***
Imię podobno świadczy o człowieku. Ma wpływ na całe jego życie. Przynajmniej tak twierdzą ci, którzy zajmują się numerologią i symboliką. To też niejednego zdziwiłoby czemu bogobojna pani Sorokina dała córce na imię Salomea. Imię wywodzące się od Salome, judejskiej księżniczki. Tej samej, która tańcem zawróciła w głowie swojemu wujowi, tak że ten zgodził się pozbawić głowy pewnego Proroka. Jednakże imię Salome nosiły nie tylko uwodzicielki, ale i kobiety, które dzierżyły władzę, były królowymi. Może matka miała nadzieje, że jej Salomea zyska wielkie uznanie i wpływy w magicznym społeczeństwie. A może kierowana silnym przeczuciem, nadała jej imię, które miało zawczasu załagodzić hardą naturę, wojowniczość. Salomea oznacza bowiem
pokój.
***
W tym dziecku jest coś dziwnego mawiała matka, kiedy myślała, że małej Salomei nie było w pobliżu. Salomea początkowo nie przejmowała się komentarzami rodzicielki. Była grzeczną, nie sprawiającą kłopotów dziewczynką. Pilnie uczyła się czytać i pisać, opiekowała się przy zamkowymi pieskami i kotkami, a także swoim siwym kucykiem o długiej, gęstej grzywie. Rysowała śliczne obrazki na których były drzewka, dom, zwierzątka i cała szczęśliwa rodzina Sorokinów. Jak na przykładną córkę szlacheckiego domu przystało z zapałem poszła do Akademii. Szybko dała się poznać, jako przykładna uczennica, starająca się za wszelką cenę zasłużyć na nauczycielską pochwałę. Okazała się uczynna i przyjacielska wobec innych dziewcząt. Oczywiście, że jej prawdziwymi przyjaciółkami stały się dziewczęta z arystokratycznych rodów. W przypływie wspaniałomyślności pomagała także tym biedactwom, które pochodziły z mugolskich albo uboższych rodzin. Niemałą satysfakcję dawało jej udzielanie wskazówek niezorientowanej w zwyczajach czarodziejskiego świata koleżankom. Tak jakby ich mugolska krew w jakiś sposób je upośledzała, ograniczała ich magiczny talent. Bo Salomea szczerze wierzyła w to, co powtarzano jej w domu. Im czystsza krew, tym silniejsza magia. Przy czym należy pomagać nieszczęśnikom, którym gorzej powodziło się w życiu. Nie posiadali czystej krwi. W końcu pomagało się bezdomnym zwierzętom, drżącym na listopadowym chłodzie żebrakom, to czemu i nie czarodziejom mugolskiego pochodzenia?
Salomea pomagała, dobrze się uczyła i godnie reprezentowała swój ród. A jednak w oczach matki nadal była
dziwnym dzieckiem. ***
Co myśli o niej matka; jej opinie o świecie, przestały się zupełnie liczyć, kiedy Salomea skończyła szkołę. Dowiedziała się, jaką dwulicową, podstępną osobą była kobieta, z którą połączyły ją więzy. Jak bardzo naraziła własną rodzinę na skandal. Postawiona przed tą prostą prawdą Salomea nie wahała się ani chwili. Od razu stanęła po stronie ojca. To jego wolała wspierać i pomagać w odzyskiwaniu utraconego szacunku czarodziejskich elit. O matce, która okazała się hipokrytką i zdrajczynią nie chciała nawet rozmawiać. Nie widziała sensu w dyskutowaniu o czymś, co było trudne, bolesne, upokarzające. Zamiast rozwodzić się nad rodową klęską, Salomea skupiła się na sztuce. Zawsze posiadała talent artystyczny. Jej szkice, malowane farbami i akwarelami pierwsze obrazy wzbudzały zainteresowanie na spotkaniach towarzyskich, jeszcze gdy uczęszczała do Koldovstoretz. Okazały się na tyle udane, że przyciągnęły uwagę cenionego w Unii Słowiańskiej Mistrza Pędzla. Tenże Mistrz zaproponował jej tuż po ukończeniu edukacji, praktykę w swoim warsztacie. Pod jego bacznym okiem uczyła się, jak ożywiać krajobrazy, w jaki sposób obserwować ludzi, żeby móc uwiecznić na portretach nie tylko ich wygląd, ale także cechy i obyczaje. Portrety musiały być autentyczne, zwłaszcza te zaczarowane.
Nie poprzestała wyłącznie na rozwijaniu malarskiego talentu. Uwielbiała instrumenty smyczkowe, zwłaszcza melodię płynącą z wiolonczeli. W wolnym czasie ćwiczyła grę na instrumencie. Muzyka pozwalała jej zapomnieć o zmartwieniach, zsyłała inspirację. Wyrastała na artystkę kochającą obrazy oraz muzykę. I dbającą o tą miłość.
***
Dzisiaj Salomea, potomkini szlacheckiego rodu Sorokinów, nazwana na część Salome nie żałuje podjętych decyzji. Nie żałuje, że ojciec wyznaczył na swojego dziedzica Elijaha, a nie ją. Nie żałuje swojego starszego brata, który oficjalnie uchodzi za martwego, nieoficjalnie szwenda się gdzieś po kraju. Nie żałuje matki biegającej po świątyniach i przekonanej, że modlitwy zmażą jej winy. Nie żałuje, że wielu szlachetnie urodzonych ocenia ją pod względem tego, jaki jest materiałem na żonę i ile komu wniesie w posagu.
Salomea czuje się po prostu głęboko zniesmaczona. Wcale nie jest przekonana, czy mały Elijah poradzi sobie jako głowa rodziny i hodowca reniferów. Od czego jednak są starsze siostry? W sam raz nadają się do doradzania, kierowania młodszym rodzeństwem. Bycia szarymi eminencjami. Dla dobra i przyszłości całego rodu.
Ten starszy może sobie nie żyć albo i żyć. Wedle uznania. Byle nie przynosił krewnym dodatkowego wstydu.
Salomea chce uchodzić za przykładną Sorokinę i jak na przykładną Sorokinę przystało odwiedza od czasu do czasu matkę. Zaciska usta, ukrywa swój głęboki niesmak pod nienagannymi manierami i spędza z tą kobietą całe popołudnia. Czego to nie robi się dla zachowania pozorów.
Małżeństwo? Powinna szukać męża, ale woli zajmować się malowaniem oraz dawaniem koncertów. Ludzie chętnie kupują jej obrazy, słuchają jej gry na wiolonczeli. Dlatego może sobie pozwolić na utrzymanie własnej galerii obrazów, w której pojawiają się nie tylko jej własne malarskie dzieła, ale i prace zaprzyjaźnionych artystów. Salomea bardzo ich ceni, podobnie jak artystyczne środowisko. Może, gdy znuży ją bycie nieprzystępną i chłodną jak sama Syberia księżniczką Sorokinów, zostanie mecenasem sztuki?