IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 Prosektorium

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Mistrz Gry

Prosektorium 1ERq90H
Prosektorium Empty

PisanieProsektorium   Prosektorium EmptyNie Kwi 03 2016, 15:53
Prosektorium

Prosektorium umieszczono w oddzielnej części szpitala, tej najbardziej wysuniętej na zachód. To właśnie tam dokonywane są przez specjalnie wykwalifikowanych czarodziejów sekcje zwłok zmarłych osób w celu diagnostyki pośmiertnej. Znajduje się tam także chłodnia, w której tymczasowo przetrzymywane są martwe ciała, a także sala, gdzie umieszczono kilka długich metalowych stołów sekcyjnych wraz ze specjalnymi magicznymi narzędziami. Samo pomieszczenie jest sterylnie czyste i dobrze oświetlone, by umożliwić jak najdokładniejsze oględziny zwłok. Nie da się jednak ukryć, że prosektorium nie jest miejscem dla osób o słabych nerwach, gdyż specyficzny zapach unoszący się w pomieszczeniu wywołuje niekontrolowane odruchy wymiotne.
Powrót do góry Go down
Łaǔryš Tarsiuk

Prosektorium GlcHGuk

Orsza, Białoruś

półkrwi

wilkołak

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Czarcie Włócznie
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptyPon Lip 11 2016, 20:48
Prosektorium w Hotynce zdecydowanie należało do miejsc, które uczniowie Koldovstoretz powinni omijać szerokim łukiem podczas swoich codwutygodniowych wycieczek. Tym samym znajdowało się również w czołówce lokacji, w których Tarsiuk musiał się kiedykolwiek za życia znaleźć. W głowie huczą mu własne myśli sprzed niecałych dwóch miesięcy, szydząc z braku silnej woli, z patologicznego lgnięcia do tego, co wzbudza w nim jakikolwiek niepokój. Tym razem przedobrzył już na początku – nie dość, że w szpitalu, to jeszcze z Szentgyörgyi. Brakuje tylko patery z ciastkami, może uda im się zwinąć trochę ze stołówki, może pod lada recepcji któraś z pielęgniarek chowa pudełko z nadziewanymi czekoladkami, może zaraz natkną się na jednego ze staruszków, żwawo kuśtykających po korytarzu, chomikujących po kieszeniach szlafroka mordoklejki. Chyba tylko na nie miałby ochotę, gdyby musiał wybierać spośród wszystkich słodyczy świata. Nie musi. Nie musi kłopotać się tak poważnymi sprawami, przemierzając szpitalne korytarze krokiem wolniejszym, niż powinien. Każdy krok stawia ciężej, jakby na drodze nie stało mu jedynie powietrze i przypadkowo rozmieszczeni ludzie, których omijanie przychodziłoby równie łatwo, jak bieg między pachołkami, ale jakby cały obszar wypełniony był kauczukiem, w którym drążyć musi sobie przejście wykałaczką. Nie pomagają zgarnięte ze stolika kolorowe plastry naklejone na oczy, usta, nos i uszy. Nie pomaga nucenie kołysanki, za dzieciaka śpiewanej mu przez matkę – to pogarsza tylko sytuację, melodia jednak nie chce wyjść z myśli, zakotwiczona w głowie silniej niż wszystko inne.
(nie rób z siebie cierpiętnika, uśmiechnij się.)
Prawie udaje mu się wykrzywić usta w tym absurdalnym grymasie, szybko się opamiętuję, nieosłoniętym fragmentem ciała trafiając na drzwi dzielące ziemię od piekła. Srebro momentalnie reaguje z jego skórą, zostawiając na niej fantazyjny wzór z bąbli i zaczerwienienia. Kurwa. Powinien bardziej uważać, nawet pomimo prowizorycznie zaklejonych oczu i uszu, mógłby zorientować się, kiedy przystanęła; że nie zatrzymałaby się od potencjalnej przeszkody daleko. (Drzwi otwierają się niespodziewanie łatwo, jakby nikomu nie przyszło ich zamykać – zresztą kto z własnej woli chciałby znaleźć się w takim miejscu.) A mimo to zamknął wszystkie zmysły, trochę chcąc sprawdzić, jak bardzo może jej zaufać. Czy w ogóle może znowu.
(a kiedykolwiek jej ufałeś?)
Powrót do góry Go down
Tündér Szentgyörgyi

Prosektorium Tumblr_nfrfx0zf7k1raievko1_500

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

medium

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Alruana
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptyPon Lip 11 2016, 23:14
No i co? Mało wam? Josefinum, prosektorium. Co będzie następne. Zabierzesz go na jedną ze swoich wyprawa, Tunder? Pokażesz mu jaką masz technikę otwierania trumien i wyciągania ich za pomocą magiczny lin z głębokich dołów tak, aby nic się w środku nie potłukło? A może będzie ci towarzyszył po stypie, kiedy wraz z jakąś zbłąkaną duszą udacie do rodziny zmarłego, aby spełnić jego ostatnie życzenie, którego nie zdążył wypowiedzieć jeszcze kiedy nie tylko ty go słyszałaś. A może sięgniesz na wyższą półkę, poczęstujesz go odrobiną czasu, który rozciągnie się między wami jak te mordoklejki, na które mógłby się skusić. Na które mogłabyś go zwabić.
Ale tak naprawdę, to co tu robicie? Wiszą między wami te niewypowiedziane słowa, przeplatające się ze wspomnieniami. Ile jeszcze odwiedzicie miejsc razem, do których nie powinniście wcale zaglądać? Co was tak ciągnie, głupie larwy, do tych wylęgarni śmierci? Kto kogo w tym prosektorium już zostawi? Nie byłoby fajnie, nareszcie i ostatecznie zakończyć tą gierkę, chociaż chyba trochę się wypala, chyba każde z was swoje pionki przesuwa bez kolejki. Dlaczego ty, Łaurysz, właściwie z nią przyszedłeś tutaj? Mogliście iść na ciastko. Może takie normalne spotkanie sprawiłoby, że faktycznie mógłbyś znów zacząć jej ufać. A ona może zaufałaby wam obojgu. Może nawet by cię dotknęła, prowadząc za rękę, za ramię. Może już myślałaby który z ukochanych wierszy prześle ci tej nocy. Co tym razem zuchwałego doda od siebie, co sprawi, że później twarz będzie jej płonąć, kiedy spojrzy ci w oczy, po tych wyznaniach. Teraz powinna płonąć za samo złamanie danej ci obietnicy, nie wiedziała jednak, kto przy kim bardziej chciał być. Akurat w tym dniu. Bo wszystko to, co jej w głowie i sercu w związku z Tarsiukiem siedziało przekalkulowała sobie już parę godzin po swojej złamanej nodze. Trochę pasji, trochę patologii. Patomorfologii.
Już tu kiedyś była. Zdziwiony? Raczej nie. To zgoła oczywiste. Drzwi zamyka uważając, aby się z nimi już Tarsiuk nie zetknął. Powinna chyba skoczyć do tych bąbli, powinna chcieć móc je opatrzyć, bardzo nieumiejętnie, jak to miała w zwyczaju, ale nie robi nic. Bo i tak bez niej poradzi sobie lepiej. Bo właściwie nie wie, dlaczego wy zjawiliście się tu razem i dlaczego jeszcze chcesz iść obok niej, pozwalając się prowadzić, z tymi zaklejonymi kolorowymi plasterkami powiekami.
Na palec wciśnięty ma pierścionek, owinięty sporą ilością gazy, byle zakryć każdą, najmniejszą nawet powierzchnię metalu, na wypadek, gdyby tarsiukowa skóra jakimś cudem znalazła się w pobliżu. Ile sobie dajesz, Tunder, czasu na zachowanie samodyscypliny? I tak już na miejscu stajesz daleko, o wiele za daleko, przecież taki dystans zachowujesz względem obcych, ale nigdy wobec niego. Szata zapięta pod samą brodę obrazuje twoje podejście. Do pełni brakuje ci rękawiczek. I najlepiej kominiarki. Albo kokonu, w którym mogłabyś się schować, nie pozwalając działać prawidłowo nawet zmysłom. Na stole nikt nie leży. Jaka szkoda. Jaka czystka. No i po co ta wasza wycieczka? Same błędy, tylko błędy. Nawet wzroku nie potrafisz podnieść, na te kolorowe plastry. Może nie chcesz? No co się z tobą stało, głupia gąsko? Przecież jeszcze parę dni temu gotowa byłaś mu ze wszystkiego zwierzyć się, wszystkim się podzielić, wszystko oddać. Wszystko mu dać. Zamiast tego częstujesz go tylko niepowodzeniem. Ale to chyba wszystko, co teraz masz.
Powrót do góry Go down
Łaǔryš Tarsiuk

