IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieA to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Maj 29 2016, 00:04
Pochmurny dzień zwiastował nadejście prawdziwej ulewy, która miała obmyć ze wszystkiego, co się do tej pory wydarzyło. Anna nie była świadoma przyszłości, ani kilku najbliższych godzin, wszak jak co dzień siedziała w pokoju i malowała kredkami obrazy, które nie miały większej wartości. A może tak się tylko zdawało? Tworzyła w końcu z niezwykłą dokładnością rysunki, a te przedstawialy nad wyraz dokładnie chęć posiadania rodziny, o którą nie mogła prosić. Żyła w z Heleną, ale tamtego popołudnia była niezwykle zła. I mała dziewczynka widziała to doskonale, kiedy to świdrowała ją na wksroś jasnymi oczami, gdy tak wpadła do pokoju i zaczęła przeczesywać szafki, a zaraz potem pakować wszystkie rzeczy córki, bez odpowiedniej argumentacji. Dla drobnej kruszyny było to szokujące, wszak nigdy mama się nie zachowywała w ten sposób. Nie miała jednak odwagi, by podejść, niemo zapytać, a potem najzwyczajniej w świecie pozwolić się poprowadzić do dowolnego miejsca.
Kobieta chwyciła pewnym gestem drobną rączkę dziecka i szarpnęła ją do góry jak bezwładną kukłę, która ma robić wszystko, co się jej powie. Ania nie słyszała krzyków, ale domyślała się, że Helena po raz kolejny podnosi głos. Brak pewności w tym, kim dla niej była stawał się nieznośny, a świadomość, że mogła być jedynie przeszkodą stawał się niezwykle przykry. Może nawet za bardzo? Ciągnęła ją za sobą całą drogę, gdy w drugiej dłoni trzymała niedużą torbę. Ciemnowłosa dziewczynka przy wychodzeniu z domu zdążyła chwycić jedynie misia, a w międzyczasie porwać książeczkę, którą tak często i chętnie oglądała. Zastanawiającym był fakt, że w bajkach wszystko jest kolorowe, a życie przypomina czarno biały sen.
Duże drzwi sprawiły, że cofnęła się w tył i ujeła w drobne rączki spódnicę matki, by zaraz potem schować się za nią całkowicie, bo nie była pewna tego, co się stanie. Wierzyła w to, że Helena nie zrobi jej krzywdy. Nie mogła przecież, ale Anna była zbyt ufnym dzieckiem, które bezgranicznie chciało mieć nadzieję, że mama ją kocha. Teraz się bała i okazywała to w każdym najdrobniejszym ruchu w ciele, które było drżeniem i błagalną prośbą, by wróciły do domu.
-Aleks... - zaczęła mówić poważnie i ujęła nadgarstek córki, by pociągnąć ją w stronę mężczyzny. -To o niej ci pisałam i gwarantuję, że nie będzie sprawiała żadnego kłopotu - plotła trzy po trzy, a dziewczynka stała i wgapiała się w człowieka, którego widziała pierwszy raz na oczy. -Poczujesz instynkt, tylko daj jej czas. Będziesz w końcu dobrym ojcem, a to ponoć wy - jako faceci - kochacie swoje córki mocniej niż matki - wydusiła jeszcze z siebie, a gdy doszło do transakcji, mała kruszyna pozostała sama sobie. Nie ruszyła się nawet o kroczek, bo czekała na pozwolenie - jak zawsze. Lustrowała jedynie przedpokój i spuszczała wzrok, gdy czuła się niezbyt pewnie, ale cóż innego mogła zrobić? Klatka piersiowa zapadła jej się w ułamku sekundy, gdy zrobiła większy wydech i zacisnęła pluszowego, zniszczonego misia bez oczka jeszcze bardziej. W głowie dudniło jej od chorej sytuacji, w którą została wplątana, aż w końcu podniosła wzrok na Aleksa, by zrozumieć - dlaczego?
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Maj 29 2016, 01:41
Pogoda psuła mu nastrój. Chciał słońca i ptasich treli, a nie smrodu wybitej studzienki i ulewy. Sankt Petersburg czasami potrafił obrzydzić człowiekowi życie. Ledwo powrócił do Rosji, a już tęsknił za błękitną laguną Marsylii i angielskimi pasztecikami. Mieszkanie, które wynajmował po przyjacielsku od dobrych znajomych nie należało do największych ani nie grzeszyło porządkiem. W głowie nie były mu takie durnoty jak sprzątanie czy zatrudnienie do tego służącej lub krasnoludka. Właściwie to w tej Anglii bardzo spodobały mu się skrzaty, to ich zabawne oddanie właścicielom… Może takiego kupi i sprowadzi do Rosji?
Wszedł do mieszkania skrzywiony, bo ulice takie szare, klatka schodowa brzydka i nie własne cztery ściany z nudnym widokiem zza okien. Z resztą to już wszystko było nudne, bo choć pobyt na Zachodzie się udał to zaczynało mu czegoś brakować. Kobiece ciała zlewały się w jedną masę różniącą się kolorem włosów i wagą, sztuka staczała się na samo dno, a używki nie oddziaływały na umysł tak samo jak kiedyś. Nostalgia. Obszedł stare petersburskie kąty, napił się z dawnymi znajomymi i powrócił między ściany obtoczone dywanami jak kotlety bułką. Miał ochotę je spalić. Rosjanie byli tacy zacofani. Pęk poczty dostarczyła mu sześćdziesięcioletnia dozorczyni, która jako jedyna mu znana osoba na świecie potrafiła mlaskać oczami. List od Heleny odczytał w pierwszej kolejności, bo koperta z dopiskiem „wzywa się do zapłaty…” go nie zainteresowała. Helena, Helena. Znał wiele Helen, dlatego zasiadł wygodnie z piwem i zagłębiał się w emocjonalną treść. Dziwka. Poszedł do swojej sypialni, gdzie różdżką otworzył jedną z dolnych szuflad pełną posegregowanych pukli włosów należącą do wszystkich jego kochanek. Heeel-eena. Muskał delikatnie palcami włosie natrafiając na to właściwe. Lśniący ciemny blond. Energiczna, doświadczona i ciepła, ale jednak dziwka. Przytknął pukiel do nosa wciągając jego zapach. Tak, dlatego wybrał Helenę.
Przejrzał wzrokiem treść listu nie wierząc za bardzo w to, że ta kobieta odważy się do niego przyjść po to, aby podrzucić jakiegoś bachora. Co go obchodził dziwkarski bękart. Spojrzał na datę, list adresowano na lipiec. Uśmiechnął się sam do siebie. Taki był pewny siebie, że trudno opisać jego zdziwienie kiedy niedługo potem do mieszkania wpada Helena, a z nią uczepiona matczynej spódnicy mała dziewczynka. Podobno czasem los łączy dwa niezależne od siebie życia. To tak jak z zakochaniem się od pierwszego wejrzenia. Grom z jasnego nieba, tyle, że w tym przypadku Aleksander poczuł co innego. Spojrzenie zagubionego, przestraszonego dziecka przeszyło go na wskroś do samego serca. Już w tamtej chwili przeznaczenie podjęło za niego decyzję. Helena mówiła i mówiła, ale on patrzył na Anię. Z zaciekawieniem człowieka stawianego w nowej sytuacji. Jeszcze nigdy coś takiego mu się nie przytrafiło. Dzieci, on nie przepadał za dziećmi. Plątały się dorosłym pod nogami. Helena plotła trzy po trzy o braku kłopotu, instynkcie (!) i ojcostwie. Miał się ochotę zaśmiać uświadamiając ją, że wie o kłamstwie. Przyłożnicy nie mogli płodzić córek. Milczał jednak patrząc na wyrodną matkę jak na robaka. Było takie powiedzenie, które przyszło mu na myśl – Splunąć na szmatę, a wytrze się sama. Gdzie to słyszał? Paryż? Londyn? Nieważne. Zamknął za nią drzwi. Pierwszy raz w życiu nie był taki pewny siebie. Co miał z nią zrobić? Jak należy się zaopiekować małą dziewczynką? Ile miała lat? Siedem, osiem?
Przykucnął naprzeciw niej z uśmiechem nie wiedząc od czego zacząć. Była taka milcząca, wolał gdyby zalała go potokiem słów, mogła nawet płakać. Albo lepiej nie. Płacz to coś strasznego.
- Jestem Aleksander. – przemówił zaskakująco łagodnie – Zaopiekuję się tobą.
Powrót do góry Go down
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Maj 29 2016, 09:28
Nie była pewna tego, co się dzieje. Miała jedynie świadomość, że mama jej nie chce i próbuje się pozbyć, bo tak było wygodnie. Dla niej z pewnością też lepiej, bo Anna choć była cichutko i nie wchodziła kobiecie w drogę, to zmuszała innych do zadawania licznych pytań. Klienci nie mieli ochoty rżnąć Heleny, gdy patrzy na to wszystko, toteż zamknięcie w szafie zdawało się być najlepszym rozwiązaniem, by tylko nie traciła zarobku. Zdarzali się też tacy, którzy sami wyciągali dziewczynkę na korytarz albo przed kamienice i kazali czekać aż skończą.
Pamiętała te dni, kiedy deszcz obmywał blade lica, a ona stała i odliczała w duchu czas, by móc wrócić do domu. Do mamy.
Dzisiaj wszystko się zmieniło i widziała to w zachowaniu Heleny, która raz po raz pociągała ją pewnie i stawiała do pionu, gdy zbyt krótkie nóżki plątały się przy za szybkim truchcie. Łapała się też na tym,że kobieta na nią nie spogląda. Czyżby aż tak wadziła jej Anna, która mogła być wyczekiwanym dzieckiem każdego dorosłego, który wolał mieć tylko świadomość, że mała istota jest, ale wciąż siedzi w kącie i nie odzywa się? Dlatego patrzyła na Aleksa z niezrozumieniem, bo nawet słowa matki nie docierały do niej w żaden sposób. Nie patrzyła na jej wargi i nie dostrzegała tego, że to koniec. Pożegnanie, które nie nastąpiło, a jedynie wyrzucenie niepotrzebnego śmiecia, który był problematyczny, a nie dało się go wepchnąć do foliowego worka, by ostatecznie zostawić ja śmietniku. Kiedy drzwi się zamknęły, a dziewczynka poczuła chłód na plecach, ani drgnęła. Oddychała ciężko, ale wciąż pozostawała w bezruchu, jakby świadomość, że naruszy przestrzeń osobistą obcego mężczyzny całkowicie ją paraliżowała. Uniosła tęczówki ku górze, by skrzyżować z nim spojrzenie, a zaraz potem wyciągnęła małą rączkę w jego stronę i dotknęła nieco zarośniętego policzka i powodziła wzdłuż kąta twarzy Aleksy opuszkami, jakby odpowiadając, że rozumie i się zgadza. Odwróciła się mimo wszystko w stronę drzwi i ściskając misia czekała. Czekała aż Helena wróci i powie, że się tylko droczy, bo tak naprawdę niw mogłaby jej oddać. Minuty mijały, a nic się nie działo, toteż Anna bez jakiejkolwiek informacji podeszła w stronę jednego z okien i wsparła się o niego dłońmi, by stanąć w końcu na palcach i przyglądać się szarym ulicom, bo być może udałoby się znaleźć matkę. Oczywiście, nie chciała zniechęcać do siebie nieznajomego, ale w tej chwili nie rozumiała jeszcze, że zaczęła nowe życie, chociaż odwracała się co jakiś czas na niego, by badawczo mu się przyglądać i peszyć jednocześnie, ale za którymś razem, blady uśmiech przyozdobił twarzyczkę dziewczynki. Tak nieobecnej i pozbawionej możliwości wyrzucenia z siebie tego, co ją otaczało przez kilka ostatnich lat.
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Maj 29 2016, 15:17
Nie należał do panikarzy ani histeryków, ale jeszcze nigdy w życiu nie znalazł się w sytuacji nad którą nie miał kontroli lub nie potrafił się w niej odnaleźć. Zawsze mu się udawało bo był urodzonym zwycięzcą, który bierze to co chce, co my się należy. Matka od urodzenia powtarzała, że może wszystko. To więc dotychczas robił. Brał, a potem odrzucał jak mu się znudziło. Szybko się nudził. Obce dziecko w jego zepsutym życiu zapowiadało rewolucję.
Aleksander, którego znał kazałby Helenie zabierać bachora z powrotem, a gdyby to nie poskutowało to pozbyłby się małej na jakieś melinie albo domu dziecka, czy co tam mieli mugole. Nawet nie wiedział czy była magiczna! Nic nie wiedział. Zastygł w bezruchu kiedy mała rączka dotknęła jego policzka. To było dziwne doznanie. Dotykało go wiele osób: matka, ojciec, młodsza siostra, kochanki i przyjaciele, ale ten dziecięcy dotyk… Niewinność, która skradła mu serce. Ania była jak delikatne jajeczko wymarłego gatunku ptaka. Za delikatna, żeby żyć z Sorokinem. Patrzył na nią licząc, że coś powie. Cokolwiek co pozwoli nawiązać werbalny kontakt, jeszcze chyba nie dostrzegał tego, że świetnie poradzą sobie bez słów.
Powiódł za nią wzrokiem do okna, gdzie próbowała najpewniej dostrzec matkę. Aleksander był już gotów lecieć na dół, odnaleźć Helenę i wrócić z nią do mieszkania nawet jeśli musiałby użyć siły. Zatrzymał się jednak zanim sięgnął po klamkę. Czy powrót do matki to to na co zasługiwała dziewczynka? Jeszcze nie rozumiała, że spotkało ją w końcu coś dobrego, bo Soroki miał wiele znajomości i na pewno zna jakieś miłe małżeństwo, które zaopiekuje się taką kruszyną. Znajdzie jej dobry dom z dala od patologicznego środowiska matki. Może nowe miasto, albo urocza wieść gdzieś na zachodzie. Uśmiechnął się do niej znowu, naturalnie i bezwiedni jakby nie do końca nad tym panując. Nie chciał widzieć na jej twarzy tego przejmującego smutku. Powiódł wzrokiem po pokoju. Będzie musiał wprowadzić pewne zmiany póki mała tu pozostanie. Miał dzisiaj wyjść na noc… Komplikacje.
- Może chciałabyś coś zjeść? – zapytał przechodząc do kuchni. Niestety wszystko co pozostało w niej do zjedzenia zamieniło się w kolonię grzybów. Powinien zrobić zakupy.
Wrócił do pokoju. Mała nadal trwała przy oknie. Powiódł po nich wzrokiem czy są zamknięte. Zamknięte.
- Wyjdę na chwilę do sąsiadki po jakieś ciastka.
Równie dobrze mógł mówić do ściany, ale nie miał jeszcze bladego pojęcia o tym, że Ania jest głuchoniema. O tym w liście Helena nie raczyła wspomnieć. Jak się dowie to będzie zły.
Zdobycie jedzenia od uroczych sąsiadek nie stanowiło problemu, jedną nawet poprosił o kilka zabawek. Tak po półgodzinie wrócił zastając wszystko takie jak przed wyściem. Zaniósł jedzenie do kuchni, a do niej podszedł z kilkoma pluszakami.
- Chcesz?
Może powinien powiedzieć, że je matka nie wróci. Tak nakazywał rozsądek ale dziewczynka mogłaby tego nie zrozumieć i zadawać trudne pytania na które nie był gotowy.
Powrót do góry Go down
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Maj 29 2016, 19:23
Nie chciała być ciężarem dla nikogo, a już w szczególności dla obcego człowieka. Była jednak zbyt mała, by zrozumieć to, co się działo. Ufnie poddawała się decyzji matki, która sugerowała, że tak będzie najlepiej, ale świadomość, że po raz kolejny jest niechciana sprawiała, że sztywniała i nie analizowała niczego. Czekała tylko na momemt, w którym nabrałaby pewności, że już nikt jej nie przerzuci z kąta w kąt i będzie bez trudu mogła poruszać się w swoim świecie, który znała tylko ona, a być może w niedługim czasie zabrałaby też tam Aleksa, któey wydał się zupełnie miły. Czy był jej tatą? Nie miała pojęcia, a brak możliwości zapytania go o cokolwiek zaczynał ją męczyć. To samo mógłby odczuwać on, gdyby tylko zrozumiał, że spomiędzy bladych ust nie uleci żadne słowo ułatwiające komunikacje.
Dom dziecka, a nawet rodzina zastępcza byłyby dużo lepsze od dotychczasowego życia, jakie prowadziła mała dziewczynka. Umiała rozróżnić krzyk i pojedyncze słowa, wszak Helena nigdy nie zadbała o to, by Anna nauczyła się pisać, co z pewnością pozwoliłoby na zrozumienie jej, a rozmowa nie byłaby już tak problematyczne. Mówiła więc ruchem, ledwie gestem i tym obdarzyła Aleksandra, jakoby wierząc, że jest w stanie cokolwiek pojąć.
Nie pojmował, a naiwnie sądził iż cisza spowita na wargach Anny jest wynikiem szoku i strachu. Bała się, to prawda, ale nie na tyle, by zacząć płakać. Czekała jedynie na mamę, która rozpłynęła się w powietrzu, a informacje, którymi zalewał ją mężczyny ulatywały w eter. Mówił szybko, niewyraźnie i to dlatego nie przyglądała mu się zbyt długo, bo wytłumaczenie, że nic nie wie stałoby się udręką.
Wypuściła powietrze z płuc, kiedy to zdołała w końcu oderwac zamglone tęczówki od szyby i skierować je na Aleksa. Nie spodziewała się maskotek, wszak posiadała jednego przyjaciela, którego zaczęła nerwowo ściskać, a zaraz potem sięgnęła drobną rączką po pluszaka. Nieufnie i mozolnie obracała go we wszystkie strony, bo mógł ją podpuszczać i zrugać za to, że odważyła się jednak sięgnąć po zabawkę. Dopiero gdy nabrała pewności, że nie jest zły, wtuliła się w jego nogi i przylgnęła ciasno do boku nowego znajomego. Serce uderzyło jej dwukrotnie szybciej i to za sprawą napływających do niej emocji, była w stanie pokazać, że się cieszy. Delikatny uśmieszek wykwitł na dziewczęcych usteczkach, a słodkie dołeczki przyozdobiły lica Anny.
Zastanawiała się, czy on także przychodził do mamy, ale nie była przekonana. Nie pamiętała go w końcu. Wypuściła Aleksa z objęć i cofnęła się o krok, by w końcu usiąść na podłodze i odstawiając dotychczasowego miśka na bok, a z zaintrygowaniem obserwując nową zabawkę. Zdawała się być nad wyraz nieobecna, jakby odprawiała rytuał mający na celu pokonanie bariery osłupienia, że coś innego niż książka może do niej należeć. Spojrzała jeszcze w górę, by upewnić się, że nie przeszkadza mężczyźnie, a już po chwili pociągnęła go za nogawkę spodni, by poświęcił jej raptem parę minut i pobawił się.
Mieli w końcu dwie maskotki, a nie jedną, prawda? Do tego nie były też potrzebne słowa, bo wystarczyła zwykła wyobraźnia, dzięki której stworzyliby własny azyl, z dala od zimnych, rosyjskich ulic.
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyPon Maj 30 2016, 03:00
Brak głosowej reakcji irytował Aleksandra, ale bardziej frasował. Przelatywały mu przez głowy różne wizje, ale żadna nie zakładała kalectwa. Szok, nieśmiałość, może jakaś choroba.
Nie miał w tym doświadczenia, on sam przecież dorastał w otoczeniu doskonałości. Sam był tą doskonałością. Jak miał się więc odnieść do tego małego nieszczęścia? Robić tak jak jego matka? Przytulać, głaskać i zapewniać, że jest najśliczniejszą i najzdolniejszą małą dziewczynką? Odrzucił ten pomysł z miejsca. Olena. Pozwalano mu się z nią bawić, a robił to ochoczo bo bardzo lubił swoje rodzeństwo. Siostrzyczka była uroczym bobasem, cieszyła się na jego widok za każdym razem kiedy wracał z Koldovstoretz i podróży. Bawili się razem, tak jak teraz chciała tego mała Ania. Przyglądał się jej uważnie, jak bada zabawkę i nie było w tym nic zadufanego. Nie sprawdzała wartości przedmiotu. Bała się? Nie chciał, żeby się bała. Przecież to dla niej. Gdyby był zły to uniósłby głos i zamknął ją w komórce zapominając, że w ogóle jest. Nawet nie chciał myśleć o tym na jakie sytuacje narażone może być dziecko kobiety lekkich obyczajów. Zaczynał wręcz czuć do siebie obrzydzenie, że mógł kiedykolwiek tknąć Helenę, ale czym byłoby życie bez ciężkich grzechów, które ciążyły na przeszłości. Czy ona w ogóle wiedziała kto jest ojcem Ani? Patrząc na nią Aleksander zastanawiał się dlaczego ją porzucono. Podobno matki są całym sercem za swoimi dziećmi i podporządkowują dla nich swój świat. Czy jemu było bardziej żal? Nie spodziewał się, że zostanie przytulony. Co prawda to tylko nogi, ale może jakby kucnął to miałby ją wysokości oczu. Poklepał delikatnie Anię po głowie, uśmiechając się niepewnie. Dobrze, że nikt nie był tego świadkiem bo spaliłby się ze wstydu. Chciał już iść, do kuchni, do sypialni, gdziekolwiek, gdzie mógłby na spokojnie przemyśleć sprawę. Wyśle list do matki, albo do Skaidry. One powinny wiedzieć co robić w takiej sytuacji. Co prawda nie uśmiechało mu się informować matki o podrzutku bo to oznaczało wiele pytań, ale każda rada była na wagę złota. Spojrzał w dół, na ciągniętą nogawkę. Zabawa? O, nie. Nie potrafił. Nie umiał. To dlaczego usiadł biorąc do ręki łaciatą krówkę? Kiedy ostatni raz bawił się z Oleną? Trochę minęło, a nie był wtedy jeszcze tak… zdemoralizowany. Spotkanie Ani było jak chrzest.
Oczyszczony, nowy Aleksander. Czuł się nawet jakoś lżej. Przemaszerował krówką po pasie wolnej przestrzeni między nimi. To się skończy katastrofą.
Powrót do góry Go down
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyPon Maj 30 2016, 23:10
Gdyby tylko była w stanie cokolwiek zrobić względem Aleksandra, to starałaby mu się pokazać, że nie wie co do niej mówi, ani co gorsza - nie rozumie. Jego ruch warg był inny niż Heleny. Inaczej akcentował wiele liter, a mała dziewczynka nie zwracała uwagi na wypowiadane frazy, które wypływały spomiędzy warg. Sądziła, że mruczy coś niewyraźnie; coś co nie ma żadnej wartości, bo musi ponarzekać na to, co zrobiła znajoma, a może nieznajoma kobieta.
Dlatego Anna tkwiła tak długo przy oknie i wypatrywała matki, która się nie wracała i zniknęła tak, jakby już nigdy nie miała pojawiać się w życiu dziewczynki. Małe dziecko tego nie pojmowało i odszukiwało tęczówkami sylwetkę tak znaną i wyczekiwaną, by tylko znów pojawiła się na horyzoncie i przysięgła, że już nigdy jej nie zostawi. Była jednak naiwna, toteż ze wszystkich sił starała się skupić na sylwetce mężczyzny i tym, że jest tuż obok. Liczyła się z jego niechęcią i możliwym odepchnięciem, ale przecież nie zrobiła nic złego, co zmusiłoby go do tak drastycznego kroku. Przysunęła się jedynie bliżej, gdy wreszcie kucnął i sięgnęła po swojego misia, którego postawiła na drodze krówki i pogłaskała ją po głowie pluszową łapką. Obróciła też zabawnie maskotkę w dłoniach, co przypominało niezdarny piruet, a po chwili wbiła spojrzenie w twarz Aleksa, jakby szukając w nim odpowiedzi, czy dobrze się bawi i to co robią mu nie przeszkadza. Skuliła się bardziej i podciągnęła jedną nogę do góry, by wesprzeć się brodą o kolano, a na drugiej usiadło, co tworzyło iście połamaną sylwetkę. Była wygodna, a to stało się dla małej najistotniejsze. Nie zamierzała w końcu przeszkadzać.
Zorientowałą się też, że udawania zwierzątek wypchanych pluszem nie jest najprzyjemniejszą formą rozrywki, toteż zabrała z dłoni nieznajomego zabawkę i odłożyła ją na bok, by czasem nie wpadła ponownie na szalony pomysł zmuszania go do takiej formy aktywności. Pokręciła też głową na znak, że się nie gniewa i tkwiła obrócona plecami do Lebiedieva, rozpoczynając nową przygodę po świecie wyobraźni, gdy to maskotki zaczęły się ruszać w rytm melodii, którą słyszała tylko ona.
Czy ten obraz nie był pogmatwany? Oczywiście, że mógł uznać, że jest chora, wyciszona i zszokowana nagłą zmianą miejsca.
W mieszkaniu rozległo się pukanie, a po upływie kilku chwil młoda kobieta, brunetka, weszła do środka. Była zapewne sąsiadką, która znała się już długo z Aleksem i to sprawiło, że bez trudu i skrępowania przedarła się przez przedpokój, by stanąć w progu drugiego pomieszczenia i dostrzec Annę wraz z mężczyzną.
-To po to były ci te zabawki? Co to za jedna? - zapytała, a Ania nawet nie drgnęła. Siedziała w miejscu i poruszała dłońmi, by tylko udawać, że jej pluszaki są prawdziwe.
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptySro Cze 01 2016, 01:24
Patataj krówko, patataj. Nie było nawet tak źle, choć towarzyszyło mu dziwne wrażenie, że się wydurnia. Nie potrafił wykrzesać z siebie dziecięcego entuzjazmu jakim obdarzał kilkanaście lat temu swoją małą siostrzyczkę. To pewnie kwestia zdobytego doświadczenia w byciu dorosłym. Uśmiechał się jednak do Ani, dając do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Nie zamierzał jej krzywdzić i nawet nie zanosiło się na to, aby miał na nią krzyczeć. Widok bawiącej się dziewczynki działał nań uspokajająco, tak jakby czas zaczął wolniej płynąć dając poczucie, że nie trzeba się nigdzie spieszyć.
Mała musiała intuicyjnie wyczuć beznadziejność Aleksandra w zabawach z pluszakami, bo się nad nim ulitowała pozwalając zająć się własnymi sprawami. Tylko co on miał teraz robić? Wstał w tym samym momencie w którym rozległo się krótkie pukanie, a następnie kroki. Wcześniej nie miał nic przeciwko takim wtargnięciom Nataszy, ale teraz czuł się tak jakby obdarto jego i Anię z ich wspólnej tajemnicy. Spojrzał więc na sąsiadkę z niechęcią po czym szybko się zreflektował. Mógł je razem zostawiać i udać się w kilka miejsc. Uśmiechnął się przymilnie do brunetki.
- To moja bratanica Ania. - skłamał - Słuchaj, zostaniesz z nią na chwilę? Muszę zrobić zakupy. Pobaw się z nią, porozmawiaj. Wynagrodzę ci to. - na koniec zniżył głos i dotknął kobiecej dłoni używając swojego czaru. Nie odmówi mu. Słysząc zgodę uśmiecha się z zadowoleniem i wychodzi rzucając dziewczynce na odchodne utarte hasełko: Zaraz wracam, bądź grzeczna.
Powrót do góry Go down
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptySob Cze 04 2016, 17:01
Nie czuła się pewnie w towarzystwie Aleksa, bo nawet go nie znała. Miał w sobie jednak swoistego rodzaju pewną moc, przyciąganie, które sprawiłoby, że bez trudu udałoby mu się dotrzeć do jej małego serduszka i zagospodorować egoistycznie dla siebie miejsce. To całkiem dobra oznaka wspólnej egzystencji, prawda?
Przyglądała mu się z ciekawością, ale kiedy obca kobieta pojawiła się w domu, uniosła na nią spojrzenie tylko raz i powróciła do swojej zabawy. To nie była Helena i dlatego nie czuła się w obowiązku, by poświęcać jej uwagę. Anna w końcu od dawna nie ufała ludziom, a ta nie wzbudziła w niej chęci poznania i zrozumienia - dlaczego odważyła się wtargnąć na teren, gdzie tak naprawdę winna spędzić czas tylko z Aleksem. Dopiero zatem kiedy mężczyzna opuścił mieszkanie, a ona pozostała z Nataszą, usiadła po turecku i przyglądała się nieznajomej. Szukała jakiś znaków szczególnych, ale gdy ta się zbliżyła, cofnęła się w tył, a każdy najmniejszy ruch był blokowany przez ścianę, która znajdowała się tuż za nią.
-Jesteś bratanicą Aleksandra? - zapytała bez ogródek, a dziewczynka uniosła wymownie brwi. Nie rozumiała w końcu co do niej mówiła, dlatego kolejny krok sprawił, że zastygła w miejscu i dopiero wyciągnięcie po nią ręki sprowadziło ją na ziemię. Oddychała ciężko, bo to, że pomogła jej wstać było zbyt nieoczekiwane. Przyglądała się szeroko otwartymi oczami, a zaraz potem skrzywiła się niemiłosiernie, gdy Natasza zacisnęła palce na przegubie małej rączki. -No odpowiedz; jesteś czy nie? - mówiła spokojnie, a Anna jedynie zdobyła się na nerwowe kręcenie głową. Próbowała się też wyszarpnąć, a jedyne co osiągnęły, to strącenie kilku książek z parapetu. Dopiero po chwili udało się wyswobodzić, ale Aleks już stał w progu. Podbiegła do niego i schowała się za jego nogami, by tylko nie musieć mierzyć się z Nataszą. -Czy ona jest normalna? Nic nie gada. Przygarnąłeś chore dziecko? - wrzasnęła i nie kryła żadnej irytacji. Wbijała intensywne spojrzenie w swojego sąsiada i oczekiwała wyjaśnień.
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptySob Cze 04 2016, 19:47
W pierwszej chwili chciał doszczętnie wykorzystać osobę sąsiadki i jej czas. Przy kobiecie mała Ania powinna czuć się bezpieczniej i pewniej. Zrobiłby zakupy, odwiedziłby starych znajomych wypytując o możliwe przygarnięcie małej dziewczynki. Dzięki swojemu urokowi sprzedałby ją nawet zagorzałej, bezdzietnej i wojującej z mężczyznami feministce. Przechodząc jedną z ulic zauważył w sklepowej witrynie wielkiego misia z kokardką w czarne grochy. Wiedziony impulsem kupił go wierząc, że Ania powinna mieć coś nowego, coś swojego. Zamiast iść do jednego z klubów zaszedł do skromnie zaopatrzonego spożywczaka, gdzie jednak uśmiechem skłonił panie do wyciągnięcia spod lady rarytasów. Nigdy nie jadł byle czego, a skoro przez kilka dni miał gościć Anię to czuł się w obowiązku zaopatrzyć lodówkę w produkty zdatne do spożycia przez dziecko. Wchodził do klatki kiedy poczuł pieczenie zaczarowanej monety na swojej piersi. Niebezpieczeństwo. Następne kondygnacje pokonał w biegu przeskakując co trzeci stopień. Wpadł do mieszkania jakby spodziewał się zastać tam dantejskie sceny, ale zobaczył tylko Nataszę szarpiącą się z Anią. Zamrugał nie wierząc w to co widzi, zaraz jednak poczuł wzbierającą złość i to nie na dziecko, a na sąsiadkę.
Odrzucił na bok wielkiego misia, a na stoliczku w przedpokoju położył torbę z zakupami. Czuł się... Urażony. Obelga skierowana do Ani, krytyka pod jej adresem stała się równoznaczna z krytyką jego osoby. Czy ona jest normalna? Spojrzał na dziewczynkę, która kryła się za jego nogami. Odsunął się, żeby popchnąć małą w kierunku misia i drugiego pokoju. Należało rozmówić się z Nataszą.
- Wynoś się! - nie zamierzał tłumaczyć się przed mugolką. Twarz wykrzywiła mu się w gniewie, nie przypominał już adonisa, ale demona. Podszedł do niej łapiąc za rękę i ciągnąc, popychając ku wyjściu. Głupia się opiera, jeszcze chwila, a wyciągnie różdżkę i pokaże jej, gdzie jest miejsce takich jak ona.
Powrót do góry Go down
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Cze 05 2016, 11:54
Nie chciała żeby Aleks przez nią kłócił się z kimkolwiek. Miała nawet nadzieję, że uda im się jakoś dojść do porozumienia, a potem najzwyczajniej w świecie odda ją Helenie, by nigdy więcej jej nie zostawiała. Nie spodziewała się, że nie ma dla matki znaczenia, a to doprowadzało ją do niepewności, która potrafiła zawładnąć jej wątłym ciałem. To było straszne, może nawet za bardzo, ale jakież to miało teraz znaczenie, skoro szarpała się z obcą kobietą i nie była w stanie powiedzieć jej niczego? Oddychała ciężko i czekała na moment, w którym się wyswobodzi, ale im dłużej to trwało, tym łatwiej wierzyła, że jest na przegranej pozycji. Dopiero obecność mężczyzny sprawiła,że odetchnęła z ulgą.
Chowała się za jego nogami, a Natasza wciąż żywo gestykulowała. To było nad wyraz dziwne, ale nie niepokająco. Przyzwyczaiła się do krzyków, a ona naprawdę przeraźliwie wrzeszczała. Zmarszczyła też nosek, gdy była już zbyt blisko Aleksandra i posłusznie odsunęła się od nieznajomego, by dotknąć misie i odwrócić się plecami. Nie chciała na to patrzeć.
-Wybierasz obcego bachora ode mnie, Lebiediev? Jesteś tego pewien? - zapytała z wyraźną nutą drwiny, gdy próbowała się wyszarpnąć. Chciała dobrze, ale nie miała cierpliwości do dzieci, które doprowadzały ją do szewskiej pasji, a ta na domiar złego - nic nie gadała. Co mogło być gorszego dla osoby, która nie emanowała cierpliwością? Zmarszczyła gniewnie brwi i wyszarpnęła się, a zaraz potem uderzyła Aleksa prosto w twarz, bo nie mogła pozwolić sobie na takie zachowanie. -Nie waż się tak do mnie mówić - warknęła przez zaciśnięte zęby i ujęła za klamkę, by jak najszybciej opuścić to mieszkanie. Nie musiała tutaj tkwić i zadawać się - w jej mniemaniu - z idiotą, który postanowił odmienić swoje życie. Zmierzyła go jeszcze nienawistnym spojrzeniem, które gdyby tylko mogło, zabijałoby z pewnością, a Aleks leżałby u jej stóp jako trup.
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyNie Cze 05 2016, 18:18
Nigdy nie zrozumie kobiet. Najpierw Helena, która porzuca własną córkę u obcego, a teraz Natasza, która wyżywa się na bezbronnej Ani. Nawet jemu nie przyszłoby do głowy, żeby małą szarpać czy wyrządzać jej krzywdę w inny sposób. Może było w nim więcej empatii niż przypuszczał. Widok ten tak go rozeźlił, jak jeszcze nic innego, a życie stawiało go w różnych sytuacjach. Powierzył Anię Nataszy w dobrej intencji, co by zastał, gdyby wrócił za pół godziny, za godzinę?  Kobieta nie pomagała sobie ani troszeńkę określaniem Ani bachorem, co z tego, że sam tak przedtem myślał, ani twierdzeniem, że będzie tego żałował. Sorokin nigdy niczego nie żałował. Wymierzony policzek okazał się kroplą, która przelała czarę goryczy. Nie patrząc już nawet na to czy Ania tu jest czy jej nie ma zamachnął się i uderzył Nataszę w twarz tak mocno, że ta się osunęła na podłogę. Pomógł wstać ciągnąc ją  za ciemne kudły w stronę salonu, gdzie jeszcze niedawno usiłowała bawić się z dziewczynką.
- Będę mówił co chcę i jak chcę prukwo. - warknął popychając ją na podłogę. Nawet jak krzyczała to się tym nie przejmował. Zaraz wyciągnął różdżkę, która dla mugoli mogła się wydawać zwykłym kawałkiem patyka. Nawet w złości Aleksander potrafił wykazać się perfidią.
- Sprawię, że ten dzień zapamiętasz na całe życie. - uśmiechnął się złowieszczo i kilkukrotnie wykonał ruch różdżką celując w twarz Nataszy. Krzyki cichły wraz z zanikaniem ust.
- A teraz stąd wypierdalaj i nie pokazuj mi się na oczy.
Jak to dobrze, że mała Ania nie może usłyszeć jego słów, ani przeraźliwych krzyków Nataszy, które przerodziły się teraz w konwulsje szoku. Z przerażeniem zerwała się z podłogi i wybiegła z mieszkania nie mogąc uwierzyć, że tam gdzie jeszcze miała usta znajdowała się skóra. Aleksander zapadł się w fotelu pozwalając negatywnym emocjom wyparować poprzez czas. Ręka z różdżką zwisała obok, a długi, zgrabny kciuk gładził jej chropowatą powierzchnię. Miał ochotę opuścić to miejsce.
Powrót do góry Go down
Anna Lebiedieva

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Large

Moskwa, Rosja

półkrwi

14 lat

V klasa

bogaty

pilna uczennica i jeszcze pilniejsza córka!
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptySro Cze 08 2016, 22:08
Nie wiedziała, co mogła zrobić. Nie miała pojęcia jak wytłumaczyć Aleksowi wszystko, co się jej tyczyło, bo nie była w stanie wydusić ani jednego słowa spomiędzy spierzchniętych warg. Czuła jedynie czystą niechęć Nataszy względem siebie, a także zakłopotanie mężczyzny, który postawiony w nowej sytuacji musiał czuć się nad wyraz niekomforowo. Dla niej było to niezwykle przykre, bo przerzucana z kąta w kąt przypominała pluszaka. Gdyby zatem Lebiediev chciał żeby odeszła, zrobiłaby to. Niejednokrotnie tkwiła na ulicy i zbierała pieniądze, bo ludzie litowali się nad nią bardziej, niż nad prostytutką, która sprowadzała do domu klientów.
Nie przyglądała się scenie, która rozgrywała się za jej plecami, a jedynie wpatrywała się w pluszowego misia. Chłód wdarł się nagle do mieszkania, które było tak obce i wypuściła powietrze z płuc. Po chwili dostrzegła, że Aleksander siedział w fotelu i postanowiła do niego dotrzeć. Zastanawiała się, czy go tym rozgniewa, ale wierzyła, że nie. Dotknęła opuszkami palców policzka mężczyzny i oddychała przy tym niezwykle ciężko, bo myślała coraz bardziej o wycofaniu się i odnalezieniu Heleny, by to z nią mieszkać i u niej żyć. Sięgnęła jednak powoli do kieszonki sukienki, w której miała niedużą karteczkę, a na niej widoczny był zbitek słów, które spisała mama. Pamiętała, że miała oddać ją Aleksowi, ale dopiero teraz przypomniała sobie o tak istotnej informacji.

Skarbie,
Anna nie słyszy, nie mówi i nie potrafi pisać ani czytać. Wybacz, że to wszystko potoczyło się w ten sposób, ale z racji, że jestem pewna, że jest twoją córką - nie mogłam postąpić inaczej. Zajmij się nią na tyle, ile potrafisz, a jeżeli sprawiałaby kłopoty, to nie musisz bać się jej karać. Jest usłuchana, choć łatwo wpada w gniew, gdy z trudem przekazuje informacje na temat tego, co chce dostać... Postaraj się ją zaakceptować.
Helena
Powrót do góry Go down
Aleksander Lebiediev

A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 UdOvWbYv

Arbat, Moskwa / Metro D-6

półkrwi

przyłożnik

33

bogaty

Inwestor / Łamacz klątw i uroków / Właściciel Arkadii / Wynalazca / Wróżbita
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 EmptyCzw Cze 09 2016, 19:52
Drugą ręką wsparł się na łokietniku fotela kierując wzrok na okna. Wybuchy złości nigdy nie prowadziły do niczego dobrego. Zwłaszcza, gdy jest się młodym, temperamentnym dwudziestosześciolatkiem z krwią demona. Jego czyny nie były wtedy adekwatne do tego co zrobiła druga osoba. Czy nie powinien po prostu dać Nataszy w twarz i wyrzucić jej z mieszkania? Czy naprawdę musiał zabierać jej głos i życie, bo prawdę mówiąc zaklęcie było nieodwracalne. Ile będzie się męczyła? Tydzień? Trafi do szpitala? Wtedy rozpiszą się o tym wszystkie gazety. Będzie musiał zejść dwa piętra niżej i rozwiązać problem. Odwraca głowę w stronę Ani kiedy czuje jej małą rączkę na swojej twarzy. Czego ode mnie chcesz dziecko?
Co mi zrobiłaś? Dlaczego nic nie mówisz? Wyduś z siebie chociaż jedno marne słowo! Rozkazuję ci. Mów. Wytłumacz. Mów do mnie.
Patrzył na nią intensywnie, a gdzieś w tych odcieniach błękitu kryła się prośba. Błaganie. Nie znał się na dziecięcych zachowaniach. Nie znał potrzeb tak małych ludzi. Była pierwszą istotką pozostawianą na jego łasce. Bierze od niej wyświechtany karteluszek zapisany cyrylicą. Przyszła odpowiedź. Och, Heleno. Naiwna kobieto. Podsuwasz swoje dziecię wprost w ramiona zepsutego do szpiku kości demona.
W czym będzie dla niej lepszy? W otoczeniu jej bogactwem i wszelkim zbytkiem? Przecież nie może jej zabrać do Irkucka. Matka jeszcze zaakceptowałaby fakt posiadania wnuczki, ale Dimitri? Znał swojego ojca. Dla niego Ania będzie bachorem niszczącym plany.
Zmiął w ręce lichą karteczkę. Podjął już decyzję. Uśmiecha się do dziewczynki, która oddycha ciężko jakby spodziewała się kary lub odepchnięcia. Muska palcem jej lekko zadarty nosek i wstaje. Rzuca przy niej zaklęcia, duże przedmioty się zmniejszają i układają do jednej torby. Na koniec zmniejsza bagaż Ani i jej nowego misia. Kiedy wszystko zostało już spakowane przykuca przy niej biorąc na ręce. Czy ktokolwiek nosił cię na rękach Anno? Czy ktokolwiek hołubił? Może Helena miała rację. Z nim będzie jej dobrze. Omiótł wzrokiem po raz ostatni wnętrze mieszkania po czym oboje zostawili za sobą stare życie.


Koniec wspomnienia.
Powrót do góry Go down
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty

PisanieRe: A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89   A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89 Empty
Powrót do góry Go down
 
A to było tak, że... (Anna Lebiedieva i Aleksander Lebiediev), wrzesień '89
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Aleksander Lebiediev
» Aleksander Lebiediev
» Anna
» Anna
» Anna Lefèvre


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: