomych twarzy.
- Proszę ja Ciebie tylko o to, żebyś mi obiecała. Nie chcę, żeby między nami działo się źle. - Wyszeptał. Wpatrywał się w oczy Aliszy. Oddychali przez moment tym samym powietrzem. Nerwowo. Źle Potarł kciukiem po jednym z jej miękkich bladych policzków, który zaraz odstrożnie ucałował. Znajomość. - Adin. - Mruknął. Zdawało się, że bardziej do siebie ale chciał, żeby Alisa słyszała. Zerknął ukradkiem na wyraz jej twarzy, kiedy delikatnie ucałowywał przeciwległy, teraz nieznacznie zaróżowiony policzek. Przyjaźń. - Dva. - Odliczał. Zaczynał liczyć się z tym, że reakcja dziewczyny może nie okazać się tak łagodna jak zakładał. Powoli odsunął od niej dłoń. Ale zaraz niedbale odgarnął kosmyki włosów z Aliszowego czoła. Właśnie tam, aby zaznaczyć, że nadal traktuje ją jak wymagające opieki dziecko zostawił następny pocałunek. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię skrzywdził. -Tri. - Cichł. A kiedy przyszedł czas na kontynuację, wpatrywał się w nią w ciszy. Schwycił tylko dwoma palcami rąbek jej białej spódnicy, a wtedy skradł się ku niej, szybciutko, aby ucałować ten maleńki, zadarty nos. I że zawsze znajdę czas, na zabawę z Tobą. - Czetyrje. - Przeczochrał palcami jasne, rozmierzwione wiatrem włosy Aliszy. Zatrzymał się w tym miejscu. Wiedzieli, że Piać zarezerwowane było tylko dla tego jedynego, na którego Alisza miała wyczekiwać. - Myślisz, że to też było złe? - Chwycił ją za niewypowiedziane jeszcze słowo, aby wydobyć z niej coś więcej.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyPią Kwi 29 2016, 15:16
Kiedy Aliszka myślała o przyszłości, widziała siebie. Tylko siebie. W dopasowanej garsonce, spiętych surowo włosach i zaciśniętych ustach w cienką kreseczkę. Żadnych dzieci, żadnego mężczyzny, ona sama pochylona nad stosem dokumentów. Jednak czy to była jej wizja? Nie, to była wizja przyszłości, którą zaplanowali jej rodzice - chcieli, aby przejęła pieczę nad ich majątkiem. Zaskoczyli ją tą decyzją, była przekonana, że rezydencja przypadnie w spadku Kasjanowi albo Nikolai'owi. Nie widziała siebie jako przyszłej nestorki rodu. Chciała korzystać z życia, skończyć studia, podróżować po świecie, poznać kogoś, zakochać się. Skrzydła ucinali jej wyłącznie rodzice, ciągle przypominając o tradycjach, honorze, wizerunku. To sprawiało, że każdą decyzję podejmowała przez pryzmat obowiązków, etykiety, czy jej zachowanie nie zostanie uznane za infantylne albo najzwyczajniej w świecie niegrzeczne. Wcześniej nie interesowali jej żadni chłopcy, była ukierunkowana tylko w naukę, wygrywanie konkursów, miała być najlepsza. A teraz? Teraz, czy myślała o tym, że mógłby jej się ktoś spodobać? Nawet jeśli chciała, nie mogła. Widmo rodziców ciągnęło za sobą masę warunków. Majątek, pochodzenie, aparycja, ogłada. Nie było tam żadnego miejsca dla Aliszki, czy ktoś taki by jej się spodobał, czy mieliby wspólne zainteresowania. Nie, nikogo to nie obchodziło. Dlatego starała się nie zwracać uwagi na płeć przeciwną i ewentualne zaloty - wiedziała, że jedyne, czego może się spodziewać, to rozczarowanie. Kolejne z serii wielu rozczarowań. Nawet teraz zdawała sobie sprawę, że Anna i Melor traktują Timona jako zwykłego kolegę ze szkoły, zwykłą znajomość, która nie przetrwa. Bolało ją to. Naprawdę, bardzo ją to bolało. Co z tego, że posiadała pieniądze, urodę, dobrą reputację, skoro nie mogła być szczęśliwa? Skoro nie mogła robić tego, co chce? Po raz pierwszy w jej serduszku zapłonęła iskierka buntu. Dlaczego musiało tak być? Dlaczego musiała słuchać rodziców, dlaczego musiała uważać na każde swoje posunięcie? Zapragnęła rzucić wszystko i wyjechać wspólnie z Timonem, ze śmiechem poznawać świat, chciała poznać wszystko to, czego jej się zabraniało. Jednak nagle dotarła do niej pewna myśl, będąca jak wiadro lodowatej wody, które ostudziło cały jej zapał. Miała obowiązki.
Spojrzała na niego z dziwną miną, słysząc to jedno, króciutko słowo. Trochę. Chciała położyć mu dłoń na plecach, rozgrzać, ująć jego rękę, schować nos w jego szyi, ogrzać ją oddechem. Jak prawdziwa przyjaciółka, bez zahamowań, nie wstydząc się niczego. Jednak znowu nie zrobiła nic, nie poruszyła się. Była koszmarną przyjaciółką - Timon mógłby wybrać każdą inną dziewczynę, która teraz, w tej chwili, na jej miejscu, dawałaby mu to, czego oczekiwał. Śmialiby się, uśmiechali, żartowali, droczyli się ze sobą, bez żadnej wiszącej nad nimi groźby, że ktoś patrzy. Bez dbania o opinię albo o zdanie innych. Dlaczego wybrał Aliszkę? Dlaczego nie zakończył tej znajomości? Nie rozumiała tego. Kiedy usłyszała jego kolejne słowa, westchnęła cichutko, spuściła głowę. Chciałaby? Jeśli tak, to co z tego? - Nikogo nie obchodzi to, czego chcę, Timon - stwierdziła, utkwiwszy wzrok w dębowym stole. Zaczęła wodzić dłonią po równo przyciętych deskach, bez żadnej skazy. Aliszka też miała taka być. Bez skazy. Idealna. Pytanie, czy była w stanie wytrzymać całe życie w ten sposób? Czy chciała prowadzić życie pełne wyrzeczeń? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć. W jej główce powstał chaos, którego nie mogła w żaden sposób uciszyć. Znowu odwróciła głowę w jego stronę, na jej buzi malował się pewien ból.
- Ale? Ale się przyjaźnimy? Zabrzmiało to tak, jakby nasza przyjaźń była dla ciebie zbędnym problemem - rzuciła dobitnie, zaciskając palce na krańcach swojego sweterka. Posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu. Nie musiał się z nią przyjaźnić, jeśli nie chciał. Do niczego go nie zmuszała, to on zawsze do niej podchodził i rozpoczynał rozmowę. To on proponował, że poniesie jej książki albo torbę. To on wręczał jej prezenty. Nic mu nie narzucała ani o nic go nie prosiła, a w tym momencie poczuła się tak, jakby to ona, Alisa, nie dawała mu spokoju. Potem było już tylko gorzej. Wiedziała, że Timon nie miał złych intencji, chciał nieco rozładować napiętą między nimi atmosferę, po prostu zażartował. Ale ona zrozumiała to zupełnie na swój sposób. Poczuła się urażona - wyprostowała się sztywno, pobladła, skrzyżowała ręce na piersiach. - Tak, zaplanowali mi życie, ale czy ty myślisz, że mi się to podoba? Że mam coś do powiedzenia? Nic nie mogę zrobić. Nic, rozumiesz? Każą mi milczeć, milczę. Każą mi mówić, mówię. Jak wytresowana. Nie wiesz, jak to jest, Timon - powiedziała sucho, a oczy ją zapiekły. Co? Łzy? Przecież ona nigdy nie płacze. Siedziała z wysoko podniesioną głową, oddychając głęboko i próbując się opanować. Nie mogła pozwolić, aby na jej policzkach zakwitły łzy. Nie teraz, nie przy Timonie. W gruncie rzeczy była zaskoczona - nie spodziewała się, że dość niewinne zdanie będzie mogło doprowadzić ją do takiego stanu. A potem Timon znowu ją zaskoczył - już chciała spytać, o czym znowu zapomniała, w końcu zawsze pamiętała o wszystkim - ujął ją za podbródek i przysunął do siebie. Spojrzała na niego przestraszonymi oczami, nie wiedząc, co planuje. Tętno jej przyśpieszyło, kiedy Timon przysunął się jeszcze bliżej. Za blisko, za blisko. Czuła jego oddech, równie szybki i nierówny jak jej. Za blisko. Prosił o obietnicę. Tylko co miała mu obiecać? Nie śmiała pytać, za to kiwnęła powoli głową, nie wiedząc, czy powinna się odezwać czy nie. Poczuła jego kciuk na swoim policzku, przymknęła na chwilę oczy. Serce biło jej jak oszalałe, a ona nie odsuwała się, pozwalając Baryshnikovi na jego krótki występ. Ponownie tego dnia obsypał ją pocałunkami. Adin. Dva. Tri. Czetyrje. Cztery pocałunki. Drżała za każdym razem, gdy Timon zostawiał ślad swoich ust na jej twarzyczce. Lewy policzek, prawy policzek, czoło, nos. Otworzyła oczy, kiedy ponownie dotknął Aliszkowych włosów. Przyglądała mu się z pewną troską, zmartwieniem, rezygnacją, bólem, tęsnotą. Nie odsuwał się, nadal siedzieli blisko siebie, nadal twarz znajdowała się przy twarzy, nadal oddychali tym samym powietrzem. - Myślisz, że tak zachowują się zwykli przyjaciele? Każdą przyjaciółkę całujesz w ten sposób? - spytała cichutko, nie spuszczając wzroku i próbując cokolwiek wyczytać z oczu Timona. Rozpalał w niej pragnienia, o których nigdy wcześniej się jej nie śniło. Bała się tego. Nie mogła mu pozwolić na to, żeby dokładał jeszcze więcej do tego nikłego na razie ogniska. Czemu nie mogła zaprotestować? Dlaczego tak bardzo przy nim miękła? I to wszystko dzisiaj. Dzisiaj...
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyPią Kwi 29 2016, 22:06
Interesował się tym, czego Alisza chciała. Wydawało mu się, że Ona jak nie kto inny doskonale zdaje sobie z tego sprawę, zważywszy na fakt, że zawsze odruchowo pytał ją o pewne sprawy. Pozwalał dokonywać wyborów, nawet kosztem własnej godności. Kiedy miała ochotę na zupę, chodzili na zupę, nawet wtedy, kiedy nie mógł już na miskę z zupą patrzeć. Poświęcenie, któremu regularnie się oddawał stopniowo naprawiało jego nieczystą duszę.  - Więc na imię mi Nikt. - Chodził przy niej na kompromisy, kiedy w towarzystwie innych dziewczyn wszystko sobie odbijał, bezsprzecznie chcąc stawiać na swoim. Traktował ją w inny sposób, niżeli pozostałe koleżanki.Ona znaczyła więcej. Zajmowała ważne stanowisko w życiu chłopaka – a on nie mógł powiedzieć jej nigdy w twarz, że naprawdę liczył się z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. Pamiętał o imieninach. O urodzinach. Znajdywała się w czymś wystarczająco zakręconym, aby mieć u niepozornego Timona specjalnie względy.
- Naprawdę nie mam ochoty się z Tobą kłócić. Powiem Ci tylko, że Nasza przyjaźń znaczy dla mnie więcej, niżeli mogłoby Ci się przez wszystkie spędzone wspólnie lata wydawać. Poza tym, to ja tu jestem od łapania Ciebie za słówka. - Burknął, z wyraźnym wyrzutem skierowanym w zamyśloną Aliszę, jak niezapowiedziany, mocny strzał prosto w ramię. Zirytował się myślą o tym, że w takim momencie to właśnie Ona miała wystarczająco zimną krew, by rzucać mu oskarżenia. Źle na nią spojrzał. Źle się wypowiedział. Źle, że w ogóle znalazł się teraz przy niej? Że się o nią troszczył? Bał się. O Aliszę. Ugryzł się w język, mocno, żeby przypadkiem nie zranić jej żadnym nieodpowiednim słowem.
Nienawidził momentów, w których w jej oczach tracił na wartości. Wydawało mu się, że właśnie tak to teraz wyglądało. Wyminął jej spojrzenie. Prawiła mu umoralniające litanie o tym, że jej najprawdopodobniej poukładane od A do Z życie nie należało do łatwych. Timonowi trudno było w coś takiego uwierzyć. Zawsze, kiedy słyszał historię dziewczyn, a nawet chłopców z tych prawdziwych, dobrych domów którym do szczęścia brakowało jedynie wyobraźni zauważał, że wszystkie wymieniane przez nich problemy, nijak miały się do codziennego, ciężkiego życia Baryshnikova, który zmagał się z wszechobecną śmiercią i chorobami najbliższych. Wpatrywał się w zazielenioną trawę, która niespiesznie rosła pod dębowym stolikiem. A później wzrok zawiesił na drobnych butach Aliszy, przeklinając na siebie w myślach. - Czujesz Ty się przy nich swobodnie? Nie. Trzymają Cię w złotej klatce, a Ty nawet nie próbujesz z niej uciec. Twoje życie jest w Twoich rękach. Oni mogą Cię tylko nakierować na odpowiednią drogę. Masz Ty rozum? Masz. Zacznij kierować swoim losem. - Zarzucił jej jasno i wyraźnie nie wykorzystywanie swojego potencjału w pełni. Wiedział, że Alisza latami tłumiona była przed zbuntowaniem się. Snuł teorie, w których widniało jasno i wyraźnie zaświadczenie, że nadal nie wiedziała jak wygląda świat. Laleczka na miękkich bucikach. Szczupła. Nieszczęśliwa. Tańczy, kiedy ktoś w końcu zagra jej odpowiednio skoczną melodię. Timon chciał w końcu przerwać jej makabryczny taniec. Zerwać wszystkie sznury, które trzymały ją na uwięzi. Czasami kiedy na nią patrzył uświadczał się w przekonaniu, że nie jest szczęśliwa. Pod pretekstem nauki zawsze zamykali ją w czterech ścianach dużego, pustego pokoju. Ona powinna być wolna. Wolność miała jednak swoją cenę, bardzo wysoką. A na wolności czyhało niebezpieczeństwo. Dziewczynek samych nie puszczało się po zmroku w las. Alisy nie puszczało się w las nawet w ciągu dnia. Zacisnął usta w cienką linię. Zbierało mu się, na wylanie wszystkich swoich żali w ten najbardziej ludzki sposób – który nie był do niego podobny, w końcu to On zawsze miał być niewzruszony. Przyciągnął ją, a wtedy po prostu mocno przytulił do siebie. Schował twarz w jej szyi. Zaprzestał odzywania się, nie robił tego naprawdę długo. Z myślą, że przecież teraz mogliby widzieć ich wszyscy trwał przy niej w bezruchu nasłuchując przeciwległego bicia serca.
- Nie wiem. Tylko Ciebie mogę nazywać przyjaciółką. - Wyszeptał. Wydało się, że ostatnimi czasy jego kontakty z rozgadanymi koleżankami wyraźnie się posypały. Zresztą. Mimo iż uwielbiał znajdywać się w towarzystwie, wszystkim zawsze stawiał granice. Większość traktował jakoby normalnych znajomych. Utrzymywał dystans, który w przypadku Aliszy był bardzo mały. Zaklinał się dotychczas na to, że nigdy nie zdradzi nikomu żadnego z jego sekretów. Myślał, że zawsze zrozumie. Wysłucha. Nie będzie aż tak krytycznie oceniać. Ale teraz zaczynał mieć wątpliwości, w jaki sposób dziewczyna widziała ich zawiłą relację. - Przepraszam. - Przymrużył oczy. Niezręcznie mu było kiedy trzymał przy sobie jej roztrzęsione, wątłe kobiece ciało. A może to Baryshnikov drżał. Sam nie wiedział. Chaos, który kłębił mu się w głowie zamiast racjonalnych myśli nie pozwolił mu na powiedzenie czegoś mądrzejszego. Chciał po prostu się uspokoić. Udawać, że wszystko jest tak jak dawniej. Wdychał charakterystyczny zapach jej skóry. Pachniała. Zawsze w ten sam intrygujący sposób.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyPią Kwi 29 2016, 23:30
Spojrzała z zaskoczeniem na Timona. Nie wiedziała, że chłopaka tak bardzo obchodziło jej zdanie, jej potrzeby, zachcianki. Z jednej strony była mu wdzięczna - chyba tak zachowywał się prawdziwy przyjaciel, prawda? - ale z drugiej była nieco zaskoczona. Ich znajomość rozpoczęła się w dość niekonwencjonalny sposób. Baryshnikov, kiedy byli jeszcze dziećmi, po prostu podszedł do niej i wręczył czekoladową żabkę. Dla Aliszki znaczyło to bardzo wiele, w końcu w tamtym okresie kolekcjonowała kolorowe, żabie karty i nadal trzymała ich pokaźną kolekcję w pudełku pod łóżkiem. Była cichym dzieckiem, zawsze stojącym na uboczu, dlatego uwaga przypadkowego ucznia skupiona wyłącznie na niej bardzo podwyższyła jej samoocenę - a teraz dowiedziała się, że interesowała go zawsze. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przez głowę przechodziło jej wiele myśli, na przykład, że Timon był bardzo wytrwały - w końcu Aliszka na początku nie kwapiła się do rozmów, spacerów, początkowo nawet nie chciała podać mu swojej torby, aby niósł ją do następnej klasy, gdzie miała zajęcia. Z biegiem lat przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy i nigdy nie zastanawiała się, dlaczego tak jest. Tak po prostu było, od zawsze. Gorąco zalało ją od środka, na twarzy pojawił się leciutki uśmiech. Czuła się ważna. Nawet Slava nie potrafiłaby wyrzec się swoich zachcianek na rzecz najlepszej przyjaciółki. A Timon? Timon... Timon. Niepozorny chłopak, z którym Aliszkę nie łączyło absolutnie nic. Nic. A potrafił zmusić się do takiego poświęcenia. - Och - wymsknęło się nagle z jej ust i zerknęła na niego szeroko otwartymi oczami. Uspokoił ją tym zdaniem, mimo że pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. To zapewnienie znaczyło dla niej więcej niż tysiąc najpiękniejszych słów, jakie kiedykolwiek mogłaby usłyszeć. - Nie jesteś nikim - zaoponowała w końcu, znowu się prostując i posyłając mu znaczące spojrzenie. Chciała mu powiedzieć, że dla niej również był bardzo ważny, że nie wyobrażała sobie bez niego życia, że... że chciałaby kontynuować tę znajomość po szkole. Chociażby listowną. Spoważniała, gdy uświadomiła sobie, że jutro rozpocznie się ich ostatni wspólny rok w Koldovstoretz. Zostało im tak mało czasu. Czas przemykał im między palcami jak piasek i nie było nawet możliwości, aby go zatrzymać. Westchnęła, znowu spuszczając głowę.
- Od kiedy? Od kiedy tylko ty możesz łapać mnie za słówka? - spytała z uśmiechem, mając wielką ochotę musnąć palcami jego ciemną czuprynę. Ostatecznie nie odważyła się, jak zwykle. Nie uznawała się za tchórza, a jednak nie była w stanie robić rzeczy, które nie wymagały wiele odwagi. Byłaby w stanie wejść do lasu po zmroku, byłaby w stanie stanąć twarzą w twarz z wilkołakiem albo wampirem, byłaby w stanie wygłosić przemówienie przeciwko Starszyźnie, stojąc nimi twarzą w twarz - ale nie była w stanie zmusić się do najprostszych gestów, do zwykłego buziaka w policzek, do przytulenia albo do rozmowy, która nie opierałaby się na chłodnej etykiecie. Znowu spoważniała. Ujęła go za rękę i zaczęła bawić się jego palcami, nie unosząc wzroku. - Dużo dla mnie znaczysz, wiesz? - szepnęła nagle, przesuwając swoim kciukiem po kciuku Timona. Nie brakowało jej wyobraźni. Głównie dzięki wyobraźni była w stanie prowadzić takie życie, jakie prowadziła, to właśnie dzięki planom i marzeniom o lepszej przyszłości mogła żyć w swojej złotej klatce, nie tracąc ambicji i wigoru. Dziwne. W zasadzie mało kto wiedział, że Aliszkę obchodziło cokolwiek innego poza nauką, stopniami albo szkolnym regulaminem. W końcu taka była - nieprzystępna, nieufna, skryta, nigdy nie mówiła o sobie zbyt wiele. Ale Timon wiedział. Musiał wiedzieć. W końcu nieraz dzieliła się z nim swoimi przemyśleniami, często bardzo abstrakcyjnymi i niemożliwymi do wykonania. Wszystkie marzenia wydawały jej się niemożliwe do spełnienia - pewnie dlatego nie dążyła do urzeczywistnienia ich. Może jej problemy nie umywały się do problemów ludzi, którzy nie mieli tyle pieniędzy co ona, nie posiadali wystarczającej ilości rubli na kupno podstawowych produktów spożywczych, na lekarstwa, nie mogli pozwolić sobie na wycieczki nad morze, w góry albo nad jezioro, ale czuła się od nich o wiele, wiele biedniejsza. Miała wrażenie, że w każdym domu istnieje o wiele więcej miłości niż w jej własnym, w którym to silne uczucie umarło dziesięć lat temu. W dniu, w którym zmarł jej brat. - A co jeśli to nie ja posiadam klucz? Tylko ty? - spytała nagle, ciągle wodząc kciukiem po wewnętrznej stronie jego dłoni. Powinna się oburzyć, prawda? W końcu jak on mógł sobie pozwolić na takie oskarżenia. Jednak ona zasugerowała bardzo poważną rzecz. Nie była w stanie unieść głowy i spojrzeć na Timona, bała się jego reakcji na te słowa. W końcu właśnie powiedziała, że to właśnie on, Timon, powinien pokazać jej, jak smakuje życie. Jak to jest tańczyć do upadłego, nie przejmując się startymi butami, jak to jest jeść ile się chce, pić ile się chce, kłaść się kiedy się chce. Zaczęła żałować, że rozpoczęli tę rozmowę dopiero teraz, na Kołowiankach, przed rozpoczęciem roku szkolnego. Przecież gdyby ten temat nawinął im się wcześniej, prawdopodobne, że spędziliby razem całe wakacje. Westchnęła. Marzenia bolały. Nagle poczuła, jak Timon przyciąga ją do siebie. Wtulił się w nią, czuła jego oddech na swojej szyi. Początkowo zastygła, nie bardzo wiedząc jak zareagować. Pierwszą myślą było, że nie powinni. Ktoś zobaczy. Konsekwencje. Ale gdy tylko wzięła głęboki wdech, gdy tylko poczuła bliskość i ciepło chłopaka, i gdy tylko zakręciło się jej w głowie  od jego zapachu, przylgnęła do niego mocniej, chowając twarz w jego koszuli. Objęła szyję Baryshnikova wolną ręką, ponieważ drugą ciągle trzymała jego dłoń, zaciskając na niej kurczowo palce. - A ja... a ja ciebie - odparła zgodnie z prawdą, ciągle oszołomiona. A potem przeprosił. Ale... przecież nie miał za co przepraszać. - Ciiii - wymamrotała jedynie stłumionym szeptem, co było reakcją na jego przeprosiny. Był tak blisko, jak jeszcze nigdy. Nie chciała, żeby ją puszczał. Był taki gorący. A ona taka chłodna. Dwa przeciwieństwa. Z dwóch różnych światów. A jednak coś ich połączyło.
Nie chciała, żeby ktokolwiek przerywał tę chwilę.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptySob Kwi 30 2016, 11:37
Chociaż bliskość z Alisą czasami wprawiała w zakłopotanie, starszy nie mógł wzbraniać się, przed oddaniem urodziwej dziewczynie dłoni. Skoro miała ochotę właśnie w ten sposób przyzwyczajać się, do jego obecności po tylu miesiącach rozłąki, musiał w pełni zaakceptować wszystkie jej wybory. Mimowolnie odpowiadał na zaczepne muśnięcia jej chłodnych palców. Z mniejszą żywotnością. W końcu nadal był na nią na swój pokrętny sposób bardzo zły. - Lubisz zasady, więc Tobie nie wypada. - Mruknął. Ani chwilę nie zastanawiał się, nad słusznością swoich słów, będąc zbytnio zaabsorbowanym dotykiem obcych zadbanych dłoni, które przecież tak jak zawsze - nie robiły niczego zdrożnego. Myśl o tym, że mogłyby kiedykolwiek dopuszczać się takich zakazanych czynów sprawiała, że przechodziły go dreszcze. A mimo to teraz każdy dotyk Aliszy był bezsprzecznie palący. Niespiesznie wypuszczał nagromadzone w płucach powietrze. - Wiesz, że Ty dla mnie też. - Retoryczne pytania zostawił na inną okazję, teraz skupiając się przede wszystkim na samych stwierdzeniach. Emocje wykańczały, kiedy nie miało się pewności co do tego z której strony ostrej brzytwy się chwycić. Brązowe oczy, w których jeszcze do niedawna kryła się zapalczywość teraz wodziły niemrawo wzdłuż wychudzonych rąk Aliszy. Naznaczał na skórze jej przysuniętej ręki niesprecyzowane, małe wzory, kiedy dotarła do niego myśl o tym, że Karamazova mogłaby, ze względu na niecodzienną chorobę być w końcu wykluczoną z życia codziennego całego rodu. Chwycił jeden z jej nadgarstków sprawdzając, czy w rzeczywistości naprawdę był taki drobny, że można było objąć go wszystkimi złączonymi ze sobą palcami z osobna.
Rozmówczyni miała mniejsze szanse na dożycie starości niżeli Timon. Starał się odgonić od siebie właśnie takie negatywne myśli, kiedy zaczynał dochodzić do momentu w którym poważnie zastanawiał się nad tym, czy w trumnie także na życzenie Aliszy ułożyliby ją w bieli. Serce na pewno pękłoby mu tamtego dnia. Dziewczyna zabrałaby ze sobą znaczącą jego część w czeluście piekieł.
- Uciekłbym z Tobą. Moglibyśmy zniknąć na zakończeniu Twojego roku szkolnego. Szukaliby Cię. Zamiast Cię zabierać na siłę, powinienem zrobić coś, żebyś to Ty samodzielnie mogła się ruszyć. - Zamierzał zabierać Aliszę na więcej spacerów. Ośmielać ją. Ale... Z drugiej strony, nie chciał widzieć w niej innej Aliszy. Taka, która nie potrafiła rozmawiać o swoich kłopotach miała urok – cierpiała jednak właśnie z jego powodu. Sfrustrowany stanem rzeczy, jeszcze nie wiedział w jaki sposób miałby przy niej postępować. Jasnym było jedynie to, żeby zapewnić jej wystarczające szczęście. Nawet jeśli miałoby być jednym wielkim złudzeniem. Palcami skrobał wzdłuż miękkiego sweterka dziewczyny, zostawiając na nim niewidzialne ślady obecności. Chciał, żeby wszyscy, którzy później na nią wpadną wiedzieli, że to właśnie on trzymał ją w swoich ramionach. Zerknął znad uchylonych powiek w przestrzeń przed sobą. Słońce było już coraz niżej, a wokół nich robiło się ciemniej. Słychać było z oddali wspominki o tym, że niedługo zacznie się przygotowywanie ogniska do rozpalenia. - Cieszę się, że Cię przy sobie mam. - Wychrypiał. Trzymał ją przy sobie mimo wszystko. Uspokajająco gładził jej odstające wyczuwalne pod większym naciskiem łopatki, naznaczał linię wzdłuż odrobinę wygiętego kręgosłupa, a później szybko przewędrował palcami wzdłuż dziewczęcego niedotykanego karku zaraz to nawijając kilka pasem jej włosów na palce. Chyłkiem puścił komentarz przechadzającej się niedaleko starszej pary. Udawał, że nie słyszał. Ucałował jej rozczochrane włosy. - Aliso. Widzi nas Twoja matka. - Zażartował. Ale trzymał się swojej roli. Ciekawy był, czy dziewczę w mgnieniu oka odskoczy od niego jak oparzone. Chwycił ją mocniej za dłoń, aby wywołać u niej jeszcze większe poczucie strachu. Myśl o tym, że robiła coś niestosownego na oczach osoby, która miała prawo ją ukarać zwykle sprawiała, że serce bilo jeszcze mocniej, a nogi robiły się jak z waty. Timonie, Ty podstępny wenszu żeczny.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptySob Kwi 30 2016, 16:19
Zasady. Czym właściwie były zasady? Normami postępowania, hamulcami, podstawami funkcjonowania poszczególnych jednostek? Regulaminy były potrzebne, tak samo indywidualne ograniczenia, które były ustalane dla czyjegoś dobra. Owszem, w nadmiarze mogły odnieść zupełny odwrotny skutek od zamierzonego, ale Aliszka lubiła zasady i samodyscyplinę. Była perfekcjonistką, a każdy odbieg od normy budził w niej pewnego rodzaju niepokój; tak samo teraz. Nie powinna pozwalać Timonowi na te wszystkie gesty, ponieważ wcześniej, przez wszystkie lata ich przyjaźni, jasno podkreśliła, że istnieje między nimi granica, której nie powinien przekraczać. Potem Baryshnikov powiedział coś, co jej się nie spodobało. Wyczuła, że jest zły, ale nawet nie próbowała go uspokajać - on tymi kilkoma słowami również wywołał w niej złość. Nie okazywała tego, ale nie planowała puścić mu tego płazem. - Nie będziesz mi mówić, co mi wypada, a co nie. Nie jesteś ani moim ojcem ani nawet wzorem - wypaliła, blednąc na twarzy i zaciskając palce na jego dłoni. Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy zacisnęła rękę na jego nadgarstku, usiłując nie wybuchnąć. Do tej pory nie miała problemów z samokontrolą. Wiecznie statyczna, spokojna, ułożona - ale, na litość boską, nikt nie będzie z niej drwić. Właśnie tak się poczuła, jakby Timon specjalnie stroił sobie z niej żarty, w ironiczny sposób podkreślając jej ograniczenia. Zacisnęła usteczka, gotowa w każdym momencie przedstawić mu swoje racje, za wszelką cenę. No tak. Rodowa cecha wszystkich Karamazovów. Niesamowita chęć postawienia na swoim, upartość, dążenie do celu bez względu na konsekwencje. Kłóciły się w niej dwie natury. Wrodzony charakter słodkiego raptusa i otoczka pięknej, konsekwentnej i grzecznej arystokratki. Nagle zrobiło jej się głupio. Przecież swoimi słowami mogła urazić Baryshnikova. Jednak nie zamierzała przyznawać się do błędu. Duma robiła swoje. Gdzieś w środku zapewne czuła wstyd, ponieważ w normalnych okolicznościach puściłaby ten komentarz pomimo uszu, gdyby te słowa wypowiedziała przypadkowa osoba, ale to był Timon. Troszeczkę już ją znał i powinien wiedzieć, po których częściach jej duszyczki się nie poruszać, aby nie wywołać małego trzęsienia ziemi.
- To wszystko brzmi świetnie, ale... nie mogę - rzekła smutno Aliszka, zdając sobie sprawę, że nawet gdyby ktoś otworzył jej złotą klateczkę, nie miałaby tyle odwagi, aby z niej wylecieć i rozpostrzeć skrzydła. Bała się. Konsekwencji, rodziców, stracenia rodziny, Slavy. Po takiej ucieczce na pewno nie miałaby po co wracać do domu, na pewno zostałaby wydziedziczona - w takich okolicznościach mogłaby zapomnieć o spotkaniach ze Slavą. Gdyby nie ona, z biegiem czasu Aliszka przyzwyczaiłaby się do tej myśli, że dla własnego szczęścia i dobra musi opuścić rodzinny dom i stracić reputację, ale nie mogła. Nie mogła zostawić Slavy samej, Timon na pewno o tym nie wiedział. Nie zdawał sobie sprawy, że ktoś, na kim tak bardzo mu zależało, również ma kogoś takiego, kogo musi objąć opieką i boi się o każdy jego następny dzień. Tak samo dzisiaj - powinna poświęcić jej choć trochę uwagi, przecież była taka naiwna, mogła spotkać kogoś ze złymi intencjami albo przez nieuwagę wpaść na stoisko z fajerwerkami, ewentualnie znalazłaby się na środku pola wyścigowego, gdzie ścigały się konie. Slava była zdolna do wszystkiego, dlatego Aliszka musiała się nią opiekować, żeby nie zrobiła niczego głupiego. Rozważna i romantyczna. Rozważna Aliszka, uważająca na każdy swój krok, i romantyczna Slava, której nie obchodziło nic oprócz własnej uciechy. Ściemniło się, na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, a Aliszka ciągle tkwiła w objęciach Timona i ani jej się śniło zmieniać pozycję, mimo że ciągle była troszeczkę zła. Przymykała leniwie oczy, zaciskając palce jednej dłoni na krańcach bieluśkiej koszuli chłopaka i wdychała jego zapach, czując, jak ogarnia ją dziwne, niespotkane wcześniej uczucie bezpieczeństwa. Z jednej strony mogłaby zasnąć w takiej pozycji, a z drugiej czuła, że doświadczanie tylu nowych rzeczy nie pozwoli jej na to; czuła dłonie Timona na swoich plecach, skradające się po łopatkach, karku, aż w końcu zanurzył palce w jej włosach. Aliszce to nie przeszkadzało, mimo że jej włosy były jej świętością i mało kto mógł ich dotykać. Zwykle splatała je w warkocz, ot, dla wygody podczas nauki. Ukryta w koszuli Timona czuła się całkiem bezpiecznie. Liczyła się tylko ona, zapomniała, gdzie się znajduje, nawet złość zaczęła jej mijać.
Aliso.
Wymamrotała coś w odpowiedzi, że słucha.
Widzi nas twoja matka.
Zastygła na chwilę - gdy tylko dotarł do niej sens jego wypowiedzi, natychmiast odsunęła się od Timona, poprawiła nerwowo włosy, zacisnęła palce na pasku od torby i zerwała się z ławki, z trudem łapiąc oddech i rozglądając się dookoła w poszukiwaniu matki. Stała tak sztywno wyprostowana, stykając się z ławką, w każdej chwili gotowa wytłumaczyć swoje zachowanie, jednak nigdzie nie dostrzegła Anny Karamazovej. Nigdzie. Zaczerwieniła się. A więc to tak? Chciał sobie z niej żartować? On ciągle siedział na ławce, dlatego obeszła drewnianą ławeczkę i stanęła za nim. Uniosła do góry dłoń, jakby chciała dać mu w twarz, ale powstrzymała się. Opuściła rękę i położyła ją na ramieniu Timona, zaciskając na nim palce. Westchnęła ciężko. - Uważasz, że to było zabawne? - szepnęła ze złością, nachylając się nad nim. Z każdym słowem jej drobne paluszki ściskały koszulę Baryshnikova mocniej.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptySob Kwi 30 2016, 22:27
Skierowała w jego stronę dość rażące słowa. Ale niestety, nie mógł mieć Aliszy za złe, że nie traktuje Timona jako wzór do naśladowania. Nigdy nie chciał, żeby naprawdę ślepo postępowała tak jak on - nie kierując się kobiecą intuicją. Zmrużył tylko nieprzyjemnie oczy, nie komentując sprawy w żaden sposób. Zrobiło mu się przy niej jeszcze chłodniej. Teraz już zmęczone denerwowaniem się serce biło bardzo wolno, a chociaż okres Kołowianków był stosunkowo ciepły, zdawało mu się, że zaraz z powodu bijącego od Aliszy chłodu - zamarznie. Przypominała mu czasem Syberię, na której traciło się u rąk palce, kiedy na chwilę, będąc naiwnie nieświadomym zagrożenia zdjęło się rękawiczki. Ona też równie śnieżnobiała powodowała ślepotę. Mimo wszystko miała w sobie coś, co ciągnęło ku niej ludzi. Wszyscy ginęli w drodze w głąb Syberii na drugie imię mającej Karamazova. - Wiem. - Łudził się, że Alisza postanowi zrezygnować ze wszystkiego co drogie. Wiedział, że nie byłaby w stanie na rzecz własnej wygody, wyrzec się wszystkiego, aby ruszyć przed siebie jedynie z jedną walizką. W kieszeni miałaby ostatnie drobniaki. Tułałaby się, razem z nim do czasu, aż nie stworzyliby wspólnego domu. Nie mogli. Chociaż znajdywali się w tej samej bajce, scenariusz napisany był inaczej. A Timon nie miał być jej księciem na białym koniu. Timon miał być cieniem Aliszy, który dawałby jej mniej lub bardziej trafne porady. Zerwała się. Powstrzymał się przed trzymaniem jej, puścił ją jakoby wystraszonego myślą o wolności ptaka – puścił. Uśmiechnął się kącikami ust. Skrzyżował ręce na swoich piersiach, kiedy miał okazję zobaczyć, jak miota się na lewo i prawo w swojej niewidzialnej złotej klatce. Trzepocze swoimi skrzydłami, które ma starannie od tylu lat skracane. Parsknął w niedowierzaniu na jej entuzjazm związany z myślą o matce. Wygrał. Zdawał się żałować tego, że nie założył się sam ze sobą o bardzo dużą sumę pieniędzy. Przewidywalna Alisza nigdy go nie zawiodła. Śledził ją w ciemnościach.. Wodził za nią spojrzeniem, a kiedy tylko znalazła się za nim odchylił głowę do tyłu, żeby na nią mruknąć.
- Oczywiście. A Ty jak byś się wytłumaczyła, gdyby rzeczywiście zobaczyła Cię z kimś takim jak ja? - Przytrzymał drobną dłoń na swoim ramieniu. Syknął, na mocne zaciskanie palców. Zainterweniował. Pochwycił zgrabnym ruchem dziewczęcą dłoń, której wierzch uśmiechając się przy tym wrednie, delikatnie ucałował. Przepraszająco. Puścił ją, a wtedy sam niespiesznie ruszył się z drewnianej ławki. Stojąc naprzeciwko Aliszy, zmierzwił palcami własne włosy, które obecnie nie prezentowały się już tak dobrze jak w ciągu dnia. Obszedł ławkę, a wtedy zrównał się z nią krokiem. Musnął palcami Aliszowe ramię, wskazując ruchem głowy, na okazałe ognisko tlące się nieopodal. - O ile mnie pamięć nie myli, zgodziłaś się na taniec. Co Ty na to, żeby dotrzymać obietnicy? - O dziwo nadal mu na tym zależało, nawet jeśli między nimi raz było stabilniej, a raz całkiem chwiejnie. Zachodził w głowę, dlaczego tego dnia Alisza miała takie zmienne humory, raz czepiała się każdego małego słówka, a innym razem wiele spraw ignorowała. Dotychczas najwyraźniej nie dostrzegał tych małych, urodziwych mankamentów jej charakteru. Godził się jednak ze wszystkimi, w końcu przy niej miał jeszcze wiele do nadrobienia. Przynajmniej, jeśli chodziło o etykietę. Oboje mogliby się od siebie nauczyć czegoś ważnego, gdyby tylko nie mieli głowy w chmurach. Baryshnikov najprawdopodobniej nie był stu procentowym realistą. Wierzył w wiele bzdur, planów na przyszłość miał co niemiara. A marzenia... Palców mu nie wystarczyło, aby wszystkie w porę Aliszy wyliczyć. Wyciągnął w jej kierunku dłoń, skłaniając się lekko. Muzyka dochodziła nawet tutaj, chociaż zabawa przy ognisku dopiero się rozpoczęła. - Oni Ciebie pewnie już teraz szukają. Ciemności sprawią, że Cię nie zobaczą. Przynajmniej przez tych kilka minut. - Zapewnił. Skłonił się przy niej lekko. Wrażeń na jedne Kołowianki miał już wystarczająco za sprawą niej, ale nie mógł powstrzymać się, przed zakończeniem ich spotkania z milszym akcentem.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptySob Kwi 30 2016, 23:29
Kilka razy odjęła mu punkty za palenie papierosów. Tak samo zabrała mu dziesięć punktów za włóczenie się po korytarzu po ciszy nocnej, ale - mając na względzie sympatię do niego - nie zgłosiła tego profesorom, ponieważ niewątpliwie dostałby szlaban. Zawsze powtarzała mu, że takie zachowanie jest niemądre i powinien zacząć dbać o szkolny regulamin, ale Timon, och, on był taką indywidualnością. Nie przestrzegał zasad, robił co chciał. Jak wolny strzelec. Tak samo wybrał Aliszkę; to o nią się troszczył, to z nią rozmawiał, jej wręczał prezenty. Nadal nie wiedziała dlaczego, ale pogodziła się z myślą, że tak chciał los. Los ich złączył, dlatego nikt nie powinien rozdzielać. Nawet ojciec i matka. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest do niego przywiązana. Nie rozmawiali dużo, nawet nie znali się od podszewki, ale wystarczyła sama obecność, żeby stwierdziła, że Timon jest jej aniołem stróżem. Kiedy przytaknął na jej słowa, przymknęła oczy, mając wrażenie, jakby to jedno, jedyne słowo było sztyletem wbitym prosto w jej serce. Była wdzięczna Baryshnikovi za szczerość, w końcu to ceniła sobie w ludziach najbardziej, ale... bolało. Zderzenie z rzeczywistością zawsze bolało, zwłaszcza, jeśli marzyliśmy bardzo wysoko. Upadki z wysoka bolą najbardziej. W takich momentach Aliszka twierdziła, że lepiej żyć bez marzeń niż co krok przeżywać rozczarowanie, ale to było silniejsze od niej - co by było, gdyby nie urodziła się jako Karamazova? Czy wtedy mogłaby uszczęśliwić Timona? A może w takim przypadku w ogóle by się nią nie zainteresował, w końcu byłaby tylko szarą myszką? To myślenie bolało. Tak cholernie bolało, jak jeszcze nigdy. Myśl, że mogłaby stracić Timona. To tak cholernie bolało.
Uczuciom Aliszki, kiedy zerwała się z ławki, daleko było do entuzjazmu. W jej duszyczce zapanowała panika, strach, myśli zaczęły się kotłować. W głowie odbijało się echem jedno zdanie. Niech nikt nas o nic nie posądzi. Nawet jeśli gdzieś w głębi duszy oczekiwała czegoś innego, realia były inne. Żyli w jednej bajce i Aliszka była księżniczką, ale rola Timona kończyła się już na początku. Nawet jeśli marzyłaby, żeby to on okazał się jej księciem, w którego ramiona trafiałaby co noc, w końcu musiałaby zdać sobie sprawę, że to tylko marzenia - głupie mrzonki, bańki mydlane, które za jednym muśnięciem palca znikały bezpowrotnie. Zadał jej pytanie, a ona zatrzepotała rzęsami, zaskoczona. Pytanie było proste, odpowiedź już niekoniecznie. Zastygła w bezruchu, pozwalając Timonowi ucałować swoją dłoń. Ponownie poczuła, jak usta chłopaka rozpalają wierzch jej ręki, jej uwadze nie umknął jego nieco wredny uśmiech. Dlaczego uśmiechał się w ten sposób? Zrobiła coś złego? Przecież... przecież wiedział doskonale, jak zareaguje, że boi się reakcji rodziców. - Jeśli się opanujesz, to nie zobaczy - zaczęła cichutko, smutnym wzrokiem patrząc, jak Timon również wstaje z ławki i podchodzi do niej. Uraziła go? - Timon... To nie tak, że ja nie chcę się do ciebie przyznawać, ale... wiesz, jak jest. I nawet gdybyśmy chcieli, żeby było inaczej... Nie zmienimy tego. Nie walcz z tym, to walka z wiatrakami - dodała po chwili, ponownie odkładając torbę na ławkę. Trochę jej ciążyła. Musnął palcami jej ramię, dlatego uniosła głowę i zerknęła w kierunku, który chciał jej pokazać. Zebrani tam uczniowie i nauczyciele powoli rozpalali ognisko, w niebo wzniosły się pierwsze iskierki. Do jej uszu dotarła muzyka. Cicha, spokojna. Niedługo będą palone dary. Ciekawa była, czy wybrali jej wianek? Nie, na pewno nie. Było wiele ładniejszych. Z rozmyślań znowu wyrwał ją Timon, proponując Aliszce taniec. Początkowo pokręciła głową. To nie tak, że nie chciała. Nie powinna. Jednak kiedy powołał się na obietnicę, uśmiechnęła się leciutko, westchnęła i ujęła jego dłoń, dygnęła grzecznie. Jeszcze nigdy nie tańczyła poza granicami rezydencji Lazarevów albo Oneginów. Wtedy tańczyła zwykle z o wiele starszymi od siebie mężczyznami, którzy prowadzili interesy z jej ojcem. Była przekazywana z rąk do rąk, jak zabaweczka. A teraz miała tańczyć tylko z Timonem. Z Timonem, którego dotyk dłoni tak dobrze znała, a jednak nadal nie mogła się do niego przyzwyczaić. Zacisnęła lekko palce, przysuwając się do niego nieznacznie. - Czy to pożegnanie? - spytała znowu, smutno, odgarniając włosy z twarzy i starając się dostrzec cokolwiek w burych oczach swojego skrytego przyjaciela. W jej pytaniu Timon powinien wyczuć drugie dno. Żegnał się... na zawsze? Chciała przeprosić za swoje dzisiejsze zachowanie. Nie chciała, aby cokolwiek się między nimi zmieniało. Tylko jak miała to powiedzieć? Ponownie się do niego przysunęła, tak, że ich ciała prawie się stykały. Jedną dłoń ułożyła na jego klatce piersiowej, a drugą wtuliła w jego rękę. Zerkała na niego z dołu smutnymi oczętami, czekając na jego ruch.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyNie Maj 01 2016, 09:32
Karamazova miała bardzo dużo racji. Ne mogli tak naprawdę, za sprawą pstryknięcia palcami zmienić wszystkiego co związane było z wieloletnią, pielęgnowaną przez starszyznę tradycją. Wszystko kosztowało, a Oni nie byli jeszcze gotowi na takie poświęcenia. Baryshnikov co prawda nie straciłby wiele. Powstrzymał się jednak przed obarczaniem jej własnymi zachciankami, które w tych czasach naprawdę nie miały racjonalnego prawa bytu. Liczył na wywołaną przez rebeliantów rewolucję. Zmieszałaby wszystkie podziały, jakie panowały pomiędzy czystokrwistymi, a znaczącymi tyle co nic brudnymi parobkami do których zaliczał się Timon. Obawiał się jedynie tego, że jeśli pewnego dnia na ulice wyjdą uniesione sztandary, głoszące pewne niezmienne idee przypadkiem znajdzie się w tłumie.
A późnej w gazetach na wszystkich stronach pisać się będzie o tym, że siłą gromiono zamieszki. Ofiary. A wśród wszystkich tych bezimiennych chłopców On, który posadzkę zdobiłby martwym, wątłym młodym ciałem za własną głupotę. Dziewczyna na pewno odebrałaby mu za to kilka pośmiertnych punktów.
- Powiedzmy. Ale nie zaprzątaj sobie tym głowy. Przecież zobaczymy się niedługo, na uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Myślisz, że bym Cię tu zostawił? - Niestety, nie dopuszczał do siebie myśli o drugim dnie,. O tym, że musieliby pożegnać się na zawsze i nigdy więcej nie zamienić ze sobą ani jednego słowa. Nawet jeśli pomiędzy nimi coś się zmieniło – nie planował porzucać tej relacji w kąt. Musiał zająć się naprawianiem wszystkich niedomówień, które tak naprawdę wolałby zostawić w świętym spokoju. Gesty, którymi obdarzał Aliszę wydawały mu się w stosunku do niej w porządku. Myślał, że właśnie w taki, a nie inny sposób powinno okazywać się przywiązanie do kogoś. Przystanął się bliżej, a kiedy trzymał ją za jedną z chłodnych dłoni zetknął się z nią czołem. Oczy, którymi zawsze za nim wodziła przepełnione były nieszczęściem.
- Uśmiechnij się, Pszczółko. Nie mogę zostać przy Tobie całą noc. - Szepnął. Zmierzył się z nią spojrzeniem, równie smutnym co to należące do niesprawiedliwie zmartwionego dziewczęcia. Trącił jej zadarty nosek swoim własnym, starając się tym sposobem wywołać jakąś odwodzącą od chyłkiem wkradających się myśli o pożegnaniu, reakcję. Prowadził ją. Niespiesznie, jakby mimo pędzącego nad nimi czasu, mieli na takie nic nie znaczące drobnostki wspomnianego aż w nadmiarze. Pochwycił w płuca uciekające spomiędzy jej ust niespokojne powietrze. I wszystko to co działo się między nimi traktował jako coś, co powinno mieć miejsce. Przynajmniej jeden raz, w ciągu całego roku. Chciał nie czuć się dla Aliszy obojętnym. Przez ulotną chwilę, jak gdyby zasypywała go komplementami musiał zrozumieć, że jest dla niej kimś ważniejszym od wszystkich innych kolegów. A kiedy tak trzymał ją przy sobie nie mógł już jasno określić, czy robił to jedynie ze względu na sentyment do Aliszy, czy dlatego, że jedynie co im teraz pozostało to zagmatwana przyjaźń. Nie musiało zmieniać się nic. Latami wytrzymywał w takiej znajomości. To mu wystarczało. Mógł być jednocześnie wolny, a zarazem spętany poczuciem winy, kiedy oglądał się za innymi dziewczętami niżeli za samą Aliszą. Brakowało mu już sensownych słów. Poczuł ten charakterystyczny, nieprzyjemny ścisk gardła, kiedy w końcu miał okazję powiedzieć jej coś naprawdę ważnego. Że bał się, że tęsknił. Że tak naprawdę nie wiedział, co stanie się z nimi dalej. Wtulił nos w jej ciepłą szyję, na moment chowając swoją twarz przed oskarżycielskim spojrzeniem Aliszy. To miało im wystarczyć. - Aliso... -  Ale co z wszystkimi tymi niezadanymi pytaniami. Mieli po prostu zapomnieć o wszystkich drobnych pocałunkach. Wychodzić z założenia, że nigdy się nie pojawiły. Myślał o wszystkich chwilach związanych z Aliszą, nie mógł wyzbyć ich się w pełni z głowy.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyNie Maj 01 2016, 13:07
Gdyby Timon rozmawiał z Aliszką o polityce, zamieszkach i Raskolnikach, po czym wyraził swoje poglądy, kategorycznie zabroniłaby mieszać mu się we wszelkie protesty, rewolucje oraz powstania. Zapewne i tak by jej nie posłuchał, w końcu zawsze robił co chciał - teraz musiała ogarniać go irytacja, w końcu nie mógł dostać tego, czego zapragnął już jako chłopiec. Aliszki nie obchodziła polityka. Nie obchodziły ją wojny, stosunki międzyklanowe, Starszyzna. Nie była przywiązana do obecnego systemu, nie była  przywiązana do pieniędzy. Zdawała sobie sprawę z tego, że arystokracja byłaby napiętnowana, gdyby ktokolwiek miał odwagę podważyć zdanie Rady i wybić jej członków, ale nie myślała o sobie. Bardziej od rubli, nazwiska i honoru obchodzili ją niewinni. Niewinni ludzie chcący polepszyć swoje dotychczasowe życie, gotowi na śmierć w imię dobra. Gdyby tylko istniała gwarancja, że im się powiedzie, że nie zdołają przegrać, że wygrają - popierałaby ich. Jednak  na chwilę obecną wszelkie protesty były bezsensowne. Nikt nie miał na tyle władzy, odwagi i poparcia, aby obalić obecny system. Nikt. Dlatego grzecznie i cicho akceptowała, bez żadnego słowa sprzeciwu. Była tylko pionkiem, jednym z wielu, którymi dyrygowano. Za uprzejmymi uśmiechami i bankietami kryło się coś więcej. Wiedziała o tym. Każdy wiedział.
- Zostawisz - odparła, parskając krótkim, cichym śmiechem. Szybko zamilkła, kołysząc się powoli w objęciach Timona. Doszła do niej ironia całej sytuacji. Los postanowił sobie z nich zażartować. Pozwalał na tak wiele, a jednocześnie na nic. Mogli zrobić wszystko, byli młodzi, mieli predyspozycje do zostania kimś. Jednak nie wspólnie. Ktoś, jak na ironię, uporczywie splątywał nitki ich życia ze sobą, coraz ciaśniej, a oni nie potrafili ich rozplątać. Z każdą kolejną chwilą powstawało coraz więcej nikłych, drobnych supełków, a gdy tylko próbowali się oddalić, dzięki niewielkim węzłom nie mogli o sobie zapomnieć. Całe życie będą o sobie pamiętać, o takich chwilach jak ta, wcześniejsza i jeszcze wcześniejsza. Każdy pocałunek i gest zostawiał wyraźny ślad w pamięci Aliszki i nawet jeśli Timon nie miał złych intencji, sprawił, że Karamazova zaczęła patrzeć na wszystko z innej perspektywy. W jej oczach Timon nie grał uczciwie. Pozwalał sobie na gesty, których nigdy wcześniej nie doświadczyła. Wywoływał w niej emocje, z których nie zdawała sobie sprawy, że są, że istnieją w jej środku. Chciała, żeby był jej przyjacielem. Na zawsze. Między przyjaciółmi również istniała bliskość, ale nie taka. Jednak dzisiaj pozwalała na to wszystko, uznając, że to pierwszy i ostatni raz, a jutro wszystko wróci do normy. Magiczny, ostatni wieczór sierpnia na długo pozostanie w jej pamięci. Tego wieczoru po raz pierwszy dostrzegła w Timonie kogoś więcej, nie tylko zwykłego kolegę ze szkoły, i miała nadzieję, że już tak pozostanie. Doceniła go. Jego starania. Jego obecność, pomoc, troskę.
- Noc jest długa - odparła, znowu czując Timona tak blisko siebie jak nigdy przedtem. Stykali się czołami, klatkami piersiowymi, splątali palce. Trąciła nosem jego policzek, dopóki nie schował twarzy w jej szyi. Ręka Timona ogrzewała jej dłoń, rozkoszne uczucie ciepła zaczęło rozchodzić się po jej ciele. Pozwalała mu na dotyk, pozwalała, żeby drugą dłonią dotykał jej białej sukienki. Wodziła powoli palcami po jego koszuli, dopóki nie schowała głowy w zagłębieniu jego ramienia. Znowu przymknęła oczy. Nie wiedziała, ile czasu minęło - czy to ważne? Pożegnania mogły być długie. Aliszka traktowała to jako pożegnalny, ostatni taniec, w końcu postanowiła. Dzisiaj Timon mógł zrobić wszystko. Jutro o tym zapomną, wrócą do szkoły w idealnie wyprasowanych mundurkach i rozpoczną naukę. A echo Kołowianek powoli zniknie. Nagle usłyszała, jak wypowiada jej imię - czyżby chciał powiedzieć coś jeszcze? - Tak? - spytała, nie odsuwając się od niego i jedynie troszeczkę mocniej zaciskając palce na jego dłoni. Proszę, Timon, powiedz. Dzisiaj możesz mówić.
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyNie Maj 01 2016, 14:28
Miał ochotę nie opuszczać jej już nigdy więcej, jednak nie mógł pozwolić sobie na spełnienie takiej zachcianki. Ciemności zwiastowały przybycie po dziewczynę opiekunów, którzy gdyby tylko zobaczyli ich jeszcze chwilę dłużej, wydarliby ją z jego ramion w trybie ekspresowym, a jego samego skazali w najlepszym przypadku na pracę w kamieniołomie za kręcenie się przy boku ich szlachetnie urodzonej córki. Owiewał ciepłym oddechem jej szyję, niespiesznymi oszczędnymi pocałunkami zasypywał ją całą - ten ostatni w życiu raz. To była pierwsza, a zarazem ostatnia noc w której pozwolili sobie na niewybaczalne wybryki tego typu zarzekając się, że nie wyciągną z tego żadnych konsekwencji.
- Lubię Cię. - Zapewnił. Przymrużył nieco oczy, aby w porę zachować zimną krew przed spojrzeniem na jej twarz, oświetlaną niemrawym blaskiem bladego księżyca. Ognisko nie zapewniało wystarczającej ilości światła, aby w ciemnościach skrupulatniej wpatrzeć się, w grymas jej twarzy. Przetarł kciukiem po jednym z jej policzków, na którym niepewnie wsparł ciepłą, drżącą dłoń.
- Czy Ty, Aliso Karamazovo chciałabyś zostać moją przyjaciółką do końca swoich dni? Pozwoliłabyś, żebym trwał przy Tobie ile sił mi wystarczy? W trakcie złych i dobrych chwil. W chłodzie i upale? - Uśmiechnął się do niej ciepło. Pytania które jej zadawał wydawały się być takie niepoważne. Przypominały coś więcej, niżeli tylko nierozsądną zabawę dwójki w pełni trzeźwych nastolatków. Baryshnikov lubował się w tego typu przedstawianiu faktów. Nawiązywał w ten sposób relacje o wiele głębsze, przynajmniej w przypadku Aliszy. Opuszkami naznaczył miejsca na jej policzkach, które ostatnimi czasy często pokrywały się czerwienią. Przychylił się, aby tym razem złożyć ostrożny, wysublimowany pocałunek tuż nad jej wargami, w zagłębieniu pomiędzy wspomnianymi, a krańcem nosa. Ostatnimi czasy myślał o naruszeniu pewnej granicy między nimi. Teraz przekonał się, że było to o wiele bardziej niebezpieczne niżeli mógłby przypuszczać. Karamazova przyprawiała go prawie, że o zawał serca. Zdawał sobie sprawę, że nie był jedynym który wodził wzrokiem za tym spokojnym dziewczęciem. I to go niepokoiło. Wokół było bardzo dużo o wiele lepszych od niego partii, które mogłyby dziewczynę zmyślnie wykorzystać. A ona, nie mająca doświadczenia w tych sprawach na pewno dałaby omamić się jakiemuś amantowi. Słodka do tego stopnia, że dostawało się przy niej cukrzycy. Niewinna tak bardzo, że trudno było utrzymać przy sobie dłonie. Kwintesencja Aliszy, skromna – prawdziwe wyzwanie. Burzyła mury, rozpalała zmysły. Jednym spojrzeniem mogłaby go skutecznie zniszczyć, a jednym nieostrożnym ruchem, zabrać wszystko na czym mogłoby mu w tym momencie zależeć. Dla Baryshnikova, Alisza była piękniejsza nawet od najpiękniejszej miseczki z barszczem.
- Obiecuję, że już więcej nie będę się tak zachowywał. - Szepnął, kiedy powoli od niechcenia odsuwał się, od tego naznaczonego miejsca. Timon splótł z nią palce własnej, dotychczas zajętej prowadzeniem w tańcu dłoni. Wolną odgarniał z dziewczęcej twarzy, wpadające na oczy kosmyki włosów. Tym razem to On wzrokiem uciekał gdzieś dalej, obawiając się nagłej, agresywnej reakcji ze strony rozmówczyni.
Powrót do góry Go down
Alisa Karamazova

Trust is like a paper. Once it is crumpled it can not be perfect... again.

Kazań, Rosja

błękitna

17 lat

VIII klasa

bogaty

Komitet Dyscyplinarny, Odrodzenie, Werniks
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyNie Maj 01 2016, 19:25
Czuła, że emocje rozsadzają ją od środka. Smutek, radość, tęsknota, szczęście, złość. Wyglądało na to, że jej spotkanie z Timonem dobiegało końca - w końcu nadszedł ten czas, w którym powinna odejść i uspokoić swoich rodziców. Nie została porwana, nadal była niewinna, nikt jej nie zranił. Tylko sukienkę miała jakąś taką zmiętą, pogniecioną. To na pewno nie ujdzie uwadze jej matki, która miała bystrzejszy wzrok od najlepszego orła. Jednak Aliszka coś wymyśli. Zamydli jej oczy, opowie bajeczkę, po raz pierwszy w jej siedemnastoletnim życiu. To nie musiało być takie trudne, jak się spodziewała. Nie chciała, żeby ktokolwiek dowiedział się o jej spotkaniu z Timonem. Inaczej - nie chciała, żeby ktokolwiek dowiedział się, na co pozwoliła Timonowi podczas ich spotkania. Widziano ich, ale czy ktokolwiek musiał dociekać, kim był ów tajemniczy młodzieniec ściskający w ramionach Alisę Karamazovą, córkę tego wybitnego twórcy zaklęć? Miała nadzieję, że Nikolai nie powie nic rodzicom. Gdyby tylko ktoś doniósł na tę dwójkę, oboje mieliby kłopoty. Karamazovie na pewno podjęliby odpowiednie kroki, aby Timon już nigdy więcej nie zbliżył się do Aliszki. Dlatego to był ostatni raz. Ostatni. Żadne z nich nie chciało ryzykować wielu lat przyjaźni dla kilku pocałunków. Lepiej wyrzec się pragnień niż obecności Timona, choć nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Ciągle miała przymknięte oczy, kiedy chłopak zaczął składać delikatne pocałunki na jej jasnej szyi. Milczała. Jutro o tym zapomną, prawda? A co jeśli... nie? Jednak musieli zapomnieć. Nieważne, jak bardzo trudne to miało się okazać, musieli, żeby nie kusić losu. Serce zaczęło bić jej nierówno, oddech przyśpieszył. Znowu. To było takie zabawne. Kilka muśnięć ustami, a ona miękła. Na policzkach znowu pojawiły się rumieńce. Westchnęła cicho. Czy z innym chłopakiem mogłoby wyglądać to tak samo...? Czy tak działał na nią tylko Timon? Nie chciała się przekonywać. Kończyły się wakacje, kończył się czas zabaw. Teraz należało spoważnieć.
- Nie lubisz mnie, Timon - odparła szeptem, patrząc na niego ukradkiem. Tym razem bez uśmiechu. Nie oczekiwała zapewnień. Niczego nie oczekiwała. Otworzyła oczy w momencie, gdy położył jej dłoń na rozpalonym policzku. Znowu był tak blisko. Na wyciągnięcie ręki. Przed oczami błysnęły jej wszystkie chwile śmiechu i złości, jakie wspólnie przeżyli. Kiedy ktoś ją zdenerwował w ostatnim roku szkolnym, to on wiedział pierwszy, nie Slava albo Ula. Kiedy robiła zdjęcia do szkolnej kroniki, on znajdował się przy jej boku, nie Slava. Nie Ula. Nie Max. Nie Nikolai. On. On zawsze był pierwszy. Jednak nigdy nie widział jej łez. Aliszka nigdy przy nim nie płakała. Dzisiaj też nie zamierzała, mimo że z trudem panowała nad całą gamą emocji, jakie się w niej kotłowały. Miała wrażenie, że coś straciła. Tylko co?
- Ja... - zawiesiła drżący głos. Spuściła głowę, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że tutaj istnieje tylko jedna odpowiedź. Każda inna zostałaby odebrana źle. - Tak - poddała się w końcu, ramiona jej opadły. Zadrżała, gdy ją pocałował. Tuż nad wargami, pobudzając wyobraźnię. Zostawiając miejsce dla marzeń. Zostawiając jej decyzję. Miała wrażenie, że wystawia na próbę jej cierpliwość. Przecież byli tylko przyjaciółmi. A może aż? Czemu pomyślała, że tylko? Do jej umysłu wkradła się myśl, że będzie bardzo nieszczęśliwa, jeśli Timon w tym roku szkolnym znajdzie sobie sympatię, że jakaś koleżanka go upoluje. To był jej Timon, nawet jeśli nie miała prawa go sobie przywłaszczać. Nawet jeśli nie miała prawa całować jego ust, przytulać go co noc i poświęcić mu całego życia. Nie miała takiego prawa. Tak samo jak on nie miał prawa zasiewać w niej wątpliwości. Z każdą kolejną chwilą pojawiały się nowe. - Nie tłum w sobie emocji, Timon. Nie bądź taki jak ja - rzuciła w odpowiedzi na jego obietnicę, uśmiechając się smutno i odsuwając. - Dziękuję za taniec - dodała, schylając się po torbę, którą zaraz potem zawiesiła sobie na ramieniu. Stanęła przed Baryshnikovem, wykręcając dłonie w niemożliwy sposób. Stali tak w milczeniu przez chwilę, naprzeciwko siebie, dopóki Aliszka nie wyjęła z torby zdjęcia. Wyciągnęła dłoń z fotografią w jego stronę. - Wcale nie wyglądasz jak panienka - podsumowała, wręczając mu zdjęcie, na którym widniał on sam. W tym samym wianku, który miała na włosach w tej chwili. - Widzimy się w szkole - uśmiechnęła się smutno, na pożegnanie. Ostatni raz. Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w kierunku ogniska. Nagle zamarła wpół kroku, zerknęła przez ramię. Timon nadal stał obok ławki, odprowadzał ją wzrokiem. Podbiegła do niego, zarzuciła mu ręce na szyi i pocałowała Timona w policzek. - Pamiętaj o obietnicy - szepnęła mu cichutko do ucha, czując, że zaraz się rozpłacze. Jednak dlaczego? Przecież nie żegnali się na zawsze... ale wyrzekali się cząstki siebie. To bolało.
Odeszła równie prędko, co zawróciła.

[z/t]
Powrót do góry Go down
Timon Baryshnikov

Drewniane ławy Tumblr_o656rpUDJm1tfhh9po1_250

Archangielsk, Rosja

brudna

18 lat

IX klasa

przeciętny

Panacea, Świtezianka
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy EmptyNie Maj 01 2016, 23:13
Wszystkie smutne uśmiechy, które mu prezentowała strasznie bolały, ale nie miał w sobie na tyle siły, aby powstrzymać Aliszę przed wykonywaniem pewnych grymasów. Przetrzymał, a kiedy wręczyła mu zdjęcie z początku nie chciał go przyjąć. Wszystkie wspomnienia ulatywały, znikały bezpowrotnie – nie kolekcjonował zdjęć samego siebie. Miał co prawda kilka ich wspólnych, ale trzymał je tyko ze względu na obecność na nich Aliszy. Niechętnie pochwycił zdjęcie które przecież miało być tylko i wyłącznie dla niej. Czuł się, jakby wymazała go w końcu gumką ze swojego życia. Mylił się. A może rzeczywiście miał ten jeden, jedyny raz rację? - Widzimy... - Trudno było mu w to uwierzyć. Miał nadzieję, że mimo wszystko się zjawi. Udawaliby wtedy, że wszystko było w porządku. Chciał mieć w sobie tyle samozaparcia, żeby udawać wystarczająco przekonująco. - Mówiłem Ci, że dobrze wyglądam w Twoim wianku.- Wpatrywał się w jej plecy, w rozwichrzone włosy, które kołysały się wraz z wiatrem kiedy od niego odchodziła. Ostatni raz. Przełknął nerwowo ślinę, nie mogąc ruszyć się z miejsca. A naprawdę miał wielką ochotę za nią pobiec. Złożył zdjęcie na pół, żeby wcisnąć je niestarannie w kieszeń. Zdziwił się, że w pewnym sensie zaczynał żałować tego czego się dopuścił. Strach o to, że mógłby ją stracić przepełniał odbierając mu zdrowe zmysły. Miał ochotę w końcu rozpłakać się, w niemocy, kiedy tylko dziewczyna zniknie w tych ciemnościach. Alisza nigdy nie widziała go w takim stanie. Wyklinał na siebie pod nosem. Powstrzymał się, kiedy tylko kolejny raz spostrzegł jej sylwetkę wyłaniającej się z objęć nocy. Pochwycił Aliszę, lekko zszokowany tym, że wróciła do niego bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Zacisnął na chwilę palce na jej wymiętej już sukience. - Też o niej pamiętaj. - Wymruczał ku niej słabiej niżeli dotychczas. I puścił ją, kiedy tylko wyczuł, że to ten moment w którym miała ruszyć nie obracając się ani przez chwilę. Nienawidzę tego, że tak bardzo Cię kocham. Odruchowo machnął dłonią na pożegnanie Aliszy, kiedy ta nie zerkając już przez ramię, stawiała pospieszne kroki na zazielenionej wydeptanej trawie. Otarł tą samą dłonią własny policzek. Odchodził w przeciwległym kierunku nie mogąc powstrzymać uczucia które kazało mu na nią jeszcze ten jeden raz poczekać. Wiedział, że teraz nie będzie jej przy jego boku. Oszukiwał się. Nie chciał się jej słuchać. Czasami chciał mieć tak dobre serce jak Ona, nawet jeśli znaczyłoby to, że musiałby się ze wszystkim skrywać. A więc Alisza też trzymała w sobie aż nadto. Zdziwiłaby się, gdyby wiedziała, że naprawdę nie była w tym osamotniona.

[z/t]
Powrót do góry Go down
Drewniane ławy Empty

PisanieRe: Drewniane ławy   Drewniane ławy Empty
Powrót do góry Go down
 
Drewniane ławy
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Drewniane klatki
» Drewniane wioski, Marmarosz


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: