IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Koldovstoretz
Koldovstoretz




 

 Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Adam Wroński

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_inline_n623ljLIbr1sd2i4r

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Panacea, Komitet Dyscyplinarny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisaniePrasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyPią Wrz 02 2016, 18:29
30. sierpnia, dom Wrońskich, Kaliningrad

Grypa żołądkowa to najprawdziwszy koszmar. Nic nie można zjeść, bo zaraz człowiek zwraca, całe noce spędza z głową w misce, a wiadomo, że taka pozycja uwłacza godności człowieka wykształconego. Nie można nawet wyjść, bo każdy krok niesie za sobą ryzyko wyścigu z czasem, w którym nagrodą: zasiąść na wstydliwym tronie i cierpieć przeżynający na wskroś ból brzucha.
Jeszcze gorsza od przeżywanej samemu jest tylko w jednym przypadku, a mianowicie: kiedy na miarę epidemii wręcz zmiecie z kuchni i garderoby całą służbę.
Adam wrócił akurat z Polski i ledwie zdążył się rozpakować (nie samodzielnie, ma się rozumieć), gdy rozpętało się piekło. Pierwszy zaniemógł Sasha, szofer ojca. Trzęsącym się głosem oznajmił, że przez kilka następnych dni nie ma co liczyć na jego usługi. Stan zdrowia służby toczył się od tamtego dnia po równi pochyłej w dół, a przewrażliwiona na punkcie własnego zdrowia Dobrawa nie czekała na nikogo z odprawieniem każdego, który choć jeden raz ponad przydział udał się do toalety i chodził blady przez cały dzień. Wszelkie wyrzuty, zgodnie z rodzinnym zwyczajem, stłumiła wręczając podwładnym przez rękawiczkę kopertę z rublami na najlepszego lekarza, który leczył nawet nestorkę rodu z wszelkich przypadłości.
Ale ponieważ Dobrawa ma w zwyczaju myśleć raczej krótkofalowo, dom został ogromny i nieobsłużony na dwa dni przed wyjazdem do szkoły. Powrót kucharki prognozowano na jutro, z kuchnią zresztą Adam radził sobie dobrze sam.
Problemem były rozrzucone po ogromnej posiadłości sterty brudnych, dziurawych i nieprzydatnych rzeczy, które musiały przejść gruntowną opierkę i selekcję przed włożeniem do szkolnego kufra.
Pogodzony z zupełnym brakiem doświadczenia w tej dziedzinie, Adam napisał rozpaczliwy list do Gity. Wspaniałej Gity, która tak wspaniale zawsze składała wspaniałe sukienki i koszule Dobrawy we wspaniale idealną kostkę. Od ponad roku nie było jej w tym domu (co nie było szczególnie widoczne, ponieważ braki w personelu uzupełnia się na bieżąco). Ostatnim razem, gdy ich widziała, Dionizy jeszcze nie siadał samodzielnie, Dobrawa była organizatorką ślubów, a Adam cięższy o jakieś dwadzieścia kilo i nieustannie ubrudzony ziemią z ogródka i sosem z ziemniaków.
Teraz czekał na nią przy drzwiach, ciągle odkrzykując "Nie wiem, sam poszukaj!" na spanikowane pytania młodszego brata, który zapodział gdzieś nowy komplet szat, czy tam strój do quidditcha. Adam, szczerze mówiąc, nie do końca wiedział, co się dzieje w domu i nie zdziwiłby się, gdyby w tym rozgardiaszu włożył sweter tyłem do przodu.
W końcu zabrzmiał upragniony dzwonek do drzwi, a on - ponieważ odźwierny też spędzał zapewne właśnie upojne chwile na swoim własnym domowym kiblu - rzucił się, by je otworzyć.
Powrót do góry Go down
Gita Gorki

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_o3uh2ucOxB1rbud4zo1_500

Petersburg, Rosja

nieznana

20 lat

biedny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyNie Wrz 04 2016, 10:49
Gita, wstawaj, robotę masz.
Bez jęku zwleka się z łóżka, bo zbyt ochrypła, żeby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Po nocy tak zawsze. Na zakurzoną, drewnianą podłogę stawia stopy, jedną bosą, drugą w koronkowej skarpetce, najwyraźniej jedna uciekła gdzieś w pościelowe pustynie, szukać lepszego życia z dala od Gity. Z dala od Gity każde życie jest lepsze. Żółte kulki ropy zalegają w kącikach oczu, a Gita idzie, z pamięci, do kuchni, nalewając wodę do ocynkowanej, metalowej wanny. W międzyczasie na kuchence stawia wysłużony czajnik. Zrzuca skarpetę, bo tylko to na sobie ma. Zabawne, latem zawsze było jej zbyt gorąco aby spać w koszulach nocnych (a może to tylko mały, osobisty bunt, odrobina wyuzdania, przeciwko wszystkim tym okropnym, niekształtnym koronkowym workom, w których musiała spać od dziecka, będąc posłuszną służącą), ale stopy zawsze ma zimne. Gita, zacznij biegać, rób coś z krążeniem, bo to niezdrowe!
Do wanny wchodzi zaciskając zęby i dygocząc od pierwszej sekundy, zanurza się cała i czuje, jak lodowaty chłód oplata jej płuca, mości się między nogami i osiada na brzuchu, sprawiając, że Gita klnie na siebie w myślach i wynurza się po paru sekundach, głośno zaczerpując powietrza, trzęsąc się jak osika, dłonie zaciskając na brzegach metalowej wanny.
Kurwa, nienawidzi tego. Ale lodowate kąpiele już dawno stały się częścią jej porannej rutyny. Szoruje się szybko, zielonym mydłem z oliwek i szczotką, najwięcej czasu poświęcając włosom, które za długie chyba już są, chociaż wcześniej nie zwracała na to uwagi. Wcześniej musiała mieć je upięte w warkocz lub kok. Może by ścięła? Na litość boską, są lata 90 XX wieku, nie XIX, mogłaby w końcu wyjść z tych konwenansów, wokół których dorastała. Gita, zrób to. Ale nie teraz, teraz masz coś do zrobienia.
Pod drzwiami Wrońskich zjawia się już czysta, pachnąca, gotowa do pracy i – jak zwykle – znudzona. List od Adama złożony i schowany w starym, skórzanym plecaku, na wypadek, gdyby się okazało, że miała się zjawić w inny termin i jakimś cudem pomyliła dni tygodnia. Już jej ciepło w tym rękawie trzy czwarte, bladobeżowej, skromnej (nijakiej) sukienki, ale etyka zawodowa (miejsce na śmiech publiczności) nie pozwala jej na założenie czegoś na ramiączkach. Dajcie jej czas, Gita jeszcze nie do końca przyjęła, że jest wolna i może nosić co tylko absolutnie chce. Kiedy tylko w końcu na to zarobi. A na to średnio się zanosi, bo póki co nie stać jej nawet na skompletowanie drugiej skarpetki. Dobrze, że jest lato.
Do domu wchodzi z ledwo widocznym skinieniem głowy, które równie dobrze mogłoby być uznane za zerknięcie pod nogi, aby na progu się nie potknąć.
- Sweter ma pan na odwrót. – Ręką sięga do wystającej pod adasiową grdyką metki, aby ją ująć w dwa palce, szybko, by tylko zwrócić uwagę właściciela na pomyłkę. Pozbawiony emocji, może trochę znużony głos, osobliwa bezpośredniość w stosunku do pracodawców i bystre oko na dzień dobry, chciałeś starą, dobrą, kochaną Gitę, to masz.
Powrót do góry Go down
Adam Wroński

