Wbrew pozorom Yelizaveta bardzo lubiła restaurację Gaumarjos, więc często do niej zaglądała. Było jej całkowicie obojętne, czy robiła to w towarzystwie, czy będąc całkiem sama. Po prostu uwielbiała tę ciepłą atmosferę, zapachy, którymi przesiąknięte było tylko to jedno miejsce. Zdarzały się chwile, gdy czuła się tu lepiej niż w domu. W tamtym, starym domu.
Weszła do środka i rozejrzała się, ale nie zobaczyła Dobrawy, dlatego zajęła jeden z kilku hebanowych stolików i zdjęła okrycie wierzchnie. Gdyby było chociaż trochę cieplej, to pewnie usiadłaby na zewnątrz, ale, niestety, niska temperatura nie pozwalała dziewczynie w pełni cieszyć się restauracją i jej okolicą.
Yelizaveta doskonale wiedziała, że Dobrawa nie będzie kazała na siebie czekać. Pod tym względem obie były dokładnie takie same – wolały zjawić się dużo wcześniej, niż się spóźnić. Właśnie z tego powodu blondynka stwierdziła, że jeszcze nie będzie nic zamawiała, a zamiast tego utkwiła wzrok w drzwiach wejściowych.
Była trochę… podekscytowana. Rzadko kiedy Sokolova miała możliwość spotkania się z Dobrawą Wrońską. Szczerze mówiąc, było jej to trochę, a nawet bardzo, nie na rękę. Po incydencie (który spokojnie można nazwać katastrofą) na ślubie, Yelizaveta straciła wszelki kontakt z rodziną i sporą częścią przyjaciół. Było jej ciężko, szczególnie na początku i tylko obecność Dobrawy ją uspokajała. Chciała poświęcać jej jak najwięcej swojego czasu, mimo że rozumiała, iż jest to niemożliwe.
Żyły w dwóch różnych światach, w których ich związek nie był mile widziany.
Yelizaveta założyła zbłąkany kosmyk jasnych włosów za ucho i poprawiła się w krześle. Czekając, czuła się jak dziecko. Nie miała zielonego pojęcia, czy ten fakt ją irytuje, czy wręcz przeciwnie. Wiedziała natomiast, że jest jej całkowicie obcy.