Czasami sam zastanawiał się czego tu szuka. Tracił wiarę, że coś się zmieni, że wreszcie będzie miał dom, że ten kot co dąży za nim krok w krok kiedyś się od niego odczepi (co było raczej niemożliwe, skoro z własnej woli dawał mu resztki). Że będzie go stać na to, by o siebie zadbać.
A potem patrzył w gazecie na informację o kolejnej podłożonej bombie, o kolejnym spisku, o kolejnych… I już wiedział, że nie walczy sam. Że czas, by znowu przemówił do ludu pracującego.
Może po połączeniu sił zdążą zrobić rewolucję przed zimą? Nie chciał marznąć kolejny rok…
***
Josef nie urodził się w jakiś szczególny rok – za to urodził się w lubiany przez żartownisiów dzień. Niektórzy przez to się śmiali, że jego narodziny to jakiś żart.
Jako syn wysoko postawionego komunisty i wiernej systemowi kobiecie wraz z rodzeństwem miał całkiem łatwe życie. Vaclav całe życie uczył go wierności Partii, która za tę wierność dawała mu wszystko, co potrzebne do życia, a nawet więcej, na co Rózsa tylko z uśmiechem przytakiwała. Patrz, mówił, nikt nie żyje na takim poziomie jak my, gdyby byli wierni Partii też mogliby żyć sobie tak cudownie.
Ale głupcy się buntują.
Kiedy więc wyszło, że tak jak reszta rodzeństwa będzie się uczyć w czarodziejskiej szkole w Rosji jego ojciec był zadowolony. W końcu to ojczyzna komunistów, młody ma szansę zawrzeć przydatne i braterskie kontakty. Josef, tak jak jego bracia i siostry nie miał serca mówić ojcu, jak skostniały system panuje po magicznej stronie.
Sam był tym przerażony. Zamiast chwalić ludzi, którzy właśnie odkryli w sobie potencjał magiczny lub tych, którzy mieli śmiałość tworzyć związki bez zwracania uwagi na pochodzenie patrzono niemal jak w obrazek na szlachetne rody. Młody Czechosłowak tylko patrzył obrzydzony na skostniały system, który nie dawał szans zwykłym zjadaczom chleba. Po co przeciętny czarodziej ma słuchać Starszyzny? Przecież co najwyżej nie dostanie nagany! A każdy członek rodu, który choć pomyśli o całej sytuacji inaczej już może pakować manatki!
Wiedział jednak, że tylko tłumy mogą coś zmienić, więc kiedy trochę podrósł szukał chętnych do zmienienia sytuacji chociaż w szkole. Nie umiał pogodzić się z tym, jak ze względu na pochodzenie potrafiono go potraktować.
Nie mógł zrozumieć, że nie nadszedł czas na rewolucję.
Nim stał się pełnoletni wyrzucono go ze szkoły. Jedni twierdzili, że ma zbyt małe umiejętności, by coś wyciągnąć z dalszej nauki, a także, że nie ma żadnego szacunku do tej instytucji. Drudzy, że wyrzucono go ze względu na niewygodne poglądy i zagrożenie buntu ze strony zwykłych uczniów. Josef należy do tych drugich.
Ojciec początkowo miał mu za złe całą sytuację (dalej wierzył w komunistyczne poglądy szkoły), ale kiedy Josef zaangażował się w działalność Partii złość szybko mu minęła. Zamiast tego mężczyzna zaczął go zapoznawać z ludźmi „wartymi jego uwagi”.
Chłopak gotów był zapomnieć o tej całej magii, gdyż komunistyczna działalność całkowicie mu odpowiadała. Jego rodzeństwo bardziej zaangażowało się w tamten świat i ukończyło Koldovstoretz, jednak nie miał im tego za złe. Nie dość, że z ich książek i notatek co nieco się uczył dla zabawy to jeszcze rozumiał, że nie każdy jest w stanie poświęcić się dla sprawy tak jak on.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nadszedł kres komuny.
Razem z ojcem odsunięto go od ważniejszych stanowisk. Z dnia na dzień stracili szansę na normalną karierę, dotychczasowe, wygodne życie i swoją działalność. I choć dalej mogli żyć na jakimś poziomie Vaclav nie mógł znieść całej tej sytuacji – zmarł rok później.
Wraz ze śmiercią ojca chłopak zaczął się dusić we własnym kraju pełnym populistycznych haseł, co było dla niego impulsem, by jeszcze raz zmierzyć się z magicznym pochodzeniem. Upewniając się, że matka ma szansę na normalne życie wyjechał do Petersburga, aby sprawdzić, czy wraz ze zmianami wśród mugoli zmieniło się coś wśród czarodziejów.
Mocno się zawiódł.
System dalej był tak samo skostniały jak lata wcześniej, gdy był ledwie uczniem. Teraz wydawał się tak samo mocny jak wtedy. Na szczęście tylko wydawał – w końcu na horyzoncie pojawiła się iskierka nadziei.
Raskolnicy.
Choć w szkole nie miał szans o nich usłyszeć – nic dziwnego, po co uświadamiać uczniów, że jest inna droga niż posłuszeństwo Starszyźnie? – tak teraz udało mu się o nich całkiem dużo dowiedzieć. Słyszał, jak szeptano o nich w kolejce po szynkę. Czytał o dziwnych i podejrzanych działaniach jakiejś organizacji kiedy znalazł porzuconą gazetę. Przechodził obok psioczących na nich milicjantów kiedy szukał pracy.
Josef długo miał problem zrozumieć, że Raskolnicy nie szukają ludzi przyciągających kłopoty – a on w nie początkowo często wpadał starając się przeżyć na ulicach Petersburga. Parę razy trafił do kicia za szerzenie swych poglądów, kilka razy oberwał, bo nie zdążył wyciągnąć różdżki, stracił okazję do spania na ławce, bo dał się z niej wyrzucić innemu bezdomnemu, ale wraz z tym obrywaniem i staczaniem się zdobywał przydatną mu wiedzę na wiele tematów. Nauczył się ostrożności, podejmowania działań w odpowiedniej kolejności lub umiejscowienia dobrych lokacji do spania.
Mimo przyzwyczajenia się do wygodnego życia gotów był żyć na najniższym pułapie. W końcu wierzy w rewolucję, w to, że szerzone przez niego poglądy do kogoś musiały trafić, że wreszcie uda mu się dołączyć do Raskolników i wywołać z nimi magiczną rewolucję.
Bo nagle się okazało, że to nie głupcy się buntują. To lud się buntuje, gdy szlachta zbyt na niego naciska.