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_inline_n623ljLIbr1sd2i4r

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Panacea, Komitet Dyscyplinarny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyNie Wrz 04 2016, 23:18
Gdyby zapytać Adasia, Gita była... perfekcyjna. Zawsze grzeczna, ubrana w skromne, idealnie gładkie i czyste ubrania. Nie widział w niej nigdy nic zdrożnego, przesadą byłoby nawet powiedzenie, że widział ją naprawdę, odróżniał tę zmęczoną i znudzoną twarz od innych kojarzonych z białym fartuszkiem służącej. Pachniała zwyczajnym mydłem, nie żadnymi tam perfumami od pani Krysi z kiosku spod lady, a jej głos zawsze był tym najcierpliwszym, utemperowanym głosem. Palce były najdelikatniejszymi palcami, gdy stukały w drzwi do sypialni Adama i oznajmiały, że pora wstawać. Takiego wezwania, nawet gdyby nie zwiastowało rychłego nadejścia śniadania, nie chciało się wręcz ignorować.
Nie wolno przekraczać pewnych granic. To znaczy: jej nie wolno. Adamowi żadne granice w życiu jeszcze do głowy nie przyszły, bo zawczasu były usuwane.
Życie z dala od Gity było dlań zupełnie takie samo, jak życie z Gitą krzątającą się po korytarzach, szczerze mówiąc. A mimo to stał w progu z szerokim uśmiechem, wpatrzony w nią jak w najpiękniejszy wschód słońca. Z elegancją dobrodzieja panienki, w tej niepasującej mu zbyt poważnej roli pana domu pod nieobecność Niedamira i rodziców, zaprosił ją do środka, uścisnął dłoń, z obowiązku ucałował powietrze w okolicy ucha dziewczyny.
- Dziękuję, że przyjechałaś. Dostaniesz, oczywiście, wynagrodzenie za każdą minutę pracy.
Niewątpliwie należało chyba o tym wspomnieć? Znaj łaskę panów, Gito, już nie jesteś ich własnością. Panują już nieco, minimalnie wręcz, inne zasady. Możesz, chwytając między dwa smukłe palce metkę noszącą znane zagraniczne nazwisko, musnąć skórę na szyi panicza i nikt cię za to nie zruga.
- Tak? Dziękuję, wydawało mi się zresztą, że coś jest nie tak. A właściwie to jest okropnie gorąco, nieprawdaż? Wolałbym, żeby w końcu ustąpiły te upały. - to mówiąc, ściągnął sweter przez głowę, włożony wyłącznie z przyzwyczajenia, by pozostać w czerwonej polówce zwisającej smętnie ze skutecznie odchudzonego ciała.
- Proszę cię, Gita, zrób coś z nim, od godziny płacze nad stanem swoich koszul. - skomentował przeciągłym jękiem dochodzące z sąsiedniego pokoju utyskiwania przedostatniej latorośli Wrońskich. - Najpierw je jak prosię, a potem narzeka, że ma ubrania całe w pomidorach. Aha, zrobiłem gołąbki, zjesz? Dobrawa powinna wrócić lada chwila.
Powrót do góry Go down
Gita Gorki

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_o3uh2ucOxB1rbud4zo1_500

Petersburg, Rosja

nieznana

20 lat

biedny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyPon Wrz 05 2016, 09:58
Dobrze, Adasiu, że nie widziałeś nigdy Margity poza pracą, bo ten obraz perfekcji zbiłby się na miliony małych kawałeczków i niełatwo byłoby go odbudować. Skromne ubrania były w zasadzie jedynymi jakie posiadała, a skoro tak to musiała o nie dbać. O te dwie jasne sukienki, nijakie, popielato różową i beżową. Takie mdłe kolory wybrane dla służących aby perfekcyjnie wtopiły się w tło, a na przyjęciach mogły się z kolei wyróżniać pośród wystawnych sukien. Całkiem niedawno przez wystawowe okno Gita zobaczyła jak jakaś kobieta mierzy fantazyjny płaszcz z piór i zamarzył jej się podobny. Oczywiście marzyć będzie jeszcze długo, co nie zmienia faktu, że jakiś płaszcz sprawi sobie na pewno. I wcale nie będzie beżowy z filcu, bo ten sprzedała jakiemuś ulicznemu włóczędze w pierwszym odruchu, gdy tylko opuściła swój dawny dom. Fajnie byłoby mieć taki intensywnie bordowy, puchaty, z pomponami. Gita potrzebowała kolorów, a póki co nie było jej na nie stać.
Uśmiechu nie była w stanie odwzajemnić, choć mogłaby przywołać ten bardzo delikatny, bezpieczny, ale umknęło jej to zupełnie, kiedy Wroński uścisnął jej dłoń i nachylił się aby ucałować powietrze. Bogacze i ich etykiety.
Zesztywniała cała, szczególnie napinając kark, aby w razie czego powstrzymać samą siebie od ucieczki, co mogłoby zaważyć na jej potencjalnym zarobku. Gita bardzo źle znosiła dotyk. Bardzo źle znosiła przekraczanie jej przestrzeni osobistej, która systematycznie poszerzała się o parę centymetrów z każdym rokiem. No i po co rzucił się, aby ją witać w ten sposób? Teraz czuła się źle. O czym wiedzieć oczywiście nie mógł, przecież była tylko Gitą. Służące nie mają problemów i są przecież bardzo neutralne. Jak białe mydło. Muskanie skóry na szyi panicza nie wchodziło w grę. Na jakiejkolwiek innej szyi też nie. W pewnym momencie doszła do takiej wprawy, że potrafiła odziać dziecko niemalże bez dotykania go. Dzieci oczywiście ubierało się trudniej, ale zapinanie zamków i guzików w sukienkach panienek i szkolnych koleżanek szło jej równie sprawnie.
Skinęła głową na wiadomość o zarobku, oczywiście, chyba nie sądził, że zgłosiła się na wolontariat i odnotowała w głowie, że schudł bardziej niż przypuszczała.
Znowu kiwnęła głową, na znak, że przyjęła do wiadomości, jakie ma zadanie. Oczywiście, koszule, już się robi.
Gołąbki?
Co teraz?
Na chwilę zbita z tropu wpatrywała się w jeden z obrazów wiszących na przeciwległej ścianie, trochę zbyt intensywnie, jednocześnie wcale nie widząc co się na nim znajduje.
- Dziękuję, już jadłam. – Odparła w końcu przenosząc wzrok na panicza. Jesteś pewna, że wybrałaś dobrą opcję? To niegrzecznie odmawiać Adamowi gołąbków, kiedy się nad nimi trudził, jednocześnie chyba by wolała stracić przytomność niż zasiąść do stołu z Wrońskimi. Jak każda służąca znała oczywiście przeznaczenie każdego z naczyń i jak wszystkie inne służące sama miała zawsze do dyspozycji tylko miskę, talerz, widelec, nóż i łyżkę. Nawet nie łyżeczkę. Herbatę do dziś mieszałaby nożem, gdyby tylko słodziła. A widać było po niej, że cukrów ma mało.
Koszule tak? Niech będą koszule. Skierowała się cicho do pokoju obok. Niech będzie już koniec dnia.
Powrót do góry Go down
Adam Wroński

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_inline_n623ljLIbr1sd2i4r

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Panacea, Komitet Dyscyplinarny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyPon Wrz 05 2016, 15:46
Nawet świadom potwornych konsekwencji i pogardliwych spojrzeń rzucanych im obojgu (choć, rzecz jasna, głównie w jej stronę) znad pierwszorzędnie ugotowanych ziemniaków, Adam bez wahania zaprosił by Gitę do stołu. Tę milczącą Gitę, szarawe Giciątko, które tylko czeka, by znów usunąć się w cień, przepracować w tym cieniu ustawowe osiem godzin i zamknąć się w sypialence we wschodnim skrzydle sąsiadującej bezpośrednio z pokojami Dobrawy. Zamknąć się tam i przeczekać, zdaje się tylko do momentu, w którym w środku nocy znowu nieodzowna stanie się jej pomoc: coś się rozleje, pan domu wróci pijany w sztok i do porządku będzie trzeba doprowadzić jego obrzygany garnitur, Niedamir zażąda duszonych żeberek na nocną przekąskę.
Może Adam zastanowi się kiedyś, czego tak właściwie chciała doczekać się Gita. Może. Teraz zastanawia się tylko, dlaczego nie chce z nim zjeść. Nigdy wszak nie odmawiała, talerzyki, które podsuwał jej czasem zastawione fikuśnymi słodkościami zawsze kończyły ogołocone i błyskawicznie umyte, więc co teraz? Zawieszona między statusem służącej a zwyczajnej nieznajomej pozwalała jej na odrobinę więcej manewru, a gościnność Adama jeszcze ją do tego zachęcała. I to nie z potrzeby serca, by biedna dziewczyna zjadła choć raz dziennie ciepły posiłek. Gościnność Adama brała się z... ze świadomości, że już za rok stanie gdzieś na progu jakiegoś wspaniałego miejsca, otoczony fotografami i prezenterami radiowymi i wszyscy będą od niego oczekiwać Wielkiego Gestu. Że poda rękę choremu, a potem przekaże kilkutysięczny datek na nowo budowany szpital. Albo że wraz z rodzeństwem założy fundację wspomagającą szkolną młodzież. Że w swojej pięciogwiazdkowej restauracji raz w miesiącu urządzać będzie darmowe obiady dla bezdomnych.
- Jak wolisz. - odrzekł więc z uprzejmym uśmiechem wprawiający się w swoją gościnność Adam. W końcu to jego sztandarowa cecha: gościnność. Tak jak Niedamir był przedsiębiorczy, a Dobrawa kreatywna - Adam był gościnny, co sprowadzało się na dobrą sprawę do gotowości, by każdego przyjąć pod swój dach i sadzać przy stole służące w sukienkach lichszych niż obrus, jakim ów stół jest nakryty. Może wypada to trochę słabo w porównaniu i Adaś skończy jako ten, któremu pośród tak znamienitych krewnych zbraknie na popularności. Może to kara wyrównująca posiadanie jedynego względnie normalnego imienia w rodzinie.
Adam został nazwany na cześć swego stryja-kardynała, w którego portret tak usilnie wpatrywała się Gita. Zupełnie nie byli podobni.
- Jeśli chcesz cokolwiek innego, na pewno znajdzie się w kuchni. - zawołał jeszcze za nią, samemu nie bardzo wiedząc, czy tutaj kończy się jego rola gospodarza, bo nie ma już na nią potrzeby.
- Aha, a potem przyjdź mi pomóc, mam niewypastowane buty. - w jego własnym pokoju na końcu korytarza panował rozgardiasz, wszędzie walały się papiery, brudne talerze, orle pióra. Śmierdziało też odchodami z klatki Kluski.
Zdecydowanie za późno wrócił z wakacji.
Powrót do góry Go down
Gita Gorki