Prosektorium GlcHGuk

Orsza, Białoruś

półkrwi

wilkołak

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Czarcie Włócznie
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptySro Lip 13 2016, 19:04
Plastry zdejmuje jeden po drugim, mozolnie, jakby wcale nie chciał rozstawać się z mrokiem, w jaki się zepchnął na ten krótki czas wędrówki po szpitalnych korytarzach. Pierwszy odkleja z lewego ucha, składając go najstaranniej, jak tylko może bez podglądania. Już czuje, że brzegi nie dopasowały się ani trochę, zgniata plasterek w palcach w kanciastą kulkę, upychając ją w kieszeni spodni. Kolejny ściąga z prawego, z zawziętą miną starając się, by tym razem wyszło mu to trochę lepiej. Nie wychodzi wcale, przykleja się do palców, z których gwałtownym ruchem chce się go pozbyć. Ręką trafia na kant jednej z szafek. Może to stół? Może coś jeszcze innego? Boli jak diabli – bardziej z zaskoczenia niż faktycznego uszkodzenia tkanki. Ale nie mówi nic, silniej jedynie zagryzając zęby. Tak mocno, że plaster zaklejający mu usta puszcza pod napiętą do granic możliwości skórą, zwisając teraz żałośnie z jednego z kącików. Dłoń wędruje nieco wyżej, gdzie fałszywy opatrunek zabezpiecza mu nos, uwalniając z pułapki najbardziej potrzebny mu zmysł. W zawahaniu palce, niczym olbrzymie, blade, kościste pająki roztrącają powietrze, przebierając odnóżami na wysokości oczu, Łaurysz zaraz jednak chowa obie ręce w kieszeniach, zaciskając je mocno w pięści. Skóra posiniała od panującego w prosektorium zimna, upodabnia go pewnie do jednego z trupów, które mogliby tu zastać, z którymi Tunder tyle ma do czynienia. Może w chłodni schowane są jakieś ciała, może porównacie, który lepiej nadaje się na nieboszczyka, może zrobicie drobną podmianę? Nikt zapewne się nie zorientuje, nikt nie zwróci uwagi. Nikomu nie będziecie przeszkadzać – sobie w szczególności.
(zostanie tylko cisza.
grobowa cisza.)
Mimo wszystko. Mimo wszystko chyba nie byłby w stanie potraktować jej w taki sposób. Jak intruza. Jak obcą. Jak większość. W ciągu tych kilku miesięcy sytuacja zaszła za daleko, jakby stojąc na krawędzi urwiska, zarwał się pod nimi kawałek ziemi, a oni – wraz z tym gównem – spadli tak nisko, jak nikt nigdy, szturmem wdzierając się do wnętrza ziemi. Poszliby na własną rękę szukać piekła, gdyby ktoś mądrzejszy uznał, że jeszcze nie zdążyli do niego dotrzeć, nie zdając sobie sprawy z tego, jak niewiele ich od niego dzieli. Wystarczyłoby się rozejrzeć, zatrzymać na chwilę i wsłuchać w otoczenie. Wszystko było drogowskazami. A on, zamiast korzystać z tego, czym obdarowali go bogowie, jeszcze zakleja sobie klapki, które spadły mu na oczy i ani myśli cokolwiek więcej z nimi robić. Tak ma być lepiej – nie pozwalać sobie więcej na nią patrzyć, na pewno nie w tym miejscu; nie pozwalać sobie czegokolwiek więcej mówić, słowa już nie raz im zaszkodziły, szkoda byłoby prowokować niepotrzebnie sytuacje jeszcze bardziej zaogniające ich relację. Podobno gestami porozumiewać można się równie bezproblemowo, jej to wychodzi całkiem sprawnie.
(zapomniałeś, że nie masz w tym zakresie żadnej praktyki?)
Dłoń wyciąga w kierunku, gdzie powinno stać coś, o co wcześniej zawadził. Metalowa – nie srebrna – krawędź rysuje niepełny obraz znajdującego się tuż obok przedmiotu sięgającego metra wysokości. Zaciskając mocno palce na jej brzegu, ostrożnie stawia kolejne kroki, zastanawiając się, czy doprowadzając siebie do stanu absolutnej ślepoty byłby zdolny wyostrzyć zmysł słuchu do tego stopnia, by wykształcić coś na kształt echolokacji. Nietrudno mu wyczuć bijące od Tunder ciepło. Zatrzymuje się tuż przy niej, drugą dłonią po omacku sprawdzając, jak daleko się znajduje.
(ciepło, cieplej, parzy.)
Powrót do góry Go down
Tündér Szentgyörgyi

Prosektorium Tumblr_nfrfx0zf7k1raievko1_500

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

medium

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Alruana
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptySro Lip 13 2016, 21:04
Gdzie z łapami. Pozwoliła ci? Nie. Gdybyś miał zgodę na pewno byś o tym wiedział, na pewno byś to wyczuł. Nie zobaczyłbyś, bo powieki masz zaklejone tymi kolorowymi plastrami, szkoda, że sobie palców nie pozaklejałeś, kiedy chciałeś reszty się pozbyć z twarzy. Robi krok do tyłu. Dziwne, że nie parzą cię jej srebrne włosy, to byłoby dopiero śmieszne poświęcenie. Chociaż może i nie, ty i tak ich nie dotykasz, ale może byś zaczął. Jesteś masochistą, tysiące igiełek parzących cię w dłonie byłyby przecież przyjemnością. Kolejny krok w tył. Siniejesz już, tak bardzo jest ci tutaj zimno? To dlatego się do niej chcesz zbliżyć, jak do kominka? Jedyne źródło ciepła umyka ci ostrożnie, stąpając tyłem, małymi krokami, czujnie obserwując każdy twój gest, kiedy już uniosła na twoją twarz wzrok nie może go oderwać. Może dlatego, że nie widzisz, nie patrzysz i zdajesz się na niej polegać, a to nie jest wcale dobre posunięcie, powinieneś to wiedzieć. Każdy to wie. Na Tunder się nie polega. Zapytaj chłopców, z którymi dzielisz sypialnię, zapytaj szkolną pielęgniarkę, zapytaj panią w piekarni. Zapytaj wujka, jednego i drugiego, zapytaj Lemon. Ba. Zapytaj Gonzo. Jeśli będziesz w stanie go znaleźć, przecież nieuchwytny jest, nie tak, jak ona, przecież jej jeszcze mógłbyś dotknąć, robiąc większy krok, nachylając się.
A może nie? Może przeniknąłbyś te wątłe ciało, złapał za szaty, a za nimi nie byłoby już niczego, ulotniłaby się, jak wszyscy jej podopieczni, jak te smutne dusze, które może kryją się w tych szufladach przy ścianie. Nie byłbyś w stanie jej tu zostawić? Może byś musiał, gdyby nagle ci zniknęła. Ale nie znika.
Trzymaj się krawędzi tego stołu, za którymś zakrętem zorientujesz się w końcu, że obeszliście go cały, a ona zniknęła, bo kolejnych kroków już nie będzie. Nie obawiaj się jednak, przecież jest tuż obok, wciąż czujesz to ciepło, prawda? A z pewnością czujesz jej zapach. Przecież jakoś cię zwabić musi, na ten stół, na którym klęczy, wychylając się, zbliżając swoją twarz do twojej, no chodź, no wskakuj. Przecież sobie poradzisz. A kilka potencjalnych siniaków? Jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Przecież każdego dnia wpadasz na rzeczy.
No chodź.
Wycofuje się, na czworakach, na środek stołu, robiąc miejsce, moszcząc się w końcu, siadając na piętach, opierając dłonie o podłoże, wyczuwając w chłodnej powierzchni kanaliki wydrążone na odpływającą z pacjentów krew.
Na co masz ochotę? Na co oboje macie ochotę? Tunder nigdy nie interesowały biologiczne aspekty śmierci, przecież nie miała o tym pojęcia, pierwsza pomoc w jej wykonaniu mogła być ostatnią. Może chciałaby sprawdzić co masz w głowie, co masz w sobie, ale nie wiedziała przecież od początku jak się do tego zabrać, zawsze wypełzało coś, co wcale nie miało, a to, co pożądane pozostawało nieosiągalne. Może prosektorium to miejsce, aby w końcu się dowiedzieć? Otworzyć czaszkę. I zobaczyć.
Zeskakuje ze stołu, udając się do jednej z gablot, na chwilę, na parę sekund, upiorna cisza, jaka tu panuje przerwana jest krótkim brzękiem metalowych narzędzi, po które sięga. Kleszcze, pęsety i retraktory, których nie potrafiłaby nawet nazwać wcale jej nie interesują. Skalpel, z wymiennym ostrzem waży w dłoniach przez całą drogę powrotną, w końcu wchodząc na stół, siadając jak wcześniej. Na co się czaisz, rysiu? Na wilka. Z tym małym skalpelem, myślisz, że zdołasz choć podarować mu rysę, nim w akcie obrony pogruchocze ci kości? Spokojnie. Spokojnie. Przecież ona niczego złego nie chce ci zrobić. Bo chociaż trzyma ten skalpel pewnie, nad twoją twarzą, nad nosem i ustami, ostrze od skóry wciąż dzieli parę milimetrów. Niewidzialne podziały, niewidzialne rozcięcia. Ile ich już przez nią masz w srcu?
Powrót do góry Go down
Łaǔryš Tarsiuk

Prosektorium GlcHGuk

Orsza, Białoruś

półkrwi

wilkołak

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Czarcie Włócznie
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptyNie Lip 17 2016, 20:24
Zabawa w ciuciubabkę nigdy nie należała do jego ulubionych – ganianie za nieuchwytnym wystarczająco go zmęczyło kilka lat temu, na więcej nie ma już ochoty. W wyrazie dezaprobaty marszczy czoło, dłoń chowając do kieszeni. Może tak będzie lepiej, może oboje powinni uczyć się siebie od początku, nie nachalnie, małymi kroczkami, jakby dopiero rozpoczynali znajomość. Pierwszy taniec wieńczący sukces nie trafi się nigdy, porażka już ciężkim, duszącym oparem zawisła w powietrzu, czuje ją równie wyraźnie jak oddalającą się ostrożnie, bez specjalnego pospiechu Tunder. Wyobraża sobie, z jakim wyrachowaniem stawia w tył każdy krok, jak satysfakcja odmalowuje się na jej twarzy, gdy na jego dostrzega cienie zawahania przechodzące gwałtownie w zniesmaczenie i pogardę, biegnące przez całą paletę emocji. Nigdy tak wiele w tak krótkim czasie nie odmalowało się na jego twarzy, jakby postawiono go przed kalejdoskopem, tylko kolorów brak. Wszędzie jedynie biele i szarości, trochę czerni gdzieniegdzie, wszystko sterylnie jednolite, monotonne do porzygu. Długo by nie wytrzymał, musząc na to patrzeć, dlatego wciąż jeszcze powstrzymuje się przed odklejeniem z twarzy ostatnich trzech plastrów, strzegących go przed nieuniknionym zderzeniem się z bezbarwną, szorstką jak papier ścierny rzeczywistością.
(dokładnie takiej, jak ty. w twoim przypadku tylko podobieństwa się przyciągają, nie licz na nic więcej.)
O niczym więcej nawet nie marzy. Gładka powierzchnia, z którą styka się jego skóra, prawie parzy, choć nie wyczuwa w niej ani grama srebra. Może to tylko pamięć intersomatyczna, może tak czują się ślepcy, obawiając ze strony otoczenia wszystkiego, co nowe, może i do tego powinien się wreszcie przyzwyczaić, nie zdając jedynie na to, co znane i wyraźnie dostrzegalne. Nikogo nie będzie interesowało prowadzenie go za rękę przez całe życie, nie wszyscy uprzejmie nie będą zarzucać mu na głowę czarnego worka, przesłaniającego widoczność, nie wszędzie trafi na drogowskazy prowadzące w bezpieczne miejsca i tabliczki z wyraźnym ostrzeżeniem przed niebezpiecznymi przedmiotami. Błądzenie po prosektorium, z zsiniałymi z zimna wargami, z dłońmi ozdobionymi fioletowymi plamkami i gęsią skórką, z raz po raz przechodzącymi po całym ciele dreszczami to pierwszy krok ku wolności. Kolejnym i ostatnim jednocześnie byłaby najbliższa pełnia spędzona poza lodowatymi ścianami Sali Wstydu. Wakacyjne, ciepłe noce byłyby niczym w porównaniu z chłodem jesieni wdzierającym się wewnątrz organizmu w trakcie przemiany, gdy pojedyncze włókna nie przylegają ciasno do siebie, zostawiając na nanosekundy dziury, w które włożyć można całą dłoń. To by ci się spodobało, co Tunder? Nie szuka jej długo, konwaliowa woń przytłumiona słodkawym odorem śmierci dociera w mgnieniu oka, gdy zmienia pozycję. Głuche tarcie materiału o metal, ciche mlaśnięcie, kiedy lekko rozchyla usta. To zaciekawienie? Rozbawienie? Niepokój?
(najbardziej brakowałoby ci jej mimiki, co? a może dłoni?)
(bezdźwięcznych słów.)
(ciszy chowającej się zmysłowo w kącikach ust.)
Na stół wchodzi ostrożnie, z wahaniem, nie będąc pewnym, czy nie okaże się być za mały. Tam, na górze wszystko może być inne, bezpieczna przestrzeń zmniejsza się diametralnie, nawet – a może zwłaszcza – gdy Tundra ponownie zostawia go bez nadzoru. Mości się na płaskiej powierzchni najwygodniej, jak może, siadając po turecku. Kościste kolana, ukryte pod ciemnym materiałem spodni, wystają poza blat. Dłonie opiera przed sobą na metalowej płycie, nachylając się bardziej i bardziej, kiedy już znowu wyczuwa jej obecność. Skalpel muska plaster na ustach, odklejając go całkiem; przy kolejnym, gwałtowniejszym pochyleniu się do przodu wadzi o skórę tuż nad prawym kącikiem warg, znacząc ją ciemniejszą linią. W zaskoczeniu, wywołanym tym niespodziewanym kontaktem, gwałtownie ręką próbuje chwycić tundrową dłoń, nietrafnie ocenia jednak jej położenie, palce mocno zaciskając na ostrzu.
(czujesz już, jak siły w ręce ci słabną? potrafisz znaleźć odpowiednie słowa, którymi wykrzyczysz ten ból, który tworzy ci teraz w klatce piersiowej ogromną, lepką, pozbawiającą tchu grudę? jesteś w stanie zapanować nad coraz szybciej bijącym sercem? nie bądź głupi, przemiana poza pełnią możliwa jest tylko w głupich, mugolskich filmidłach.)
Powrót do góry Go down
Tündér Szentgyörgyi

Prosektorium Tumblr_nfrfx0zf7k1raievko1_500

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

medium

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Alruana
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptySob Lip 23 2016, 23:48
Zabawa w ciuciubabkę, ganianie za nieuchwytnym stanowiły z kolei jej ostatnie rozrywki, kiedy cały czas bez przerwy błądziła pomiędzy szukaniem jego, jego, Ciebie, ich, siebie, czasu, swojego, czasu ojca, jego recept, jego szeptów. Najmniejszych wskazówek, które pozwoliłyby jej przejąć kontrolę nad grą. Mogłaby trochę zazdrościć tych plastrów. Nie dlatego, że zasłaniają mu widok, przecież ona sama na gałkach ma martwą, matową powłokę. Dlatego, że są kolorowe. Inaczej, niż świat, inaczej niż włóczki, które schowane ma w kartonie w szafie. Jakie barwy miało jej życie? Granatowe, szare, białe, czarne,pogrążone w półmroku jak to prosektorium, nieoświetlone, ozdobione jedynie refleksami światła odbijającymi się od metalowego wyposażenia. Trochę żółci, trochę czerwieni ze wspomnień. Czerwieni intensywnej i gęstej, gorącej, wypływającej kompulsywnie ze świeżej rany, wzdłuż zaciśniętej dłoni, kanalików skóry, kapiąc na jej brzydkie, grube, czarne rajstopy, to nie tak miało być. Dlaczego zbliżałeś się, kiedy nie powinieneś, pomimo tego, że nie było ci wolno. To. Nie. Tak. Miało. Być.
Pięć.
Strużek krwi cofających się powoli po ścieżce, którą same przed chwilą wyznaczyły, zabierając ze sobą całe wilgotne ciepło,zostawiając wspomnienie, którego wcale nie powinno tam być, żywe i aktualne jak ulatniający się ból pulsujący coraz słabiej.
Cztery.
Rany na czterech palcach, zasklepiające się wraz z ostatnimi cofającymi się kroplami krwi, zamykając w swoich skórnych saszetkach każde z tych małych cierpień, bo to wcale nie ich miejsce, bo to wcale nie ich czas.
Trzy.
Odklejane kolejno ostatnie plastry, wbrew temu, czy czyn ten będzie niósł za sobą gorsze konsekwencje niż zadanie mu ran, jeszcze gorsze niż zasklepianie tych ran, wyrzucania w czarną dziurę sekund, które powinny zostać na swoim miejscu.
Dwie.
Pary oczu, a na tę, należącą do niego nie potrafi spojrzeć, ze wzrokiem utkwionym na cofającej się od narzędzia dłoni, czystej i nienaruszonej, czując, jak jej własne zaczynają drżeć, jak zwykle, kiedy dociera do niej, że zrobiła coś strasznego. Zrobiła coś złego, przecież wypłukała sobie usta czasem spluwając nanosekundami, nie mając pojęcia jak, przecież nigdy nie była w tej materii tak utalentowana i obeznana, jak by chciała.
Jeden.
Skalpel wyrzucony poza brzeg metalowego stołu. Spadający o wiele za wolno niż powinien, uwięziony w tej przestrzeni zupełnie jak oni, budując napięcie pełne oczekiwania, że wraz z brzękiem uderzania narzędzia o ziemię otoczenie odzyska swoje tempo.
Sto. Uderzeń serca na minutę, przyspieszone tętno wyczuwalne na szyi, nagła duszność i ból w klatce piersiowej i mrowienie i wyrzuty i słowa, słowa, słowa, niewypowiedziane, które kotłują się w głowie i ciążą, wraz z powiekami, aż opada to wszystko, bo za ciężkie jest, za ciężka głowa, za ciężka ona, dla samej siebie, za dużo rzeczy pali ją pod powiekami. Więc je zamyka. Ciężką głowę opierając na jego ramieniu, bezczelnie drażniąc rozczochranymi białymi kłakami jego szyję i ucho, kawałek szczęki. Szczeki. Szczęk. Żelazny, ciężki, dzwoniący jej w uszach, straszny, kiedy skalpel w końcu zwiastując nadejście rzeczywistego czasu spadnie na kafelki. Równocześnie, z jej trzęsącymi dłońmi jak szponami zaciskającymi się na jego szacie. Bo wciąż jeszcze boi się dotknąć go inaczej, bo to tylko i aż szaty. A powinno być inaczej, zupełnie delikatniej, z głową skierowaną w drugą stronę, opartą na męskim ramieniu błogo, z dłonią umieszczoną na drugiej dłoni, wyprostowanej, kołysząc się w takt, zapominając jak wielu spośród gości w tej rzeczywistości usta ma już sine, a skompletowane filiżanki, które przeznaczone były na prezent dla tych jasnych głów, leżą w ziemi, zakopane, w postaci skorupek, pomimo rozbicia trwalsze niż ich właściciele. Nie będzie pierwszego, nie będzie drugiego, nie będzie żadnego. Żadnego z tych tańców, które jej się należą, jako jednej z wielu młodych kobiet. Pewnie któraś od losu w prezencie dostała jej normę. Pewnie ukochanych mężczyzn więcej jest, pewnie ojców więcej ma, pewnie więcej ronią łez szczęścia, pewnie dwa razy mniej w życiu ma nieszczęśliwych wypadków, bo wszystkie te przyjęła na siebie Tunder.
Nie bądź idiotą, przecież obiecała ci, że nie pozwoli temu gnojkowi ciebie skrzywdzić więcej, a wiesz przecież, musisz wiedzieć, że innym też nie pozwoli. Ani sobie nie, tak głęboko to wyryła w pamięci, tak głęboko, że przed chwilą ruszyła niebo i ziemię, byś nie miał nawet draśnięcia.
Nie zostawiaj jej teraz, przecież cała tu jest. Nie zostawiaj jej teraz, bo jest sama już. Nie zostawiaj jej teraz, to byłoby już na zawsze.
Powrót do góry Go down
Łaǔryš Tarsiuk

Prosektorium GlcHGuk

Orsza, Białoruś

półkrwi

wilkołak

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Czarcie Włócznie
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptySro Sie 03 2016, 21:06
(czego się spodziewałeś? że skamleć będziesz jak pies? że z pyska toczyć będziesz pianą? że od każdej równej powierzchni odbije się twój krzyk, którego dłużej już przecież nie potrafiłeś dusić w piersi? czułeś, jak szaleńczo wspina się w górę gardła, ostrymi jak szpilki pazurkami rozorując wszystko wokół, wnętrzności kąpiąc ci w posoce. że wyrwiesz jej ten skalpel z dłoni i sprawdzisz, czy krwawi tak samo jak ty? że przyozdobisz jej twarz w nigdy nieznikający uśmiech, by nie denerwowała cię tą wiecznie zbolałą, zasmuconą miną? że zaraz może jednak ktoś wpadnie do środka, przerywając waszą żałosną zabawę, niosąc ratunek od nieuniknionych konsekwencji? że postawicie na nogi wszystkich zmarłych, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez to prosektorium? na co liczyłeś? zaskakujące zwroty akcji zdarzają wam się tak często, w najmniej spodziewanych momentach – to nie miał być jeden z nich. to nie tak miało być.)
Ból ustępuje wolniej niż się pojawił, jakby nie bardzo wiedział, gdzie powinien się schować, gdzie dokładnie znajduje się jego właściwe miejsce. Czuje, jak wdziera mu się z powrotem przez zasklepiającą się skórę, mozolnie wracając w stronę mózgu, gdzie jeszcze przez parę długich sekund – trwających milenia – mości się wygodnie, by zastygnąć w bezruchu. Jak oni. Jak ciągle rozdzierająco żywe wspomnienie tego drobnego wypadku. Ile podobnych mają za sobą? Ile jeszcze ich czekało? Ile miało skończyć się podobnie jak ten, a o ilu nie będzie wiedział, że miały miejsce? To chyba nie powinno mieć miejsca, takie rzeczy się nie dzieją, nawet w tym świecie, nie wtedy, gdy nie posiada się odpowiednich narzędzi. Zmieniacze czasu, myślodsiewnie, zamrażacze, inne czasowe gówna, których nazw nie zna, nie pamięta, nie chce znać – to wszystko było poza uczniowskim zasięgiem. Nikt nigdy nie poszedłby im na rękę. Może ktoś, w czyich żyłach chlupotała radośnie błękitna krew miałby większe szanse powodzenia, lecz smrody ich pokroju podobne cuda podziwiać mogły li jedynie zza sklepowych witryn, na rycinach w książkach, w profesorskich gablotach, których dotknięcie skutkowało skurczeniem ręki.
Chociaż do dłoni już jakiś czas temu wróciło czucie, nadal boi się poruszyć palcami. Wykonanie jakiegokolwiek gwałtowniejszego ruchu przyprawia go prawie o mdłości. Sama myśl o tym, że przez nieuwagę, przez brak wiary w to, że po zaciśnięciu ręki w pięść palce wciąż znajdować się będą na właściwym im miejscu, jest nie do zniesienia. Tak jak znieść nie może jej bliskości, jednocześnie nie potrafiąc – nie chcąc – się poruszyć. Wolno, ostrożnie przysuwa dłoń bliżej siebie, próbując dostrzec na niej jakiekolwiek ślady pozostawione przez ostrze. Nie ma wątpliwości, że to mógł być tylko jego wymysł, gdy ostry dźwięk metalu rozbijającego się o podłogowe kafle przeszywa go na wskroś, a Tundra wzdryga się na jego ramieniu. Uścisk ma silniejszy niż początkowo mu się wydawało. Palce chwytające materiał, zaciskają się również na fragmencie skóry, przez co ręka zaczyna cierpnąć, a ból wraca ze zdwojoną siłą. Wyślizguje się jej, na chwilę, na krótki moment zostawiając samą na lśniącym blacie, jak makabryczny tort dla Marzanny.
(stuk, stuk,
ciach, ciach.)
(świętowanie czas zacząć.)
Sięga do kieszeni, wyjmując resztę skradzionych plastrów i rozkładając je przez Tunder kolorami. Pierwszy z lewej, zielony w białe grochy, przykleja na tym jej paskudnym swetrze, w miejscu, gdzie pod dłonią czuje jak serce łomoce jej z emocji.
Gdzie się podział twój strach, mała?
Powrót do góry Go down
Tündér Szentgyörgyi

Prosektorium Tumblr_nfrfx0zf7k1raievko1_500

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

medium

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Alruana
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptySro Sie 10 2016, 19:27
Ma się roztopić na tym błyszczącym stole? Zostawiona na te ciężkich parę sekund sama sobie, kiedy myśli, że zostawiasz ją zupełnie, a nie tylko, że się odsuwasz, spójrz już, te palce, które zaciskały się kurczowo na szatach teraz więdną. Więdną i bledną jeszcze bardziej, o ile to możliwe, pozostawione bez życia, bez źródła. Cofa je, chowa w rękawach, zaciskając w pięści. Dłonie zwiędły, zostały kikuty. Kładzie je na kolanach, które już zaczynają boleć ją od takiej pozycji, może to znak, że należy stąd zejść, nim sama się roztopi cała. Nie chodzi. A powinna chyba, cała gama emocji ze wstydem na czele każą jej przecież zniknąć stąd w mgnieniu oka. Problem polega na tym, że teraz nie potrafiłaby już czasu zamrozić, żeby umknąć jemu, spojrzeniu i tej ciszy, która dotychczas łagodna i pożądana teraz ciążyła jej jak najcięższe zmartwienia. Siada po turecku, opierając ręce na kolanach, zostaje, bo pojawiające się przed nią kolorowe plastry wcale nie są niepokojącą oznaką. Prawda?
Wzdryga się, kiedy jej dotykasz, kiedy naklejasz ten plaster tam, na tym najbrzydszym swetrze. Dlaczego ciągle to słyszy? Przecież tak kocha ten sweter. Powinna go wyrzucić? Niektórzy tak robią. Pozbywają się rzeczy, które kochają. A że takich, które uwielbiała było niewiele, tym boleśniej przeżyłaby rozstanie z nimi. Trochę jak z tobą.
Spuszcza głowę przyglądając się tym palcom długim i plastrowi. No i po co go nakleiłeś? Przecież nie przeniknie tych warstw ubrań ani tym bardziej smutku. Przecież nie zakleisz tylko jednym wszystkich ran na jej sercu. Musisz przykleić więcej. Najlepiej wszystkie. I jeszcze zdezynfekować, nie zapominaj. Chłopcze, kto tu jest lepszy w medyczne, ty, czy ona? No właśnie. Więc co to za prowizorkę tutaj urządzasz. A może to i dobrze, bo chyba działa. Działa, bo Tunder głowę podnosi i uśmiecha się, śmieje nawet, jedną z rąk unosząc do twarzy, wyciągając z naciągnięte rękawa dłoń, która zakwitła jak kwiat na wiosnę, wyrastając z ziemi. Zakrywa usta palcami, bo przecież to takie nienaturalne u niej. Śmiać się. Na pewno widziałeś parę razy, siłą rzeczy, jak się śmieje, gdy na lekcji ktoś rzuci jakąś dowcipną uwagą, wtedy śmieją się wszyscy, krótkim, urywanym śmiechem, czasami częstując zebranych tylko drobnym uśmiechem półgębkiem. Ale to nigdy nie są stany, które sięgają jej oczu. Zawsze za wysoko, zawsze zbyt są odległe, aby dać się wciągnąć w tą krótką chwalę radości. Nie tak, jak teraz. Spójrz, jak teraz błyszczą, jakie szkliste są, może dlatego je spuszcza, zakrywa za firanką z bladych rzęs. Czasami w taki ludzki, nastoletni sposób zazdrości koleżankom tych ciemnych, grubych rzęs, które dodają ich spojrzeniom zalotności, ale sama nie ma w sobie na tyle pewności, aby pofarbować swoje. Jeszcze ktoś by zauważył, że je maluje i wyśmiał jej próby dodania sobie uroku.
Śmiej się, śmiej, choć tak naprawdę płakać ci się chce, bo serce ci się topi, na samą myśl, że ktoś chciałby je posklejać. To chyba najmilszy gest jaki w twoim kierunku wykonano od… od dawna. Od kiedy? Sama nie wiesz. Ale waga tego kroku wcale nie wydaje ci się przytłaczająco ciężka. Zamykasz buzię, odejmując od niej dłoń, wyciągasz ją w stronę tego wilka burego zatapiając ją w jego futrze włosach. Powinieneś iść do fryzjera, wiesz? Masz już za długie włosy jak na chłopca. Za chwilę zaczną wpadać ci do oczu, a Tunder nie będzie mogła ich tak cały czas trzymać, aby ci nie przeszkadzały.
Pasma chłodnych włosów zaplątują jej się o palce, kiedy na zmianę zaciska na włosach dłoń i puszcza, aby złapać ich więcej, aby sprawdzić, jakie są mocne. Podobno psy są najwierniejszymi przyjaciółmi.
Puszcza po chwili, aby pozwolić dłoni spłynąć z pasmami w dół, zatrzymać się na policzku i pogładzić go chwilę nie tracąc przy tym swojego wdzięcznego uśmiechu, chociaż wzrokiem wciąż błądzi gdzieś dookoła twojej głowy, zanim w końcu odważy się spojrzeć ci w oczy.
Powrót do góry Go down
Łaǔryš Tarsiuk

Prosektorium GlcHGuk

Orsza, Białoruś

półkrwi

wilkołak

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Czarcie Włócznie
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptyNie Sie 14 2016, 20:36
Więcej, więcej ich będzie na tym swetrze – wciąż brzydkim, spranym już lekko, powyciąganym, z drobnymi kuleczkami na łokciach i brzegach rękawów, bez tego intensywnego koloru, który na pewno miał na początku – zakryją tyle materiału, ile będą w stanie, ile zmieści się pod pstrokatymi paskami, dodając mu nieco więcej koloru, trochę więcej życia, zatapiając we włóknach ten jej uśmiech i śmiech, stając się jego nieodłączną częścią. Może teraz, gdy będzie go zakładała, twarz też ubierze w nowe szaty. Ta odrobina świeżości tylko się jej przysłuży, jak nikt inny zasługuje przecież na nowe: nową historię, nowe doświadczenia, nowe emocje, wszystko bardziej błyszczące, mniej niematerialne, by wreszcie pewnie stąpała po ziemi, by ludzi (i zwierząt) trzymała się bliżej, nie uciekając wciąż we własne światy, do których on nadal dostęp ma ograniczony. A może wystarczyłoby tylko poprosić, zapytać, czy można wejść. Raz, drugi, trzeci. A nuż za czwartym pozwoliłaby mu zostać na dłużej, może poprosiłaby, aby się rozgościł. Już przecież jest tak blisko, nienachalnie, nadal utrzymując bezpieczny dystans – by mogła uciec, by mógł do niej doskoczyć swobodnie – krążąc jednak w pobliżu, uparcie nie dając o sobie zapomnieć i jak psa porzucić, gdy w domu nagle zacznie brakować miejsca.
(to mógł być całkiem miły dzień, a ty znowu wszystko planujesz zjebać.)
(ogarnij się, dupku.)
Plaster po plastrze, wsłuchując się w jej śmiech, zachęcany przez nieznikający uśmiech – tak szczery, tak rozgrzewający serce mimo otaczającego ich chłodu i ciężkiego klimatu prosektorium – skrupulatnie zasklepia pozostałe wolne przestrzenie w obrębie tworzonego opatrunku, nie pozwalając, by uleciało z nich więcej żółtej barwy. Jakby niemożliwie drażnił go ten słoneczny kolor, tak podobny do tego, którym co miesiąc przyzywa go księżycowa tarcza. Chwyta za brzegi swetra, unosząc je lekko i chwaląc się jej owocem swojej pracy: kanciastym kołem falującym rytmicznie wraz z to unoszącą się, to opadającą klatką piersiową. Jak dziecko pragnące jeszcze więcej uwagi; jakby dotychczas zbyt mało miał dotyku. Nigdy wszak o niego nie prosi, na dystans trzymając się od kontaktu fizycznego nie wywołanego kolejną przepychanką czy przypadkowym, zwykłym trąceniem podczas lawirowania po korytarzu między kolegami. Nigdy też wiele go nie otrzymywał, już jako dziecko zazwyczaj mając ważniejsze rzeczy do zrobienia niż ucałowanie mateczki na dzień dobry, na do widzenia, w podzięce za upieczenie jeżynowego placka; jak ognia unikając ciężkiej, ojcowskiej ręki, którą zbyt ochoczo wymierzał sprawiedliwość za najniewinniejsze przewinienie, trzymając w domu nadmiernie ostrą dyscyplinę, której ofiarą nieraz stawała się i matka.
(nie rozpamiętuj tego teraz, to nie ten czas, nieodpowiednie miejsce.)
Szczęka zaczyna mu niebezpiecznie drżeć, zęby zaciska więc mocno, coraz mocniej, aż słychać ich trzeszczenie. Trzeszczy mu również uśmiech, któremu nie pozwala spaść na ziemię, jak temu skalpelowi; starannie przymocowany jest do kącików warg, chwieje się niczym szyld targany gwałtownymi podmuchami wiatru, dzielnie starając się spełniać zleconą mu funkcję. Robienie dobrej miny do złej gry to jednak nie jego mocna strona, do tej pory nie widział potrzeby hamowania się z własnym niezadowoleniem z sytuacji, osób, rzeczy, które go uwierały. Teraz jest inaczej. To wszystko wcale jej nie dotyczy, to nie ona jest drzazgą, której należy się pozbyć. Wskakuje na stół, zajmując miejsce tuż obok, głowę spuszczając nisko, byleby nie zaglądała mu już w oczy, gdzie pod błękitem roztacza się połać bezkresnej pustki, zbyt złej, zbyt jej bliskiej, by musiała znowu w nią wkraczać. Mogliby ją przemierzyć razem. Lodową pustynię. Słuchać jak lód skrzypi im pod nogami, ramionami zasłaniając oczy przed wdzierającymi się z każdej strony mroźnymi igiełkami, jak drobinki lustra rozbitego przez Królową Śniegu – próbującymi obrócić ich przeciw sobie. Wciąż jednak ramię w ramię, z dłońmi splecionymi w pewnym uścisku, zupełnie inaczej niż teraz, gdy chłodnymi palcami błądzi wokół jej nadgarstka, wokół każdego paliczka, jakby nie był pewny, czy może na tę chwilę – właśnie tę, żadną inną – zawłaszczyć sobie tundrową dłoń.
(poproś o nią.)
Powrót do góry Go down
Tündér Szentgyörgyi

Prosektorium Tumblr_nfrfx0zf7k1raievko1_500

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

medium

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Alruana
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptyPon Sie 22 2016, 09:33
Zimno, zimno, zimno, zimniej. Cieplej. Popatrz na mnie, spójrz, przecież kiedy już odważyłam się, to nie mogę wzroku oderwać, na teraz choć, na chwilę bądź tu przy mnie mój. Dlaczego drżysz? Z zimna? To przez ten bezkres błękitny, który przemierzamy? Spójrz przecież, masz tu moją dłoń, ogrzeję twoją, oddam ci ją, wszystko ci oddam, kości ci oddam, chociaż chude są i marne, ale mógłbyś obgryźć je z mięsa, gdyby nie było już niczego innego, a to pozwoliłoby ci przetrwać, wiesz, chciałaby krzyczeć, ale chyba nie potrafię.
Strumień myśli ukryty pod czaszką, przed nim, przed nią, bo przecież chyba nie powinna mówić mu tych jak i wielu innych rzeczy, w ogóle nie powinna, w ogóle nie powinna. Co robisz? Zaraz sobie naprawdę połamiesz te kości. Zaraz z ciebie nie zostanie nic. A ty chyba tego trochę, trochę bardzo, bardzo chcesz. Chcesz jej dodać życia i koloru ale plastry to za mało. Za słabe są też, aby utrzymać ją na powierzchni ziemi, przykleić do ludzi, dopiero zwierząt, do ciebie. Plastry szybko się odklejają jeśli się ich używa, szybko brudzą, pozostawiając po sobie tylko brzydkie ślady. Z każdym plastrem coraz więcej i więcej śladów, tyle ich już ma, a czas nie leczy ran. Czas niczego nie leczy. Jeśli naprawdę tak bardzo pragniesz się przekonać jak wyglądają światy, w których się chowa, to popełnij błąd. Jeszcze jedno potknięcie do naprawienia, jedna szansa na wślizgnięcie się tam, gdzie wilkom nie wolno. Zepsuj wszystko znów na nowo ale w zupełnie innym stylu. Czemu ją oszukujesz? Myślisz, że nie zauważy? Powiedz szczerze, czy ktoś inny studiował kiedyś twój pysk z taką uwagą?
Wolną dłoń unosi do łauryszowej twarzy, zbyt delikatnie, jakby wcale jej nie było, muskając jego brodę, aby ją unieść, aby dać znak, żeby ją podniósł, żeby odwrócił się w jej stronę.
Wiesz, nigdy nie ma dobrego czasu i miejsca na rozpamiętywanie takich wydarzeń.
Co ci się w tej głowie roi? Ile jeszcze wspomnień zamkniętych w dusznej klatce, ile dróg do nich, które powinieneś oczyścić, a nie jesteś w stanie, bo wpychasz to wszystko, razem z niewidzialną pięścią do ust. Ile niepokoi roi się pod skórą przy skroni, na którą natrafiają tundrowe wargi, podejrzenie spokojne jak na tak śmiały ruch z jej strony. Może w tym spokoju właśnie tkwił sekret? Daleko jej było do smarkatej trzpiotki zostawiająca na policzku ukochanego ślad po klejącej się pomadce, zbyt oddalone było to muśnięcie to zwykłego cmoknięcia, dalece zbyt czułe, jakby gestem tym przelać ze swoich milczących ust chciała do twojej głowy odrobinę spokoju. Trochę tego białego, wątłego światła, które rozproszy myśli. Zabrać ci ich nie może, przecież są twoje. Ale może chyba, je na chwilę ukołysać? Otulić, owiać, wilgotnym oddechem tą drżącą nieznacznie szczękę, nim i do ostrej żuchwy przytknie wargi. Nikt nigdy nie nadał jej pocałunkom wartości kojących, ale niejednokrotnie przekonywała się, że te, które otrzymywał od niej Gonzo działały. Może to kwestia tego, że była kiedyś dla niego całym światem. Albo siostrą. To zupełnie inny rodzaj czułości. Z kilku powodów wierzyła jednak, że być może, być może teraz niczego nie zepsuje? Jesteś bardzo naiwna, Tunder, ale dobre masz serce. Już nawet twoje nie jest, tylko w dużym stopniu jego.
Prostujesz się, odsuwając, oddając ten fragment przestrzeni, którą sobie na chwilę bez pytania zawłaszczyłaś, spokojne gesty, delikatny uśmiech, choć serce łomocze ci w piersi, gdybyś pokonała właśnie milę. Trochę tak jest.
Powrót do góry Go down
Łaǔryš Tarsiuk

Prosektorium GlcHGuk

Orsza, Białoruś

półkrwi

wilkołak

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Czarcie Włócznie
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptyPią Sie 26 2016, 17:07
To milczenie, którym otulają się szczelnie, jak ciepłym, wełnianym kocem, to bardzo wygodna sprawa. Pozwala zakryć i oczy i uszy, i usta. Jest jak ogromny plaster, na moment tamuje emocje plączące się wraz z myślami, jeszcze nie pozwalając im wypłynąć, jeszcze chroniąc świat i ich samych przed tym wybuchem, który już się poczuło, lecz jego epicentrum jest na tyle daleko, by, przed wydostaniem się na powierzchnię tej niszczycielskiej siły, każdy zdążył bogów wybłagać o szybki koniec; by raz jeszcze spojrzeć w oczy najbliżej stojącej osoby; by z wariackim śmiechem wkroczyć w mające zaraz rozpętać się piekło. To udawanie, że nic się nie stało. Że słów zabrakło. Że słowa w ogóle są zbędne, bo wszystko dzieje się samo. Zbyt szybko i może nawet niepotrzebnie, bo i po co im kolejne kłopoty, na co sterta następnych niedopowiedzeń. To milczenie ich dzisiaj zgubi, wpędzi w tarapaty, których skutki odczują dopiero później, teraz wszak nie trzeba myśleć o możliwych konsekwencjach, lecz trwać w tym stanie pomiędzy. Pomiędzy bielą a czernią, gdy każdy element otoczenia jarzy się metaliczną szarością. Pomiędzy obowiązkiem a przyjemnością, kiedy mięśnie drżą, niepewne gestu, jaki zaraz będą musiały wykonać. Pomiędzy krzykiem a milczeniem, gdy oddech staje się szybszy i płytszy, głośniejszy, jak podczas polowania, kiedy ofiara i myśliwy, będąc u kresu sił, na języku nadal czują gorący smak pogoni i wiążącego się z nią zwycięstwa.
(dość.
dość, dość, dość.)
Za przegub chwyta ją mocno, jednak w sposób, w którym przy dobrych chęciach łatwo jest odnaleźć prośbę o więcej. Wzrokiem już nawet nie próbuje uciekać – najgorszym rodzajem tchórzostwa jest ukrywanie się przed umarłymi – nikt przecież nie zauważy, nie poniesie wici w świat, jak wiele sprzeczności, ile wstydu, lęku, pożądania, gniewu się w nim wzbiera. Nawet Tunder (zwłaszcza ona), wszak do martwych trochę należy, nie da się nie zauważyć, jak życie z niej uleciało, gdy w pobliżu zabrakło Gonza; jak resztki pozostałego w niej ciepła rozpływają się z każdym przeciągającym się pocałunkiem. Może to tylko takie wrażenie, może to jedynie wytwór jego wyobraźni, wydaje mu się jednak, że temperatura niemal od razu spada o kilka stopni, gdy odległość między nimi znów nie budzi kontrowersji. A ciało dusza chciałaby więcej.
(pamiętasz, co ciotka mówiła ci o kobietach? że każda jedna, bez wyjątku, to kurwa. że nieważne, jak bardzo byś się starał, nigdy żadnej nie zadowolisz, bo cokolwiek byś zrobił, nic im się nie będzie podobało. a skoro tak, lepiej nie robić nic, szkoda przecież czasu. prosiła, byś stosował się do tej rady zawsze, gdy nadarzy się ku temu okazja. byś nie robił czegokolwiek, czego będziesz później żałować i czym jej samej nie narobisz problemów.
to teraz, to właśnie jedna z takich okazji. wystarczająco się już namyśliłeś? chyba jednak nie.)

Chwila. Nie jest w stanie określić ile dokładnie, czas w końcu chyba już przestał być przy nich jakkolwiek ważny – a może to oni przestali mieć dla niego znaczenie – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlewają się w jedną linię, która oplata ich ciasno, przeciągając to w górę, to w dół, tworząc makabrycznie żałosne jo-jo. Chwila, nim uwalniając jej nadgarstek, dłoni pozwala swobodnie opaść na tundrowe udo. Chwila, nim zeskakując ze stołu, przesuwa rękę aż do jej kolana. Chwila, nim jednoznacznym ruchem głowy wskazując wyjście, wreszcie przestaje bezczelnie – bo wzrokiem najbardziej niewinnym, jakby nic złego nie uczynił – spoglądać Tunder w oczy.
Powrót do góry Go down
Tündér Szentgyörgyi

Prosektorium Tumblr_nfrfx0zf7k1raievko1_500

Sankt Petersburg, Rosja

czysta

medium

17 lat

VIII klasa

przeciętny

Alruana
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium EmptySro Sie 31 2016, 20:38
A ty, ty, ty wilku o wilczym, wilczym głodzie i takimże spojrzeniu, chociaż trochę innych zwierząt w tobie można by też znaleźć. Ciotka twoja wydaje się być tak interesującą osobą, że nie sposób oprzeć się pokusie, aby zapukać do jej drzwi, przedstawić się z uśmiechem bękarcim i bezczelnie z butami wpakować na jej dywanik w przedpokoju. Wychylić trochę, ponad ciotki ramieniem, aby sprawdzić, czy w zielonym (?) pokoju naprawdę są meble art deco. Łauryszku, misiaczku, czy ty kiedyś próbowałeś wytrzymałość ciocinych mebli? Ile kilogramów pomieszczą, ile uderzeń jednostajnych w ścianę są w stanie utrzymać? Ile razy można z hukiem zamknąć szufladę numer trzy, aby się nie rozpadła, a ile razy tę pierwszą od góry? Jak wiadomo szuflady znajdujące się najwyżej są zazwyczaj najbardziej zawalone gratami. Jakie graty masz w swoich? Można zajrzeć? Wsunąć paznokieć w szparę, potem palec cały, biały i zgrabny zadziwiająco, przytknąć oko, pozwolić sobie powąchać to stare, drewniane wnętrze. Co masz misiu w szufladzie. Zabaweczki? Stare listy? Świadectwa? Pomięte, poskładane byle jak. A może przeciwnie, ładnie złożone w prostokąty. Wyrwane z zeszytów nieudane notatki.
Wiesz, mógłbyś ją zaprosić latem do siebie, nie przeszkadzałaby. Może ciotka pomyliłaby ją z chłopcem, albo z małpką, szczególnie jeśli znowu by włosy ścięła. W ubraniach i tak już chodzi bezkształtnych, nie musisz się obawiać, że ciotka cię zgani za to, że przyprowadziłeś do domu kobietę. Świetnie potrafiłaby udawać chłopca, przecież ma już doświadczenie z tobą i bratem, a Gonza nie byłoby jej udawać wcale trudno. Wystarczy, żeby się nie odzywała, zajmowała tylko sobą i nie interesowała problemami i potrzebami najbliższych. A potem ulotniłaby się w tej formie po cichu nie mówiąc słowa pożegnania. Pasuje? Tunder każdej nocy zagryzła zęby coraz mocniej, czasami z gniewem, a czasami, ze skrajnie innym uczuciem dziecięcego podniecenia, choć to zdarzało się rzadziej, zastanawiając się gdzie wynajmie sobie pokoik. Bo widzisz, do wujków już wracać nie zamierzała. Ani do nikogo innego z rodziny, zwłaszcza, kiedy w obu światach osiągnęłaby już wiek pełnoletni. Czy jej się prawnie nie należy spadek po rodzicach? Po ojcu zwłaszcza. Ten pusty loft w Oslo. Odwiedziłbyś ją, czy za bardzo gniew i strach przytłoczyłyby cię misiu, że zacznie spełniać te dziewczęce obietnice zawarte w listach i pocałunkach? Nie bądź śmieszny, przecież wiesz, że nie o bzdurne miłostki chodzi. A może jednak zdarza ci się zapomnieć, że to tylko takie nastoletnie karty, którymi wciąż, choć z rzadka, ale jednak grać możecie.
Następny list o treści chcesz ze mną chodzić? TAK/NIE (skreśl) nie dotrze nigdy pod twoją poduszkę.
Psuje jej się w głowie. Od tych genów.
Opowiadała ci o swoich barwnych snach? Nie? Żałuj. Od samego słuchania pełnia nadeszłaby szybciej. Może to i lepiej, ona wciąż trochę czeka aż zostawisz na jej ciele blizny.
Ten gramofon w pokoju dziewcząt wciąż jest zepsuty, a chętnie by posłuchała, tak po tej ciszy.
Tak sobie myśli zeskakując ze stołu z uśmiechem i odchodząc w stronę drzwi, uprzednio rzucając Łauryszowi spojrzenie, jego dłoń odnajdując bardziej z automatu.
A skalpel wciąż na ziemi.

zt oboje
Powrót do góry Go down
Prosektorium Empty

PisanieRe: Prosektorium   Prosektorium Empty
Powrót do góry Go down
 
Prosektorium
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: