Ten śmieszny, niemagiczny świat.Od wieków mieszkał w Krakowie. Nie wiem, czy to on, czy nie on, bo tylko jednego na raz spotykano. Twardowski. Mój ojciec go znał, dziadek, pewien jestem, że pradziad nawet. Tylko jeden Twardowski, ten młodszy, ten średni, ten starszy i ten siwy. Wszyscy szaleni, choć nie powiem ci czemu, to takie uczucie swędzenia w środku, kiedy stoisz twarzą w twarz z wariatem. Uśmiecha się jak człowiek, rozmawia jak człowiek, zachowuje jak człowiek, ale ty czujesz, o tu, w brzuchu, że to odszczepieniec. I ten stary, i ten młody, i wszyscy inni, których spotkałem. To samo spojrzenie. Nie są to dobrzy ludzie, no tak, dają pieniądze ubogim, tak, wiem, garkuchnia dla bezdomnych na Starym Rynku to ich, ja wiem, ale to
nie są dobrzy ludzie. Co? Nie wiem czemu! Po prostu mi uwierz i z nimi nie rozmawiaj!
A ja nie wierzyłem. Bardziej niż czegokolwiek na świecie, pragnąłem poznać Twardowskiego. Nie mogłem słuchać tych bzdur ojca o tym, że jego dziadek, ojciec i młodszy brat to jedna i ta sama osoba. Spotykałem Mirona tak często, kiedy kręcił się pomiędzy straganami na Starym Rynku, że to było przecież nieuniknione. Lubiły go zwierzęta, psy chodziły za nim tropem. Przecież to zasada stara jak świat, że jeśli pies komuś ufa, to musi być to ktoś dobry, prawda? Chciałem go tylko poznać, zapytać czego wypatruje, po co chodzi tą samą ścieżką zawsze i znika między kamienicami, czy to prawda, co mówią o jego ojcu i dziadku. Że zbierają trupy z cmentarzy. Zawsze chciałem zagaić, uśmiechnąć się chociaż, ale nigdy nie patrzył w moją stronę, zawsze trochę ponad głowami ludzi jak tropiący myśliwy. Pachniał wodą kolońską i tłustymi liśćmi tytoniu, ubierał się zawsze w ciemne kolory i nosił ekstrawaganckie fryzury. Przecież to nie znaczyło, że był odszczepieńcem. Nie wierzyłem ojcu wcale, aż do dnia, kiedy postanowiłem złapać go za rękę.
Przypadkiem, wiesz, tak niby niechcący, by tylko zaczepić go czy coś. Żeby popatrzył na mnie choć raz.
Miron.
Widziałam jak ich wynoszą. Jednego za drugim, smród z domu dobywał się nie do opisania, przysięgam. Wszyscy się powiesili, co do jednego. I ten siwy, i ten stary, młody i nawet ten dzieciaczek. Wszyscy. Jeden obok drugiego pod deską stropową w tej małej klitce, w której ten stary sprzedawał starocie. Nigdy nie widziałam, żeby wchodził tam jakikolwiek klient, ale wcale się nie dziwie. Duszno tam było od fajki i chyba sypiały tam bezdomne zwierzęta. Nora straszna, wierz mi. W każdym razie wynieśli wszystkich czterech, w szarych lnianych workach. Sąsiadka czuła odór padliny i zobaczyła przez wizjerek jak wiszą. No zamieszania było na pół ulicy i chyba po dziś dzień jeszcze w Tawernie o tym się gada. Bo niby dlaczego się powiesili, ja myślę, że to mafia ruska. Czarne wołgi parkowały za tamtą kamienicą co tydzień, wierz mi, wiem co widziałam.
Magiczna rzeczywistość.No próbowali mieszkać z mugolami, ale ja im od zawsze mówiłam, że to głupi pomysł. Magiczna dzielnica jest dużo piękniejsza w Krakowie niż reszta miasta. Kazimierz mówił, że to dla dobra młodego, żeby na ludzi popatrzył i posłuchał jak świat wygląda. On zaraz jedzie do ruskich uczyć się, dostał się do tej Akademii, wiesz, tej co pisali o niej w Tygodniku Czarownicy. Bardzo fajny młodzieniec, trochę taki wiesz, fikuśny, ale mi się podoba. I talent ma! Byle w ojca się nie wdał bo my tu w Krakowie kłopotów nie szukamy, a mówi się, że Kazimierza syn, no ojciec tego młodego, to nekromancję uprawia. Jak dla mnie trochę obrzydliwe.
Uczyłem go bardzo długo, wszystkiego czego wiem. Rzeczy dobrych i złych, bo chciałem dać mu możliwość wyboru. Jego ojca nie wychowałem tak dobrze, pewnie dlatego teraz krzywo patrzą na niego na ulicach. Miron jest inny niż ojciec, ma niewyparzoną gębę i odwagę młodego gryfa, jakby nic się go nie imało. Nie wiem co przyniesie mu przyszłość, żona moja, zanim zmarła, kiedy Poldek ukradł go matce, spojrzała na niego i powiedziała tylko, że młodo umrze. A potem zapłakała się na śmierć.
Chciałbym, żeby zmienił swoje przeznaczenie, żeby los się uśmiechnął, bo to mądry dzieciak. Myślę, że jak wyjedzie stąd to przekleństwo naszej rodziny trochę się rozmyje, jak słaby barwnik w wodzie. Zasłużył na to.
To ja. Miron.Inteligentny, choć psotny chłopak. Kartoteka u woźnego to już się chyba nie dopina. Na moje zajęcia się nie spóźnia, ale profesor od lecznictwa nie podzieli mojego zdania. Zdaje się bardzo wybiórczy w tym czym się interesuje, jakby miał zaplanowaną swoją przyszłość, a to przecież dzieciak jeszcze. Nawet nieletni. Widuję go czasem na korytarzach jak czyta gazety, które orzeł przynosi mu raz w tygodniu grubym pękiem. Polskie, rosyjskie, niemieckie. Chyba lubi politykę, kiedyś nawet uciąłem z nim krótką dyskusję na temat obecnej sytuacji Polski, ale nie miałem czasu pociągnąć tematu. No bystry dzieciak, trzeba mu przyznać, nawet jeśli czasem ma się ochotę miotnąć w niego najgorszą klątwą. Ciekawski, ale kto by w jego wieku nie był ciekawski. Widziałeś tego korgorusza? Jeden z najbardziej materialnych jakie miałem okazję widzieć na swoich zajęciach od kiedy tu uczę. I ta forma, kto by pomyślał?