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_o3uh2ucOxB1rbud4zo1_500

Petersburg, Rosja

nieznana

20 lat

biedny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyPon Wrz 05 2016, 18:13
Gita z całych sił powstrzymała się, żeby nie wywrócić oczami, chociaż Adaś oczywiście zobaczyć by tego nie mógł. Jakby to wszystko, pastowanie butów, było tak trudną czynnością. Pomimo tego ile mogła dziś i w dni inne zarobić na godzinę, miała ochotę mimo wszystko wyjść z tego domu i wrócić do siebie, pójść w swoją stronę i wypastować własną, jedyną parę butów. Bo potrafiła. A co, na litość boską, potrafią sami zrobić panicze? Adaś tylko doprawiał i dopieszczał swoje potrawy, żyjąc marzeniami, czy później zmywał też naczynia? Czy po nocnej kanapce przecierał talerzyk ścierką, czy odkładał go obok zlewu, wracając do swoich spraw?
Margiciu, kochana, co byś zjadła? Gołąbka nie, ale może cukinię? Najchętniej z ogrodu, pokroić w plastry i wrzucić na patelnię. Może być. I gęsta zupa z dyni. Na myśl o tym wcale nie zrobiła się głodna, w zasadzie jadając jak ptaszyna, co przy jej sytuacji finansowej było świetnym wyjściem, a i tak dwie godziny, może godzinę temu zapchała się owsianką.
Koszule porządkowała jednocześnie przypominając sobie słowa wyliczanki, wygląd i kształt drogich kamieni, które widziała na wystawie u jubilera wczoraj wieczorem, oraz jednym uchem słuchając panicza. Gita miała tą cudowną cechę, którą sobie ceniła, mianowicie nigdy nie było widać po niej, że kogoś nie słucha. Gita nie tylko nie miała zamglonego wzroku, jak większość ludzi, która ignoruje wypowiedzi rozmówcy, ale potrafiła wtrącić mhm oraz no tak czy naprawdę? w odpowiednich momentach. Nie zdążyła przypomnieć sobie wszystkich dziecięcych wyliczanek, które zalegały jej w odmętach pamięci, a już uwinęła się z koszulami. Podobno nie powinno pracować się powoli, żeby nie dostać od razu nowych obowiązków, ale skoro już i tak wiedziała co ma robić to po co się obijać? Do pokoju puka cicho, jak zwykle, nienatarczywie, ale tak, by móc usłyszeć. Wchodzi za pozwoleniem i stara się nie marszczyć nosa przez kluskowy smrodek. Nie rozgląda się, rzadko to robiła będąc w pracy. Przecież nie jej sprawa w jakim stanie państwo utrzymują swoje komnaty.
Zawsze czuła się nieswojo w sypialniach, tych męskich zwłaszcza i chociaż jej twarz wciąż pozostaje niewzruszona, zdradza ją delikatny, niespokojny ruch ramion. Nie lubiła wkraczać w czyjąś intymność, a do tego sypialnie z pewnością się zaliczały.
Adam. Po stryju-kardynale. Przynajmniej miał powody do opowiadania chlubnych anegdotek. Gita nie miała pojęcia po kim została nazwana, najprawdopodobniej po nikim. Nikt to świetny patron dla kogoś takiego jak Margit Gorki.
Powrót do góry Go down
Dobrawa Wrońska

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_nwq8dy1lE11rocrnwo2_500

Kaliningrad, Rosja

błękitna

21 lat

bogaty

stylistka
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyPon Wrz 05 2016, 20:36
Dobrawa czuła się trochę tak, jakby tkwiła samotnie w wieży oblężonej zewsząd przez ludzi zbladłych z choroby i ciągłego rzygania gwałtownego zwracania treści pokarmowej na zewnątrz drogą gębową. Nie zdziwiłaby się, gdyby któryś z nich w końcu zmutował i zaczął krzyczeć coś o mózgach; w sumie nawet by się ucieszyła. Nie, żeby to miało jakoś poprawić sytuację, ale wtedy przynajmniej nikt nie oskarżałby jej o przewrażliwienie na punkcie swojego zdrowia. Ale przecież o co innego miałaby dbać, jak nie o utrzymanie siebie i swojej fryzury w dobrej kondycji? Wszakże z taką starannością zwinnych palców wykonane upięcie mogłoby się zepsuć, gdyby w pozycji zupełnie nieprzystającej damie, jaką Wrońska była niewątpliwie, zmuszona została do wcześniej wspomnianego wymiotowania. No a co jak co, ale żeby z rozwalonym kokiem po domu... Jak miałaby kroczyć krokiem dostojnym i rozsiewać wokół aurę klasy, wybitności i profesjonalizmu z szopą na głowie, no jak? Szczególnie, że nie znalazła żadnego wysokiego, przeźroczystego człowieka, który zechciałby za nią chodzić krok w krok i dzień oraz noc bez wytchnienia trzymać nad nią neon głoszący co następuje: „OTO IDZIE DOBRAWA RADOMIŁA WROŃSKA, CESARZOWA TWOJEGO ŻYCIA, ELEGANCKA STYLISTKA ZE SKANDALICZNIE NIEOMYLNYM WYCZUCIEM STYLU”. Wszyscy byli w szoku, że nikt nie zechciał poświęcić życia zawodowemu trzymaniu neonów. Ładnie by to wyglądało w CV przecież.
W każdym bądź razie, Brasia się izolowała. Na wszelki wypadek, by nie zarazić się żadnym paskudztwem, bo w końcu już ustaliliśmy, że i jej zdrowie, i fryzura były warte każdej ceny, nawet ciągłego chodzenia w rękawiczkach, mycia rąk dokładnie co dwanaście minut (czyli pięć dezynfekcji na godzinę) oraz wychodzenia z sypialni tylko w przypadkach absolutnie koniecznych, czyli gdy zgłodnieje na tyle, by przejść zawalone stertami ubrań i śmieci korytarze, zabawnie chroniąc swoje lśniące, modne buty przed zniszczeniem i błagać brata o jakieś dobre jedzenie. W takich chwilach dziękowała bogom, że jej kochany Adaś umie gotować, bo ona - ze swoją obsesją na punkcie utrzymywania dłoni w czystości i niecierpliwością - była na tyle umiejętna, by spalić nawet wodę na herbatę. Gdyby nie talenty Adama, wszystkie latorośle Wrońskich (oprócz Niedamira - ten to się umiał ustawić, by ominąć najgorsze chwile!) byłyby zmuszone do życia jak byle plebs, na szybkich zupkach i słodyczach.
Przybycie Margity Gorki - jeszcze do niedawna prywatnej służącej panienki Wrońskiej - kobieta oglądała z okna swojej sypialni, zawalonej czekającymi na wypranie, wyprasowanie i złożenie pięknymi, drogimi sukniami. Patrzyła ze zdziwieniem na to, jak jej brat na oczach Gity zdejmuje sweter i wita się z nią tym grzecznościowym całusem, zarezerwowanym dla wyższych sfer, zastanawiając się, co tam się, do cholery, wyprawia. I dlaczego Gita dobrała tak nietwarzowy kolor sukienki.
Blondynka szybko zdezynfekowała ręce (w końcu upłynęło już dwanaście minut od ostatniego mycia dłoni), założyła rękawiczki, chwyciła koronkową chusteczkę z wyszytym mottem rodowym i wyszła, by podziwiać obraz nędzy i rozpaczy, malujący się w hallu. Dobrawa nie mogła się powstrzymać od myśli, że ten cały burdel przypomina jej moskiewskie, mugolskie ulice - zrzucone byle jak ze stóp skarpetki, talerzyk, na którym rozwijały się nowe formy życia, pogniecione swetry.
Oparła się chęci wycofania do swojego (prawie) sterylnego pokoju i ostrożnie ruszyła poprzez cały ten bajzel, przeskakując nad stertami ubrań (gdzieś tam mignął jej kostium do quidditcha, którego od rana szukał jej drugi najmłodszy brat), brnąc dzielnie niczym Yelizaveta przez skutą lodem Syberię w „Milczeniu czarnoksiężnika”, tylko że Wrońska zamiast w śnieżną pustynię szła przez pełen podstępnych pułapek hall, aż w końcu znalazła Gitę. Służąca przebywała w pokoju Adama i pastowała mu buty czarną pastą.
Dzień dobry — przywitała się, wchodząc do środka (uprzednio czyszcząc klamkę chusteczką, tak dla pewności). Od progu Dobrawę uderzył dziwny, nieprzyjemny zapach; ona nie musiała się powstrzymywać, więc skrzywiła się zupełnie słusznie i dodała zaraz elokwentnie, wykazując się przy tym błyskotliwym zmysłem dedukcji: — Śmierdzi tu.
Dwudziestojednolatka przetoczyła wzrokiem po adasiowej sypialni, okiem łowiąc wszystkie okruszki (z pewnością po ciasteczkach korzennych!), papiery, orle pióra, naczynia i czując, jak jej wewnętrzny zmysł estetyczny płacze gorzkimi łzami nad tym, co tu dużo mówić, zwyczajnie gównianym porządkiem w jej domu. A zapłakał również i nad Gitą, gdy tylko Dobrawa dostrzegła, w co dziewczyna jest ubrana.
Pastele ci nie pasują — skomentowała. — Twoją urodę ładnie podkreśliłyby czerwienie i zielenie, może coś niebieskiego. Nie, nie! Niebieski nie, gryzłby się z odcieniem twojej skóry. Ściśnij czasem talię paskiem, ale nie takim grubym, cienkim, ładną masz talię, trzeba to wyeksponować.
Wydawało się, że Brasi nawet do głowy nie przyszło, że Gorki obowiązuje coś takiego jak etykieta pracy albo że nie wszystkich stać na te czerwone, zielone, błękitne ciuszki. Ba, taka refleksja naprawdę nie skalała jej mózgu. Przecież pieniądze, śliczne ubrania - to wszystko było takie naturalne, zawsze pod ręką, że nigdy nawet nie próbowała sobie wyobrazić, że ten swobodny dostęp do wszystkich uciech to luksus, na który mogli sobie pozwolić nieliczni. Ci szczęściarze, którzy urodzili się w porządnym, dobrym domu, w którym ruble nie kończą się nigdy.
Na szczęście dla wszystkich, choć blondynka wyglądała, jakby miała zamiar ciągnąć swój wywód właściwym sobie tonem znawcy, to umilkła dość szybko, by przez chwilę trwać w ciszy i dopiero po kilkunastu sekundach odezwać się ponownie:
Ale ja nie po to tu przyszłam. Gdy skończysz to, proszę, zajmij się moimi ubraniami. Wszystkie są w pokoju. Pamiętasz, jak tam dojść, prawda? To świetnie — mówiła bez czekania na odpowiedź Dobrawa, w międzyczasie ściągając rękawiczki i niemalże bez patrzenia używając żelu antybakteryjnego, jak zwykle pachnącego miętą. — Jeżeli jesteś głodna, to... A zresztą, pewnie wiesz, co masz robić. Przecież nie jesteś tu po raz pierwszy. — Dobrawa włożyła na powrót satynę i nagle orientując się, że nie ma co począć z dłońmi, złożyła je za plecami, uprzednio jeszcze szukając dla nich najwygodniejszej pozycji - i tak stanąwszy spojrzała wreszcie na Adama.
Czerwień z kolei nie pasuje tobie, mój drogi — rzekła i uniosła przy tym lekko podbródek, by lepiej się przyjrzeć swojemu bratu. Wszyscy byli w tej rodzinie od niej wyżsi. To niesprawiedliwe. — Ale ja nie po to. Ponownie. Pytanie: czy dzisiaj są gołąbki? Robisz bardzo dobre gołąbki.
Nie kłopotała się czymś takim jak zaproszenie Gity na obiad. Po pierwsze: mimo całej swojej sympatii do panny Gorki, Wrońska nie chciałaby jeść z kimś t a k i m przy jednym stole. To przecież nie przystoi. Po drugie: była pewna, że Adaś zdążył zaproponować służącej posiłek. Był przecież taki gościnny, że to aż dziwne.
Powrót do góry Go down
Adam Wroński

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_inline_n623ljLIbr1sd2i4r

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Panacea, Komitet Dyscyplinarny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyPon Wrz 05 2016, 23:08
Adama i jemu podobnych od urodzenia, już od kołyski, w rytm potrząsania grzechotką uczono, że stworzeni są do rzeczy wyższych niż sprzątanie po sobie. Gita doprawdy mogła trafić gorzej, bo w większości rodzin ani jedno z licznych dzieci, choć niezaprzeczalnych ładnych i grzecznych w towarzystwie, nawet nie ugotuje sobie samo. Ale skąd biedna mogła wiedzieć, jej życie kręciło się wokół pogniecionych koszul Lutogniewa. Nie była przecież nawet jeszcze na progu starości, na pewno nie. Może gdyby los inaczej rozdał karty, dorastaliby na jednym osiedlu, dzielili się najtańszymi anyżowymi cukierkami z odpustu.
Uśmiechnął się do wspomnień z dzieciństwa gdy tylko usłyszał to cichutkie pukanie do drzwi. Zajmował się akurat kartkowaniem mocno zużytego podręcznika do alchemii. W środku odkrył jakieś kompromitujące zdjęcie zrobione ukradkiem i wciąż wpatrywał się w nie z niedowierzaniem.
- Proszę, proszę, wejdź. Przepraszam cię za ten bałagan, dopiero co wróciłem z wakacji we Włoszech. Właściwie, kiedy skończysz, mogłabyś rozpakować tę ostatnią torbę? Możesz sobie wziąć czekoladę, przywiozłem z Perugii, tam robią najlepszą.
Gita była tak okropnie... niedopieszczona. Wciąż nosiła te same sukienki, wcale się nie malowała. Przyzwyczajony do widoku strojnej Dobrawy wiodącej prym tłumowi dziewcząt, które wciąż patrzą w lusterka i przytykają do ust bajecznie drogie szminki, Adam wpuścił ją do swojej sypialni tak jak wpuszcza się doń przeciąg, a nie młodą kobietę. Bez znaczenia było - zobaczy rozrzuconą na komodzie bieliznę, czy nie. Mimo wszystko, choć tego uporczywego smrodu wypadałoby się pozbyć. Otworzywszy okno na oścież, wypuścił czym prędzej Kluskę z klatki, by skorzystała z ostatnich dni wolności i nieograniczonego latania po włościach rodziny Wrońskich.
Adam przeznaczony był do rzeczy wyższych, być może zresztą właśnie dlatego był tak wysoki: by lepiej się im przyjrzeć i sprawniej za nie zabrać. Do uwalniania stworzeń uprzednio więzionych, uszczęśliwiania uciskanych. A oto przecież miał przed sobą najlepszy materiał do swojej wymarzonej charytatywnej pracy. Gdyby tylko zobaczył ją w otoczeniu innym niż ściany własnego domu, gdzieś na ulicy, wpatrzoną w witrynę sklepu jubilerskiego, bez wahania wstąpiłby do środka, kupił pyszną kolię z diamentami, obsypał prezentami, uczynił z nieszczęśliwej szarej myszki prawdziwą damę, która nie umie spożyć podwieczorku bez widelczyka do wydobywania ślimaków z ich skorup.
Ach, gdyby tylko.
Doskonale znał się na damach. Najwspanialszą z nich, taką, przy której chowa się sama lady Diana, miał przecież za starszą siostrę, która właśnie zaszczyciła jego pokój swoją aseptyczną obecnością.
- Dobrawa. - rozpromienił się, przechodząc przez rozgardiasz aż do niej, by ucałować czubek jej idealnie ufryzowanej blond głowy. Każdą drażliwą cechę jej charakteru uparcie ignorował, niezmiennie ucieszony jej widokiem. Nawet słowem nie zareagował na jej nachalne uwagi dotyczące wyglądu Gity, a co więcej, własnego. Zgodził się już przecież, skoro tylko wróci służba, pójść z nią na zakupy i ubierać się w co tylko sobie wymyśli. Nawet da jej wybrać sobie nowe okulary. Czegóż więcej może chcieć od brata, skoro jeszcze obiad dostanie? - Przywiozłem ci prezenty z Włoch, a tak szybko uciekłaś na górę, że nie zdążyłem dać ci wcześniej. - I prezenty?
Uklęknął przy otwartej walizce na środku podłogi. Wylewały się z niej ubrania, obce banknoty, książki, skrawki turystycznych map i słowniczki. Na jakiejś pogniecionej chusteczce jedna z kelnerek w przytulnej kafejce nad Arno nabazgrała coś, co tajemniczo nazwała numerem telefonu. Czym prędzej odrzucił ją gdzieś dalej i odszukał w końcu pięknie zapakowane paczki. Papier lśnił srebrem i złotem, a kokardki z szerokiej wstążki, choć odrobinę wymięte, były ułożone w wymyślne kształty. Prezenty nosiły emblematy najlepszych mediolańskich domów mody.
- Tak, tak, gołąbki, z cielęciny, takie jak lubisz. Ale chyba lepiej będzie jak zjemy dopiero po uporaniu się z większością... - nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa, zatoczył tylko koło po pokoju - tego.
Powrót do góry Go down
Gita Gorki

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_o3uh2ucOxB1rbud4zo1_500

Petersburg, Rosja

nieznana

20 lat

biedny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyWto Wrz 06 2016, 12:01
Giciątko co ci tam w głowie gra teraz, kiedy nie ma już wyliczanek i drogich kamieni? Co ci głowę zajmuje, kiedy czarną pastą szorujesz buty panicza? Dzikie róże, instrumenty smyczkowe. Spokojnie, misiu mój, skup się na tych rzeczach, które będziesz sobie mogła kupić po całym dniu pracy. Odłóż sobie sumę, która niezbędna będzie ci do życia, oraz tę, którą przeznaczysz na płaszcz, na ten piękny, bordowy płaszcz. Z lamp przypominających Gwiazdozbiór Skorpiona odłożysz sobie na gramofon, choć w magicznym świecie nie są takie drogie, ale Nick Cave na winylu będzie cię już kosztował więcej. Nie szkodzi. Powoli wkraczając w ten dorosły świat, w którym przy odpowiedniej dozie determinacji możesz kupić sobie to, na co masz ochotę, nie mogłabyś z tego nie skorzystać by nie zacząć sobą być i zrzucić te pastelowe suknie służącej, których tak nie cierpisz.
Niedopieszczona, oczywiście, że była niedopieszczona. Nie było nigdy nikogo, kto mógłby zaskoczyć ją od czasu do czasu przyjemnościami, a samą siebie dopiero zaczynała obdarowywać małymi prezentami. Na tym dusznym, surowym poddaszu kamienicy ma już całkiem pokaźną kolekcję ciemno kolorowych wstążek do włosów, którymi związuje wysoko upięte kucyki i koki, lata 60 z delikatnym uderzeniem piorunu, bo jednak margitowe włosy nigdy nie są gładkie, jak te Dobrawy. Nigdy by też nie chciała, aby takie były. Przy całym poukładaniu, które jej zawsze towarzyszyło odrobinę chaosu przyjmuje z utęsknieniem.
Czekolady z Perugii sobie nie zabrała. Chociaż miałaby ochotę jej skosztować, ale tylko wtedy, gdyby otrzymała ją osobiście, a nie chyłkiem zabierała z walizki. Gita miała swój własny, nieco dziwaczny kodeks honorowy, którego przestrzegała.
Specyfiki do butów, oraz same obuwie ułożyła w równym rzędzie przed sobą, przyglądając się tej kompozycji w trakcie pastowania i zastanawiając się co by wyszło, gdyby dodać układowi trochę finezji i zrobić z butów ciemną, surową mandalę.
Nie zdążyła sobie wyobrazić całej konstrukcji, kiedy z powiewem gracji do sypialni weszła harpia Dobrawa. Na bezpośredni komentarz o smrodzie Gita prawie się uśmiechnęła znad swojej pracy, schyliła więc głowę niżej dając pozwolenie na drgnięcie tylko kącikom ust. Za chwilę jednak uniosła ją znowu, tym razem nie mogąc się powstrzymać, aby nie rzucić wymownego spojrzenia paniczowi, kiedy dotarło do niej, że komentarz o pastelach i innych kolorach był skierowany do niej, a nie do harpii brata. Ignorowała wywód do momentu, gdy usłyszała 'talia', takiej porady modowej Dobrawa raczej nie udzielałaby mężczyźnie. Franca. Gita na końcu języka miała gotową odpowiedź, że tak się składa, że sukienkę obrzydliwie pastelową, którą ma na sobie posiada jeszcze z czasów gdy u nich pracowała i mnóstwo innych służących ma takie same w szafie. Ale to mogłoby być opłakane w skutkach. Albo wyszłaby stąd bez pieniędzy albo usłyszała wywód o tym, jak to nie powinno się nosić tak starych ubrań, sprzed trzech sezonów. Wolałaby wyjść, to nie wydawało się taką głupią opcją.
Pamiętasz, jak tam dojść?
Wrońscy z podejściem, że służba to element otoczenia, a nie ludzie, nierzadko o takiej samej pewnie grupie krwi, co oni. Tylko brudnej. Fe.
Przypomnij jeszcze raz, Gita, po co to robisz, skoro tak bardzo chciałaś uciec z tej pracy? Ah tak, tak. Cave na winylu i bordowy płaszcz. To tylko jeden dzień, a potem wrócisz do swoich lamp i postarasz się o pracę w antykwariacie, może szukają pracownika skoro ta mała sprzedawczyni chodzi już z wyraźnym brzuchem. Nie jesteś tu po raz pierwszy, Gita, ale liczysz, że ostatni, w końcu to tylko sytuacja podbramkowa. Swoją drogą panicze wykupili sobie u najlepszego znachora maksymalny poziom odporności, że nie siedzą teraz, jak reszta z miską na zdobionej muszli klozetowej?
Skończywszy z butami zabiera pasty i z nieinwazyjnym przepraszam przechodzi obok rodzeństwa, aby wyjść z sypialni i udać się do jednej z łazienek, uprzednio chowając pasty do schowka. Szczerze mówiąc dom w gorszym jest stanie, niż jej się zdawało i nie chodzi o to, że jest zapuszczony a kurz na podłodze zbiera własną armię, wcale nie. Jest po prostu zabałaganiony i Gita  zatrzymując się na środku korytarza rozgląda się, w końcu mogąc to zrobić, nie będąc obserwowaną przez właścicieli. Nigdy nie widziała, żeby panował tu taki rozgardiasz. Zadziera głowę w górę, spoglądając na sufit, szukając czających się na ścianach ciem. Na pewno są tu ćmy, zagubione, przez nikogo nie wyproszone, same nie mogące znaleźć drogi wyjścia. Oczywiście. Zlokalizowała trzy nim ruszyła w końcu do łazienki aby wyszorować dłonie, następnie spiąć włosy w wysoki kok, skoro już ma tu sprzątać, to nie będzie robić tego pobieżnie, trzymając się ściśle wyznaczonych jej zadań, jak pastowanie butów, resztę zostawiając w spokoju. Podwija niepasującą do jej karnacji pastelową sukienkę i zza pończochy wyjmuje różdżkę, przywołując do siebie z kuchni jeden z czarnych fartuchów. Cienkie pończochy zakończone zgrabną koronką były chyba jednym z jej pierwszych zakupów odzieżowych i cichą przyjemnością, sprawiając dodatkową satysfakcję o tyle, że mogła wyrzucić te okropne rajstopy, których cienka gumka zostawiała czerwone ślady na jej brzuchu po całym dniu noszenia. Plus miała gdzie sprytnie chować różdżkę. Do podręcznikowego przykładu francuskiej pokojówki brakowało jej jednak jeszcze sporo i nawet zawiązywany na kokardkę za plecami czarny fartuszek nie bardzo zbliżył ją do tego wizerunku. Jak myślisz, Brasiu, czy teraz ma lepiej zarysowaną talię?
Z łazienki wyszła zbierając po drodze wszystkie rzeczy do prania, lub do zmywania, posługując się zarówno magią jak i własnymi rękami, tak, że dotarłszy do pralni trzymała całą kupę rzeczy, a za nią ciągnął się sznur talerzy, kubków, salaterek i innych naczyń. Przydałby się kosz. Żałowała, że nie posiada walkmana, chociaż w miejscu o tak wysokim stężeniu magii i tak by nie działał. Gita lubiła te małe mugolskie wynalazki. Walkmany czy tostery, które sprawiały, że życie było przyjemniejsze, chociaż oczywiście nie jej, bo jeszcze nie było ją na nie stać. Ale wkrótce sobie kupi. Gofrownicę na przykład. Do adamowej sypialni wraca już z bardziej energicznym krokiem, dwoma koszami, jednym na pranie, drugim na naczynia. A tu dalej śmierdzi.
Udając więc, że straciła węch zabiera się za zbieranie kolejno tych rzeczy, których tutaj wcale nie powinno być.
Powrót do góry Go down
Dobrawa Wrońska

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_nwq8dy1lE11rocrnwo2_500

Kaliningrad, Rosja

błękitna

21 lat

bogaty

stylistka
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyWto Wrz 06 2016, 21:18
Uśmiechnęła się, gdy Adam ją ucałował, a uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy wspomniał o prezentach; w końcu prezenty zawsze są niezwykle mile widziane u Wrońskiej, a szczególnie takie z Włoch i z lśniącymi, pięknymi emblematami najlepszych mediolańskich domów mody, którymi przewodzą, oczywiście, najlepsi projektanci. Dobrawa ujęła ostrożnie pakunki, jakby jeden jej gwałtowniejszy ruch miał zniszczyć zaraz zawartość starannie opakowanych paczek, które prawie że nienaruszone przetrwały w adasiowej walizce podróż, wolną ręką szybko zgarnęła chusteczką jakiś bliżej nieokreślony brud wykształcający powoli samoświadomość z najbliżej stojącej komody i odłożyła tam podarki, by - już z wolnymi ramionami i błękitnymi oczyma błyszczącymi ekscytacją - uwiesić się na zaskakująco szczupłej szyi chłopaka. Wciąż nie mogła się nadziwić, jak jej brat szybko schudł i ciągle łapała się na wyobrażeniach, w których Wroński zajmuje jednak trochę w i ę c e j miejsca przy stole albo że gdy Dobrawa chce go objąć, to z przyzwyczajenia próbuje położyć ręce tam, gdzie teraz znajduje się tylko powietrze. Nie znaczyło to jednak, że nie cieszy się z przemiany Adama, brońcie bogowie! Była dumna, że coś takiego mu się udało. Po prostu... chyba potrzebowała jeszcze trochę więcej czasu, żeby przyzwyczaić się do myśli, że sylwetkę nalanego chłopca, chrupiącego w przerwach między obiadem a kolacją mniejszy obiad z ciasteczek korzennych, zastąpiła postać szczupłego młodzieńca o przystojnej, chudej twarzy.
Dziękuję, Adaś! Jesteś najlepszy! — mówiła rozradowana Brasia, zdobywając się nawet na jakże niehigieniczny pocałunek w policzek. — I jeszcze gołąbki z cielęciną zrobiłeś, chyba ci powinnam kiedyś pomnik postawić!
Po jeszcze kilku cmoknięciach w to samo miejsce (ile zarazków, bakterii, o rany, sterylny porządek rzeczy został zburzony, ale to Adaś, całowanie Adasia się nie liczy, prawda?), Dobrawa w końcu puściła szyję biednego brata, którego swoim wybuchem radości zmusiła do lekkiego zgarbienia się i trwania w takiej niewygodnej pozycji przez dobrą minutę. Poprawiła kołnierzyk, o tak, żeby było elegancko, pociągnęła trochę w dół poturbowaną przez ten nagły przypływ czułości koszulę, strząsnęła niewidzialny kurz ze spódnicy i dopiero po wykonaniu tych wszystkich czynności mogła przystąpić do dalszej rozmowy, jakby dopiero nienaganny wygląd uruchamiał aparat mowy blondynki.
Gdyby nie byli sami w pokoju (Gitę gdzieś wywiało w międzyczasie, ale to i tak by nie zrobiło wielkiej różnicy, przynajmniej dla Dobrawy) i gdyby to nie był on, nie pozwoliłaby sobie na taki żywy przejaw entuzjazmu. Dama przecież nie skacze mężczyznom na szyje i nie obsypuje ich pocałunkami, a już na pewno nie śmieje się tak życzliwie i głośno, i szczerze i nie pozwala, by jej wygląd został naruszony, a Brasia przecież taką damą jest. No ale Adaś, jak już mówiła wielokrotnie, to był wyjątek w jej ścisłym kodeksie zachowań, taki przypadek poza skalą. Mogła nawet wejść do kuchni podczas jego pracy, kraść świeżo upieczone przez niego babeczki i pozwolić sobie na to wszystko, czego wystrzegała się na co dzień, chcąc utrzymać swoją nienaganną reputację osoby wychowanej dobrze, ba, dobrze - najlepiej.
Przy Gicie... Przy Gicie chyba też, ale nie było to powodowane siostrzaną miłością, tylko czymś zgoła innym, co trudno określić. Status Gorki w prywatnej skali Dobrawy wahał się między nikim (synonim do „służącej”), a wiadomo, że nikim nie należy się przejmować, a kimś w rodzaju... przyjaciółki. Nie, nie takiej z typu tych świetnie wyedukowanych panien, z którymi można było poświergotać po francusku przy kulturalnej herbatce i pójść na zakupy, ale takiej, którą przez pół dnia się ignoruje, by w końcu, gdy zostaną same w pokoju, zacząć rozmawiać (chociaż tu bardziej pasuje stwierdzenie: „prowadzić monolog”) i mówić przy tym rzeczy, których wolałaby nie zdradzać tym wszystkim koleżankom w drogich ubraniach. Brasia lubiła milczenie tej dziwnej, wtapiającej się w tło służącej, lubiła to, że ta sama służąca mogła być dla niej prawie że niewidzialną pomocą, słuchaczem, doradcą i modelką. Brasia lubiła całą Gitę i ta sympatia trwała tylko dlatego, że, stety niestety, Wrońska nie znała myśli Margity.
I zdecydowanie wolałaby ich nie znać.
Prezenty rozpakuję po obiedzie, jeśli pozwolisz, bo masz rację, najpierw trzeba się tym zająć — dodała jeszcze Dobrawa i choć powiedziała coś takiego, wcale nie oznaczało to, że zamierza sprzątać. W końcu wszyscy Wrońscy byli stworzeni do rzeczy większych. Nie po to też zatrudniali służące, by sami sobie brudzić idealnie wypielęgnowane, pachnące ręce robotą.
W czasie jej przemyśleń w adamowej sypialni znowu pojawiła się Gita, znowu jak ninja; blondynka prawie pominęła jej obecność, przypominając sobie o niej dopiero wtedy, gdy koło jej ramienia świsnęła jakaś ubrudzona ziemią z ogródka koszulka, zgrabnie wędrując w trzymanym przez szatynkę koszu na pranie.
Powrót do góry Go down
Adam Wroński

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_inline_n623ljLIbr1sd2i4r

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Panacea, Komitet Dyscyplinarny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptySro Wrz 07 2016, 14:08
Chaosu nie brakowało w tym domu, szczególnie teraz. Adam mało się nie przeżegnał i uciekł, pierwszy raz widząc na marmurowych stopniach ślady błota. Sam ten mały zwiastun, że źle się dzieje w państwie Wrońskim, wystarczył, by Adam zwietrzył katastrofę i w zaledwie kilka godzin, może dzień, po swoim powrocie z wakacyjnych wojaży wezwał Gitę. Bałagan, który rozpętał się dzięki nieujarzmionej pomocą domową obecności trojga Wrońskich w domu, tylko utwierdził go w przekonaniu, że postąpił być może niegrzecznie, ale niewątpliwie słusznie.
Prędzej wyniósłby się do hotelu zamiast cierpienia chociażby smrodu własnej sypialni, ale początek roku szkolnego czający się tuż za rogiem zmusił go do próby opanowania sytuacji. W końcu Niedamir wyjechał (choć choróbsko zdążyło pewnie dopaść w drodze jego lekceważącą zasady higieny osobę) w delegacji i on wymyślił sobie przejąć obowiązki pana domu. A jak wiadomo, kapitan tonącego statku idzie z nim nawet na dno.
Być może spotkałby tam tę inną Gitę, tę, która wydostanie się wreszcie z, faktycznie dość brzydkiej, beżowej sukienki i paraduje swoim krokiem straceńca, wszem i wobec prezentując bordowy płaszcz. Być może przeląkłby się, pękłaby szklana bańka, w której przeżył już osiemnaście lat. I sześć dni!
Być może to ta szklana bańka uchroniła jego wraz z siostrą od złapania choróbska. On sam, co prawda wrócił gdy już w domu nie ostał się nikt z zarażonych, a Dobrawa była w trakcie gruntownej dezynfekcji swojego ciała i pokoju, zresztą, kiedy szło o Dobrawę i choroby, mógł śmiało zakładać, że uchowała się bez choćby jednego kichnięcia - tak panicznie bała się utraty zdrowia i pilnowała się ze wszystkim. Adam sam nie wiedział, czy fakt, że jest w jej regułach wyjątkiem i nosił teraz na policzkach niehigieniczne ślady siostrzanej szminki to zaszczyt czy kolejne drobne utrudnienie. Objął siostrę ostrożnie, głównie kierując się sporym niebezpieczeństwem potknięcia się i upadku w cały ten rozgardiasz przy gwałtowniejszym ruchu. A że znał dobrze ją i jej dziwne upodobania, wiedział też, by lepiej nie wygnieść jej śnieżnobiałej koszuli, bo jak nic w takiej sytuacji koniecznie chciałaby się przebrać. Adam tęsknił za towarzystwem siostry po niemal miesięcznej nieobecności w domu i nie chciał ryzykować, że znowu zamknie się w swoim pokoju na godzinę albo i dłużej.
- Dobrze, już dobrze, obędzie się bez pomnika. Ale może mogłabyś już przestać z tymi uwagami o stroju Gity. Co jeśli nie ma nic innego? Przecież jest czysta i schludna.
Wykorzystał chwilową nieobecność Gity, by zwrócić jej uwagę. Była przecież już dorosła, a on, świeżo przekroczywszy granicę pełnoletności sam również poczuwał się do dojrzałych odruchów. Niewątpliwie już wkrótce zostanie wyzwolicielem. Gity - może jeszcze dziś, może późną nocą uda się im uporać z opłakanym stanem domu i pustymi szkolnymi kuframi.
Kiedy służąca wróciła, Adam aż sam zdziwił się, ile niepotrzebnych rzeczy zalegało w jego sypialni. Niektóre ubrania uwidocznione dopiero po odsłonięciu przez trzy warstwy innych ubrań pamiętały jeszcze czasy, kiedy nosił słabe okulary, a do stajni oglądać konie chodził trzymając mamę za rękę.
- Powinniśmy chyba oddać część tych rzeczy, od wieków ich nie noszę. - zawyrokował, jakby oczekując od Dobrawy aprobaty pomysłu, a od Gity... chyba wręcz oklasków. - A ty, jak podejrzewam, masz takich jeszcze więcej.
Przyglądał się pracującej dziewczynie i porządkującym się brudom z braku innego ruchu, który mógłby przyciągnąć jego wzrok. Dopiero po chwili zauważył, że nieporządnie rozpuszczone włosy związała i włożyła fartuszek. Wszystko było jak za dawnych czasów, z tym wyjątkiem, że Adamowi nigdy nie przyszło do głowy patrzeć na cudzą pracę. Stanowczo wolał, by to inni doceniali jego wysiłki poczynione nad posiłkiem spożywanym zawsze nie bez ceremonii, w głównej jadalni, z zapalonym żyrandolem.
- Kiedy wracają stajenni? - zapytał jeszcze nim podjął ostateczną decyzję o wyjściu na chwilę z pokoju. W stajniach zapewne nie czekał go przyjemniejszy zapach niż w sypialni, ale zawsze mógł mieć nadzieję, że kiedy wróci Gita zdąży już się uporać z zapaskudzoną klatką.
Powrót do góry Go down
Gita Gorki

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_o3uh2ucOxB1rbud4zo1_500

Petersburg, Rosja

nieznana

20 lat

biedny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyCzw Wrz 08 2016, 15:52
Gita uporała się z zapaskudzoną klatką o wiele prędzej niż Wrońscy mogliby przypuszczać. Nie dlatego, że jej tajną supermocą było błyskawiczne sprzątanie zwierzęcych odchodów, ale dlatego, że znała parę całkiem przydatnych zaklęć, jak każda szanująca się sprzątaczka. Szanująca się sprzątaczka, dobre. Zapisz to sobie w swoim kalendarzu, Gito, tym, z którego dni dalej skreślasz, chociaż nie masz już do czego odliczać. Wypłaty masz nieregularne, a kto chciałby liczyć dni do tego, w którym przyjdzie zapłacić czynsz. Na szczęście niski, bo kto żądałby kokosów za mieszkanie w takiej dziurze. A jednak z jakichś powodów lubisz strych, na którym mieszkasz, jest surowy, jak twoje podejście do ludzi i biedny, choć czysty. Drewniane ściany i podłoga, małe okienka, które otwiera nierzadko na oścież nawet pomimo coraz chłodniejszych dni, bo na strychu panuje zaduch. A Gita bardzo nie lubi zaduchu, dlatego okno otwiera niemalże od razu po wyjściu Wrońskich, a kiedy po ponad dwóch godzinach sprzątania adasiowy bałagan zostaje ujarzmiony Gita pozwala sobie zdjąć pantofle i wspiąć się na parapet, aby na chwilę odpocząć. Nie siada od razu wyciągając ręce w górę i stając na palcach, sprawdzając, czy zdoła dosięgnąć ościeża. Nie zdoła. A może jednak? Wysil się trochę, napnij bardziej mięśnie. A co, gdybyś spadła? Trochę byś się poturbowała, ale może dostałabyś niezłe odszkodowanie. Czy nie? Wykupiłaś sobie ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków? Najpewniej nie. W takich momentach mogłoby brakować ci szkoły, tam nigdy nie trzeba było płacić za opiekę medyczną, chociaż nie skorzystałaś sobie z tego w życiu zbyt wiele razy. Od małego się hartowałaś to i sezonowe choróbska cię nie łapią. Kiedy ostatni raz miałaś okazję poleżeć z przeziębieniem w łóżku. Parę lat temu, co? Fajnie było, nie? Przez kilka dni nie musiałaś robić absolutnie nic, w zamian za to głowa i zatoki ci pękały. To był raj.
Chwila odpoczynku dla ramion. A może by tak na jednej nodze? Co oczywiście niczego nie da, ale kto z nas nie robi rzeczy nieracjonalnych? Gity jako takiej z pewnością nie postrzegano, ale w gruncie rzeczy nikt się nigdy nie przyglądał, prawda? Na jednej nodze nie da rady, ani na prawej, ani na lewej. Musiałabyś skoczyć. Ale nie ryzykuj. Możesz jedynie zeskoczyć na podłogę, ugiąć kolana podczas lądowania i schylić się, by nałożyć trzewiki. Część wysuszonych w szybkim tempie ubrań czekała złożona w szafie, gotowe w zasadzie do spakowania, część tych, które były Adamowi na pewno za małe (albo, cóż, za duże) złożone razem, a część jeszcze nie przyszybowała z suszarni. Później się nimi zajmie. Skręciła, udając się do kuchni, którą tak dobrze znała, z zamiarem poczęstowania się czymś do jedzenia. Oczywiście, jedzenie dla służby, przygotowywane przez służbę nigdy nie było złej jakości, ale obecnie nawet nie było go wcale. Wszyscy rozchorowani. Wzięła więc gruszkę, trochę już zbyt miękką, ale co z tego. Im słodsze, tym lepsze.
Już czas, Gita. Chwila odpoczynku zaliczona, mały głód zaspokojony, nie wykręcisz się od odwiedzenia komnat panienki. Szczerze mówiąc liczyłaś, że Dobrawie wcale nie przyjdzie do głowy realizować wspaniałego pomysłu Adama i nie zechce porządkować garderoby, urządzając przy tym show z tobą jako modelką w roli głównej.
Gita nie cierpiała tych pokazów mody. Nie dlatego, że były w jakiś sposób upokarzające, chociaż słuchanie co dwie sekundy komentarzy Dobrawy o tym, jak to Gicie niewiele pasuje do najprzyjemniejszych nie należało, ale dlatego, że zabierały wiele cennego czasu, który Gita chętnie spożytkowałaby inaczej. Już wolałaby słuchać zwierzeń, układając przy tym ozdobne poduszki na szezlongu, to wymagało od niej mniejszego zaangażowania w życie Dobrawy, paradoksalnie. W końcu jednak dociera do sypialni i puka, jak zwykle. Jak zwykle cicho i nienatarczywie.
Powrót do góry Go down
Dobrawa Wrońska

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_nwq8dy1lE11rocrnwo2_500

Kaliningrad, Rosja

błękitna

21 lat

bogaty

stylistka
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyNie Wrz 11 2016, 12:18
Dobrawie zrobiło się nawet głupio - oczywiście na tyle głupio, na ile może zrobić się kobiecie z prawie niezachwianą pewnością siebie graniczącą z czystą bezczelnością, przykrytą ładnie kocem dobrych intencji. Nie czuła się jednak zakłopotana z powodu tego, że nie przemyślała swoich słów, ale dlatego, że ktoś zwrócił jej na to uwagę, a dokładniej: uwagę zwrócił jej na to Adaś. Dlatego gdy o tym powiedział, po prostu skinęła sztywno głową i bąknęła coś o tym, że stajenni wracają dzisiaj o siódmej wieczorem, nim w ślad za Adamem wyszła i skierowała się do swojej sypialni, by zdezynfekować ręce i pooddychać swoim (powiedzmy, że) czystym powietrzem z cytrynowego odświeżacza. Był to jeden z nielicznych wynalazków mugoli, które Wrońska akceptowała w swoim otoczeniu. Odświeżacze powietrza były cudowne. Wszyscy kochają odświeżacze powietrza.
I jakoś płynął jej czas na czytaniu najnowszego wydania „Awoski” (w sezonie jesień/zima 1996 modne będą mufki i lisie futra, czuła to w kościach), przerywanym dezynfekcją rąk, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi, które tak dobrze znała.
Proszę — rzuciła bez zainteresowania Dobrawa, przewracając kolejną, pachnącą jeszcze farbą drukarską stronę magazynu. Podniosła głowę dopiero w momencie, w którym Gita weszła do środka, jak zwykle milcząca i niemal niezauważalna, i chrząknęła znacząco, by zwrócić na siebie uwagę służącej, po czym wspaniałym gestem szczupłej ręki wskazała leżące na ramie łoża suknie. Nie było ich dużo - może sześć - i chociaż były pogniecione oraz zakurzone, to pozostawały czyste i niezniszczone.
To dla ciebie — oznajmiła Brasia. — To mój prezent za te lata służby. Jeżeli ci się nie podobająto znaczy, że się nie znaszto możesz je sprzedać. Są z poprzedniego sezonu, ale i tak powinny być drogie. Proszę, przyjmij je.
Dobrawa nie miała w zwyczaju obdarowywać służek takimi prezentami. Wolała przekazywać swoje piękne, wystawne ubrania na fundacje, gdzie miała pewność, że jej gest zostanie dobrze zauważony, odpowiednio odnotowany i doceniony, choć czasem też i pokojówki kopała wspaniałomyślność Wrońskiej. Dziewczynie, która przyszła po Gicie, Brasia kupiła wisiorek - dla niej nic, zwykły wyraz sympatii do służącej, a następny nadejdzie nieprędko. Ale akurat w czasie zbiegły się nagana Adama, jego propozycja dotycząca starych ciuchów i widok tego koszmarka, który założyła na siebie Margita, popychając Dobrawę do takiego czynu.
Powrót do góry Go down
Adam Wroński

Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Tumblr_inline_n623ljLIbr1sd2i4r

Kaliningrad, Rosja

błękitna

18 lat

IX klasa

bogaty

Panacea, Komitet Dyscyplinarny
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą EmptyWto Wrz 13 2016, 14:56
Nie bez ulgi Adam opuścił w końcu swój zagracony pokój. Swoim niewprawnym, choć już pańskim okiem, ocenił początkowy etap prac i odetchnął zauważalnie. Była jeszcze nadzieja dla młodych Wrońskich, że zanim wrócą z wakacyjnych wojaży wrócą ich rodzice i mały Dionizy wszystko w domu wróci już do normy i po piekle, przez które przeszła posiadłość, nie będzie nawet śladu. Do ich powrotu został jeszcze tydzień; Bogumił zlekceważył nalegania swej panikującej żony, by wrócić przed wyjazdem dzieci do szkoły, na rzecz wylegiwania się nad oceanem z drinkiem z palemką w ręku. Upodobanie, jakie wyrobił sobie do kolorowych drinków, zupełnie nie pasowało do jego srogiego wąsatego oblicza, ale cóż poradzić. Ma dość pieniędzy, by każde dziwactwo - swoje jak również małżonki i dzieci - zostało uznane za przejaw ekscentryki, które tylko uatrakcyjnia obrazek rodziny.
Na marmurowym progu wciąż straszyły zaschnięte błotniste ślady butów. W spowodowanym świeżym powietrzem przypływie inicjatywy, Adam potraktował je wodą z przywołanego zaklęciem wiadra. Prawie się potem pośliznął, nie przemyślawszy do końca swojego pomysłu. Mimo to, z czasem błoto zaczęło odmakać, więc w drodze powrotnej wystarczy tylko wylać na schody kolejne wiadro i wyschnie na czysto w tym sierpniowym upale.
Zgodnie z tym, czego się spodziewał, w stajniach nie czekał na niego ani widok uporządkowanych doków ani przyjemny zapach. Mimo wszystko ucieszył się na widok zwierząt i na pozór dość chętnie zakasał rękawy. Błękitna krew błękitną krwią, ale nie będzie kazał jednej małej Gicie przerzucać widłami całych bel czystego siana i usuwać stosów odchodów.
Adam zresztą sam poddał się po być może półgodzinnej pracy. Połowa doków wyglądała o niebo lepiej, a reszta... reszta musiała obyć się do powrotu stajennych. Gdyby nie zapewnienie Dobrawy, że to już dziś wieczorem, po krótkiej przerwie Adam być może dokończyłby, ale, jak już wspomniano, błękitna krew błękitną krwią. Niedamir i tak wyzwałby go od głupków, usłyszawszy tylko, że wziął do ręki pospolite narzędzie.
Wrócił do domu zziajany, ale z poczuciem spełnienia. I bolącymi ramionami do kompletu. Przebrał się w czyste rzeczy i na drodze do kuchni wyminął Gitę. Nie spodziewał się, by nagle zmieniła zdanie i poczęstowała się jedzeniem, które przygotował dla siebie i rodzeństwa. Po kolejnej półgodzinie opuścił kuchnię w wyśmienitym nastroju i z wyśmienitą lemoniadą na tacy szybującą obok.
Chciał zostawić ją gdzieś, gdzie skryta Gita weźmie ją sobie bez skrępowania, samemu kierując się na jeden z balkonów z książką. Minął jednak drzwi do pokoju Dobrawy i dochodzące stamtąd głosy trochę go zdziwiły.
- Jeszcze tu jesteście? - nie było go chyba przecież ponad godzinę, a jego kochana siostrzyczka musiałaby chyba kupować dwie rzeczy dziennie przez cały miniony rok, by wciąż trwało ich porządkowanie. - Zrobiłem lemoniadę. - skoro są tu obie i przyzwyczajone do swojego towarzystwa, chyba nie będzie problemu, by się przy sobie napiły.
- Naprawdę ładne te sukienki, zastanów się zanim wyrzucisz. Aha, Gita, jeśli naprawdę nie chcesz obiadu, zrobiłem ci trochę kanapek na potem, są w kuchni, przykryte białą ściereczką. - bąknął tylko na odchodne, przytłoczony zapachem pudru i natłokiem kolorowych tkanin. A najgorsze, czyli godziny w przymierzalni pod okiem Dobrawy, jeszcze go czekało.
Powrót do góry Go down
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty

PisanieRe: Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą   Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą Empty
Powrót do góry Go down
 
Prasowanie skarpet, 30. sierpnia '96 z Gitą
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Czarodzieje, którzy przeglądają ten temat:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Napisz nowy tematSkocz do: